incubus (6)


Dazai:

Zaskoczyło go to. Nie spodziewał się takiej reakcji, zupełnie zapomniał o żyletkach. Widząc, w jakim stanie jest inkub podszedł do niego i objął go mocno.

 - Ej, już, już. Oddychaj bo zaraz padniesz.

Usiadł z nim na kanapie, tuląc go mocno. Bujał się z nim lekko, nie spodziewał się, że kiedyś zobaczy go w stanie takiej histerii. Oparł brodę o jego głowę i odetchnął.

 - Byłem młody i głupi. A teraz jestem tylko głupi. To mi pozwala chociaż na moment zapomnieć... - westchnął. Męczyło go to wszystko, a zadanie sobie bólu chociaż na moment pozwalało mu uporządkować myśli. Wtulił nos w jego rude kłaki i odetchnął. Pachniał tak znajomo, przyjemnie.

 - Gdybym chciał ze sobą skończyć, ciąłbym w poprzek - mruknął, przymykając oczy na moment. Zaraz jednak odsunął się od niego. W końcu to Nakahara udawał amnezję. - Wiesz, jeśli chcesz udawać, że nic nie pamiętasz, powinieneś się bardziej starać. Nie powiedziałem ci tym razem jak nazywa się kot, a mimo to nazwałeś go Oda. Do tego to łamanie się głosu, nikogo tym byś nie oszukał - spojrzał na swoje bandaże. Powinien mu chyba powiedzieć...

 - Wyprowadzam się. Nie będziesz musiał chodzić do barów gdzieś daleko w obawie, że mnie spotkasz. Przenoszę się do innego miasta - nie patrzył na niego, cały czas gapił się na bandaże. Tak będzie lepiej. Pożegnają się po raz ostatni i nigdy więcej się nie zobaczą. W końcu Chuuya nigdy nie chciał spotkać przeznaczonej sobie osoby. Ich spotkanie było pewnie jego największym życiowym błędem.

 - I naprawdę, ten styl ci nie pasuje. Wróć do tamtego.

Chuuya:

Przymknął oczy, wtulając się w niego najmocniej jak był w stanie. Tak, to naprawdę on. Jego Osamu pachnący pyszną kawą i teraz dodatkowo mieszanką alkoholi przez to, że wcześniej był w barze.

 - Przecież mnie nie kochałeś, to czemu usiłowałeś zapomnieć? - od razu pomyślał o tym, że jego ukochany ciął się przez niego. Ale co jeśli za dużo sobie wyobraża? Może i sypiał z nim, ale uczucie miłości, jakim go darzył inkub, było jednostronne. Tylko Chuuya oddał mu swoje serce, a Dazai swoje zamknął na cztery spusty.

Dłuższą chwilę zajęło mu uspokajanie się, ale w końcu wytarł łzy wierzchem dłoni i chciał się odsunąć od mężczyzny, ale ten sam to zrobił. Zabolało. Chciał jeszcze przez moment dłużej czuć obejmujące go silne ramiona Dazaia.

 - Ryunosuke i siostrzyczkę oszukałem. Ale kiedy miałbym mówić te okropne rzeczy przy tobie, to... To coś mi zabrania. Nie mogę po prostu.

Pogładził delikatnie zabandażowany nadgarstek mężczyzny, by po chwili lekko go unieść i musnąć ustami wierzch białego materiału. Gdyby go nie zostawił, nie doszłoby do tego. A tak...

Zamarł na najnowszą, niemiłą wieść i zacisnął wargi w wąską kreskę.

 - Ale przecież masz tu przyjaciół, pracę, Oda pewnie się przywiązał do tego mieszkania... - pokręcił głową. - Nie porzucaj tego tylko ze względu na mnie. To głupie.

Cały czas głaskał go po ukrywającym okropne rany bandażu, zastanawiając się, co mógłby w tej sytuacji powiedzieć, co nakłoniłoby Osamu do pozostania na miejscu. Nawet jeśli wmawiał sobie uparcie, że powinien go omijać szerokim łukiem, to nie chciał go zostawiać.

A jego ciągłe komentarze o stylu ignorował. Za bardzo wstydził się tego, jak w tym momencie wyglądał i marzył wręcz, by zrzucić to wszystko z siebie i wrócić do starych ciuchów.

 - Wiem, że miłość jest ci obca, że nie odwzajemnisz tego, co do ciebie czuję, wiem też, że sam chciałem zerwać kontakt, ale nie mogę. Nie po tym - wciąż wpatrywał się w bandaże. - Zostań tu i pozwól mi jedynie co jakiś czas cię odwiedzać, żebym się nie martwił. Proszę. Krzywdząc siebie, krzywdzisz mnie.

Przez myśl przeleciała mu zmartwiona twarz siostrzyczki Kouyou i przymknął na chwilę oczy. Ta kobieta poświęciła ostatnimi czasy zbyt wiele dla swojego wychowanka, na pewno nie byłaby zachwycona tym, że Chuuya ją oszukał i jednak wciąż kocha Osamu. Ale rudy demon naprawdę nie miał pojęcia, co robić. Jak się z tego wyplątać? Uniósł nieco drżącą dłoń i skupił się, by ukazać mężczyźnie nić przeznaczenia. Przeciętą nić, zwisającą smętnie z jego palca.

 - Zobacz, nie jesteś już mi przeznaczony, więc nie musisz mieć wobec mnie żadnych zobowiązań. Nie masz na barkach mojego życia. Zupełnie nic nas nie łączy - dotknął jego, tak samo samotnej nici, by zaraz uśmiechnąć się lekko. Była taka ciepła... - Dlatego nie martw się, niczego nie oczekuję. Chcę po prostu o ciebie zadbać, j-jako zwykły, żałośnie zakochany w tobie kolega. Dobrze? Inaczej nie będę mógł spać ze zmartwienia.

Dazai:

Co on miał mu powiedzieć? Że mu źle bez niego? Bez świadomości, że zobaczy ten rudy, niski łeb w okropnym kapeluszu, który udaje, że przypadkiem przyszedł do kawiarni?

 - Po prostu chciałem zapomnieć - szepnął. Nie przyzna mu się, nie był w stanie.

Zmierzwił sobie włosy, które i tak były już w okropnym nieładzie. Jakby dopiero co wstał z łóżka.

 - Czemu ich oszukujesz? To bez sensu, oni chcą twojego szczęścia, a ty tylko się ranisz tym, że chcesz ich zadowolić. To jest twoje życie, nie rozumiem twojego zachowania. Zupełnie nie rozumiem. I jakich okropnych rzeczy?

Nie wiedział, czy to przez alkohol we krwi czy co, ale naprawdę nie łapał tego wszystkiego, tego udawania amnezji. Patrzył na to małe, wredne stworzenie i zrobiło mu się go żal. Już dawno nie czuł czegoś takiego. Chuuya w ogóle wywoływał w nim różne uczucia, o których Osamu dawno zapomniał.

No tak, spodziewał się tego, że będzie niezadowolony na tą wieść.

 - Czemu nie? Może mam już plan na mieszkanie gdzie indziej? - nie miał i nie chciał mieć. Nie chciał się wyprowadzać.

Patrzył jak ten mizia ten cholerny bandaż. Przejęty, jakby dalej ich coś łączyło. I wtedy zobaczył nić. A raczej to, co z niej zostało. Wpatrywał się w palec Chuuyi w szoku. Nic ich nie łączyło. Nic.

 - Właśnie. Jak już mowa o tej nici, mogliście mnie ostrzec. To bolało - skrzywił się. Nie lubił bólu, a zwłaszcza takiego niespodziewanego. Odetchnął myśląc o jego słowach. Nic nie chce...

 - Zostań na noc - poprosił cicho. - Możesz spać w moim pokoju, a ja na kanapie jeśli chcesz. Ale zostań.

Spojrzał na niego tęsknie. Będzie trzymać ręce przy sobie. Nie chce komplikować mu bardziej życia. Ale chciał, by ten został chociaż raz. Zaraz jednak uśmiechnął się lekko i zaczął nucić, znów tuląc do siebie Chuuyę. Zaśmiał się zaraz na pewną myśl.

 - Ryunosuke nie zauważy, że się spotkaliśmy? Nie wiem, nie wyniucha mnie od ciebie? W końcu zachowuje się jak pies stróżujący.

Chuuya:

Przełknął ślinę, zastanawiając się nad słowami Osamu. Przecież Chuuya był dla niego tylko zwykłym znajomym, z którym raz na jakiś czas chodził do łózka, nic głębszego się za tym nie kryło. Właśnie dlatego rudzielec cierpiał. Ale czy to możliwe, żeby jednak demon się mylił...? Co jeśli spełniły się jego marzenia i barista zaczął choć odrobinę coś do niego czuć?

 - Martwią się o mnie, więc nie chcę ich zawieść. Najwyższy czas, żebym przestał być egoistą i zaczął stawiać innych nad siebie, bo w końcu tyle dla mnie zrobili - skrzywił się, jakby sam nie wierzył w te słowa. - Okropne rzeczy... Cóż, nie chciałem, żeby o tobie mówili, bo za bardzo by to bolało, dlatego kompletnie wykreśliłem cię ze swojego życia. Poe zjebał sprawę. Wraz z zerwaniem nici miało zniknąć uczucie do ciebie, a to się nie udało...

Wzdrygnął się. Więc miał już wszystko przygotowane? Cholera, Chuuya się spóźnił.

 - Nie wiedziałem, że to będzie tak boleć. Nigdy wcześniej nawet nie słyszałem o tym, że można zerwać nić. To była dla mnie nowość.

Westchnął i już chciał wstawać, kiedy do jego uszu doleciała cicha prośba Osamu. Otworzył szerzej oczy, a usta zadrżały, jakby miał zaraz zaszlochać. Nie rozumiał go. Przecież łączył ich jedynie seks, dlaczego teraz mężczyzna wyglądał tak, jakby naprawdę zależało mu na tym, by demon z nim pozostał?

 - Wysyłasz mi sprzeczne sygnały, wiesz? - powiedział ze śmiechem, pozwalając się objąć. Uwielbiał, kiedy Osamu nucił. Czuł się wtedy zrelaksowany i... jak w domu. Jak w miejscu, w którym powinien - musiał - być.

Zawtórował mu śmiechem. Fakt, Ryunosuke miał w sobie coś z psa, ale żeby wyczuć Dazaia? Rudzielec naprawdę zdziwiłby się, gdyby do tego doszło.

 - Wyszoruję się porządnie, żeby zmyć z siebie twój zapach - zażartował, szturchając go lekko w bok. Podobało mu się to. Takie zwykle siedzenie na kanapie i dyskutowanie o nic nie znaczących rzeczach. Tak właśnie powinno być, dlaczego nie mogło pozostać tak na zawsze? Cholera.

Dazai:

 - Są sprawy i sytuacje, gdzie trzeba być egoistą. Gdy się dowiedzą, że ich oszukałeś, będą cierpieć bardziej. Głupota, czy wraz z resztkami poczucia stylu uciekł ci rozum? - zaraz jednak się zamyślił. Poe... Nekromanta Poe?

 - Zabawne wiesz? Kiedyś w pracy był taki chłopak, Ranpo. Miał wypadek, nie dało się go uratować. Jego chłopak, Poe, bardzo to przeżył... Ciekawa zbieżność imion.

Bawił się kosmykiem jego włosów. Powinien go puścić. Pozwolić zniknąć i samemu zniknąć. To nie miało przecież sensu, to wszystko. Dlaczego więc nie chciał go puścić?

 - Sprzeczne sygnały? Ależ co ja takiego robię, jedynie pilnuję by piękna dama, jak to o tobie powiedział tamten ćpun, nie musiała wracać nocą do domu - spojrzał na jego szyję i skrzywił się, widząc malinkę. Słaba, blada i krzywa. On robił to lepiej.

 - A to wyrzuć w cholerę - zdjął mu ten obrzydliwy dusik i rzucił gdzieś w kąt. Z chęcią poprawiłby mu tą malinkę. I zrobił jeszcze z dziesięć. Od czasu zerwania nici z nikim się nie spotkał, był czysty. Zastanawiał się, czy Chuuya jest w stanie to wyczuć, skoro czuł kiedyś, że się z kimś spotkał...

