Dazai:
Chciał mu powiedzieć, że jedyne co mogą, to kochać się na tym stole kuchennym tu i teraz, jednak słysząc dzwonek do drzwi jedynie wzruszył ramionami i dopił herbatę. Gdy Chuuya poszedł otworzyć drzwi, brunet odłożył naczynia do zlewu, a słysząc jakieś zamieszanie, wyjrzał na korytarz.
- Chuuya! Ładnie tak nie dawać znaku życia przez parę lat? Martwiłam się o ciebie! - ruda kobieta przytuliła do siebie inkuba, zaraz jednak puściła go i spojrzała na niego surowo. - Słyszałam, że przespałeś się z osobą ci przeznaczoną. Co ja ci mówiłam o sprawdzaniu nici? Podpisałeś na siebie wyrok! Już lepiej od razu się zabij niż...
- Dzień dobry. - Osamu z uśmiechem przerwał kobiecie, mimo iż to co usłyszał nie wzbudziło w nim sympatii. Ta spojrzała na niego uważnie.
- To jest ten twój przeznaczony, Chuu? - uśmiechnęła się delikatnie, podchodząc do Dazaia. - Ozaki Kouyou - przedstawiła się podając mu dłoń.
- Dazai Osamu, miło mi poznać rodzinę Chuuyi - brunet uśmiechnął się, chwytając delikatnie dłoń kobiety i całując jej grzbiet.
- Tylko go przygarnęłam, gdy był mały. Niestety, Chuuya nigdy za specjalnie nie panował nad sobą, więc musiałam go w końcu wygonić z domu, by się opamiętał... Ale jak widzę to był ogromny błąd. Powinnam go lepiej pilnować... - westchnęła ciężko, wzrok kierując znowu na Chuuyę. - I co ja mam z tobą zrobić? Łamiesz serce swojej siostrzyczki zachowując się tak nieodpowiedzialnie. Poza tym miałam nadzieję, że zaszczepiłam w tobie lepszy gust...
- Również miło mi panią poznać - Osamu uśmiechnął się, jednak w tym uśmiechu nie było ani odrobiny miłych uczuć. Ta kobieta jest tu od paru minut i już zaczęła go irytować. Jak widać nie zawsze uroda idzie w parze z ładnym wnętrzem.
Chuuya:
Zagryzł wargę, by nie przekląć na głos. Kouyou może i się nim zajmowała, kiedy był młodszy, ale teraz nie potrzebował jej pomocy. Poza tym nie interesowała się nim tyle lat, a przecież zawsze mogła do niego zadzwonić czy napisać wiadomość. Dlaczego musiała się zjawić akurat teraz?
...ah, chodziło o Dazaia. No tak, czego innego mógł się spodziewać.
- E-ej, nie mów mu o tym! - zaraz jej przerwał, gdy tylko wspomniała o jego przeszłości. Od tamtego czasu zdążył się zmienić na lepsze. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Spojrzał z niepokojem na Dazaia. Ten uśmiech nie wróżył niczego dobrego, a na sam widok Chuuye przeszył dreszcz i to nie taki przyjemny. Ta dwójka naprawdę się nie polubiła, a szkoda, bo wolałby, aby najbliższe jego sercu osoby nie były ze sobą na noże
- Napiłabyś się herbaty, siostrzyczko? - spytał z uprzejmym uśmiechem. Kouyou z chęcią przyjęła zaproszenie, przy okazji narzekając na to, jak trudno znaleźć blok, w którym mieszkał Chuuya z Akutagawą.
- To twój przyjaciel do mnie napisał. Może na to nie wygląda, ale naprawdę się o ciebie martwi - kobieta posmakowała herbaty i mruknęła cicho z aprobatą. To w końcu ona nauczyła Chuuyę, jak powinno zaparzać się ten pyszny napój, tak więc była zadowolona, że jej nauki nie poszły w las. - I nie tylko on. Jak tylko przeczytałam o twojej sytuacji, od razu obdzwoniłam wszystkich moich znajomych i udało mi się znaleźć rozwiązanie na twój problem.
- Osamu nie jest dla mnie problemem - zmarszczył brwi.
- Oczywiście, że jest. Przecież nie ma zamiaru z tobą być, prawda? Rani cię, a ty przez nić jesteś w niego zapatrzony jak w obrazek. Ale nie martw się, ta katorga niedługo się skończy - uśmiechnęła się do niego ciepło. - Odnalazłam nekromantę, który potrafi przerwać nici przeznaczenia.
Chuuya zamarł z szeroko otwartymi oczami. Ale jak to - przerwać nić? To przecież niemożliwe, nigdy nie słyszał o czymś takim! A nawet jeśli, to czy wtedy samo istnienie przeznaczonych sobie osób nie byłoby zanegowane? Bo skoro da się tak łatwo szydzić z losu, to na co on jest w ogóle potrzebny? Dalsze słowa Kouyou do niego nie docierały; złość kumulowała się w nim coraz bardziej, aż w końcu z całej siły uderzył pięścią w stół i spojrzał na nią z trudem powstrzymując łzy wściekłości.
- Nawet jeśli miałbym rzygać krwią z bólu, to nigdy nie zrezygnuje z Osamu! Dlaczego ty zawsze musisz niszczyć mi życie, cholerna babo!? Nie wystarczyło ci wyrzucenie mnie z domu, musisz jeszcze próbować odebrać mi miłość!?
