incubus (7)


Dazai:

Rano obudził się przednim czując okropny ból głowy. Zajebiście. Było mu tyle pić? Uśmiechnął się, widząc śpiącego demona i ostrożnie wstał z łóżka. Klnąc pod nosem poszedł do kuchni, gdzie łyknął od razu dwie tabletki. Hm, skoro Chuuya jeszcze spał, to z pewnością zostanie na śniadaniu, prawda? Z tą myślą wstawił wodę, by przygotować dwie kawy. Na śniadanie naleśniki. Praktycznie samo się robi, tyle co zrobić ciasto i je obracać na patelni. Da radę to ogarnąć... A w międzyczasie ten młot pneumatyczny nawalający w jego czaszkę może przestanie działać.

Chuuya:
Ranek powitał serdecznym "ja pierdolę", gdy zauważył, że wcześniejsze wydarzenia wcale nie były zwykłym wytworem jego wyobraźni, a naprawdę został u ukochanego. Złamał obietnicę. Zaprzepaścił to, na co tak długo pracowała siostrzyczka Kouyou. Powinien czuć się podle, ale nie mógł nic poradzić na to, że w sercu czuł wielką radość i ciepło.

 - Ale ze mnie niewdzięcznik - powiedział do leżącego na miejscu Dazaia kota i pogłaskał go.

Mógłby się przyzwyczaić do takich poranków - spokojna pobudka, słodki zapach i szum czajnika dobiegające z kuchni. A gdzieś tam miłość jego życia. Wykrzywił usta w nieco niepewnym uśmiechu i wyciągnął przed siebie dłoń. Bo nawet jeśli ich dwójkę już nie łączyła nić, to i tak ich do siebie ciągnęło, tak jakby wciąż byli sobie przeznaczeni. Skupił się, by raz jeszcze obdarzyć przerwaną nić znienawidzonym spojrzeniem, kiedy w sekundę się rozbudził i z zaskoczenia aż wyszły mu skrzydełka, ogon i... coś jeszcze. Zerwał się z łóżka, czym oczywiście przestraszył biednego Odę, i popędził do kuchni, by z całej siły przytulić się do pleców mężczyzny.

 - Osamu, znowu jesteśmy połączeni! Osamu, no patrz, patrz! - pokazał mu nić, która magicznym cudem była nienaruszona. Oczy niskiego demona błyszczały radośnie, a całe ciało wręcz drżało ze szczęścia. Niemalże merdał ogonkiem, a skrzydła szeroko się rozłożyły.

Dazai:

Wziął te leki i chuj, dalej czuł kaca. Klnąc cicho pod nosem, przekładał te słodkie placki, uświadamiając sobie, że ma może jakąś końcówkę marmolady w lodówce. I nie był wcale pewien czy ona dalej jest w lodówce czy czasem nie dostała już nóg i nie uciekła na Bahamy. Najwyżej zjedzą z cukrem, trudno. Słysząc zamieszanie w sypialni westchnął cicho. Koniec ciszy, zaraz wpadną tu te dwa głodomory i...

 - Co? - odwrócił się do niego słysząc to. - Jak to połą... - zamarł.

Koza.

Jego facet to pieprzona koza. Czy to było na jego głowie wcześniej? Te rogi? Chuuya podekscytowany dalej patrzył na nić, a on nie bardzo wiedząc jak o to spytać, położył dwa palce koło głowy.

 - Stoi ci coś - stwierdził tylko, dalej w szoku. O cholerę tu chodziło? Co, nić się naprawiła, bo spali razem... OBOK siebie? Czy dlatego, że się pocałowali? Jak to działało? Nic już nie rozumiał, czy to nie miało być definitywne, absolutne zerwanie tej czerwonej wstęgi przeznaczenia, jak to romantycy mawiali? Nie żeby miał coś do romantyków. Każdy dążył do samobójstwa, coś wspaniałego. Ale nie teraz o literaturze europejskiej. Był w szoku, że Chuuya tego nie poczuł. To są PIEPRZONE ROGI. Wystające z tego pieprzonego rudego łba. JAK mógł tego nie czuć?! Gdy rudy poszedł do łazienki, on usiadł, wzdychając ciężko. Na co on się pisze... Zaraz skrzywił się słysząc jego krzyk.