 - Myślisz, że ci się to uda? Psy mają dobry węch, a ty ciągle siedzisz w moich ramionach - uśmiechnął się w ten wyjątkowy sposób, który podbijał każde serce. Robił to nawet nie wiedząc. Zaraz jednak uśmiech zniknął gdy do głowy wpadła mu kolejna myśl. Przecież zabrał Chuuyę gdy był w środku... Polowania? Tak to mógł chyba nazwać.

 - Nie jesteś głodny? Przerwałem ci wtedy, nawet nie pomyślałem, że tego możesz nie chcieć...

Chuuya:

Obdarzył go tylko krzywym spojrzeniem, nie komentując tych spostrzeżeń. Może i faktycznie za bardzo namieszał z tą udawaną amnezją, ale naprawdę nie chciał słuchać ciągłego narzekania siostrzyczki czy Ryunosuke na Dazaia, a znał ich zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że to by robili. A tak nie musiał się męczyć i niepotrzebnie dodatkowo cierpieć.

 - No, to aż zbyt wiele na zwykły zbieg okoli-O JA PIERDOLĘ - zakrył usta dłonią. - Przecież ten asystent Poe nazywał się Ranpo. I czułem od niego magiczną energię. Osamu, czy ty wiesz, co to oznacza? - jego oczy zalśniły niebezpiecznym, zadowolonym blaskiem. - Ano to, że Poe w stu procentach wskrzesił Ranpo, a to jest zakazane, nawet jeśli jest się nekromantą. Można tylko na kilka godzin przywracać kogoś do życia, na przykład kiedy trwa woja i brakuje żołnierzy, to taki umarły może przez jakiś czas powalczyć. Oh, będę mógł go szantażować, wspaniale, cudownie.

Aż zagryzł dolną wargę, aby nie roześmiać się wesoło. Zmusi Poe, aby oddał mu całą kwotę, jaką siostrzyczka zapłaciła za wiadomy "zabieg" i odda jej wszystko, co do jena.

Nawet nie spojrzał za chokerem, a zamiast tego uniósł dłoń, by niby od niechcenia zakryć ślad, jaki zostawił na nim tamten mężczyzna. Wstydził się tego i miał wrażenie, że ta brzydka malinka wręcz paliła żywym ogniem. A co do Dazaia - w ogóle nie wyczuwał od niego seksu, jakby od dłuższego czasu nie był z nikim w łózko. Musiał przyznać, że cieszyło go to, ale ciężko nawet i myślał o tym, że sam pieprzył się z jedną osobą od czasu zerwania nici. A był to jego najlepszy przyjaciel, Ryunosuke. Przez ciągłą depresję, dobijającą apatię i niechęć do choćby ruszenia się z łózka, rudy demon nie był w stanie iść na łowy, dlatego Akutagawa musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Nie byli oczywiście pewni, czy to zadziała, skoro Chuuya już przespał się z przeznaczoną sobie osobą, ale na szczęście się udało. Miał tylko nadzieję, że ten cały Atsushi nigdy się tego nie dowie, bo na pewno nie byłby zadowolony.

Zarumienił się na widok tego uśmiechu i tylko ostatkiem sił powstrzymał się przed odpowiedzeniem, że bardzo chętnie siedziałby w jego ramionach całe życie.

 - Nie, jest w porządku - pokręcił głową. - Polowałem tylko dlatego, żeby Ryunosuke i siostrzyczka nie nabrali podejrzeń. No i chciałem w końcu wyjść z mieszkania, bo ile można się kisić w czterech ścianach?

Niechętnie wyswobodził się z uścisku Osamu i wstał z kanapy.

 - Dasz mi jakąś koszulę do spania? A dodatkowe szczoteczki miałeś w drugiej szufladzie po prawej stronie, tak?

Powoli skierował się do łazienki, ale zanim zamknął za sobą drzwi, obejrzał się jeszcze na baristę.

 - Wiem, że cały czas komentujesz mój "dziwkarski" strój, ale nie możesz nie przyznać, że mój tyłek wygląda zajebiście, kiedy opina go czarna skóra - bądź co bądź Chuuya był inkubem i nawet w tak żałosnych sytuacjach nie mógł czasem powstrzymać się od takich komentarzy. A do tego właśnie przyznał, że jego miejsce, gdzie plecy traciły swą szlachetną nazwę, nie zakrywa nic innego tylko spodnie. Naprawdę, obecność Osamu odbierała mu niemal wszelką zdolność logicznego myślenia. Zamknął za sobą drzwi z zamiarem utopienia się w wannie.

Dazai:

 - Poe nekromantą? Zawsze był dziwny, ale aż tak? Nieee, to nie możliwe - machnął ręką niedowierzając. To by znaczyło, że od dawna prześladują go takie dziwne stworzenia. To była dziwna świadomość. Pokręcił głową nie rozumiejąc radości ex-przeznaczonego, jednak nie dopytywał o jej powody. Wolał chyba nie wnikać w plany rudego.

 - Ja robiłem ci lepsze - rzucił od niechcenia widząc, jak Chuuya zasłania malinkę. Miał wielką ochotę ją poprawić.

 - A nie musisz polować... A raczej dawać dupy, by przeżyć? I naprawdę siedziałeś w domu cały czas? - jakoś nie dowierzał. W końcu demon by żyć, musiał uprawiać seks, a tego się nie da robić, jeśli siedzi się w domu. Chyba, że zamawiał dziwki, ale wątpił, by pasowało to Akutagawie.

Kiwnął głową, coś na pewno dla niego znajdzie. No i naprawdę pamiętał, gdzie ten ma szczoteczki?

 - Twój tyłek wygląda zajebiście, gdy nic na nim nie ma i wypinasz go przede mną - uśmiechnął się znów w ten wspaniały sposób i poszedł poszukać mu rzeczy na zmianę. Nawet się nowa, nieotwarta jeszcze bielizna znalazła. Podszedł do drzwi łazienki i zapukał.

 - Przyniosłem ci rzeczy, wchodzę - ostrzegł, otwierając drzwi. - Gacie dopiero co otwarte, spokojnie. Kupiłem ostatnio wino, a raczej dużo wina. Nie chciałbyś się napić? - zaproponował, patrząc na niego. Cholera ukryła się w pianie i mało co widział.

Chuuya:

 - Racja, robiłeś - powtórzył.

Ścisnął dłonie w pieści, drgając, gdy Dazai użył słów "dawać dupy". Sam nie był lepszy, przecież zanim się poznali, barista niemal co noc był w łózko kogoś innego. Nie różnili się jakoś bardzo, więc czemu ten używał tak uwłaczającego określenia?

 - Zająłem się tym własnoręcznie - prychnął, odwracając wzrok. - Na razie to wystarczy. Później będę się martwic, co dalej.

Potknął się przy wchodzeniu do łazienki, kiedy Osamu mu odpowiedział, ale nie rzucił już żadną uwagą. Bo w końcu, nie oszukujmy się, Chuuya wyglądał dobrze we wszystkim i w niczym. Takie już uroki bycia pięknym. I jego samoocena właśnie nie podskoczyła w górę po tym komentarzu ex-przeznaczonego. Nie. Ani trochę. Fcale.

Szybko przyszykował kąpiel, wyrzucił żyletki do kosza stojącego gdzieś w rogu, rozebrał się i wskoczył do wody, nawet nie zdając sobie sprawy, że zamruczał z rozkoszy. Przymknął oczy i objął kolana ramionami. Idealnie...

Zerknął na wchodzącego mężczyznę.

 - Nie. Zostaje tylko na noc, jutro rano już mnie nie będzie - zebrał nieco piany na dłoń i dmuchnął w nią, żeby małe płatki poszybowały w stronę Dazaia. - Nie utrudniajmy tego - uśmiechnął się smutno.

Kiedy ten wyszedł, już w nieco gorszym nastroju szybko się umył, wytarł i przebrał w przyniesione rzeczy. Stanął nieco rozdarty na korytarzu, ale jednak poszedł do sypialni Osamu, a nie do salonu, gdzie ten - jak obiecał - będzie spać. Położył się do łózka, wtulając nos w poduszkę. Otaczał go zapach ukochanego i wręcz pluł sobie w brodę, że jednak sam nie zaproponował tego, by spędzić noc na kanapie. Tak nie da rady zasnąć, był tego pewien. Przewracał się z boku na bok, rozkopywał pościel, zrzucał nawet poduszkę na podłogę, ale nie mógł zmrużyć oka. Już miał przekląć pod nosem, kiedy usłyszał ciche miauknięcie. Uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie.

 - Przyznaję, że wolałbym, aby to twój właściciel tutaj był, ale na twoje towarzystwo też nie narzekam, słodziaku - pogłaskał Odę po miękkiej sierści. Westchnął, raz jeszcze zaciągając się głęboko zapachem kawy. Ryunosuke na pewno nie będzie zdziwiony, że nie wrócił na noc do domu, bo i tak miał polować. Nie zadzwoni z tym do siostrzyczki. No ale Dazai miał rację - nie mógł wiecznie udawać tej amnezji, bo i tak Chuuya nie był w stanie go unikać. Za bardzo go kochał, a do tego i martwił się, czy znowu nie zacznie się ciąć. Może więc powie im prawdę? Ale nie teraz, dopiero wtedy, jak wyciągnie pieniądze od Poe. Był pewien, że nieco to ułagodzi siostrzyczkę. Tylko co z Ryunosuke? Na pewno będzie nim zawiedziony i nie będzie chciał na niego patrzeć. Sam Chuuya będzie się wstydził spojrzeć mu w oczy.

 - Czemu to wszystko tak bardzo skomplikowałem? - przytulił kota do piersi. - Nie powinienem działać pod wpływem emocji, kurna...

Dazai:

Liczył, że ten jednak zostanie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

 - Cóż. Jak wolisz - wyszedł z łazienki i poszedł do salonu, przygotować sobie posłanie. Skoro Chuuya nie chce wina, to musi dochować słowa i odstąpić mu swoje łóżko. Raz w życiu się zachował jak praworządny człowiek. Po Chuuyi poszedł się umyć, po czym i tak wyciągnął wino. Rozsiadł się na kanapie z książką i czytał. I pił. I czytał. I tak do późnej nocy, z salonu widać było światło. I tak by nie zasnął, świadomość, że rudy jest tak blisko, a zarazem poza zasięgiem go męczyła. Mimo wszystko nie powinien go namawiać do niczego, chociaż chciał. Wziąć go w ramiona, całować, gryźć, znaleźć się w nim. Nie, stop.

Otworzył kolejną butelkę i zerknął na zegar. 3 w nocy. Godzina demonów, jak się czasem mówiło. Chyba tylko wewnętrznych. Zamieszał trunkiem i zerknął w kierunku drzwi sypialni. Wstał i podszedł do drzwi. Zerknął przez szparę czy Chuuya śpi. Był odwrócony do niego plecami, ale wydawało mu się, że tak. Wyglądał na jeszcze mniejszego gdy leżał sam w łóżku...

 - Oda, ty Brutusie, tu się schowałeś - mruknął. Był ciekaw, gdzie kompan jego bezsennego picia się skrył, a jak widać tym razem wybrał sen nocą.

Chuuya:
Starał się nie drgnąć na dźwięk jego głosu, ale nie udało mu się to, dlatego zamaskował ten nagły ruch sennym przytuleniem Ody bliżej siebie. A kiedy Dazai już sobie poszedł, westchnął rozdarty.

 - Czyli on tez nie może zasnąć...

Odwrócił się na plecy i zerknął katem oka na lezącego obok zwierzaka, który wlepiał w niego wszystkowiedzące ślepia.

...

Nosz, żeby to kot go szantażował!?

 - Gdybyś nie był taki kochany, to bym się zezłościł - podrapał go jeszcze pod brodą i powoli zszedł z łózka. Chwycił też poduszkę lezącą gdzieś na ziemi i trzymając ją przy piersi, niczym jakaś tarczę, niepewnie podszedł do drzwi. Czuł na plecach wzrok kupy futra, ale tylko zagryzł nerwowo dolną wargę. Takie nieme poganianie go wcale nie było pomocne. Bijąc się z myślami, w końcu jednak przekroczył próg pokoju i na sztywnych ze stresu nogach podreptał do salonu.

 - Osamu? N-nie mogę spać - skupił zawstydzony wzrok na pustej butelce po winie. Pił o tej godzinie? - Jednocześnie za dużo i za mało tam... ciebie.

Przełknął ślinę, krzycząc na siebie w myślach. Najpierw przestaje udawać, że o nim nie pamięta, a teraz tak jakby wprasza mu się do łózka, mimo że obiecał, że rano na pewno pójdzie do siebie. Zacisnął palce na poduszce, niepewny dalszych kroków. Ale naprawdę jednak nie potrafił odpuścić sobie Dazaia, nawet jeśli ich nić została przerwana. Bo skoro teraz jej nie ma, może wybrać sobie kogokolwiek by tylko chciał, prawda? A chce, pragnie, potrzebuje Dazaia Osamu. I nikogo innego.

Dazai:

Usiadł ponownie na kanapie i napił się trunku. Czy picie w samotności to alkoholizm? W sumie tak. Ale co za różnica czy był alkoholikiem czy nie? Żadna, otóż to.

Słysząc Chuuyę spojrzał na niego. Wyglądał cudnie, tak niewinnie w za dużej koszuli i z poduszką pod ręką. Prawie jak dziecko, które przyszło do rodzica, bo nie może spać. Poklepał miejsce obok siebie.

 - Siadaj. Zrobię ci gorącego mleka, powinieneś po nim móc zasnąć. Co prawda znam lepszy lek na sen niż mleko... Również biały... - uśmiechnął się. Mimo iż miał iść do kuchni, to mu się nie chciało. Zamiast tego objął rudego i przytulił się do niego. Był taki ciepły. Dawno nie czuł tak dobrze ciepła drugiej osoby.

 - Kundel nie będzie zdziwiony, że nie wróciłeś na noc? - wtulił buzię w zagłębienie jego szyi i odetchnął. Był tak blisko. Mógł go teraz pocałować... Nie, nie mógł. W końcu Chuuya się od niego odciął.

Siedział w ciszy przez dłuższą chwilę, a tymczasem alkohol uderzał mu do głowy.

 - Dlaczego mi ciebie brakuje? - spytał w końcu, tak jakby bardzo długo myślał nad tym pytaniem. - Nigdy za nikim nie tęskniłem. No prócz Odasaku. Ale to jest jakaś inna tęsknota - zmarszczył brwi zastanawiając się. - Wiesz, nigdy się nie zastanawiałem nad tym jakby to było z kimś być. Uczepić się jednej osoby. Ale jakiś czas temu mi się zdarzyło. I chyba byłoby to miłe, nie? Sam nie wiem...

Znów zamilkł. Nie zdawał sobie sprawy, że mówił niewyraźnie. W końcu nie wypił tylko jednej butelki.

 - Jesteś dla mnie ważny i nie wiem dlaczego. Chu... Czuj... Chuj... Chujaj... - miał nawet problem z powiedzeniem jego imienia. - Chuchu.

Ktoś będzie miał kaca mordercę z rana.

Chuuya:

Najpierw obdarzył go pobłażliwym spojrzeniem, gdy usłyszał o mleku, ale zaraz wzrok zmienił się w karcący na te eufemistyczną propozycję spermy. Naprawdę, ile ten facet miał lat? A, no tak, uchlał się. Kretyn.

Lekko się spiął, gdy poczuł jak ten go obejmuje, choć nie mógł skłamać, że mu się to nie podobało. Z lekkim zawahaniem również go przytulił, bijąc i kopiąc się w myślach za to.

 - I tak miałem polować, więc uzna, że po upojnej nocy zasnąłem z moją ofiarą - prychnął. - I nie nazywaj go "kundel", to mój przyjaciel.

Zadrżał, gdy poczuł gorący oddech na odsłoniętej szyi i mocniej zacisnął dłonie na koszuli Dazaia. Tak bardzo potrzebował tego, aby go chociaż pocałować, ale nie chciał jeszcze bardziej komplikować sytuacji, w jakiej się znajdowali. Nieco bezwiednie uniósł dłoń i przeczesał powoli miękkie włosy mężczyzny. Uspokajające. Już zaczęły przymykać mu się oczy, kiedy usłyszał to pytanie. Aż otworzył zszokowany usta, ale zamiast cokolwiek odpowiedzieć, wolał siedzieć cicho. W końcu nie codziennie słyszy się szczere wyznania od pijanego baristy, a do tego nie takie. Poczuł, jak serce bije mu coraz szybciej, a policzki oblewają soczystą czerwienią. Mimo że mężczyzna nie mówił zbyt wyraźnie, to i tak rozumiał każde słowo. Zapamiętywał je. Analizował. I miał ochotę radośnie się roześmiać.

 - Przywiązałeś się do mnie - odpowiedział mu cicho, delikatnie masując skórę głowy.

Zastygł, nie będąc wstanie nawet oddychać po tym wyznaniu, ale zaraz miał ochotę walnąć głową w ścianę. Przecież jego imię nie było tak trudne do wymówienia, co ten Dazai wyczyniał? Chociaż ten pseudonim był... naprawdę uroczy.

 - Jesteś beznadziejny - przytulił go mocniej, jedną z dłoni przenosząc na kark, aby w zastanowieniu muskać go paznokciami. - Ale i kochany. Dlaczego musisz mi to właśnie teraz mówić? Czemu sprawiasz, że to wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane niż było?

Pokręcił głową. Gdyby tylko Osamu był szczery ze swoimi uczuciami już wcześniej, może do tego wszystkiego by nie doszło i dalej byliby razem?

 - Powinieneś iść spać, jesteś pijany - zerknął na stojące obok butelki, dopiero teraz zwracając uwagę na to, jakie wino pił jego ukochany. Taniocha, on miał w barku lepsze. - Rano i tak nie będziesz pamiętał tego, co przed chwilą mówiłeś, a nawet jeśli, to pewnie będzie ci głupio.

Odsunął się nieco i ujął jego twarz w dłonie, jakimś cudem zwalczając chęć, aby go czule pocałować.

 - Zaśniesz jednak ze mną? Ostatni raz. I nie tutaj, tylko w pokoju, bo tu nie dam rady odsunąć się od ciebie na drugi koniec łózka. Wiesz, żebym jednak nie zrobił niczego głupiego...

Przełknął niepewny ślinę, ale cały czas dzielnie patrzył mu w oczy. Nawet nie zwrócił uwagi, że odrobinę drżał - i ze szczęścia po niedawno usłyszanym wyznaniu, i z lęku, że to mogło mu się jedynie zdawać, a Dazai wciąż jest dupkiem, który wierzy jedynie w pożądanie i obopólne korzyści, a nie w miłość.

Dazai:

 - Nie jestem pijany! - oburzył się na to oskarżenie. On nigdy nie jest pijany! Prócz dzisiejszego wieczora, gdy odbijał Chuuye... No i teraz... Ale nie, to nie tak! On nie jest pijany! Jemu jest po prostu śmiesznie!

 - Nie chcę nie pamiętać. I nie chcę byś znikał - złapał go mocno. - Źle mi bez twojej rudej czupryny, okropnych kapeluszy i narzekania.

Spojrzał mu w oczy smutny. Wyglądał jak zbity pies. Chciał go. Chciał swojego Chuuyę. A przy tym nie rozumiał, co się z nim działo, dlaczego czuł to wszystko. Tak jakby wraz z odcięciem nici, zabrali mu nie tylko inkuba, ale również jakąś część niego. Nie czuł się pełny i próbował tą pustkę wypełnić tanim winem czy harówką na o wiele za dużo zmian.

 - Dobrze.

Wstał i chwiejnie poszedł do sypialni. Jednak nie dał mu leżeć daleko. Przytulił go do siebie.

 - Chuu... Daj mi się tulić. Ostatni raz - szepnął mu do ucha, muskając je lekko ustami przypadkiem. Skoro demon nie chciał z nim być, nie zamierzał go do niczego zmuszać. Ale chciał go tulić. Chciał spokojnie przespać noc, z nim obok siebie. By rano znów mocniej zatęsknić. Kiedyś myślał, że ból po starcie Ody był najgorszym co czuł. Teraz wiedział, że tak nie było, że można tęsknić za kimś o wiele, wiele bardziej. Nawet gdy ta osoba jest w jednym mieście. Nawet gdy leży tuż obok.

 - Nie znikaj - poprosił cicho.

Chuuya:

Już nawet nie miał siły, by skarcić go za obrażanie jego ulubionej części garderoby. Ale musiał przyznać, że przyzwyczaił się do tego i nawet jak zakładał przed wyjściem z mieszkania kapelusz, to słyszał w myślach komentarze Dazaia dotyczące jego gustu.

Miał ochotę wyć na widok tego pełnego żałości spojrzenia. Tak bardzo nie podobała mu się ta sytuacja, ale naprawdę nie chciał, aby siostrzyczka była znowu na skraju załamania nerwowego przez niego. No i Ryunosuke nareszcie nie musiał pilnować go, niczym zmartwiona mamusia. Albo pies stróżujący, jak to nazwał go barista...

Pogłaskał go po policzku i zaraz poszedł za nim. W pokoju nie było już Ody, więc Chuuya spokojnie ułożył się na samym skraju łózka, ale gdy został przyciągnięty przez silne ramiona, stęknął zdziwiony.

 - Za dużo mamy dzisiaj tych "ostatnich razów" - westchnął drżąco. Gorące usta mężczyzny były tak blisko, wystarczyło, aby odwrócił głowę i... Nie, musiał się powstrzymać. Już i tak dość namieszał przez to, że przyszedł tutaj i zgodził się zostać na noc.

 - Nie pomyślałeś, że mogłem na ciebie rzucić urok? - chwycił się ostatniej deski ratunku. W końcu Osamu nie wiedział wszystkiego o sukkubach i inkubach, a te miały w zanadrzu dużo sztuczek, aby przyciągnąć do siebie ofiarę. - Wiesz, abyś przywiązał się do mnie i nigdy nie zapomniał. To mogą nie być twoje prawdziwe uczucia, a symulowane zaklęciem.

Oczywiście kłamał. Jedynie demony z rogami mogły rzucać uroki, tym bez takich atrybutów pozostawały złośliwe klątwy. Ale i tak całe ciało oblało ciepło, gdy doszło do niego to, że Osamu naprawdę na nim zależny, że to nie tylko przywiązanie czy fascynacja kuszącym ciałem. Ani tez chęć przytrzymania go przy życiu poprzez seks, co było głównym argumentem siostrzyczki. Tak więc może...?

Dazai:

 - To nie moja wina, że tak jest. Nie zdążyłem wtedy dojść do słowa gdy wróciłeś. Chciałem ci powiedzieć, że mam gdzieś, że będzie dla ciebie lepiej, gdy się od siebie odetniemy. Jesteś mój do cholery! Nie chcę się tobą dzielić - objął go mocniej. - Nie i już.

Brzmiał jak dziecko, które zaborczo tuliło do siebie zabawkę, którą ma się podzielić z innymi dziećmi. Ale to była jego ulubiona zabawka. Jego ulubiony Chuuya, nie miał zamiaru się nim dzielić. Każdym, tylko nie nim. Na samą myśl, że ktoś inny ma go dotykać, robiło mu się niedobrze. A może to tylko nadmiar alkoholu?

Pokręcił głową. Urok? Jaka głupia próba odrzucenia jego uczuć.

 - Gdyby tak było, to raczej sprawiłbyś żebym nigdy na ciebie już nie wpadł. A zamiast tego tylko bardziej chcę być przy tobie. Jeśli to urok, to się zdecyduj czego chcesz. Chcesz bym o tobie myślał, wypatrywał na ulicy? Czy raczej byśmy się nigdy nie poznali?

Patrzył na jego ucho naburmuszony. Cały czas go odpychał. Ale z drugiej strony Chuuya miał własną wolę, gdyby serio chciał sobie iść, to by go odepchnął. Poszedłby sobie. Pozwolił mu się wynieść z miasta w pizdu, by się nigdy więcej nie spotkali. Bo jaka byłaby na to szansa? Znikoma. Tak jak znikome było teraz to, co ich łączyło. Łączyło... Tego już nie było.

 - Chuu... Skoro nie ma nici, to cierpiałbyś dalej? - spytał cicho, łapiąc jego rękę, przy której jak pamiętał rudy miał zawiązaną nitkę. - Z mojego powodu? Czy nie? Nie czujesz już bólu? Sam nie chciałem cię oglądać w tamtym stanie... - skrzywił się na wspomnienie tego, jak wyglądał Chuuya na głodzie. Podniósł jego dłoń i ucałował mały palec. Tak symbolicznie.

 - Chciałbym zrozumieć to co czuję. Jesteś demonem seksu, wyjaśnij mi te uczucia.


Chuuya:


Zagryzł dolną wargę, żeby nie jęknąć z żalu i rozpaczy. Gdyby tylko wtedy pozwolił mu mówić, gdyby go wysłuchał, ich historia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Był tak cholernie zły na to, że czasami (niemal zawsze) zachowywał się jak w gorącej wodzie kąpany.

 - Przepraszam - wyszeptał drżąco. Naprawdę było mu przykro z powodu tej całej sytuacji.

Zacisnął powieki, starając się pozostać niewzruszony na pytania Dazaia, ale nie był w stanie. Zerwał się do siadu i przyszpilił go do materaca.

 - To chyba oczywiste, że chcę, żebyś mnie kochał, żebyś za mną szalał! Chciałbym, abyś myślał o mnie w każdej sekundzie i żebym pojawiał się w każdym twoim śnie! Ale ty sam mówiłeś mi, że nie zakochasz się we mnie, a ja to zaakceptowałem - nieco uspokojony puścił go i odsunął nieco, siadając na piętach. Zakrył twarz dłonią. - Jak mogłem mieć jakąkolwiek pewność co do ciebie, skoro myślałem, że jedyne co cię trzyma przy mnie, to tamta cholerna nić i dobry seks, który utrzymywał mnie przy życiu?

Odetchnął głęboko, po chwili powracając do poprzedniej pozycji, ale tym razem położył się przodem do baristy, nieco wyżej na poduszce tak, aby móc być z nim na równi oczami.

 - Wciąż cierpię - powiedział szczerze, rumieniąc się nieco, gdy ten go pocałował. Od kiedy z Osamu był taki romantyk? - Ale nie tak jak wcześniej, teraz to bardziej... jakby psychiczne, a nie fizyczne. Chcę móc być z tobą, ale jednocześnie nie chce zawieść moich najbliższych. Nie mam pojęcia, co robić...

Zmarszczył nieco brwi.

 - Mogę ci powiedzieć o twoich żądzach, pragnieniach, najbardziej intymnych myślach, fantazjach, fetyszach. Ale nie jestem amorem, tylko inkubem. O tym, co się dzieje w głębi twojego serca, nie jestem w stanie nic powiedzieć - pogłaskał go po policzku, uśmiechając się nieco. - Mogę powiedzieć jedynie to, że cały czas patrzysz mi w oczy. Ani razu nie odwróciłeś wzroku, który jest taki... taki ciepły i pełen nadziei. Alkohol cię zmiękczył, co?

Przymknął powieki i przesunął dłoń na szyję mężczyzny, wciąż skrytą za bandażami. Przypomniał sobie o starych bliznach i ta ścieżka doprowadziła go do wspomnienia o żyletkach, których zdążył już się pozbyć. Tyle że takie przedmioty można znaleźć w każdym sklepie, Dazai mógłby znowu coś sobie zrobić... Zacisnął wargi i znowu na niego spojrzał.

 - Jesteś głupi - rzucił po prostu, jak za starych, dobrych czasów. - Głupim dupkiem, ale i tak cię kocham.

Dazai:

Spojrzał na niego zdziwiony. Nigdy jeszcze nie widział, by tak się zachowywał. Widział go na głodzie, wpitego, wściekłego i to nie raz, ale nigdy... Takiego. Nawet nie wiedział co powiedzieć, tylko leżał pod nim. Jednak jego słowa odbijały mu się echem po głowie. Żeby o nim myślał? Żeby pojawiał się w snach? Ostatnio tak było. Dlatego nie spał za dobrze, nie chciał go widzieć we śnie ja znika nagle i pozostawia go samego. To nie w jego stylu bycie takim miękkim. Ale co mógł poradzić? Nie wiedział, co ze sobą zrobić.

 - Chuuya, ile my się znaliśmy? Nawet nie dałeś mi czasu bym spróbował coś poczuć do ciężkiej cholery - patrzył na niego i teraz to do niego dotarło. - To nie działa na pstryknięcie palca, że się w kimś zakochujesz, do cholery. A wy kazaliście mi to poczuć na życzenie. Tak się nie da. Chociaż widok ciebie nade mną przed chwilą był całkiem ładny - nie mógł się powstrzymać przed czymś takim.

Przytulił go do siebie ponownie. Jak miło było widzieć jego twarz obok siebie. Naprawdę widzieć, a nie tylko śnić o tym. Od kiedy stał się takim emocjonalnym kluchem? To do niego nie pasowało. Ta ruda menda go popsuła.

 - Bądź szczery ze sobą. Zależy im na tobie i twoim szczęściu... Ale to twoje życie.

Tak, alkohol. To na pewno przez niego się tak zachowuje, rano mu przejdzie...

Słysząc jak ten go wyzywa spojrzał na niego niezadowolony.

 - Dupkiem? Mikrusie, kochasz tego dupka, czy tego chcesz czy nie.

Uśmiechnął się i przyciągnął go do pocałunku, chwytając tył jego głowy, by czasem nie uciekł. Tak tęsknił za tymi ustami. Chciał je czuć, całować, gryźć. Tak mu ich brakowało... Smakował pastą do zębów. To dziwne, zazwyczaj czuć było coś lepszego, chociażby wino.

 - I tak się będę smażyć w Piekle za wszystkie swoje grzechy. Czemu by nie pogrzeszyć razem, Chuuya~? - uśmiechnął się półgłębkiem patrząc mu w oczy. Zaraz znów go pocałował. Chciał się znaleźć nad nim, ale zamroczony ciągle alkoholem nie bardzo był w stanie i padł na poduszki. Przeklął pod nosem. No cholera by to, a chciałby go przelecieć. Odkaszlnął by ukryć zażenowanie swoim stanem.

 - Tak swoją drogą bo mnie to strasznie intrygowało. Bo wy się karmicie przez seks nie? Ale to musicie być zawsze na dole? Jakoś sobie nie wyobrażam, że Atsushi by górował nad kundlem.

Chuuya:

Kiedyś nastąpi ten dzień, kiedy Dazai nie będzie rzucał zboczonymi żarcikami, ale to najwidoczniej jeszcze nie był ten dzień. Chociaż to tylko dodawało mu uroku, a Chuuya lubił słuchać takich rzeczy. Ale nie pogardziłby czymś odrobinę sprośniejszym.

 - Ja sam nie mam zbyt wielkiego pojęcia o miłości, szczególnie u ludzi. Nie pamiętam, czy siostrzyczka o tym wspominała, ale nie bylem zbyt pilnym uczniem i zamiast słuchać na lekcjach, wolałem wagarować...

Spąsowiał. Naprawdę wstydził się tego, jaki kiedyś był.

 - Nie jestem mikrusem, mam normalny wzro-MMM!

Stęknął wprost w jego usta, nieprzygotowany na taką niespodziankę. Na początku miał ochotę się odsunąć, ale mężczyzna trzymał go mocno, dlatego tylko poddał się rozkoszy, rozlewającej się na całe jego ciało, mrucząc zadowolony. Przymknął oczy i przerzucił rękę przez jego bok, aby zaraz zawędrować dłonią pod koszulę i wbić pazury w dół pleców. No cóż, skórę wciąż pokrywały bandaże, a z nimi nie da się bawić. Dziwne było to uczucie, nostalgiczne. W końcu od naprawdę długiego czasu nie smakował ukochanego, dlatego nie zwrócił nawet uwagi na to, że przez jego ciało przeszedł naprawdę mocny dreszcz. Uznał go za coś normalnego.

 - Osamu... - zdążył tylko wyszeptać jego imię, zbyt zamroczony, by wysilić się na cokolwiek innego, kiedy ten znowu go pocałował. Tym razem krócej, ale z taką sama pasją.

Zamrugał zdziwiony na to pytanie i parsknął śmiechem. Naprawdę chciał się powstrzymać, ale widok zawstydzonego Dazaia, który na szybko stara się odwrócić uwagę rudzielca był aż nazbyt rozczulający.

 - A co, chciałbyś zobaczyć, jakie to uczucie mieć w tyłku mojego penisa? - poruszył sugestywnie brwiami. - Nie, nie musimy. Wiesz, energię pobieramy z samego aktu, a nie pozycji. Ugh, dziwacznie to brzmi, jak się to powie na głos... I przestań obrażać mojego kumpla, gdyby nie on, już bym nie żył - szturchnął go w bok.

Podobało mu się takie leżenie z osobą, która uwielbiał najbardziej na świecie i takie docinanie sobie. Chciałby, aby było tak już zawsze. Ziewnął szeroko, zasłaniając usta.

 - Ej, chyba pora spać... - uśmiechnął się przepraszająco. Osamu na pewno chciał z nim jeszcze porozmawiać, ale nic nie poradzi na to, że powieki same mu się zamykały.

Dazai:

Mikrus. Prawa człowieka zaczynają się od 165 cm. A ile on miał? 160 w kapeluszu? Mikrus. Ale jego mikrus.

Uśmiechnął się lekko, słysząc swoje imię. Tylko on go tak nazywał i było to naprawdę miłe. Osamu. A nie ciągle Dazai, Dazai... Mógłby do tego przywyknąć, nie miał nic przeciwko temu.

Spojrzał na niego groźnie.

 - W życiu. To ty tu jesteś na dole, nie zapominaj Chuuya. Musiałbym upaść na głowę, by dać ci się zdominować. Nie w tym życiu. No ale on zachowuje się jak pies! Nie znoszę psów - skrzywił się, zaraz jednak spoważniał. - Jak to nie żył? No już, tłumacz się, marchewo - pociągnął go za ucho.

A miał nadzieję na nieco więcej... Ale cóż, nie mógł go zmuszać i tak już przekonał go do zostania. A skoro to się udało, to pewnie jeszcze będzie miał okazję, by znów skosztować jego ciała. Chciał znów pomęczyć te skrzydełka, zassać się na jego ogonie... Nie, nie może się nakręcać. Przytulił go do siebie i pocałował delikatnie, co było u niego czymś rzadkim. Niech to lepiej doceni.

 - A więc słodkich snów Chuuya~ - szepnął.

Chuuya:

Roześmiał się cicho na to jego szczere oburzenie. No tak, mógł się domyślić, że kto jak kto, ale Dazai nie był typem, który dałby się zdominować w łóżku. Chociaż, gdyby Chuuya się postarał, to mógłby co nieco popróbować...

 - N-no opowiadałem ci kiedyś chyba, n-nie? - odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na ukochanego podczas kłamania. - Oddał mi pokój swojej siostry i zajmował się mną, kiedy siostrzyczka wywaliła mnie z domu. T-to miałem na myśli!

Zadrżał i uśmiechnął się z zadowoleniem, wyczuwając, że jego ex-przeznaczony był na niego niesamowicie napalony. Oczywiście nie ma się co dziwić, w końcu rudzielec wiedział, że był pociągający, a barista był nieźle wyposzczony, no ale senność zwyciężyła. Wymruczał tylko "branoc", wtulił się w niego i odpłynął do krainy snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz