Rather be
Na zawody zjechało się tyle ludzi, że Chuuya dłuższy czas musiał szukać swoich znajomych. Wcześniej pokazał ojcu którędy miał dostać się na widownię i zaraz go zostawił. Dostatecznie się stresował, a nie potrzebował dodatkowo nadopiekuńczego Arthura, który co chwila pytał o samopoczucie albo poprawiał mu bluzę.
Rozglądał się niespokojnie, pewny, że wśród członków Agencji Tańca znajduje się jego największy koszmar, jednak na szczęście nigdzie nie wypatrzył ciemnobrązowej czupryny. Za to jak zwykle mógł zgromić wzrokiem najlepszego tancerza w Japonii - Ranpo Edogawę. Mężczyzna wyglądał tak, jakby w ogóle nie chciał się tutaj przychodzić. Ze znudzeniem ciamkał lizaka i co jakiś czas odwracał się do pana Fukuzawy, gdy ten mruczał coś pod nosem. Jedynie w chwili gdy na niego patrzył, Ranpo zdawał się wręcz lśnić szczęściem. Zupełnie jakby nie liczył się nikt inny, tylko jego przybrany ojciec.
- Mógłby dać w końcu innym wygrać - prychnął Michizou, opierając brodę o ramię Chuuyi i przytulając go w pasie. - Korona by mu z głowy nie spadła, gdyby odpuścił sobie jakiś konkurs.
W pierwszym odruchu chciał go odepchnąć, ale jednak tego nie zrobił. Dotyk przyjaciela pomagał mu się uspokoić.
- A co, myślisz, że wtedy zdobyłbyś pierwsze miejsce? - uśmiechnął się do niego.
- Nie kiedy ty tu jesteś.
Otworzył usta, by coś jeszcze mu odpowiedzieć, ale tłum popchnął ich w głąb teatru, w którym odbywały się dzisiejsze zawody. Każda ze szkół miała osobne pomieszczenie, w którym mogła oczekiwać na swoją kolej. Oczywiście dyrektor teatru przestrzegł uczestników, że jeśli cokolwiek zostanie popsute lub zabrane bez pozwolenia z magazynów czy garderób, wszyscy poniosą za to odpowiedzialność i konkurs zostanie unieważniony. Chuuya miał nadzieję, że nikt nie był na tyle głupi, by kraść czy niszczyć rzeczy nienależące do niego. Nawet jeśli tych kilka lat temu był niezłym chuliganem, tak teraz starał się być "grzecznym chłopcem".
Pan Mori dawał jeszcze ostatnie wskazówki, kiedy Michizou poprosił fana kapeluszy o pomoc z arafatką. Odeszli na bok, gdzie stojaki ze strojami ich zasłaniały i wtedy Chuuya został przyszpilony do ściany, a jego usta zamknięto w namiętnym i nieco zbyt mokrym pocałunku. Stęknął zaskoczony. Nie spodziewał się tego i nie wiedział, jak miałby na to zareagować, a przez tę chwilę zawahania Michizou zrobił się śmielszy i wepchnął język pomiędzy jego wargi.
Zacisnął pięści. Nie, tak się nie będą bawili.
Ugryzł go na tyle mocno, że poczuł na języku ciepłą krew.
- Pogrzało cię!? - spytał najuprzejmiej jak potrafił, odpychając go od siebie. - Jeszcze tego brakowało, żeby któryś z nas wyszedł na scenę ze stójką, cholera jasna. Nie umiesz trzymać łap przy sobie?
Poprawił ramiączko koszuli, które mu się zsunęło i odetchnął głęboko. Musiał się uspokoić, nie chciał przecież niszczyć samopoczucia przyjacielowi przed samym występem.
- Chciałem tylko, żebyśmy się jakoś wyluzowali - wyższy rudzielec przełknął ślinę i z zakłopotaniem podrapał się po karku. - Nie rozmawialiśmy ostatnio, więc nie wiem jak się czujesz. Chciałbym jakoś pomóc ci ze stresem, a nie odpowiadasz nawet na smsy. Te bilety do kina, które ostatnio nam kupiłem, zmarnowały się i...
Chuuya szybko zakrył mu usta dłońmi.
- Micchi, nie chcę być niedelikatny, ale czy ty uważasz, że... Jesteśmy parą?
- Nie, oczywiście, że nie, ale...
Westchnął głęboko i przejechał dłonią po twarzy. Właśnie tego "ale" obawiał się najbardziej. Nie chciał wykraczać z nim poza tą całą relacją przyjaciół z korzyściami, nie chciał nawet kontynuować tego dziwnego układu, ale obaj się zgodzili, by w taki sposób zrzucać nagromadzone emocje, a przy okazji nie przypisywać do tego żadnych głębszych uczuć. Tak miało być, więc czemu to wszystko tak się pokomplikowało?
- Nie kocham cię - powiedział twardo i znowu zakrył mu usta, gdy widział, że chciał coś odpowiedzieć. - Ani ty mnie. Po prostu pojawiłem się w twoim życiu krótko po tym, kiedy Gin z tobą zerwała, dlatego jakoś chciałeś wypełnić pustkę po niej i ubzdurałeś sobie, że się we mnie zakochałeś.
Chłopak nie wyglądał na przekonanego. Zmarszczył brwi i odciągnął ręce Chuuyi ze swojej twarzy.
- Serio mówisz mi to teraz, przed konkursem? Myślisz, że będę w stanie wystąpić?
Drżał na całym ciele, a oczy zrobiły się szkliste, jednak nie wypłynęła z nich ani jedna łza. Wyglądał tak, jakby chciał wyrzucić słowa (byłego już) kochanka w niepamięć i udawać, że ta rozmowa nie miała miejsca. Jednak tu był punkt zwrotny w ich relacji, Chuuya nie mógł dalej tego ciągnąć. To była właśnie ta chwila.
- Powinniśmy to zakończyć. Nawet kosztem tego, że możemy nie zatańczyć teraz najlepiej. Nie wiem, czy uda nam się wrócić do bycia przyjaciółmi, wątpię, ale...
To, co nastąpiło po tych słowach pamiętał jak przez mgłę. Na pewno Michizou coś do niego krzyknął, a następnie go uderzył. Przyłożył mu z pięści w policzek, przez co upadł na ziemię. Ktoś odciągnął wrzeszczącego chłopaka, a inna osoba pomogła Chuuyi wstać. Słaniał się na nogach i cały świat wirował mu przed oczami, ale zasłużył sobie. Dobrze to wiedział, dlatego nawet nie jęknął, gdy Mori przyłożył mu coś zimnego do policzka, a następnie zakrył ranę opatrunkiem.
Uświadomił sobie, że w tym momencie stracił kogoś cennego, kogoś, kto zawsze był obok, gdy potrzebował oparcia i kiedy nie potrafił iść dalej. Michizou podawał mu pomocną dłoń i powtarzał, że uda im się przezwyciężyć wszystko. Jego uśmiechnięta twarz dodawała otuchy, gdy życie Chuuyi zdawało się kruszyć. On wiedział jak je naprawić.
Nawet nie wiedział, czy zdoła go przeprosić. Chłopak najzwyczajniej w świecie chwycił swoją torbę i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami, a przez impet te rozsunęły się jeszcze, ukazując go trzęsącego się i zakrywającego usta. Dopiero po odetchnięciu kilka razy był w stanie odejść. Kouyou wołała coś za nim, ale zdawał się być głuchy na jej prośby.
- Zjebałem - powiedział w końcu, naciągając czapkę na oczy. - Zjebałem po całości.
- Nie da się ukryć - Akutagawa jak zwykle potrafił go dobić jeszcze bardziej. Położył mu dłoń na ramieniu. - Ale w końcu to zrobiłeś, brawo.
Nie był pewien, czy jest to coś wartego gratulowania.
Kiedy Higuchi nieśmiało oznajmiła, że zaraz ich kolej, zacisnął zęby. Zatańczy. Nie pozwoli, by uczucia zniszczyły mu przyszłość. Już raz popełnił błąd i dał się ponieść emocjom tych kilka lat temu, ale teraz nawet pomimo tego, że policzek pulsował mu tępym bólem, chciał wystąpić.
Poprawił nakrycie głowy i otworzył drzwi, przez ułamek sekundy mając nadzieję, że znajdzie za nimi Tachiharę, który jednak postanowi wrócić. Oczywiście nie miał co na to liczyć. Chowając rozczarowanie za maską profesjonalnego uśmieszku, ruszył przed siebie, nucąc pod nosem swoją piosenkę, by odwrócić myśli od niewygodnej sytuacji.
Główna scena, na której wszystko się odbywało, była ogromna, ale skromnie ozdobiona. Chuuya rzadko kiedy bywał w teatrze, nawet jeśli jego dziadek tutaj niegdyś pracował. Lecz teraz nie miał czasu na podziwianie otoczenia. Musiał skupić się na swoim tańcu. Nie spojrzał na widownię, nie chciał wiedzieć ilu jest tutaj ludzi, zanim wejdzie na scenę, nie chciał też dostrzec swojego ojca, tym pewnie jeszcze bardziej by się zestresował.
Kiedy odczytano jego nazwisko, poprawił choker i dumnie wbiegł na środek sceny. Teraz był jego czas, cała uwaga skupiała się na nim i miał tylko kilka minut, by przekonać wszystkich, że jest jedynym, który zasługuje na wygraną.
Nie spodziewał się jednak, że pech tego dnia przygotował mu jeszcze jedną niespodziankę.
Każdy jego ruch był wyuczony do perfekcji, szlifowany każdego dnia, by w końcu podczas konkursu olśnić jurorów i publiczność. Sam wymyślił choreografię, jego ciało mogło poruszać się bez woli, bo mięśnie zapamiętały każdy gest. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i nic nie zwiastowało tego, że mógłby zaprzepaścić tyle tygodni ciężkiej pracy. A wszystko przez najgorszą marę przeszłości, o jakiej tylko mógł pomyśleć.
~
Wszyscy wstrzymali oddechy, kiedy powoli schodził ze sceny i wychodził z teatru, podążając prosto w paszczę demona.
- Co t y tutaj robisz!? - wysyczał wściekle przez zaciśnięte zęby, wręcz trzęsąc się ze zdenerwowania, kiedy drzwi do teatru zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Dlaczego musiał zauważyć go dokładnie w chwili, gdzie w kulminacyjnym momencie miał zrobić drugi obrót? Czemu akurat wtedy skrzyżował z nim spojrzenie i zaskoczony po prostu wywrócił się na parkiet? W tamtej sekundzie świat zdawał się z niego kpić, jakby krzyczał mu w twarz, że karma wraca w najmniej spodziewanej porze.
- Chciałem obejrzeć występ mojego partnera - koszmar uśmiechnął się leniwie, chowając dłonie do kieszeni jeansów. - Choć widzę, że przedstawienie już skończone. A szkoda, wielka szkoda...
Chuuya jedynie ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed przywaleniem mu z całej siły w ten irytująco idealny nos. To, na co pracował tak długi czas, co miało być jego przepustką do świata profesjonalnych, cenionych tancerzy, zostało zniszczone przez stojącego przed nim kretyna.
Jego były - B Y Ł Y, to trzeba podkreślić - partner, Dazai Osamu, uznał, że świetnym pomysłem będzie zrujnowanie mu marzeń dzięki pokazaniu się po ponad czterech latach ciszy i spokoju. A do tego zrobił to w naprawdę spektakularny sposób.
- Nie sądziłem, że dzięki mojemu spojrzeniu tobie wciąż miękną nogi.
- Skąd w ogóle pomysł, że to przez ciebie się wywaliłem!?
- Inaczej nie byłbyś taki wściekły - odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Dał sobie czas, by uspokoić oddech, dzięki czemu mógł dokładniej się mu przyjrzeć. Urósł i to bardzo. Przewyższał go o głowę, przez co patrzył na niego z góry, co nie napawało Chuuyę entuzjazmem. Również i jego rysy twarzy stały się ostrzejsze i jakby tego było mało, wciąż nie pozbył się z oczu tego irytującego błysku pełnego pewności siebie i jednocześnie smutku, jakby widział zbyt wiele złych rzeczy, które jedynie dodały mu sił.
Ale Chuuya wiedział, co go spotkało i dlaczego wtedy wyjechał z miasta. Nie sprawiało to jednak, że nienawidził go mniej. I kochał, choć starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli.
Chciał zapomnieć o wszystkich chwilach, które razem spędzili, o pocałunkach, które wymieniali ukradkiem, kiedy myśleli, że Mori nie patrzy. Te wszystkie przetańczone razem godziny i próby z ćwiczeniami zaufania, kiedy jeden po prostu upadał, a drugi szybko go łapał, aby nie zrobił sobie krzywdy. Udawało im się to niemal od razu, jakby nie było w tym nic trudnego.
Wtedy wszystko było takie proste.
- Twoje studio tańca dołącza do mojego, prawda? - spytał Dazai, siadając wygodnie na murku obok donicy z kwiatami. Rododendrony. Podobno oznaczają niebezpieczeństwo, co teraz idealnie pasowało do tej sytuacji. Umysł Chuuyi kazał mu uciekać, całe ciało wręcz rwało się, by odbiec jak najdalej stąd, jednak dzielnie stał w miejscu, nie ruszając się ani o centymetr. Wiedział dobrze, że w momencie, w którym spojrzał w oczy Dazaia, wpadł w pułapkę, z której nie da się wydostać.
- A ty oczywiście nie masz z tym nic wspólnego - prychnął, krzyżując ramiona na piersi.
- Czemu myślisz, że maczałem w tym palce? Tańczę z Kunikidą, nie potrzebuję cię.
Jeśli miał nadzieję, że tymi słowami go zrani, to się przeliczył.
- Słyszałem rozmowę twoją i pana Moriego, a niedługo później zadzwoniłeś do mnie. Nie jestem głupi, wiem, że coś planujesz - pochylił się nad nim. - Pytanie tylko "co"? Nie sądzę, abyś miał jakiekolwiek korzyści z tego, że Mafia się do was przyłączy.
Zamiast odpowiedzieć, pogładził go delikatnie po zdrowym policzku i uśmiechnął się. Tak, jak robił to lata temu, kiedy myśleli, że cały świat leżał u ich stóp. Tym razem Chuuya posłuchał tej mądrzejszej strony siebie i odszedł dwa kroki do tyłu, aby nie czuć nostalgicznego ciepła dłoni ukochanego.
Bał się, że przez takie coś mógłby powiedzieć kilka słów za dużo, czego później by żałował.
Bo Dazai zdawał się być w tamtym momencie aż zbyt bezbronny i odkryty, jakby chciał wyjawić samym spojrzeniem wszystkie swoje myśli, a Chuuya jako jego były partner mógłby je wszystkie zrozumieć.
- Znam cię zbyt dobrze, Chuuya. Wiem, że prędzej czy później ze mną zatańczysz.
- Śnij dalej, makrelo.
Odwrócił się zdecydowanie i ruszył w dół ulicy, nie oglądając się za siebie, aby nie musieć patrzeć na zadowolony uśmiech byłego partnera, który na pewno zdawał sobie sprawę z tego, jaką reakcję wywoła, gdy wypowie jego imię tym głosem. Bo obaj dobrze wiedzieli, że Dazai miał rację i nigdy się nie mylił, a Chuuya jedynie odwlekał to co nieuniknione. Duma nie pozwalała mu spojrzeć prawdzie w oczy.
W sumie to fajnie, ze sie znów na blogspota przerzuciłaś, ale z miłą chęcią bym przeczytała 4 część
OdpowiedzUsuńspokojnie, tu będzie o wiele szybciej niż na wtt, bo tam NAPRAWDĘ nie cierpiałam pisać; edytor tekstowy jest tam taki biedny i niewygodny, że dostawałam załamki x_x
UsuńSzczerze, to też uważam, że edytor tekstowy na wattpadzie ssie, ale przerzuciłam się z blogspota na tę platformę,bo jednak jest na niej po prostu więcej opowiadań i tekstów, które mnie interesują. Zresztą cudownie mi się robiło szablony na bloggerze niż te zasrane okładki z narzuconym formatem
Usuńgimme m o r e
OdpowiedzUsuńPowodzenia,jesli w tym roku czegoś się doczekamy xD dzień dziecka już minął, może prezent na gwiazdkę.
Usuńnieeee, jak ja mam żyć bez dobrego soukoku?
Usuń@Sadakoshi, zmotywowałaś mnie do opublikowania Shin Soukoku =A=
Usuńale spokojnie, obiecuję, że dance AU na pewno będzie kontynuowane, nie porzucę tego, póki Chuuya nie zatańczy w szpilkach