 - Chuuya, do cholery mam kaca! - wydarł się, łapiąc za głowę. Zaraz znów został przez niego napadnięty, a wśród radosnego krzyczenia wyłapał coś o zakochaniu. - Ja, zakochany? Zgłupiałeś do reszty? Myślałem, że to blondynki są głupie, a nie rude. Nie, nie, wydaje ci się coś. - zwyczajnie nie umiał nazwać tego uczucia, którym darzył Chuuyę, ale... Teraz to wszystko jakby nabrało nieco sensu. Ale nie przyzna się do czegoś takiego. Skąd!

Chuuya:

Popatrzył na niego, niezbyt rozumiejąc, o czym mówił. Miał poranną stójkę? Najpierw spojrzał w dół, a potem bez przekonania uniósł dłoń do głowy.

...na wszystkich bogów...!

Na nieco sztywnych nogach poszedł do łazienki, by zaraz wesoło wrzasnąć na widok tego, co zobaczył w lustrze. Miał rogi. Czyli coś, o czym marzył każdy demon seksu, kiedy tylko spotkał swojego przeznaczonego. A to tylko znaczyło ni mniej, ni więcej, że Dazai też go kochał. Czy ten dzień mógłby być lepszy? Pomacał dwa nowe atrybuty, nie przestając szczerzyć się jak pojebany. Były czarne, krótkie, lekko wywinięte do środka i dość ostre na końcach. Piękne.

 - Też mnie kochasz, deklu cholerny! - krzyczał podekscytowany, znowu tuląc się do baristy, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że ten umierał na kaca. - Rogi wyrastają tylko wtedy, gdy jest obustronne uczucie, więc też jesteś zakochany! We mnie!

Ale na jego zaprzeczenia, entuzjazm demona opadł. Przestał go przytulać i odsunął się o krok, krzyżując ręce na piersi i patrząc na niego jak na debila. Którym de facto był.

 - Nie ma sensu, byś się zapierał, makrelo. Rogi nigdy nie kłamią. A poza tym - znowu wyciągnął przed siebie dłoń, by bez większych problemów ukazać nić - jak niby wyjaśnisz to? Nie żebym był jakoś bardzo romantyczny, ale nie połączyliśmy się ponownie przez czysty przypadek. No i - dźgnął go w bok - przypomnij sobie, jak się czułeś, gdy nie widziałeś mnie przez ostatni miesiąc. Naprawdę, żebym to ja uczył człowieka takich rzeczy.

Kręcąc z niedowierzaniem głową, usiadł przy stole i zamachał nogami nad podłogą. Nawet to sceptyczne podejście Osamu nie zepsuje mu humoru.

  - Wiesz - powiedział po chwili - dzięki temu ani siostrzyczka, ani Ryunosuke nie będą mieli nic przeciwko, abyśmy znowu się spotykali. Będzie tak jak dawniej.

Dazai:

Miał ochotę umrzeć. To jeszcze kac czy już wyższy stopień migreny? Patrzył na niego bez przekonania. Nie, miłość była głupia. To nie było coś dla niego, absolutnie, definitywnie nie. Prędzej spędziłby cale życie bez seksu niż się zakochał... Usiadł, masując skronie.

 - Jak mnie nazwałeś...? - spojrzał na niego w szoku. Chyba bardziej niż to wszystko zdziwiło go to przezwisko. - Makrela? Czy ciebie do reszty pojebało maluszku? Że niby jestem jakąś stęchłą rybą?

Patrzył na nić, a po plecach przebiegł mu dreszcz. Przed oczami widział morderczy wzrok siostry Chuuyi i tego kundla. O cholera jasna. Przecież on skończy w grobie jak się dowiedzą. Nie żeby śmierć mu przeszkadzała. Ale wątpił, że zrobią to w jakiś przyjemny, bezbolesny sposób. A on miał swoje zasady! Śmierć miała być jak najmniej bolesna, w końcu to twoje ostatnie doświadczenie w życiu.

 - Dobra, czuję coś. Zadowolony? Nawet nie wiem czym jest ta cała miłość. Jedyne co wiem, to to, że jak dotknie cię ktoś inny, to urwę mu jaja przy samej szyi. Ale sądzę, że to samo mi zrobi twoja siostra... I jakim cholernym cudem to się naprawiło? To nie miał być koniec? Twoja siostra zapłaciła za jakiś bubel!