Ah, nie udało się. Poczuł słone krople cieknące po policzkach, dlatego ze wstydem szybko je wytarł i wybiegł z kuchni. A potem z mieszkania. Musiał jakoś ochłonąć, a miał nadzieję, że świeże powietrze mu w tym pomoże.
Oozaki westchnęła i z bólem spojrzała na siedzącego obok Dazaia.
- Proszę cię, porozmawiaj z nim. Mnie na pewno nie posłucha - założyła włosy za ucho. - Wiem, jaki jesteś, to widać na pierwszy rzut oka sukkuba i dlatego jestem pewna, że będziesz jedynie ranił Chuuyę. Mam pieniądze, których zażyczył sobie nekromanta, dlatego wystarczy jedynie zgoda Chuuyi, a już nigdy nie będziesz sprawiał mu bólu. Czy tak nie będzie lepiej? Każdy z was pójdzie swoją drogą i nie będzie już więcej łez. Proszę, przemyśl to - wstając z krzesła, podsunęła mu swoją wizytówkę. Na odchodne jeszcze ukłoniła się elegancko i wyszła z mieszkania, zostawiając po sobie jedynie słodki, kwiatowy zapach.
Rudy inkub wrócił jakiś czas później, już całkowicie spokojny. Tak, bardzo spokojny... Zatrzasnął za sobą drzwi i skrzyżował ramiona, patrząc wyczekująco na Dazaia.
- Co ci ta wiedźma jeszcze nagadała? - spytał, bojąc się odpowiedzi.
Dazai:
Opowieść o przeszłości Chuuyi puścił mimo uszu. W końcu byli do siebie bardzo podobni więc Dazaia nie dziwiło to, że kiedyś inkub używał sobie życia. Poszedł wraz z demonami do kuchni i usiadł obok rudego, na przeciw kobiety i czuł się jak na jakimś stereotypowym spotkaniu z teściami. Chociaż równie dobrze mogłoby go nie być. Bardzo mu się nie podobało to, jak kobieta wręcz zapomniała o jego istnieniu i mówiła o nim, jakby nie było go z nimi lub był za głupi by zrozumieć.
Przerwać nić...? Spojrzał na inkuba, który wręcz się trząsł. Musiał przyznać, że i jemu ten pomysł średnio przypadł do gustu, zwłaszcza ta wzmianka o nekromancie. Czy oni czasem nie zajmują się trupami? Wolałby za życia nie mieć z żadnym do czynienia. Za dużo razy igrał sobie ze śmiercią by móc spokojnie spotkać takie dziwo. Gdy Chuuya wybuchł brunet podskoczył lekko. Nie spodziewał się, że to małe coś może się aż tak zdenerwować i mimo iż miał dziwny odruch by go przytulić i uspokoić nawet nie zawołał za nim, gdy ten wybiegł z mieszkania. Zamiast tego wpatrywał się w Kouyou.
- Brawo pani siostro, jest pani bardzo delikatna w tych sprawach. - zaszydził, zaraz jednak wysłuchał jej prośby. Ma przekonać Chuuye do czegoś, czego ten nie chce? To może od razu niech go zabije nim zrobi to wściekły inkub? - Dobrze, pomyślę nad tym.
Jednak mimo iż nie podobał mu się ten cały pomysł, to siedział zastanawiając się nad jej słowami. Jakby nie patrzyć, kobieta miała rację. Nie zapowiadało się na cieplejsze uczucie ze strony Dazaia. Wiedział, że rani tym Chuuyę, nie odpowiadając mu na wyznanie, a jedynie zaspokajając swoje potrzeby.
Gdy rudy wrócił, westchnął ciężko przeczuwając, że czekają go kolejne krzyki i złość.
- Poprosiła mnie bym przemyślał całą sprawę. I namówił cię do zerwania nici - obracał w dłoni jej wizytówkę - Stwierdziła, że ma pieniądze, których chce ten cały nekromanta i potrzebują jeszcze tylko twojej zgody. Twoja siostra się zwyczajnie o ciebie martwi, Chuuya. Nie bądź na nią zły o to. I ma rację, że tak by było dla ciebie najlepiej. Co ci przychodzi z uczucia do mnie? Tylko ból i dobry seks. To nie jest gra warta świeczki. Jeśli masz możliwość uwolnienia się ode mnie, powinieneś z tego skorzystać.- wstał z krzesła i podszedł do niego, chcąc pogłaskać go po policzku. Mimo iż mówił takie rzeczy to nie miał zamiaru go puścić. Chciał mu to powiedzieć, jednak przerwał mu wybuch inkuba.
Chuuya:
Z każdym jego słowem zaciskał coraz mocniej zęby, z trudem powstrzymując się od wybuchu. Ale w końcu nie wytrzymał. Szybkim ruchem odepchnął jego dłoń i wpatrując prosto w te cudowne, ciemne oczy, uśmiechnął się drwiąco.
- No oczywiście, bo w końcu kto by chciał być z rozhisteryzowanym zazdrośnikiem, prawda!? Przyznaj, że ta sytuacja jest ci cholernie na rękę. Możesz w końcu się ode mnie uwolnić i żyć tak jak wcześniej!
Westchnął głęboko. Nie, nie tak chciał to poprowadzić, nie miał zamiaru krzyczeć na Dazaia. Ale słowa same wypływały spomiędzy jego ust i nie był w stanie ich powstrzymać. Nawet mimo tego, że całe ciało paliło go wręcz żywym ogniem i miał ochotę położyć się w łóżku, przytulić do poduszki i krzyczeć z bólu.
- Skoro wszyscy wiecie, co dla mnie najlepsze, to może w końcu was posłucham? I siostrzyczka będzie zadowolona, bo znowu będzie miała mnie pod kontrolą, i ty, bo w końcu będziesz wolny od takiej księżniczki jak ja.
Wyrwał oniemiałemu mężczyźnie wizytówkę Kouyou z dłoni i ruszył do wyjścia z kuchni.
- Pójdę teraz do swojego pokoju, by zadzwonić do siostrzyczki, a jak z niego wyjdę, nie chcę cię tutaj widzieć. Masz się stąd wynieść na dobre. Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, jasne? - przełknął ślinę. W sumie był zszokowany, że udało mu się nie rozbeczeć z tej wściekłości. - Ale tak czy inaczej, fajnie się ciebie kochało, Osamu...
Minęło dobrych kilkanaście godzin, zanim się uspokoił i w końcu zadzwonił do Kouyou. Kobieta niemalże rozpłakała się z radości, gdy usłyszała decyzję podopiecznego i w oka mgnieniu znalazła się ponownie w jego mieszkaniu. Przez ten cały czas Akutagawa nie dawał nawet znaku życia, tak więc rudzielec uznał, że ten znowu jest z Atsushim. Zakochane gołąbeczki od siedmiu boleści.
Kobieta w drodze do tego całego nekromanty dziesiątki razy pytała Chuuyę, czy jest pewien swojej decyzji, a on dziesiątki razy musiał ją okłamywać, że tak, jest absolutnie przekonany co do tego, że chce zerwać nić z Dazaiem. Za każdym razem uśmiechał się wesoło i dodawał, że to tylko przyniesie mu ulgę. Bo w końcu ile można znosić tyle ciągłego bólu?
Stary dom nekromanty mieścił się u podnóża samotnej góry, gdzieś za miastem. Wyglądał na całkiem zadbany, choć i tak nie zachęcał do tego, by do niego wejść. Chuuyę przed ucieczką powstrzymały tylko silne dłonie siostrzyczki zaciśnięte na jego ramionach. Miał naprawdę złe przeczucia.
Poe, bo tak nazywał się nekromanta, przywitał ich nieco drżącym głosem i od razu wprowadził do swojej pracowni, gdzie czekał drugi mężczyzna - Ranpo. Młody inkub z zaskoczeniem wyczuł, że nie był to ani człowiek, ani żaden demon, choć biła od niego zakazana magia. Przekrzywił głowę i już miał spytać oto zjawisko, ale Poe delikatnie popchnął go na krzesło, a zwisające pasy samoistnie zacisnęły się na jego nadgarstkach i łydkach. Kouyou już za wszystko zapłaciła i wszyscy oczekiwali tylko ostatecznego potwierdzenia z ust Chuuyi.
- No dobra.
Nie chcę! Dajcie mi kochać Osamu!
- Rob co musisz.
Następne, co zapamiętał, były słowa w nieznanym mu języku wypowiedziane przez Poe i ból, zalewający całe jego ciało. Pewnie krzyczał i starał się wyrwać z pasów, ale równie prawdopodobne było, że przeszywające katusze doprowadziły do tego, że po prostu zemdlał. A gdy wszystko już się uspokoiło i był w stanie sprawdzić nić, z trwogą zauważył, że zwisała ona smętnie z jego małego palca, jakby ktoś najzwyczajniej ją przeciął. Bezwiednie dotknął jej końca, jakby chciał wyczuć swoją przeznaczoną osobę, ale nic z tego - na końcu nie było już nikogo. Łzy rozpaczy, wstrzymywane od tylu godzin, w końcu pociekły po jego policzkach, a Kouyou, myśląc najpewniej, że to łzy ulgi, przytuliła go z miłością i pogłaskała po głowie.
- Już nigdy nic nie będzie cię bolało przez tamtego mężczyznę.
I niestety miała rację. Chuuya nie czuł już tego rozdzierającego bólu, jaki towarzyszył mu od ostatniej rozmowy z baristą, a jedynie lekkie kłucie w sercu, na które normalnie nie zwracałby uwagi.
- Jakiego mężczyznę? - spytał, wycierając łzy. Bo skoro ma udawać, że wraz z przerwaniem nici zniknęły też jego uczucia, to woli dodać sobie jeszcze amnezję. Może wtedy i jego umysł nabierze się na te kłamstwa i nie będzie aż tak cierpiał?
Dazai:
Stał jak zamurowany nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Czuł się tak, jakby demon wręcz odebrał mu na moment możliwość wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Chciał mu powiedzieć, że niewiele obchodzi go to, ze Chuuya cierpi z powodu tej całej nici. Był jego, a Osamu nie miał zamiaru oddawać czegoś co należało do niego. Jednak... inkub wydawał się pewny tej decyzji. Krzyczał na niego bez odrobiny bólu w oczach jedynie ze wściekłością. I ten jeden raz Dazai postanowił uszanować czyjś wybór.
- Jak chcesz. Skoro to jest twoją decyzją to nie będę się kłócić. Miło było, maluszku - nie zaszczycając go ostatnim spojrzeniem ubrał buty i wyszedł z mieszkania. Nie spodziewał się, że to wszystko zakończy się tak szybko.
Dazai nie znał się kompletnie na tych wszystkich nadprzyrodzonych sprawach. Nie miał pojęcia jak ten drugi świat funkcjonuje, nie wiedział czy będzie potrzebny do zerwania nici, jak to się odbywa ani czy to długi proces, więc rankiem zwyczajnie szykował się do pracy, odbębnił swoje i wrócił grzecznie do domu nie mając jakoś ochoty by gdziekolwiek iść. Cały dzień towarzyszyło mu nieprzyjemne uczucie, że stanie się coś złego. I ten jeden raz miał racje. Ledwo znalazł się w swoim mieszkaniu, a jego ciałem wstrząsnęła ogromna fala bólu. Nie, żeby Osamu był jakimś "delikatesem" w życiu, już wiele wycierpiał, jednak nigdy nie czuł czegoś podobnego. Upadł na ziemie i zagryzając wargi aż do krwi powstrzymywał się przed krzyczeniem, co i tak długo mu się nie udało. Nie miał pojęcia ile to trwało, jednak gdy ból zniknął jedyne co czuł to zimno. Przerażające zimno i poczucie straty. Drżąc na całym ciele usiadł i spojrzał na Odę, który cały czas siedział obok wijącego się w katuszach mężczyzny.
- A więc tak wygląda przecięcie tej całej nici co? Mogli mnie ostrzec przynajmniej - drżącą dłonią starł pot z czoła. Czas wrócić do normalnego życia.
Jednak nie było to takie znowu łatwe. Do kawiarni dalej przychodził Akutagawa, który ciągle spotykał się z Atsushim, a widząc starszego baristę wyglądał jakby miał mu poderżnąć gardło. Brunet mimo iż nie powinien to gdy flirtował z innymi ludźmi czuł się nieco podle. Tak, jakby robił coś źle. Nie miał ochoty na łóżkowe zabawy, nie sprawiały mu one takiej przyjemności jak wcześniej. Czuł się tak, jakby mu czegoś brakowało, czegoś ważnego. Jednak nie miał pojęcia czemu. Nic nie czuł do Chuuyi, znali się krótko, więc czemu łapał się na tym, że w tłumie na ulicy wypatrywał tego rudego łba w okropnym kapeluszu?
- Pieprzenie. - mruknął pod nosem, dopijając whisky. Może i nie lądował w łóżku z ludźmi poznanymi w barach, jednak ciągle do nich chodził. Tym razem dla odmiany nie wybrał swojego ulubionego baru, a jeden z tych oddalonych dość sporą odległość od jego domu. Czemu? Zmiana otoczenia jest ważna, nawet jeśli wpada się w nałóg. Zerknął na swój mały palec, po czym zawołał barmana. - Jeszcze raz to samo.
Gdy dostał zamówienie obrócił się na krześle chcąc rozejrzeć się po barze. Przyłożył szklankę do ust i już miał się napić gdy jego uwagę zwróciła dwójka ludzi udających się do wyjścia.
- Chuuya? - Nie mając pojęcia czemu to robi wstał i odstawiając szklankę wyszedł za mężczyznami.
Chuuya:
Nie czuł kompletnie nic. Każdy dzień upływał mu tak samo - budził się, mył, z przyzwyczajenia zjadał małe śniadanie, a później czytał coś albo oglądał telewizję. Od tamtego dnia nie włączył laptopa, bo bał się, że wejdzie na jakiś portal społecznościowy i od razu napisze do Osamu, a później się z nim spotka. Chciał pobiec do niego, każda cząstka jego ciała wręcz się wyrywała do tego, by zobaczyć ukochanego mężczyznę, ale inkub dobrze wiedział, że nie może tego zrobić. Wmawiał uparcie swoim najbliższym, że nie miał pojęcia, kim był Dazai Osamu, ani czy robił z nim cokolwiek przez ostatnie miesiące. Czy tygodnie? Chuuya nie miał pojęcia, jak długo znał się z baristą, ale na pewno nie była to na tyle silna znajomość, aby ten mógł po nim rozpaczać czy tęsknic. W końcu i tak go nie kochał.
Westchnął ciężko, zamykając książkę. Powoli robił się głodny. Będzie musiał wrócić do swoich starych nawyków i oczarowywać nieznajomych mężczyzn, aby przeżyć. Niby nic trudnego, był w tym świetny, jednak cichy głosik z tylu głowy wręcz wrzeszczał, aby tego nie robił.
Postanowił zawitać do baru, w którym jeszcze nigdy nie był. A dodatkowo wziął pod uwagę to, że Dazaia na pewno nie znajdzie tak daleko od jego mieszkania, wiec czuł się nieco swobodniej. Ale aby jeszcze bardziej wczuć się w role tego ukrywającego się, zmienił nieco styl ubierania. Krótka bluzka, skórzane spodnie, choker z ćwiekami, ale oczywiście kapelusz musiał pozostać. Choć i tak czuł się dość dziwkarsko w tym.
Naprawdę wracam do tego, kim bylem kiedyś - pomyślał z przekąsem, uśmiechając się do jednego z mężczyzn. Był wysoki, przystojny, w tym świetle demon nie mógł dokładnie określić koloru jego włosów, ale fryzura przypominała mu Osamu, tak więc... Czemu by nie schwytać właśnie tego gościa? A do tego tez pachniał kawą. Nie tak dobrą, jaką zazwyczaj raczył się jego były kochanek, ale to wciąż całkiem znajomy zapach.
- Hej, piękny - inkub nawet sam nie musiał zaczynać, przystojniak sam postawił pierwszy krok.
Później wszystko poszło gładko i już po chwili wychodził ze swoją nową ofiarą z głośnego budynku. Nowo poznany mężczyzna (jak on w ogóle miał na imię?) był na rudzielca tak napalony, że zaczął go obcałowywać i dotykać już w jednym z zacienionych zaułków. Cóż, wolałby pożywić się gdzieś w hotelu, ale seks na dworze też może być. Zamruczał z aprobatą i zarzucił mu ramiona na szyję, kiedy ten niecierpliwie odpinał mu spodnie, ale zaraz zamarł z szeroko otwartymi oczami.
Osamu.
Jego ex-przeznaczony stał u wylotu zaułku i patrzył na to, jak jest o krok od pieprzenia się z randomowym człowiekiem.
- Co ty...? - zaczął cicho, jednak zaraz się opamiętał. Przecież miał udawać, że Dazai jest dla niego kompletnie obcy. Jednak to było tak cholernie trudne. Już czuł to, jak serce wręcz wyrywa mu się z piersi, a motyle w brzuchu tańczą radosne tango. Przełknął ślinę.
- Hej, nieładnie tak podglądać - uśmiechnął się sztucznie i lekko odepchnął od siebie napalonego gościa, który wciąż zasysał mu się na szyi. - Poczekaj no, mamy widownię.
Podszedł na nieco drżących nogach do Osamu, starając się nie patrzeć mu w oczy. I na usta też nie. O, nos może być. Irytująco zgrabny i idealny, tak jak cały on. Cholera jasna.
- Słuchaj pan, nie mam ochoty na trójkąciki, chociaż niezła z ciebie bestia, ale na dzisiaj zarezerwował mnie... on - wskazał kciukiem na chichoczącego z tylu mężczyznę. Teraz inkub sobie uświadomił, że chyba coś brał. Oh, dawno nie pieprzył się z kimś naćpanym, może być ciekawie. - Także byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby poudawał pan rzekę i spłynął stąd, ok?
Poczuł gorącą dłoń na biodrze, dlatego cofnął się nieco i wyciągnął rękę, by pogładzić ćpuna po szyi.
- Dzisiaj jestem jego, niech nam pan nie przeszkadza.
Każde słowo bolało, choć z założenia nie powinno, skoro nić przeznaczenia została przecięta. Ale Chuuya miał wrażenie, że gdy tylko otwierał usta, niewidzialna dłoń wbijała w jego serce nóż i rozrywała je na strzępy. Chciał płakać, wyć, krzyczeć i najchętniej rozwaliłby wszystko dookoła. Ale obiecał siostrzyczce i Akutagawie, że nie pozwoli się ranić. Obiecał, że będzie wolny od Osamu. Dlatego pozostało mu jedynie udawać.
Dazai:
Tęsknił za nim. Było to dla niego coś nowego, od straty Odasaku nigdy za nikim nie tęsknił. A teraz wypatrywał go na ulicy, miał nadzieję, że przyjdzie do kawiarni. Chciał usłyszeć jego głos. Jednak nie przychodził. Nie spotykał się z nikim, stracił ochotę na seks. Zamiast tego o wiele częściej przesiadywał w barach, coraz dalej od swojego mieszkania. I tak siedząc w kolejnym barze zobaczył go. Zmienił się, ta psia obroża mu nie pasowała. I kim był ten gościu? Wyraźnie było z nim coś nie tak. To nie jego interes, nie powinien się tym interesować. W końcu Chuuya nawet go nie wysłuchał, nie dał mu powiedzieć, że w jakiś sposób mu na nim zależy, że nie chce zrywać tej cholernej nici. Porzucił go.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? - spytał cicho. No i jednak się wtrącił. Akutagawa mu powiedział, że rudy go nie pamięta, ale sądził, że zmyślał. Spojrzał na oblecha obejmującego jego Chuuyę i coś w nim pękło.
- Nawet jeśli to masz lepsze standardy. Ten pan i tak długo nie pociągnie, cały się chwieje - pociągnął go za rękę odsuwając go mężczyzny. - Poszukaj kogoś bardziej w twoim guście, by się posilić, takie coś mnie obraża.
- Ej, to moja panienka! - facet chyba ogarnął, że coś jest nie tak i próbował rzucić się na Osamu, który nawet wpity nie miał większego problemu, by mu walnąć. Może nieco za mocno, bo gościu się zatoczył i upadł. Wzruszył ramionami i spojrzał na Chuuyę, uśmiechając się smutno.
- Taki styl ci nie pasuje. A jak się już zmieniasz, to pozbądź się tego ohydnego kapelusza - utkwił wzrok w malince na jego szyi. On robił to lepiej. - Ale co będziesz słuchać obcego gościa. Żegnaj nieznajomy, nie zadawaj się z ćpunami.
Lekko się zataczając wyszedł z uliczki. Trzeba by dojść do domu.
Chuuya:
Chuuya nie miał pojęcia co się właśnie wydarzyło. Patrzył to na znokautowanego narkomana, to na Osamu, otwierając nieco usta ze zdziwienia. Ta cała akcja nie była czymś, czego się spodziewał. A tym bardziej nie spodziewał się ujrzeć takiego bólu i tęsknoty w oczach Dazaia. Choć może właśnie dlatego bał się w nie spojrzeć, bo nie chciał tam zobaczyć czegoś, co sprawi, że jeszcze trudniej będzie mu udawać tę cholerną amnezję.
- Moje kapelusze są zajebiste - burknął nieco obrażony, patrząc za oddalającym się mężczyzna. Nie, nie może przecież za nim iść. Miał się od niego odciąć, bo jedyne co go czeka, to cierpienie. Siostrzyczka była tak szczęśliwa, kiedy pozwolił na przecięcie nici, więc nie może jej teraz zawieść... To by było cholernie nie w porządku też i w stosunku do Ryunosuke, któremu również spadł kamień z serca, kiedy już nie musiał patrzeć na zwijającego się w agonii rudego przyjaciela. Nie mógł tego wszystkiego zaprzepaścić. Nie po tym, jak wszyscy go wspierali i włożyli tyle wysiłku, aby był szczęśliwy.
- Mówiłeś, że tamten gościu ledwo trzymał się na nogach, ale i ty wyglądasz tak, jakbyś miał przewalić się na pierwszym zakręcie - nie chciał dłużej bawić się w to formalne tytułowanie swojego ex-przeznaczonego. Podszedł do niego, zarzucił sobie jego ramię na szyję, a ręką przyciągnął go za biodro bliżej siebie. - Mam zbyt dobre serce. Nie przeżyłbym, gdyby takiemu przystojniakowi jak ty stała się krzywda. No, to gdzie mieszkasz? Zrobię dobry uczynek i cię tam zaprowadzę.
Spuścił wzrok na ziemię, ciągnąc Osamu za sobą. Przecież dobrze wiedział, gdzie ten mieszkał, ale tak czy inaczej musiał udawać. Kłamać.
Było mu wstyd za samego siebie.
Dazai:
- Mam już doświadczenie, dam sobie radę - mruknął. Cóż, do domu miał spory kawał, ale da sobie radę sam. To nie było trudne, może tylko zajmie mu więcej czasu...
Domyślał się, że jeśli Akutagawa ich zobaczy razem to Dazai nie skończy za dobrze. W końcu kazał mu o nim zapomnieć.
- Nie musisz tego robić Chuuya - powiedział cicho, gdy ten go złapał, jednak podał mu adres. Nie rozumiał tego bólu, który czuł. On nic nie pamiętał, więc czemu Osamu pamiętał? To nie było fair. Tak się nie robi. Po drodze pomału zaczął trzeźwieć, jednak dalej nie dałby sobie rady sam. Gdy stanęli pod klatką odsunął się od niego.
- Dziękuję za pomoc, nieznajomy - uśmiechnął się blado. - Ubieraj się cieplej i zmień tą obrożę. Taka ostra do ciebie nie pasuje, serio - pociągnął go lekko za ozdobę. Tak bardzo chciał go pocałować...
- Może skusisz się na kawę? A potem zadzwonię po taksówkę byś nie wracał nocą sam, to niebezpieczne, zwłaszcza dla kogoś tak małego jak ty.
Otworzył klatkę i wszedł do środka. Zaprowadził go do mieszkania, gdzie przywitał ich Oda. Kot widząc Chuuyę zamiauczał głośno i ułożył się na plecach, odsłaniając brzuch.
- To coś nowego. Nigdy nie jest tak przyjazny dla obcych - Dazai zrzucił płaszcz i poszedł do kuchni. Ostatni raz, gdy robił rudemu kawę, ten nie zdążył jej wypić. - Słodzisz? Mleko? - zawołał do niego. Dobrze wiedział, jaką ten pije kawę, to udawanie, że nie ma pojęcia łamało mu serce. Nigdy by nie zgadł, że je ma.
Chuuya:
Nie zwracał uwagi na żadne ze słów Osamu. Chciał go tylko zaprowadzić do domu i upewnić się, że nic mu się nie stanie. Nawet puścił mimo uszu to, że zwrócił się do niego po imieniu, a zaraz po tym mówił do niego tak, jakby się nie znali. Cholera jasna, jak długo młody demon był w stanie to jeszcze ciągnąc?
Kiedy został pociągnięty za choker, użył całej swojej siły woli, aby nie przyciągnąć go do siebie i wpić w te kuszące usta. Tak bardzo tego potrzebował, chciał tego, ale musiał się powstrzymać.
- Oh, na pewno będziesz chciał się mnie pozbyć? - wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu. - Przez ciebie moja ofiara leży gdzieś nieprzytomna, powinieneś mi to jakoś nagrodzić, nie sądzisz?
Udawać, kłamać, wić się w roli, jakiej nauczył się te lata temu. Przedstawiać siebie w najgorszym, zboczonym świetle, być jebaną dziwką, która wskoczy w łózko każdemu przystojniakowi, byle się zabawić. Na pewno zniechęci tym Osamu... Prawda?
Na widok Ody uśmiechnął się z czułością i od razu kucnął, żeby wymiziać go porządnie. Tak dawno go nie widział, stęsknił się za tą kupą futra. Na pytanie Dazaia zamarł i zagryzł wargę. No nie, nie rozpłacze się przecież tutaj.
- Z dwie-dwiema łyżeczkami cukru - ledwo co powstrzymywał się od wybuchnięcia płaczem. Barista najwidoczniej też chce udawać, że się nie znali. To dobrze czy źle?
Zrzucił buty, wziął kota w ramiona i skierował się do salonu, gdzie od razu rozsiadł się na kanapie i by zając czymś gnające myśli, bawił się z futrzakiem. Oda naprawdę go lubił, ocierał się o niego i sam podsuwał główkę pod dłoń demona.
- Nie przyzwyczajaj się tak do mnie, to ostatni raz, kiedy mnie widzisz - ostrzegł go cicho, drapiąc pod brodą. Zerknął w kierunku kuchni. No tak, dalej miał być kurwą. - Mam nadzieję, że zamkniesz gdzieś tego kota, kiedy skończymy kawę. Wolałbym, że-żeby nie patrzył na żadne obsceniczne sceny.
Ah, szlag, głos mu zadżal. Zakrył usta, by powstrzymać szloch. Jeszcze trochę, Chuuya, pocierpisz jeszcze tylko chwilę. Wytrzymaj.
Dazai:
Jeśli Chuuya chciał go odstraszyć takimi słowami to mu to nie wychodziło. Dobrze wiedział, że nie jest tanią dziwką, na którą się kreował jako inkub. Do tego słyszał jak łamie mu się głos. Czyżby jednak coś pamiętał? Postawił przed nim kawę i usiadł obok.
- Przywykł już do takich scen. - mruknął popijając kawę. Gorzka, bez mleka. Jak jego życie bez demona, po prostu czarne. Przez dłuższą chwilę milczał, zamyślony nawet nie zauważając kiedy zaczął się bawić rudym kosmykiem włosów. Były takie miękkie, dokładnie takie jak ostatnio.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? Nic a nic? - spytał cicho. - Naszego spotkania, tych upojnych nocy? Może to i lepiej. Teraz pewnie nie cierpisz. Mieć za przeznaczonego takiego dupka jak ja... Nie zazdroszczę. - uśmiechnął się lekko i dopił kawę. Odchylił głowę na zagłówku i spojrzał w sufit.
- Pewnie w ogóle nie wiesz kim jestem. Dazai Osamu, barista. Mogę ci się wydawać dziwny, wybacz. Ale bardzo chciałem cię znowu spotkać - przymknął oczy. - Niczego więcej już w tym życiu nie chciałem, jak zobaczyć cię ostatni raz.
Planował wynieść się z miasta. Zapomnieć o Chuuyi, to nie było w jego stylu, by myśleć tyle o jednej osobie. Musiał zmienić otoczenie, ludzi. Znów być sobą, dupkiem łamiącym serca gdzie tylko się pojawi. Tu już nie umiał być sobą. No i miał dość wzroku tego emo dzieciaka, który przychodził do kawiarni codziennie, by zgarnąć wieczorem Atsushiego. Ciągle nie wyciągnął od niego informacji, czy już się pieprzyli. Był ciekaw, czy demon może się pożywić nie tylko jak jest na dole, ale i gdy to on wkłada.
Chuuya:
Przełknął nieco zaniepokojony ślinę.
- Mówisz to tak, jakbyś miał zamiar się zabić - rzucił z udawanym śmiechem.
Przymknął na moment oczy, wsłuchując się w jego przyjemny, niski i tak rozpaczliwie tęskniący głos. Naprawdę bolało go to, że musiał udawać tę amnezję, ale tylko tak zdoła zadowolić i uspokoić najbliższych. Tak będzie lepiej, naprawdę.
- Widzisz, Dazai - wykrzywił się do niego w zamyśle figlarnie, ale pewnie coś nie do końca mu to wyszło. - Spotykałem się z tyloma facetami, że nie jestem w stanie każdego spamiętać. A jeśli ty nie utkwiłeś w mojej głowie, to znaczy, że nie byleś dla mnie... - odkaszlnął, odwracając wzrok. Szlag. - Ni-nikim ważnym.
Czuł, jak oczy powoli napełniają mu się łzami, dlatego chciał ścisnąć dłoń, by jakoś się powstrzymać od płaczu, ale kompletnie zapomniał, że trzymał rękę na kocie, więc ten oburzony wbił pazury w przedramię Chuuyi.
- Auć, Oda! Cholero! - rudzielec zerwał się na równe nogi i przyjrzał się ranie. Nie była specjalnie głęboka, ale kropelki krwi powoli zbierały się w niej. Pstryknął językiem. To był pierwszy raz, kiedy jakikolwiek kot zrobił mu krzywdę. Nieprzyjemne uczucie. - Pójdę to przemyć do łazienki - z pochmurną miną ruszył do pomieszczenia, gdzie zaraz zamknął za sobą drzwi i puścił wodę z kranu. Z jednej strony był wdzięczny futrzakowi, że oto miał okazję do tego, by przez chwilę pobyć sam.
Jęknął żałośnie, opierając się o umywalkę i pozwalając, by wstrzymywane do tej pory łzy, popłynęły istnym wodospadem po bladych policzkach. Czemu to było takie trudne? Każdy nawet najmniejszy ruch Osamu przypominały mu o spędzonych razem chwilach. Silne ramiona wręcz zapraszały do tego, by dać się porwać w uścisk, a gęsta czupryna namawiała, aby zatopić w niej palce i po raz kolejny delikatnie masować skórę głowy przy namiętnym pocałunku. A do tego naprawdę trudno było zachować zdrowe zmysły, kiedy tylko ich spojrzenia na choćby moment się krzyżowały.
- Nawet bez nici mnie boli - spojrzał w lustro. Musiał szybko się uspokoić, żeby Osamu nie nabrał podejrzeń. - Ale nie fizycznie, tylko gdzieś tam w środku. Jakbym był normalnym człowiekiem...
Dazai:
- Od dawna mam taki plan, nikt nie będzie nawet za mną tęsknił. No może on - wskazał kiwnięciem na kota. Na jego rękach pojawiały się nowe bandaże, niemal jak za czasów szkolnych. - Ale jeśli mam się zabić to tylko z kimś pięknym... Może się na to piszesz? - spytał ze śmiechem.
Nie zapadł w pamięć. Poczuł, jak sztylet wbija mu się w serce. Czemu tak go bolało? Sam tego nie rozumiał.
Podskoczył zaskoczony gdy ten krzyknął. Otworzył usta chcą spytać czy wszystko w porządku, ale zamarł. Oda? Ale on mu nie powiedział, jak nazywa się kot. A to mały rudy chuj. Do tego sam poszedł do łazienki, więc Osamu nie miał jak schować tych żyletek, które zostawił na półce. Mieszkał sam, więc nie przejmował się chowaniem czegoś takiego, Oda był zbyt leniwy by broić. Udawał, że go nie znał? No tak, cierpiał przez niego, chciał o nim zapomnieć. A on się wtrącał. Spochmurniał. Naprawdę nikt by za nim nie tęsknił, nawet on...
Gdy Chuuya wrócił nie uśmiechnął się.
- Jak ręka? Jak chcesz mogę ci dać plaster. I wybacz, że ci przeszkodziłem tam w zaułku. Nie powinienem tego robić, to twoje życie, rób z nim co chcesz. Nikt nie powinien narzucać ci swojej woli - mówił tu również o siostrze inkuba jak i emosie.
Chuuya:
Po nieco zbyt długim czasie wpatrywania się w swoje blade oblicze, umył w końcu twarz i westchnął przeciągle. Już dobrze, spokojnie. Powie teraz, że obraził się na jego kota za ten atak i wyjdzie. I już nigdy więcej się z nimi nie spotka. Z Dazaiem i z Odą. To ostateczne pożegnanie, na które i tak nie powinien sobie pozwalać, bo na końcu będzie bolało o wiele bardziej.
Odwrócił się, by przejechać wzrokiem po łazience. Pamiętał, jak Osamu pierwszy raz go tu przyprowadził. Młody inkub był wtedy tak cholernie głodny, ale nawet i kiszki grające marsza nie przeszkadzały mu w radosnym pluskaniu się w wannie. Oh, chciałby raz jeszcze się tu wykapać, było miło. Najlepiej z pewnym baristą, który delikatnie myłby mu włosy. Niby takie proste i niewymagające marzenie, a tak trudne, wręcz niemożliwe do zrealizowania.
Zaraz jednak w ciągu sekundy wyraz jego twarzy zmienił się z rozmarzonego na przerażony, a cały świat zdawał się skurczyć tylko do tej małej łazienki.
Żyletki.
Bledszy niż wcześniej wyszedł z pomieszczenia i z grobową mina podszedł do ex-przeznaczonego. Nawet nie słuchał tego, co do niego mówił, po prostu zastanawiał się, w jakie słowa ubrać pędzące myśli.
- Nie tniesz się, prawda? - spytał cicho drżącym głosem, kiedy ten skończył. - Tamte żyletki są do golarki, prawda? Jestem po prostu przewrażliwiony i nadinterpretuję to, że zobaczyłem w łazience jebane żyletki, prawda!?
Zakrył usta dłonią, trzęsąc się na całym ciele, a łzy znowu spłynęły po policzkach. Już jebać to udawanie amnezji, ważniejsze jest, czy Dazai się kaleczy, czy to tylko nieśmieszny żart. Oddychał szybko, jakby z trudem łapał powietrze, nie mógł zogniskować wzroku w jednym miejscu, dlatego krążył nim po całej twarzy ukochanego. Serce biło mu o wiele szybciej niż wcześniej, a ciało oblał zimny pot. Bał się. Był iście przerażony.
- Nie rób sobie krzywdy, kiedy nie mogę cię powstrzymać. W ogóle się nie krzywdź! Nie chcę, żebyś się ranił! Mówiłeś, że robiłeś to, kiedy byleś młody i głupi, od tego czasu chyba zmądrzałeś, co!? Osamu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz