soulmate (6)


Atsushi:

Ledwie wszedł go Agencji, a zaraz został porwany przez Dazaia, który uciekał przed wściekłym Kunikidą.

 - Atsushi, świetnie się składa, chodź, pójdziemy razem zająć się pewną sprawą~ 

Sprawa dotyczyła odnalezienia psa, który uciekł parę dni wcześniej. Był to jakiś drogi rasowiec, więc właścicielowi bardzo zależało na znalezieniu go.

 - A więc Atsushi, jak tam pełnia? 

Chłopak westchnął cicho, spodziewał się tego pytania.

 - Dobrze, spokojnie. Nikomu nie zrobiłem krzywdy, Ryunosuke przyniósł mi kawał mięsa - wzruszył ramionami, przerywając na chwilę, by spytać kogoś, czy nie widzieli psa. Naprawdę nie chciał wykonywać tego zadania, nie znosił psów ze wzajemnością.

 - Ryunosuke? Mam wrażenie, że jednak coś się tam działo - mężczyzna uśmiechnął się, widząc speszenie swojego młodszego kolegi.

 - T-tak...O-okazało się, że coś do siebie czujemy, nie do końca wiemy co... I zdecydowaliśmy mówić do siebie po imieniu... Dazai, powiedz, co ty mu zrobiłeś? Jak spał, miał koszmar z tobą i później był dziwny...

 - A, pies z pianą - mruknął wskazując na jakiś zaułek

 - Gdzie?!

 - Żartowałem - włożył ręce do kieszeni płaszcza, idąc dalej. Atsushi po chwili patrzenia na niego jak na debila - którym był - dorównał mu kroku. - To co czujecie dzieciaki to miłość. Nie nauczycie się żyć z tym uczuciem inaczej niż poprzez przebywanie ze sobą. Chociaż los lubi być zabawny, połączyć dwie sieroty, które nie mają pojęcia czym jest miłość? Powiedziałbym, że to okrutne, chociaż bardziej zabawne. Znaczy, dla was nie. Dla mnie jak najbardziej. Uznaj to za trening, Atsushi. 

Kompletnie zbył pytanie o to, co robił Akutagawie, zamiast tego zaproponował obcej kobiecie na środku ulicy podwójne samobójstwo... Niestety z piekarni, z której wyszła, zaraz wystrzelił mężczyzna, który zaczął grozić Dazaiowi i go gonić. Tygrys westchnął ciężko, nie mając najmniejszego zamiaru pomagać mentorowi. Zamiast tego zajął się pracą. Im szybciej skończy, tym szybciej pójdzie spać. 

Akutagawa:

W kwaterach Portowej Mafii czuł się tak, jakby wzrok wszystkich członków skierowany był na niego. Przez to strasznie trudno było mu się skupić na rzeczach, które zazwyczaj wykonywał od tak. Zwykłe przesłuchanie szpiega, który jakimś cudem wkradł się do budynku, było istną katorgą, dlatego po jakimś czasie kazał Higuchi zająć się resztą, a sam udał się do jednego z pustych gabinetów. Tam mógł w spokoju przejrzeć dokumenty, jakie zostawił sobie na później, ale to też mu nie wychodziło. Co teraz robił Atsushi? Pewnie ciężko pracował wraz ze swoimi przyjaciółmi. A on? Od kilku godzin zdążył jedynie złożyć dwa podpisy na dokumencie, z którego nie pamiętał ani słowa. Zagryzł wargę, powstrzymując się od przekleństwa. Ta cała "miłość" cholernie źle na niego wpływała. Wyciągnął telefon z zamiarem włączenia jakiejś muzyki, aby umilić sobie czas, ale zamiast tego otworzył skrzynkę smsową. Później ja wyłączył. I znowu włączył. I tak przez dobrą godzinę siłował się z myślami, dopóki ktoś nie klepnął go w ramię.

 - Jeśli ty do niego nie napiszesz, to sam to zrobię - odezwał się Chuuya. Młodszy mafiozo nawet nie zauważył, gdy wszedł do tego pomieszczenia. Był tu od początku, czy wślizgnął się niedawno? Tak czy inaczej, na pewno widział rozterki Akutagawy.

 - Nie mam pojęcia, o kogo ci chodzi - skłamał gładko, chcąc schować telefon do kieszeni, ale rudzielec był szybszy. Wyrwał go z rąk zabójcy i za pomocą umiejętności przeniósł się na drugi koniec pokoju.

 - "Jak ci mija praca?" i wyślij. Proszę, to wcale nie jest takie trudne.

 - To było naprawdę dziecinne zagranie, Chuuya.

 - Nie bardziej niż twoje zachowanie, panie Akutagawa "Wcale nie jestem zakochany" Ryunosuke. 

Prychnął zdenerwowany, Rashomonem odbierając swoja własność. Nie chciał przeszkadzać Atsushiemu w pracy, przecież mógł być w środku naprawdę trudnej sprawy. Herszt czasami zadziwiał go swoja prostolinijnością. Czy pisał takie luźne wiadomości z Dazaiem? Czy dzwonił do niego, bo umierał z tęsknoty? Był też ciekaw, czy któryś z nich odbierał drugiego z pracy, aby razem mogli wrócić do swojego apartamentu.

 - Wiem, że nie lubisz otwierać się przed innymi - Chuuya usiadł na biurku, bokiem do Akutagawy - ale jeśli masz jakiekolwiek pytania, to postaram się na nie odpowiedzieć. W końcu to ja zostałem twoim mentorem po tym, jak mój cholerny skurwiel odszedł, dlatego czuję się w obowiązku ci pomóc. 

Przez dłuższą chwilęe nic nie mówił, ale w końcu dziesiątki pytań same wypływały z pomiędzy jego warg. Praca mogła poczekać, teraz liczyło się tylko to, aby wiedział, jak uszczęśliwić ukochaną osobę.
Atsushi:

Już sam bez Dazaia szukał psa. Dzięki temu mógł się zastanowić nad paroma sprawami. Zadziwiało go to, jak szybko stosunek między nim a Ryunosuke się zmienił. Na początku chcieli się pozabijać, każdy ze swoich własnych powódek. Atushi chcąc odpłacić mu za krzywdy przyjaciół, Akutagawa chcąc uwodnić Dazaiowi, że jest silny. A teraz? Na samą myśl, że miałby zrobić mu krzywdę, żołądek wiązał mu się w supeł. Nie dałby rady go zabić. Cieszyło go, że Agencja jest teraz zawalona pracą, dzięki czemu nikt - prócz Dazaia - nie zwracał na niego uwagi. Jednak... Skąd Dazai o wszystkim wiedział? Tygrys sam nie był pewien, czy wolałby trzymać to wszystko w sekrecie, jednak czuł się niekomfortowo z myślą, że jego mentor wie o wszystkim od tak. Westchnął cicho, no i jeszcze Akutagawa. Niby coś do niego czuje. Ale naprawdę nie ma pojęcia jak się zachowywać. Najchętniej po prostu tuliłby się do niego czy był obok. Teraz, daleko od niego, czuł się jakby niepełny. Coś okropnego.

 - Hm? - poczuł wibracje w telefonie i wyciągnął go z kieszeni. Jego policzki przybrały lekki, rumiany kolor, gdy zauważył, kto napisał. Zaraz w jednym z zaułków zauważył Dazaia, który próbował coś wyciągnąć ze szczeliny pod śmietnikiem.

 - Dazai? Co ty robisz? - podszedł do niego pełen obaw, że to może być kolejny dziwny sposób na samobójstwo, którego nie rozumiał.
 - A, Atsushi~! Idealnie, właśnie chciałem po ciebie dzwonić. Masz chudsze łapki niż ja. Widzisz, pod tym śmietnikiem schował się nasz szczu... ekhem, piesek. Ale mnie się boi, tak więc twoim zadaniem jest wyciągnięcie go. Potrzymam to~ - zabrał mu telefon, a chłopak mając złe przeczucia, położył się na ziemi i sięgnął po psiaka. Zaraz z krzykiem wyciągnął rękę.

 - Udziabał mnie! - z pogryzionych palców leciała mu krew. 

 - Walcz, tygrysku~ - Dazai nie przejmując się tym wcale, usiadł na pokrywie od śmietnika stojącego obok i bawił się telefonem chłopaka.

 - Chyba zaraz dostanę migreny... - mruknął, z determinacją sięgając po psa. Złapał go, jednak jak na małego psiaka to bestia mocno się zapierała przed wyjściem.

 - Kunikida i Chuuya często jej dostawali - zauważył brunet. "Szukamy psa, nic ciekawego. A jak twoja? Wiesz... Źle mi jak jesteś daleko."  – Wyślij~

 - Chyba domyślam się nawet, dlaczego...

Po chwili walki wyciągnął spod śmietnika psa i porównał go ze zdjęciem, który wyciągnął z kieszeni.

 - Dazai-san... To nie ten pies... - puścił futrzaka, który zaraz zaatakował jego nogi. - To nie pies, to szatan! 

Po chwili pies uciekł, a Atsushi stał pogryziony z cieknącą delikatnie krwią. Najbardziej ucierpiała jego ręka mimo wszystko.

 - Idź do Yosano po jakieś zastrzyki, ja pójdę szukać dalej - Dazai poklepał go po ramieniu i poszedł, zabierając przy tym telefon chłopaka, o którym ten zupełnie zapomniał. 

Akutagawa:

Czul się maksymalnie zażenowany, gdy rozmawiał o tych rzeczach z Chuuyą. Tym bardziej, że mężczyzna zaznaczał, iż "Ja tego nie robię" albo "Tak tylko ci mówię, nie myśl sobie, że ja taki jestem". Gin chyba kiedyś mu wspominała, że takie osoby nazywa się "tsundere"...

 - A o sprawach łóżkowych porozmawiamy, kiedy w ogóle się pocałujecie.

 - Chuuya!

 - Biedny tygrys, znając ciebie, to pewnie umrze jako prawiczek... 

Naprawdę nie spodziewał się takich słów po swoim mentorze. Spłonął rumieńcem i już chciał wyjść z pokoju, kiedy jego telefon zawibrował, obwieszczając nadejście smsa. Akutagawa znowu przeklinał na swój refleks, bo to rudzielec jako pierwszy chwycił za komórkę i odczytał wiadomość. Uśmiechnął się rozczulony.

 - Twoja kicia za tobą tęskni - wpisał kilka słów na klawiaturze i oddał sprzęt koledze. Ten od razu wykasował "Kąpiąc się we krwi wrogów, myślę o tobie" i spojrzał na herszta z pobłażaniem. - Oj, żartowałem. Nie wysłałem tego przecież, prawda? 

Przejechał dłonią po twarzy. Takiego zachowania spodziewał się raczej po Dazaiu, a nie po jednym z najbardziej cenionych członków Portowej Mafii. Czy jeden kochanek może drugiego zarazić swoim charakterem? Pożegnał się oschle z Chuuyą i wyszedł na korytarz. Tutaj znowu zdawało mu się, ze z jego twarzy można wyczytać każdą skrywaną myśl, każdą emocję i że zaraz ktoś to wykorzysta, aby zniszczyć mu życie. 

"Współczuję, lepiej by było, jakbyście szukali kota. Psy są okropne. Ja niestety jestem zawalony dokumentami." 

Zastanowił się, co jeszcze mógłby dopisać, bo to wyglądało tak, jakby zignorował drugą część wiadomości. Wyszedł na taras, aby chłodnawe powietrze pomogło mu jakoś zebrać myśli. 

"Nie wiem, jak zareagowaliby twoi znajomi, jakbym przyszedł odebrać cię po pracy. Szczególnie tamto rodzeństwo." 

Uznał, że przez smsy o wiele trudniej było mu pisać o swoich uczuciach, dlatego "chce cię zobaczyć" ukrył w propozycji spotkania wieczorem. Jednak to była prawda, tamten rudzielec i jego młodsza siostra na pewno nie pałają do niego zbytnią sympatią po tym, co im zrobił. A nie chciał sprawiać problemów Atsushiemu, bo oczywiście opinie o nim, mafiozie i mordercy, miał głęboko w poważaniu. Cały świat mógł go nienawidzić, ale od jego detektywa niech się trzyma z daleka.

Atsushi:

Yosano była naprawdę niepocieszona tym, że jedyne co ma do zrobienia z Atsushim, to jakieś denne zastrzyki, by nie złapał wścieklizny.

 - Może jednak pomogę ci z tymi ranami, co, Atsushi?

 - Nie, nie! Nie trzeba, już zaczynają znikać - wstał szybko po otrzymaniu ostatniego zastrzyku. - Dziękuję, muszę już iść. 

Niemal wybiegł z gabinetu. Akurat do Agencji wrócił Dazai, który wysłał kolejną wiadomość do Akutagawy.
 
"Ludzie rzadko szukają kotów. Uważają, że sobie dadzą same radę... A to nieprawda, potrzebujemy opieki. Pewnie nie byliby zadowoleni. Zwłaszcza Tanizaki. Ale możemy spotkać się wieczorem w parku." naprawdę dobrze się bawił pisząc jako Atsushi. Chciał zobaczyć jak ta dwójka spędzi czas poza pełnią, a zanim sami by to zrobili...

 - Znalazłem tego psa, dobra robota, Atsushi~

 - Ale ja nic nie zrobiłem... Ah, ale mogę wypełnić raport za to! - zaproponował, a Dazai uśmiechał się szeroko, oddając mu telefon.

 - Pozostawiam to tobie~
Akutagawa:

"Potrzebujemy opieki?" Czy to znaczyło, że Atsushi oddaje się w ręce Akutagawy? Mężczyzna zarumienił się nieznacznie, wyobrażając sobie, jak tygrys po niepełnej przemianie, leży mu na kolanach, a ten go głaszcze po nagich plecach... Chwila, czemu nagich? Przecież on nie miał zielonego pojęcia, jak detektyw wyglądał bez koszulki! Dal sobie mentalnego splaskacza, zanim odpisał. 

"Chętnie. Będę czekać przy południowym wejściu, przy zegarze." 

Po tej wymianie smsów, praca szla mu o wiele lepiej niż tych kilka godzin temu. Nie spodziewał się tego, żze nawet taka mała namiastka soulmate'a, jaką dostał w wiadomościach, może tak dobrze na niego wpłynąć. Chociaż humor miał dobry tylko do czasu, aż zobaczył splecione dłonie Higuchi i Gin.
- Nie zaakceptowałem was jeszcze - rzucił chłodno, przyciągając siostrę do siebie. Jego podwładna z bólem spojrzała na ukochaną, rzuciła ciche przeprosiny i wyszła z pomieszczenia. Wkurzona do granic możliwości Gin rozpoczęła trwającą naprawdę długo kłótnię o to, żze Akutagawa nie może tak po prostu niszczyć jej życia miłosnego. To był pierwszy raz, kiedy krzyczała tak głośno na swojego brata, dlatego ten na początku nie wiedział, jak zareagować, ale później obudziła się w nim bestia. Wszyscy podwładni opuścili to skrzydło budynku, w której trwała mała wojna, bojąc się stanąć na drodze katany lub Rashomona. Nie wiedział, jak długo walczył z siostrą, ale w końcu nadszedł koniec jego "zmiany" (o ile w mafii pracują zmianowo...) i ciskając błyskawice złości z oczu, ruszył w stronę parku. 

Atsushi:

Wypełniał raport gdy dostał smsa, który przypomniał mu, że nie odpisał wcześniej. Już miał przepraszać, gdy zauważył całą rozmowę. Zaraz poszedł do szatyna, który wylegiwał się na kanapie ze słuchawkami i nucił o samobójstwie. Ściągnął mu je, patrząc z wyrzutem.

 - Dazai! Czemu z nim pisałeś? - czuł jak go palą policzki.

 - Bo wy, dzieci, potrzebujecie, by ktoś pchnął was ku działaniu. Nie możecie spędzać razem tylko pełni. Nie dziękuj~ - zabrał słuchawki kończąc rozmowę. Powinien napisać Akutagawie, że to nie on to pisał... Jednak chciał się z nim spotkać, więc tego nie zrobił. Z ciężkim westchnięciem wrócił do pisania raportu z zadania. Gdy już kończył, tak by spokojnie być przed czasem spotkania, Dazai "przypadkiem" wylał na niego kawę. Spieszać się wiec napisał wszystko od nowa (bo Atsushi to debil i pisze raport na kartce, zamiast w komputerze) i spóźniony biegł do parku. Stanął zmachany przed Ryunosuke, łapiąc łapczywie oddech.

 - P-przepraszam... D-Dazai wylał na raport kawę i musiałem pisać od nowa... - bał się na niego spojrzeć, na pewno jest zły. 

Akutagawa:

Swoja złość wyładowywał na niewinnym drzewie, rosnącym zaraz obok zegara. Rashomon najpierw wyrwał je wraz z korzeniami, a później pokroił na drobne kawałki. Na końcu je pożarł, jakby ukrywał dowody zbrodni. Na szczęście w tym czasie nikt obok niego nie przechodził, inaczej mogłoby się to źle skończyć...
Zmarszczył brwi, przypatrując się dyszącemu Atsushiemu. Widać było, że naprawdę się do niego spieszył, ale Akutagawa czekał już dość długo. Gdyby nie wkurzyła go siostra i jej... ugh... dziewczyna, to najpewniej machnąłby na to ręką, ale niestety miał parszywy humor.

 - Mogłeś kazać jemu to napisać - prychnął, krzyżując ręce na piersi. W myślach skarcił się za ten pretensjonalny ton. Przecież to nie wina detektywa, że Gin i Higuchi są sobie przeznaczone, a Dazai jest dupkiem. - Pokłóciłem się z siostrą. Wybacz, nie powinienem się na tobie wyładowywać. 

Nie wiedział co robić, po prostu wpatrzył się w swoje niezwykle ciekawe buty. Wypastowane. 

Atsushi:

Tak myślał, że będzie zły... Ale w sumie nie było tak źle. Zauważył dziurę w ziemi, czy tu wcześniej nie stało jakieś drzewo...?

 - Pisałem raport, bo to Dazai znalazł psa... Mnie jakiś inny pogryzł i musiałem iść do Yosano-sensei po zastrzyki przeciw wściekliźnie. Będzie mnie kuć przez najbliższy tydzień... - spojrzał na swoją rękę i nogi które były opatrzone i zabandażowane. Rany znikały, jednak nie natychmiast.

 - Pokłóciliście się? Ah, nic się nie stało. Tak myślałem, że będziesz zły... Chcesz mi opowiedzieć co się stało? Przejdźmy się, skoro już się spotkaliśmy. 

Uśmiechnął się ciepło. 

Akutagawa:

Wyciągnął dłoń, która zaraz delikatnie przesunął po zabandażowanym ramieniu mężczyzny. Tak jak myślał, psy to najgorsze, najbardziej parszywe stworzenia na świecie. Tylko dziwiło go to, że Dazai zgłosił się do szukania jakiegoś kundla. Przecież tez ich nienawidził.

 - Bardzo bolało? - zapytał łagodnie, chcąc jakoś zmazać wspomnienie o swoim wcześniejszym warknięciu. Nie był na niego zły, że się spóźnił. Wręcz przeciwnie, był szczęśliwy, że jednak postanowił spędzić z nim czas. Ale nie dał rady tego okazać, bo przed oczami wciąż widział zdenerwowaną twarz Gin.

 - Jest z Higuchi - zaczął, ruszając w park. Mieli szczęście, że nie było tu zbyt wielu ludzi. - Rozumiem, że Znaki je połączyły, tak jak nas, ale to wciąż jest dla mnie zbyt... Zbyt dziwne. I nie uważam, aby moja podwładna była dla niej kimś odpowiednim. 

Zacisnął zęby. Ciężko mu się o tym mówiło. 

Atsushi:

Zrobiło mu się ciepło na sercu gdy chłopak okazał to, że się przejął tymi bandażami. Cóż, Dazai wziął to zadanie, byleby uciec od wściekłego Kunikidy i by wyciągnąć jakieś informacje od Atsushiego... Normalnie nie tknąłby zadania z psem.

 - Trochę. Czułem już gorszy ból. Dziękuję, że pytasz - uśmiechnął się. Zaczynało już zmierzchać no i w środku tygodnia nie było wielu chętnych na spacery, tak więc mogli się rozluźnić.

 - Hm...Wiesz, to, że Znaki połączyły nas też jest dziwne. Bardzo dziwne. No i bądźmy szczerzy, również nie wyglądamy jakbyśmy do siebie pasowali. Ale... Daj im szanse - podrapał się po policzku. Nie był dobry w takich rozmowach. - Postaw się na ich miejscu, twoja siostra chyba bardzo cię kocha, prawda? Więc pewnie jest jej przykro, że ich nie akceptujesz. Ta Higuchi... To ta blondynka z kokiem, twoja podwładna, prawda? Skoro jest twoją podwładną i cię szanuje, to na pewno nie chce skrzywdzić twojej siostry. 

Idąc przeciągnął się. Był przyjemny, ale nieco chłodny wieczór.

 - A nie licząc kłótni... To był miły dzień? 

Gdy tak szli, na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Jako iż był już dzień po pełni, Atsushi nie musiał się bać nagłej zmiany w tygrysa, gdy tylko spojrzy na księżyc, chociaż i tak unikał patrzenia na niego. 

Akutagawa:

Oh, domyślał się, że czuł gorszy ból. W końcu przy pierwszym spotkaniu wyrwał mu nogę, musiało boleć jak suka. A inne ich walki? Niemal zawsze przebijał mu brzuch. Musiał przyznać, że początek ich znajomości nie należał do najlepszych... 

Prychnął z niezadowoleniem. Gdyby Higuchi tylko pomyślała o skrzywdzeniu jego siostry, to rozszarpałby ją na strzępy. Chociaż sama Gin nie da sobie nic zrobić, jest silna, to i tak cały czas czuł się za nią odpowiedzialny. Starsi bracia chyba już tak mają.

 - Powiedziałem jej o nas - przyznał. - Nie może uwierzyć, że nie mam nic przeciwko tobie, a ją i Higuchi tak bardzo neguję. Nie dała mi wytłumaczyć, że na początku skakaliśmy sobie do gardeł i nienwidziliśmy naszych Znaków. 

Spojrzał na Atsushiego, gdy ten uniósł wzrok na niebo. W fioletowo-złotych oczach odbijały się setki gwiazd, a na policzkach widać było delikatne rumieńce przez to, że wieczór nie należał do najcieplejszych. Akutagawa musiał być przed sobą szczery - jego soulmate był piękny. I to pierwszy raz, gdy mafiozo pomyślał tak o kimkolwiek. Zawstydził się nieco. Sam nie uważał się za specjalnie pociągającego, dlatego stojąc obok kogoś takiego, czuł się nieco jak brzydkie kaczątko.

 - Teraz jest miły - chwycił go za dłoń. - Dziękuję, że zgodziłeś się spotkać, nawet jeśli nie ma pełni. Doceniam to. 

Atsushi:

O nas. Powiedział swojej siostrze "o nas". Na sekundę mózg Atsushiego się zawiesił na tych dwóch słowach. Czy to znaczy, że oni są razem?

 - Pewnie nie była zadowolona, że twoim solumatem jest tygrys, co? Spróbuj dać im szanse albo chociaż ignoruj je. Nie ma co się ciągle denerwować.

 - Hm? - zarumienił się, gdy Ryunosuke go złapał. Ścisnął lekko jego dłoń i odwrócił wzrok. - Wieeeeesz, tak właściwie to nie pisałeś ze mną, a z Dazaiem - przyznał w końcu. - Napisałeś do mnie może minutę przed tym jak pogryzł mnie pies. Dazai zabrał mój telefon i oddał mi go, gdy już się umówiliśmy. Ale w sumie to co pisał to prawda, t-tęskniłem nieco... - miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie miał pojęcia czemu to przyznał, jednak coś go podkusiło, by to powiedzieć.

 - No i nie chcę, by tylko pełnia była czasem, gdy się spotykamy... No bo ja wtedy przecież nie mam jak z tobą rozmawiać. A chcę cię lepiej poznać. 

Miał wrażenie, że brzmi jak jakaś durna nastolatka. 

Akutagawa:

Oczywiście w zwrocie "o nas" chodziło mu o to, że są soulmate'ami. Jednakże nic nie stało na przeszkodzie w tym, aby spróbowali być tak razem-razem. W końcu powiedzieli sobie o swoich uczuciach, zaakceptowali się.

 - Była tak bardzo zdziwiona, ze aż jej maska spadła - lekko zadrżały mu wargi przy probie powstrzymania uśmiechu. - Ale masz rację, muszę je zaakceptować. To w końcu moja siostra, na pewno wie co robi - westchnął. 

Zamrugał szybko kilka razy, przetrawiając informacje. 

Dazai. 

Dazai wie. 

Dazai jest najgorszym dupkiem, jakiego widział świat. 

A Akutagawa nie wiedział czy ma się zezłościć, czy umrzeć z zażenowania. Zamiast tego, po prostu westchnął przeciągle, starając się uspokoić.

 - Następnym razem pilnuj swoich rzeczy - powiedział powoli. Było mu naprawdę głupio, ale z drugiej strony cieszył się, że nie wypisywał jakiś głupot. Maniak samobójstw miałby wtedy niezły ubaw.

 - Nie sądzę, abym był aż tak interesująca osobą, ale jeśli coś cię interesuje, to z radością odpowiem na twoje pytania i zaspokoję ciekawość. 

W pewnym momencie zatrzymał się raptownie, patrząc na szeleszczące w cieniu krzaki. Był pewien, że usłyszał miauknięcie dobiegające z nich. Wytężył wzrok, chcąc zobaczyć chociaż ogon kota, ale niestety światła lamp tam nie dobiegały. Przez jego twarz przebiegł smutek, który zaraz zakryła jego codzienna pokerowa mina.

 - Wy, koty, jesteście zawsze takie trudne do schwytania - przesunął kciukiem po wierzchu dłoni Atsushiego. - I niby ciężko was oswoić, a jednak nie uciekasz. Myślałem, że przytłoczę cię swoim zachowaniem, bo teraz pierwszy raz w życiu okazuję aż tyle uczuć i... i nie wiem, od której strony się za nie zabrać - delikatnie uśmiechnął się z wdzięcznością i lekkim zawstydzeniem. 

Atsushi:

 - P-przepraszam... - ah, mógł jednak tego nie mówić. Znów go zdenerwował niepotrzebnie. Zaraz jednak nadął nieco policzki. - Każdy jest ciekawy, kim dokładnie jest jego soulmate. Interesuje mnie dużo rzeczy. Nawet pierdoły. Jakie książki lubisz, czy lubisz ostre jedzenie, czy jesteś rannym ptaszkiem? Jakie są twoje ulubione filmy? Możemy zacząć od takich drobiazgów. 

Również się zatrzymał. Rzeczywiście chwilę temu w krzaku siedział kot, teraz jednak uciekł. Uśmiechnął się delikatnie słysząc to co mówił Ryunosuke.

 - Przytłacza mnie to - przyznał. - I wcześniej dużo o tym myślałem nocą, jednak... W takich chwilach jak ta, na chwilę pokazujesz te uczucia całym sobą jest mi tu zwyczajnie ciepło - położył wolną dłoń na sercu. - I mimo iż tygrys wewnątrz mnie chciałby uciec lub zaatakować swojego wroga, to dobrze wiem, że tego nie zrobi. 

Gdy szli dalej, przetarł sennie oko. Całą poprzednią noc nie spał i teraz wyraźnie czuł zmęczenie. A z tej części parku, w której aktualnie byli, bliżej do siebie miał mafiozo. Jego czekał dłuższy spacer. 

Akutagawa:

Zdziwił się. Takie nieistotne szczegóły go interesowały? Chociaż teraz, gdy o tym wspomniał, to sam miał ochotę dowiedzieć się tych rzeczy o Atsushim.

 - Zdążyłeś chyba już zauważyć, że rankami nie mam ochoty ruszać się z łózka - westchnął, przypominając sobie te dwie pobudki obok soulmate'a. Były niesamowicie przyjemne. - A jeśli chodzi o książki, to uwielbiam henkaku tantei shyousetsu. I nie oglądam zbyt wielu filmów. 

Skupił wzrok na dłoni detektywa spoczywającej na sercu. Więc to prawda, co mówił Chuuya - jeśli ty coś dajesz od siebie, jeśli okazujesz choć odrobinę uczuć, to druga osoba jest szczęśliwa, kochana. Nie wiedzieć czemu poczuł się tak, jakby niewidzialna, zimna ręka zaciskająca się dotychczas na jego szyi, zniknęła. Myślał, że taka nagła zmiana w zachowaniu zniechęci tygrysa, że uzna go za mięczaka, ale na szczęście tak nie było. Co za ulga.

 - Ufam, że go powstrzymasz. A nawet jeśli nie, to Rashomon da sobie rade - wykrzywił delikatnie usta w uśmiechu. Dawno nie walczyli, będą musieli nadrobić ten stracony czas. 

Zauważył zmęczenie Atsushiego. Spojrzał na niego pytająco.

 - Chcesz, żebym odprowadził cię do domu? Bo jeszcze zaśniesz gdzieś po drodze... - w końcu był kotem, prawda? Akutagawa nawet mógł sobie wyobrazić detektywa śpiącego gdzieś na murku, kiwającego leniwie ogonem. 

Atsushi:

Interesowało go wszystko. W końcu nie byli już wrogami, mieli spędzać wspólnie pewnie wiele czasu. A najlepiej się go spędza, gdy się poznaje drugą osobę.

 - Zauważyłem - uśmiechnął się. - Też się lubię wylegiwać rano, ale niestety nie mogę. Wizja wściekłego Kunikidy, gdy spóźnię się do pracy, zbyt mnie przeraża. Powieści detektywistyczne? Sądziłem, że będziesz bardziej fanem jakiś kryminałów. 

Uśmiechnął się szeroko.

 - Z pewnością da sobie radę. W końcu już nie raz to udowadniałeś. 

Musiał przyznać, że nieco brakowało mu tych walk. Oczywiście, nie licząc tych momentów, gdy był przebijany lub tracił kończynę. Za tym absolutnie nie tęsknił.

 - Hm? Ah, już zdarzało mi się zasypiać na drzewie... Zazwyczaj wtedy budził mnie ktoś, kto ciągnął za zwisający pasek i po prostu spadałem na ziemię - skrzywił się na to wspomnienie, nie znosił takich pobudek. Najchętniej w końcu skróciłby ten pasek... Ale gdy raz założył inny, czuł się dziwnie, jakby czegoś brakowało. Kot jednak musi mieć ogon.

 - Jeśli to dla ciebie nie problem, to byłoby mi miło. 

Jeszcze jakiś czas temu wolał, by Ryunosuke nie wiedział, gdzie mieszka, a teraz nie przeszkadzało mu to ani trochę. Jak ten czas leciał. Nie mieszkał już w agencyjnym akademiku, tylko wynajmował małe mieszkanko w niskim bloku. Bardzo małe mieszkanko, łazieneczka i miniaturowa sypialnia, która była od razu kuchnią. W czasie przemiany dosłownie się dusił w środku. Jednak mieszkanie tu miało jeden plus - Dazai nie nachodził go zbyt często. 

Przed drzwiami zastanowił się nad czymś.

 - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś - uśmiechnął się - Um...Chcesz może napić się herbaty? 

Akutagawa:

Przypomniał sobie poznanego już okularnika. Nie wyglądał jak ktoś, kogo chciałoby się zdenerwować, ale to może błędne wrażenie.

 - To nie są typowe powieści detektywistyczne, o wiele więcej w nich groteski, autorzy wolą skupiać się na psychologii bohaterów niż na samej zagadce. Niektórzy nawet nie rozwiązują tajemnicy albo wprowadzają element, który urywają w połowie, nie podając odpowiedzi na setki pytań... Wybacz, rozgadałem się - nieco zawstydzony podrapał się po policzku. 

Nie mógł powstrzymać prychnięcia śmiechem, które zaraz zamaskował kaszlem. Z Atsushiego był prawdziwy kot. Ciekawe czy też lubił pić śmietankę albo mleko? Musiał to kiedyś sprawdzić.

 - Nigdy nie powiem "nie" herbacie - uśmiechnął się delikatnie. 

W środku mieszkanka rozejrzał się. Było skromnie urządzone, małe, ale niesamowicie przytulne. Zaskakujące było też to, że panowała tu taka czystość. Nie wiedzieć czemu, uważał, że detektyw nie był osoba lubiącą porządek.

 - Dobrze, że pokazałem ci tamten hangar - zaczął, stając na środku pokoju. - Nie wyobrażam sobie, jak tutaj musiał czuć się tygrys. 

Atsushi:

Kiwnął głową słuchając go.

 - Ah, czyli "nie mam pojęcia kim mógłby być morderca"? - zacytował wywiad z jakimś autorem, który słyszał jakiś czas temu w radiu. - Nic się nie stało. Od tego są spacery by rozmawiać. 

Nadął polik gdy się z niego zaśmiał.

 - Co cię tak bawi? - zaraz jednak się uśmiechnął. - Nie musisz ukrywać śmiechu. Nie jesteś w pracy. 

Zdjął buty w wejściu i wstawił wodę na herbatę, z szafki wyciągając ciastka. Uwielbiał słodycze i zawsze miał jakieś ciacha do poprawienia sobie humoru.

 - Jak w klatce, szło zwariować, bo jeśli nie spałem, to chodziłem w kółko - skrzywił się lekko na wspomnienie tych wszystkich nocy, stawiając przy okazji talerz z ciastkami na stoliku. - Szło zwariować, więc nawet nie wiesz jak bardzo ci jestem wdzięczny. 

Po chwili zaparzył herbatę i postawił kubeczki na stole. Zaraz obok znalazł się miód, którym to swoją posłodził.

 - Więc... Co zrobisz ze swoją siostrą i tą Higuchi? Odpuścisz im nieco? - napił się, zaraz rozwiązując bandaż na ręki. Strasznie go denerwował, a na skórze miał już tylko białe szramy, które w przeciągu nocy powinny zniknąć. 

Akutagawa:

Ożywił się nieco.

 - Tak, dokładnie. Autor wprowadził pod koniec książki drugiego antagonistę, ale jak to sam narrator przyznał, nie wie, który z nich popełnił zbrodnię - widać było w jego oczach wesołe iskierki. 

Zakrył usta wierzchem dłoni. Wiedział, że nie musi ukrywać emocji, kiedy był z soulmatem, ale robił to już tyle lat, że ciężko było mu się przestawić. 

Mimochodem zauważył, że Atsushi założył dwie rożne skarpetki. Rozstrzepaniec.

 - Dziękuję - otoczył kubek dłonią, ogrzewając ją. Nie był specjalnym fanem słodyczy, ale pozwolił sobie wziąć jedno ciastko.

 - Mogę kupić tamten hangar, aby nikt tam przypadkiem nie wszedł, kiedy będę starał się ciebie uspokoić. Lepiej, aby cywilom nic się nie stało, prawda? 

Westchnął głęboko, zjadając do końca ciasteczko. Bardzo chciał, aby jego siostra była szczęśliwa, ale znając Higuchi może być z tym ciężko. Chyba że dzięki Znakowi zmieni się, tak jak i on.

 - Nie wiem - przyznał, przesuwając bladymi palcami po zasklepionych już ranach na przedramieniu Atsushiego. Dziwnym sposobem uspokajało go to. - Ale nie chcę znowu się z nimi sprzeczać. A skoro Gin po usłyszeniu o tobie spytała tylko, czy kupić ci jakąś drapaczkę, to myślę, że ja też powinienem przejść z jej związkiem do porządku dziennego. 

Spojrzał mu w oczy, nagle zaintrygowany.

 - Potrzebujesz takich zabawek, jakimi bawią się koty? Wiesz, nakręcane myszki, dzwoneczki czy nawet puste kartony...? 

Atsushi:

Zakrztusił się herbatą. Kupić hangar?! Przecież to dużo pieniędzy będzie kosztować pewnie.

 - N-nie trzeba... Raczej nie trzeba... Damy radę... 

Przeszedł go lekki dreszcz, gdy tak przesuwał palcami bo ranach. Nie spodziewał się czegoś takiego, chociaż musiał przyznać, że było to miłe uczucie. Zaraz jednak poczuł się dość dziwnie. W sumie ciekawiło go, czy Gin tak jak brat lubi koty.

 - Drapak...? - najlepszym drapakiem dla tygrysa było drzewo. Każdy inny zniszczyłby od razu. Kiwnął mimo wszystko głową. - Daj im szanse. Nie robią ci tego przecież na złość czy coś. 

Słysząc to pytanie spojrzał się na niego jak na idiotę.

 - Zniszczyłbym to wszystko łapą... Mimo wszystko tygrys waży więcej niż normalny kot, dla którego te zabawki są robione. Chociaż nigdy się nie bawiłem w tej formie raczej. Za dzieciaka byłem zamykany i przyczepiany do ściany na łańcuchu, więc no - wzruszył ramionami. Mówił o tym jakby nigdy nic, jednak w środku odczuwał smutek. Był tak traktowany nawet nie wiedząc czemu.

 - Ale kartony są fajne - przyznał, lekko się rumieniąc. Po przeprowadzce z akademika do mieszkania miał parę kartonów w pokoju. Jako tygrys próbował w nie wejść, jednak skończyło się na zmienieniu ich w placki. Gdy wypili herbaty przytulił się do czarnowłosego. Był już strasznie senny, wiedział, że mafiozo zaraz pójdzie zostawiając go samego, dlatego chciał wykorzystać jeszcze tę chwilę. 

Akutagawa:

Przekrzywił głowę. Co to miała być za reakcja?

 - Na pewno? Wolałbym, abyś się nie przejmował tym, że mógłbyś przypadkiem kogoś niewinnego skrzywdzić, gdybym jakimś cudem cię nie powstrzymał. Kazałbym otoczyć teren hangaru siatką, postawić znaki ostrzegawcze... - dla niego to naprawdę nie był problem. Przecież jest jednym z najlepszych morderców w Portowej Mafii, a tacy zarabiają niesamowicie dużo.

 - Wiem o tym, ale dla Gin zawsze ja bylem najważniejszy, a ona dla mnie. To dziwne uczucie, kiedy jest się odsuniętym na bok, że Znak znalazł jej ukochana - westchnął. 

Uniósł brew na wzmiankę o łańcuchu. Słyszał o tym podczas walki z Fitzgeraldem, ale teraz Atsushi wydaje się tym w ogóle nie przejmować, a przynajmniej tak chciał być postrzegany. Musiał przeżywać katusze za dzieciaka. Akutagawa splótł ich palce razem, aby dodać mu otuchy. To była przeszłość, teraz miał nadzieję, że dzięki niemu, te przemiany były o wiele przyjemniejsze. Dla mafioza na pewno był to naprawdę miły czas.

 - Trzeba znaleźć jakiś naprawdę duży karton w takim razie - rzucił z delikatnym uśmiechem. Te jego rumieńce były urocze. Ale zaraz to on się wściekle zarumienił, kiedy tygrys się do niego przytulił. Zazwyczaj to on traktował detektywa jak poduszkę w czasie poranków po pełni, a takie nagłe odwrócenie ról sprawiło, że Akutagawa nie miał pojęcia, co robić.

 - Atsushi...? - niezręcznie głaskał go jedną dłonią po plecach, a drugą wsunął w miękkie włosy. - Widzę, że jesteś zmęczony. Dobrze się dzisiaj spisałeś, powinieneś iść już spać. 

Atsushi:

 - Wiem, ale...Ale głupio mi. Przecież to masa pieniędzy - nagle herbata wydawał mu się bardzo interesująca.
 
Pokiwał lekko głową, no tak, to rodzeństwo przecież wiele przeżyło prawda? Musieli być do siebie bardzo przywiązani.

 - Ale pewnie i bez Znaku kiedyś by sobie kogoś znalazła. Musisz pozwolić jej żyć jej własnym życiem. 

Ścisnął jego dłoń. Mimo iż teraz było lepiej, to wspomnienia tych katuszy często go nawiedzały. Jednak teraz było przyjemniej i miał nadzieję, że tak już pozostanie. Z resztą, to przecież tyczyło się ich obu.

 - Uhum...- mruknął wtulając się w niego bardziej. - Wiem. Ale chcę jeszcze przez chwilę być blisko ciebie... Bo nie wiem kiedy się spotkamy...Wiesz, bardzo lubię jak mnie głaszczesz. Czy to gdy się zmienię, czy nie. 

W końcu jednak odsunął się i przetarł oko. Wydawało mu się, że przytulał się do niego strasznie długo, jednak była to tylko krótka chwila.

 - Nie będę cię już zatrzymywać... 

Odprowadził mafioza do drzwi wyjątkowo ciesząc się, że mieszkanie jest takie małe. Śpiący chodził dość krzywo.

 - Powiedziałbym bezpiecznej drogi, ale tobie nic nie grozi - uśmiechnął się, żegnając go. Zakluczył za nim drzwi i w drodze do łóżka rozebrał się, padając w samych bokserkach na łóżko, momentalnie zasypiając. 

~*~

Nikt się nie spodziewał, że opublikuję coś nowego jeszcze w tej połowie roku, ha!