Patrzył chwilę na jego rogi i w końcu ich dotknął. To było prawdziwe. Serio wyrastało rudemu z głowy.

 - Czemu te wasze demoniczne sprawy są takie dziwne? Co, że niby cię kocham i przez to zmieniłeś się w kozę? - pierwszy raz użył tych słów. Kocham cię. Może nie do końca to przyznał, ale przynajmniej się nie spierał z nim o to.

Chuuya:

Wpatrywał się w niego po prostu z bardzo, ale to bardzo zadowolonym uśmiechem. No cóż, po tylu miesiącach dowiedzieć się w końcu, że osoba, którą kochasz odwzajemnia twoje uczucia, jest chyba najprzyjemniejszym doznaniem, jakie młody inkub kiedykolwiek doświadczył. I ucieszył się, kiedy mężczyzna bez krępacji dotknął jego rogów. Nie powiedział, że są brzydkie ani nic, tyle dobrze.

- Mam asa w rękawie, którego wykorzystam przeciwko Poe, aby dostać zwrot kasy... Z dodatkiem jakimś za straty moralne - dźgnął go w brzuch. - I nie zmieniłem się w kozę, debilu! To po prostu oznaka tego, że moja magia stała się potężniejsza. Choć nie wiem dokładnie na czym to polega, bo nie byłem zbyt pilnym uczniem, a-ale to na pewno coś fajnego.

Odwrócił wzrok, nieco zawstydzony tym, że wiedział o swoim gatunku w zasadzie niewiele. Musiałby pokazać się siostrzyczce Kouyou i o wszystko ją wypytać, ale na pewno nie będzie chciała z nim rozmawiać. Zasępił się, a skrzydła i ogon opadły ponuro.

 - Musimy zobaczyć się z siostrzyczką i Ryunosuke - powiedział cicho, zaciskając pięści. - Nie będą zadowoleni, gdy usłyszą, że ich okłamywałem.

Przejechał dłonią po twarzy i zaraz załamany oparł się czołem o stół. Cóż, naważył tyle tego piwa, to teraz sam musiał je wypić. Chociaż nie, nie sam. Miał Dazaia, który na pewno go nie zostawi. Teraz był tego pewien.

 - Da się zabić naleśnikiem? - spytał z lekką nadzieją w głosie. Musiał przyznać, że naprawdę bał się konfrontacji z opiekunką i przyjacielem tak bardzo, że najchętniej do końca życia zostałby w tym mieszkaniu Osamu i się z niego nie ruszał, choćby mu grozili.

Dazai:

 - Możesz spróbować - mruknął, podsuwając mu naleśniki. Zaraz po tym wyciągnął z lodówki wódkę i mając gdzieś kaca pociągnął łyka. Cholera jasna. Musi stanąć znów przed tymi demonami. - A spróbuj mnie ukuć tymi rogami to będziesz sypiał sam - mruknął.

Dazai nie chciał. Bardzo nie chciał. Próbował wywinąć się na wszystkie sposoby, ale Chuuya mu nie dał. Musiał pójść na to cholerne spotkanie z Kouyou. Kobieta na sam widok Dazaia wstała i go spoliczkowała.

 - Jak śmiesz znów zatruwać życie mojemu małemu ChuuChuu. Dopilnuję byś po śmierci cierpi... - urwała widząc rogi rudego. Jej kochany podopieczny zadzwonił mówiąc, że musi się z nią pilnie spotkać, jednak nie wyjaśnił po co. Teraz już wiedziała. Opadła ciężko na kanapę. - ChuuChuu... Mój mały... Nie wiem co powiedzieć. Ciesze się, że w końcu... Ale czemu on?! Czemu mnie okłamałeś, że nie macie kontaktu? Przecież nie chciałeś z nim być. Łamiesz serce swojej biednej siostrze... - pstryknęła palcami, a w jej dłoni pojawił się drink.

Chuuya (w sumie teraz już nie będzie zmiany perspektyw, wpis powyżej był ostatnim jaki dostałam):

Niezadowolony wyszarpał mu z dłoni butelkę alkoholu i zamiast tego wepchnął do ust kawałek naleśnika, by czymś go zająć.

 - Nie pojedziesz na spotkanie siostrzyczki w takim stanie. Chodź, może kąpiel jakoś cię otrzeźwi. Ze mną - poruszył sugestywnie brwiami, choć dobrze wiedział, że kto jak kto, ale Dazai na pewno nie miał w tym momencie ochoty na żadne zabawy.

Mężczyzna jedynie mruknął coś niewyraźnie, powoli przełykając słodki placek. Widać było, że za nic w świecie nie chciał iść na spotkanie z Kouyou, ale jeśli mają dalej być razem, to było nieuniknione. A nieprzyjemne rzeczy należy załatwiać na początku, później odbierało się nagrodę w postaci tych przyjemnych.

Po drodze wstąpili jeszcze do jakiegoś butiku, by Chuuya mógł zmienić swój dziwkarski strój. Niestety nie mieli w ofercie żadnych chokerów, dlatego młody inkub cały czas w zdenerwowaniu chwytał się za gardło i pocierał skórę opuszkami palców. Za bardzo się przyzwyczaił do tego, że coś mu ten kawałek ciała jednak zasłania.

 - Zawsze mogę sam ci zrobić taki naszyjnik - zaoferował Dazai, uśmiechając się zawadiacko. Zimny prysznic, jaki zafundował mu partner, sprawił, że kompletnie wytrzeźwiał.

 - Zaraz, jak niby?

 - Zębami. Wygryzę ci wzorek i voilà!

Spojrzenie Chuuyi było cięższe niż Mount Everest.

Pamiętał, w jakim hotelu zatrzymała się jego siostrzyczka i na szczęście dotarcie tam nie zajęło im wiele czasu. Nie mieli nawet chwili na to, by rozważyć ucieczkę gdzieś do Afryki, by tam zaszyć się gdzieś i wieść szczęśliwe życie wraz z tubylcami.

Nawet nie zdążył się przywitać, gdy twarz Dazaia znalazła się idealnie na trajektorii lotu dłoni siostrzyczki.

Oczywiście.

By załagodzić sytuację, szybko ściągnął kapelusz i pochwalił się swoim level upem. I starał się nie zwracać uwagi na to, jak go nazywała.

Wytłumaczył jej całą sytuację. Opowiedział, że Osamu tak naprawdę nigdy nie chciał, aby nić została przerwana, a jedynie on jak zwykle był w gorącej wodzie kąpany i nie dał mu dojść do słowa. Że udawał amnezje, żeby nie musieć słuchać tego, jak ona i Ryunosuke obrażali jego ukochanego i cieszyli się, jak to już nie będzie zatruwał mu życia. Że przypadkiem spotkali się w barze i Chuuya po prostu nie mógł dłużej udawać, pocałowali się i chyba to było zapalnikiem, aby ich nici ponownie się połączyły. Wolał przemilczeć kwestię ćpuna, jakim usiłował się pożywić i żyletek, którymi ciął się jego ukochany. Siostrzyczka nie musiała przecież o tym wiedzieć.

 - Poza tym nie martw się o pieniądze. Poe na pewno odda ci je, kiedy powiesz mu, że wiesz o jego tajemnicy - uśmiechnął się nieco nerwowo, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że przez cały wywód bawił się palcami Osamu, by jakoś się uspokoić. A ten mu na to pozwalał, nawet jeśli raz na jakiś czas wbijał w nie ostre paznokcie i w ranach powoli zbierała się krew.

Masochista.

 - O, też to wyczułeś? - Kouyou pokiwała z zadowoleniem głową, pijąc już trzeciego drinka. Ale nie wyglądała na ani trochę pijaną. Niezła z niej zawodniczka.

 - Tak, a po tym jak Osamu opowiedział mi o swoim zmarłym koledze, nabrałem pewności.

Siostrzyczka mimo tego, że całym sercem cieszyła się na wieść, że Dazai odwzajemnia uczucia jej wychowanka, to wciąż nie wybaczyła wcześniejszego ranienia go, dlatego nie zabawili u niej długo, pożegnali się i tym razem ruszyli w drogę do Ryunosuke. Jednak już po wyjściu poprosiła Dazaia, by się wrócił. Bez Chuuyi. Rozmawiali chwilę, a kiedy mężczyzna od niej wyszedł, przełykał nerwowo ślinę.

 - Ona nie powinna być sukkubem, a jakimś oni z piekielnego więzienia - było jedynym, co usłyszał rudzielec. I w sumie nie chciał go bardziej naciskać, zdając sobie sprawę z tego, jak iście demoniczna potrafiła być jego mentorka.

 - Denerwuję się bardziej niż wcześniej - zmienił szybko temat, chwytając się za serce, które biło tak szybko, jakby przed chwilą skończył biegać w maratonie.

 - Boisz się, że cię pogryzie? - zasugerował jego wybranek, prychając śmiechem.

 - Słuchaj, raz jeszcze nazwiesz go "psem", to...

 - Odsuń się od niego!

Nie spodziewali się tego. Chuuya urwał raptownie w połowie zdania, by ze strachem spojrzeć na drugą stronę ulicy, gdzie stali Ryunosuke z Atsushim. Ten drugi położył uspokajająco dłoń na ramieniu chłopaka, jednak ten nie zwrócił na to uwagi i wręcz mordował wzrokiem Dazaia. Który jedynie uśmiechał się drwiąco, jakby chcąc jeszcze bardziej rozjuszyć demona.

Nie chciał robić sceny na zewnątrz, gdzie przypadkowe osoby mogły coś usłyszeć czy zobaczyć. Planował wszystko rozegrać w mieszkaniu, ale najwidoczniej nic nie mogło iść po jego myśli.

 - Ryu, nie krzycz, ludzie patrzą - najmłodszy z chłopaków starał się jakoś przemówić wściekłemu inkubowi do rozsądku, jednak ten jak w amoku podszedł do Dazaia i już unosił pięść, by zrobić mu piękne limo pod okiem, jednak Chuuya szybko stanął pomiędzy nimi.

 - Nie możesz wpieprzyć mu, kiedy nie będzie dookoła tylu świadków? - zaproponował rozedrganym z emocji głosem. Osamu rzucił mu niezbyt zadowolone spojrzenie, jakby nie takiej obrony się spodziewał, ale rudzielcowi nic innego nie przyszło do głowy.

Z pomocą Atsushiego jakoś przekonali go, aby nie uskuteczniał mordobicia na środku ulicy i całą czwórką poszli do małego mieszkania dwójki demonów. Miejsca było na tyle mało w pomieszczeniu, które z założenia miało być salonem, ale robiło jeszcze za kuchnię i graciarnię w jednym, że młodszy barista jako jedyny miał miejsce siedzące na kanapie (zaraz obok uschniętej paproci w ogromnej doniczce, serio, skąd to się tu w ogóle wzięło?), a Chuuya z Dazaiem oparli się o komodę. Ryunosuke natomiast założywszy ramiona na piersi, krążył na środku salonu i co jakiś czas rzucał im nieprzyjemne spojrzenia.

Po wyjaśnieniu całej sytuacji, tak jak było to z Kouyou, Ryu w ciszy zaczął bawić się dłuższym kosmykiem włosów swojego chłopaka. Najwidoczniej to go uspokajało, bo już nie marszczył gniewnie cienkich, niemalże niewidocznych brwi.

 - Wiesz, że mogłeś mi o wszystkim powiedzieć? - rzekł w końcu cicho. - Nie powiedziałbym o tym Kouyou. Trzymałem cię u siebie tyle lat, kryłem cię przed nią i teraz zrobiłeś mi takie coś? Serio nie jestem na tyle wart zaufania, żebyś mi powiedział, że nawet pomimo utraty nici, wciąż kochałeś tego gnoja?

Drugi inkub zacisnął pięści i odwrócił z zawstydzeniem wzrok.

 - To nie tak, że ci nie ufałem, po prostu myślałem, że... Że tak będzie lepiej.

 - A było!? Cholera, znowu umierałeś mi na rękach i musiałem cię upić, żebyś się ze mną przespał!

 - Ryuno...

 - I jeszcze zapewniałeś mnie, że wszystko jest w porządku! Nie było i dobrze o tym wiedziałeś! Długo byś tak nie pociągnął. Co, zamierzałeś po prostu zginąć, bo uważałeś, że kłamanie zadowoli mnie i Kouyou!?

Chuuya zagryzł wargi, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć. Nie miał żadnego planu i po prostu trzymał się myśli, że "jakoś to będzie". Nie powiedział też wcześniej Dazaiowi o tym, że znowu musiał uprawiać seks z przyjacielem, dlatego bał się podnieść na niego wzrok. Atsushi najwidoczniej wiedział o tym, więc jedynie wykręcał sobie dłonie i zażenowany starał się patrzeć wszędzie, tylko nie na rudego demona.

Ryunosuke w końcu westchnął, podszedł do kupki nieszczęścia, którą wciąż tytułował swoim najlepszym przyjacielem, po czym po prostu przytulił go bardzo mocno, szepcząc, że jest idiotą.

Jednak Chuuyi nie było dane odetchnąć, bo gdy już chciał podziękować chłopakowi, ten uderzył go w splot słoneczny. Starszy inkub zachwiał się i nieomal upadł na kolana, ale Dazai w porę chwycił go za ramię.

 - Ryu! - Atsushi zerwał się na równe nogi, gotów powstrzymać go przed zakatowaniem ofiary na śmierć.

 - Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy - spojrzał na niego rozbawiony, wyciągając dłoń. Poszkodowany chwycił ją, kręcąc głową z niedowierzaniem.

 - Należało mi się...

 - Ta, należało - powtórzył Osamu. Głos miał nieobecny, jakby myślami był gdzieś daleko.

 - Wiesz, jeśli tak cię to niepokoi, to nie, nie wkładał mi, ani ja je...

 - CZY WY MUSICIE O TYM ROZMAWIAĆ!? - urocze dziecię niewinności i promyczek szczęścia aka Nakajima Atsushi zasłonił sobie uszy i wyszedł z pomieszczenia. - Idę się zabarykadować w pokoju Ryu, skoro temat zszedł na to.

Cała trójka patrzyła na niego w zastanowieniu, jednak zanim Osamu zdążył zapytać o coś głupiego, na przykład o to, który z tej dwójki góruje, naczelny emo poszedł w ślad za swoim chłopakiem, zostawiając dwójkę zakochanych samych.

Nie chcieli już dłużej niszczyć romantycznego dnia tamtym gołąbeczkom, dlatego po prostu Chuuya spakował trochę swoich rzeczy, a Dazai w tym czasie zadzwonił po taryfę.

Pomysł na to wpadł im do głów jakoś w drodze do siostrzyczki Kouyou. Zamieszkanie razem przecież nie brzmi tak źle, a do tego fan kapeluszy nie będzie się martwił o to, czy jego ukochany wciąż się tnie. Dodatkowo Dazai chciał nieco wynagrodzić mu te wszystkie bolesne momenty i nieco go porozpieszczać. Nie był tego jednak na sto procent pewny, więc na razie sprawdzą, ile będą w stanie razem wytrzymać. A Chuuya w spokoju poszuka gdzieś pracy.

Inkuby i sukkuby zazwyczaj utrzymują się z pieniędzy ludzi, z którymi chodzą do łóżka i z hazardu, a skoro rudzielec już nie chciał korzystać z żadnej z tych opcji, pozostało mu jedynie zwykłe, ludzkie znalezienie sobie jakiejś roboty.

I wszystko mogłoby się skończyć najzwyczajniej w świecie, gdyby Dazai nie wciągnął swojego demonka do pracy w kawiarni, w której sam pracował. Nie było oczywiście problemu z tym, że co najmniej trzy razy w czasie ich wspólnej zmiany ktoś znajdował ich w kantorku mocno zaabsorbowanych wkładaniem sobie języków w gardła. Znaczy, dla nich to nie było problemem, dla takiego Atsushiego kończyło się to pięciominutową przerwą na uspokojenie się. Cały problem leżał w zazdrości.

Ale tym razem nie chodziło o uczucia inkuba.

 - Panie Chuuya, chciałybyśmy dostać rachunek! - zawołały dziewczyny, siedzące przy jednym ze stolików.

 - Już idę - nowy najlepszy pracownik uśmiechnął się, a cała kawiarnia i pewnie ludzie spacerujący przed nią mogli usłyszeć wysokie piski i krzyki. Zupełnie jakby fanki zobaczyły swojego idola na żywo.

Dazai prychnął niezadowolony, odbierając zamówienie od trzęsącej się staruszki.

 - Muszę natychmiast znaleźć mu inną pracę, bo nie wytrzymam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz