incubus (4)


Dazai:

Dość szybko zasnął, zmęczony tymi szaleństwami. Spał twardo, nawet wystrzał z armaty by go teraz nie obudził. Dopiero rankiem otworzył oczy, a i tak czuł się, jakby poprzedniego dnia przebiegł wielki maraton. Niezbyt ogarniając świat rozejrzał się. Co to za pokój...? Jednak widząc obok siebie śpiącego demona przypomniał sobie co się działo. Uśmiechnął się lekko i pogłaskał rudego delikatnie po głowie, ostrożnie wstając z łóżka. Zgarnął rzeczy i czmychnął po cichu do łazienki gdzie szybko się ogarnął. Miał nadzieję, że nikt się nie obrazi, że sobie skorzystał z jednego z dezodorantów w spreju. Z wprawą owinął się bandażami zasłaniając wszelkie ślady zębów i paznokci. Tak, jakby nic się nie stało poprzedniej nocy. Mimo iż to nie był jego dom to uznał, że może się poczuć jak u siebie i przeszedł do kuchni by zrobić im śniadanie. Chociaż czy tak właściwie demon musiał jeść?

 - ...Czy oni nie jedzą? - spytał sam siebie, widząc pustki w lodówce. Prawie nic nie było. Z ciężkim westchnięciem wyciągnął jajka i parówki. Super. A miał nadzieję, że chociaż raz po seksie zje normalne śniadanie. Zaczął wszystko szykować, przy okazji przygotowując im kawę. Jak można mieć w domu tylko rozpuszczalną? Przecież to ścierwo, a nie kawa.

Chuuya:

Już od dawna tak dobrze nie spał. Nie budził się w środku nocy, ani nie zrywał bladym świtem z krzykiem na ustach, jak to bywało przez ostatni tydzień. Jego organizm najwidoczniej w końcu się ogarnął. Rankiem zbudziło go nieprzyjemne uczucie zimna. Zadrżał i owinął się ciaśniej kołdrą. Gdzie jest jego ukochany? Przecież był przy nim cała noc, dlaczego teraz wstał gdzieś? Z niezadowoloną miną zsunął się z łózka, upadając z głuchym jękiem na podłogę. A, no tak, zapomniał wyjść ze swojego kokonu-kołdry. Ale za nią był chłodny, nieprzyjemny świat, nie mógł opuścić swojego cieplutkiego azylu. Powiedział coś niezrozumiałego pod nosem i jakoś stanął na nogi, zaraz szurając do kuchni.

 - Osamuuuuuu - mruknął sennie, opierając się o jego plecy policzkiem. - Wracaj do łózka, jest jeszcze wcześnie.

Zerknął na to, co mężczyzna przygotowywał, budząc się nieco bardziej.

 - Oj, nie zrobiliśmy z Ryunosuke zakupów - wymruczał coś, co brzmiało jak przeprosiny i ciche przekleństwo. Bo mimo że żywił się energią życiową, to normalne jedzenie też mógł pochłaniać, jednak ono nie zapewniało mu przeżycia. - Później pójdziemy na dół coś zjeść. W kawiarence po drugiej stronie ulicy robią świetne śniadania.

Mimo tego, że namawiał Dazaia na to, by wrócili do łóżka, sam usiadł na krześle przy stole, krzywiąc się nieco z bólu i zaraz z wdzięcznością przyjął od niego kawę. Nasypał sobie cukru i pociągnął spory łyk. Ah, tego mu było trzeba.

 - Dzień dobry tak w ogóle - uśmiechnął się do niego znad kubka, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Dobrze spałeś?

Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że Dazai zdążył już założyć na siebie bandaże. Poczuł lekkie uczucie żalu. A tak bardzo chciał zobaczyć w rannym świetle to, jak bardzo oznaczył ukochaną osobę zębami i paznokciami! Ale nawet jeśli nie mógł podziwiać tych wszystkich śladów, radość sprawiało mu jedynie to, że mógł rankiem napić się swojej ulubionej, lurowatej kawy wraz z mężczyzną, który znaczył dla niego tak wiele.

 - Nie sadziłem, że będziesz chciał zostać na śniadaniu - powiedział po chwili wahania, wciąż będąc na wpół zaspany. Trzymał kubek obiema dłońmi i patrzył na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Myślałem, że od razu uciekniesz do siebie i następnym razem zobaczymy się dopiero za trzy tygodnie. Ale skoro już tu jesteś, to może zostaniesz ze mną na zawsze? - zapytał sennie, przymykając oczy i wypijając kawę do końca. Westchnął cicho i odłożył kubek do zlewu, nie czekając na odpowiedz Dazaia. Szczerze mówiąc, nawet nie zarejestrował faktu, że zadał mu takie pytanie, był zbyt zajęty utrzymywaniem swojego ciała we w miarę prostej pozycji. W końcu kiwając się z boku na bok podążył do łazienki, by szybko się ogarnąć, rozbudzić i zabrać zaraz ukochanego na śniadanie.

Dazai:

Akurat zalewał kawę wrzątkiem gdy coś małego przytuliło się do jego pleców. Uśmiechnął się lekko. Kiedy ostatnio ktoś do niego mówił po imieniu? To było nawet miłe.

 - Wcześnie? Jest dziewiąta maluszku, normalna godzina - musiał przyznać, że zaspany inkub miał zabawny, ale i przyjemny głos. No i zabawnie się zachowywał. Z co on go przepraszał?

 - Widzę, że zaczynamy burżuazyjnie - zaśmiał się cicho, podając rudemu kubek z kawą. Zaraz usiadł na przeciwko, biorąc łyk swojej i skrzywił się lekko. Ohyda. Był świadom, że to okropne zboczenie zawodowe, ale jeśli ma tu spędzać poranek co trzy tygodnie to nawet i siłą, ale postawi na półce opakowanie normalnej kawy.

 - Dobry, dobry - oparł brodę o dłoń, przypatrując się mężczyźnie. - Tak, jesteś naprawdę dobrą przytulanką. Ale muszę przywyknąć do tego całego zabierania energii, bo jak się ma zawsze kończyć tym, że zasypiam od razu, to podziękuję. A ty jak się czujesz?

Nie mogąc za bardzo przełknąć tego co pił, zrobił coś, za co normalnie biłby się po rękach. Dosypał sobie masę cukru do kawy tak, że w końcu była dobra do spożycia.

 - Hm? - zerknął na Chuuyę, gdy ten odezwał się po dłuższej chwili milczenia. Słysząc jego pytanie aż otworzył szerzej oczy. Chciał mu coś odpowiedzieć, jednak rudy nawet na to nie czekał. Barista wstał i podszedł do okna by zerknąć na ulicę. Westchnął ciężko.

 - "Na zawsze" to bardzo długo, chibi - mruknął do siebie i wziął ostatnie łyki kawy. Czemu w ogóle się zastanawiał nad jego pytaniem? Powinien od razu powiedzieć mu, że nie ma na to szans.

Po miłym śniadaniu, w czasie którego wymienił się z nim numerami, zaznaczając przy tym, by Chuuya dzwonił jak będzie się słabiej czuć, pożegnał się i poszedł do pracy. W końcu spędzili miło noc, jednak życie toczy się dalej. A to znaczyło, że Dazai dalej był Dazaiem, niepoprawnym podrywaczem wszystkiego co chodzi i ma otwór. Oczywiście, nikogo nie zaciągał do łóżka.

 - Dla takiej pięknej damy może torcik bezowy? - sprzedał klientce uśmiech firmowy numer osiem. - Delikatny, chrupiący i bardzo słodki. Zapada w pamięć na naprawdę długi czas, trudno mu się oprzeć. Niech się pani sama przekona.

Sprzedane. Westchnął, przeciągając się i przekazując akurat stojącemu przy ekspresie chłopakowi jaką ma zrobić kawę i do którego stolika zanieść zamówienie. Od nocy z Chuuyą minął prawie tydzień, a jemu pogłowie z jakiegoś dziwnego powodu chodziły słowa inkuba.

"Może zostaniesz ze mną na zawsze?"

Też coś, głupie gadanie. Chociaż... miło byłoby wracać do domu i pogadać z kimś więcej niż kot... Pokręcił głową. Nie, nie ma szans. Z resztą, skoro rudy o tym więcej nie wspomniał, to pewnie nie miał tego na myśli, czy coś. Powinien przestać myśleć o tych słowach, one przecież nic nie znaczyły. Tak samo jak to mówienie po imieniu czy wyznanie miłosne. Zwykłe głupoty.

Chuuya:

Czul się jak zakochana nastolatka, która dopiero co przeżyła swój pierwszy raz. Jeszcze nigdy w swoim 22-letnim życiu nie czuł się tak... rześki i radosny. Przez calutki tydzień budził się z uśmiechem na ustach i kilka razy dziennie wysyłał Dazaiowi smsy, na które ten zazwyczaj nie odpisywał, co skutkowało tym, że rudzielec pisał mu całą litanię na temat tego, jak bardzo jest na niego wkurwiony, ale tak właściwie, to mu nie zależy na jego odpowiedziach. Ale ma mu odpisywać, bo jak nie, to będzie jeszcze bardziej wnerwiony.

Ale ile można siedzieć w domu i na zmianę czytać książki i opowiadania z internetu, i grać na konsoli? Po tych kilku dniach Chuuya uznał, że dość tego leniuchowania i udawania hikkikomori. Kopnął Akutagawe w łydkę, każąc mu prosząc go, aby towarzyszył rudzielcowi w jego wycieczce na miasto. Oczywiście, że nie chodziło mu o to, by pójść do kawiarni, gdzie pracowali Dazai i Atsushi, ależ skąd. Przypadkiem się tam znalazł, nogi same go zaprowadziły pod ten budynek, to je trzeba winić.

 - Jesteś beznadziejny - westchnął drugi z inkubów, kręcąc z niedowierzaniem głową.

 - Łatwo ci tak mówić. Ty jeszcze nie przespałeś się ze swoim przeznaczonym, więc uczucia nie wariują w tobie. Jeszcze. A kiedy już zaczną, to chcę mieć prawo do powiedzenia "A nie mówiłem" - uśmiechnął się z wyższością, krzyżując ręce na piersi i stając za ostatnią osobą w kolejce. Dzisiaj był tak duży ruch, że aż ludzie tłoczyli się przy wyjściu. Może była jakaś promocja na ciasta? Po dość długim czasie nareszcie znaleźli się w środku. Chuuya wychylił się, aby móc podejrzeć, kto stoi przy kasie, a kiedy zauważył Dazaia, zarumienił się. - Pomyśli, że jestem uciążliwy.

 - Teraz na to wpadłeś? - mruknął jego kolega, stukając coś na telefonie. Pewnie namiętnie smsował ze swoim ukochanym albo grał w jedną z tych śmiesznych gierek, które polecała mu jego siostra.

Kiedy byli już bliżej początku, rudzielec znowu zerknął na Dazaia, aby mu pomachać, bo był pewien, że teraz go zauważy, ale uśmiech mu zrzedł, gdy obserwował ukochanego mężczyznę, który z seksownym uśmiechem flirtował z jednym z klientów. Był śliczny. Średniego wzrostu z długimi, czarnymi lokami zebranymi w kok i opaloną skorą. Śliczna, okrągła twarz, kształtne ciało, dobry gust co do ubrań. Chuuya zagryzł wargę, czując ukłucie w sercu. Znaczy, takie prawdziwe. Już nie chodziło o to, że był zazdrosny, ale ze zdziwieniem zauważył, że objawiało się to fizycznym, prawdziwym bólem. Nigdy wcześniej coś takiego mu się nie stało, choć czasami był zazdrosny o swojego kumpla. Czy dzieje się tak dlatego, bo chodziło o Osamu?

 - Musimy iść - powiedział cicho, na co Akutagawa uniósł brew.

 - Tyle już tu stoimy. Nie możesz stchórzyć przed samym końcem.

 - Nie o to chodzi - zanim obejrzał się na niego, do jego uszu doleciał dźwięczny śmiech pięknego mężczyzny podrywanego przez kasjera. Jęknął i chwycił się za serce, opierając się całym ciężarem o Ryunosuke. To bolało. Dobrze wiedział, że z Dazaiem łączył go jedynie seks, ale to wciąż było jak najgorsze tortury, gdy docierała do niego świadomość, że przecież jego ukochanemu nic nie stoi na przeszkodzie, aby umawiać się z innymi. Zamknął oczy i zagryzł wargę. Nie będzie przecież jęczał z bólu, nie był taki słaby. Ledwo co usłyszał, jak jego współlokator wolał go po imieniu, ale nie był wstanie mu odpowiedzieć. Świat wirował, robiło mu się na zmianę zimno i ciepło, na czoło wstąpił pot, a w głowie ciągle miał ten radosny uśmiech Dazaia przy podrywaniu przepięknego faceta. Zachwiał się i o mało co upadłby na kolana, ale ktoś go przytrzymał za ramię. Nie był w stanie zarejestrować nawet kto to był.

Nieznośny ból zabierał mu zdolność logicznego myślenia.

Dazai:

Chcąc pozbyć się głupich myśli wrócił do pracy. Uwielbiał tą kawiarnię, ale ciągła praca z ludźmi zaczynała go męczyć. Może to czas by poszukać nowej? Albo wykorzystać w końcu urlop, którego od lat nie brał, więc dni wolnych nazbierała mu się masa? Poczuł jak w kieszeni wibruje mu telefon i uśmiechnął się lekko, na myśl, że to pewnie Chuuya znowu mu grozi za brak odpisywania. Na początku irytowało go to, jednak teraz uważał to za naprawdę urocze. Miał dwa swoje ulubione rodzaje jego wiadomości, na które odpisywał zawsze; na dzień dobry i dobranoc, oraz te już najbardziej zirytowane, gdzie na końcu jakby zawstydzony pytał, czy wszystko dobrze. Ten mały demon zaczynał mu nieźle mieszać w głowie.

Tego dnia ruch był okropny, co chwila stoliki były zajęte. A wszystko wina tego, że szef postanowił na jeden dzień dodać już dawno usunięte z oferty ciasto brûlée - śmietankowe ciasto, na mięciutkim biszkopcie z musem malinowym. Nawet taki przeciwnik malin jak Osamu musiał przyznać, że uwielbiał to ciasto i miał na zapleczu odłożoną dużą kostkę, którą chciał zabrać do Chuuyi, chcąc mu zrobić niespodziankę. Od kiedy niedoszły samobójca chce zrobić komuś niespodziankę...? W końcu jednak kolejka zaczęła się zmniejszać. Idealnie jak ma kończyć zmianę, świetnie. Jego życie to kiepski żart, że stał akurat na największy ruch.

 - Espresso i ciasto, tak słodkie jak ty, Dazai - brunet zaskoczony uniósł głowę słysząc znajomy głos i zaraz się zaśmiał.

 - Kanda? Trochę już czasu minęło odkąd się widzieliśmy. Ale wybacz, nie jestem słodki, więc może zdecydujesz się na coś dostępnego w ofercie? - spytał wbijając na kasę kawę. - O ile pamiętam, lubisz truskawki ze śmietaną, więc babeczka będzie w sam raz.

Mężczyzna zaśmiał się głośno, nie dostając nawet szansy na wybranie czegoś innego.

 - Dalej pamiętasz? Przyjechałem do Japonii na miesiąc i potem znów wyjeżdżam, co ty na to by...

Ale Dazai już go nie słuchał. Zauważył Chuuyę i widząc, że ten się zwija z bólu, zawołał zamiennika i szybko wyszedł zza baru, łapiąc rudego zanim ten upadł.

 - Ej, chibi, co ci jest? - spojrzał zmartwiony na jego twarz. Był blady i spocony. Spojrzał na drugiego inkuba. - Wezmę go na zaplecze by odpoczął chwilę.

Nie czekając na odpowiedź emosa, wziął rudego na ręce i zabrał do kanciapy, gdzie posadził przy oknie i przetarł twarz mokrą chusteczką.

 - Ej, mały... Chuuya... Co ci jest? Jesteś głodny? - kucał przed nim pilnując, by demon nie spadł z krzesła. Kiedy on się ostatnio tak bardzo o kogoś martwił? - Miałem dzisiaj do ciebie przyjść zrobić ci niespodziankę, więc nie choruj mi tu teraz.

Chuuya:

Ledwo co zarejestrował zmianę miejsca i to, że ktoś zaczął mu jeździć po twarzy czymś mokrym. Niemrawym ruchem ręki starał się odtrącić od siebie natręta, jednak nawet uniesienie dłoni było ogromnym wysiłkiem. Po chwili na szczęście ból minął, a paraliżujące uczucie beznadziei odeszło w niepamięć. Pozostała jedynie ta gorzka świadomość faktu, że jego uczucia są jednostronne, że ten, na którym tak bardzo mu zależy i dla którego byłby w stanie zrobić wszystko, mógł go tylko traktować jak gościa, z którym może raz na jakiś czas zabawić się w łóżku. Otworzył w końcu oczy, które przez dłuższy czas miał przymknięte i spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę.

 - Osamu? - spytał cicho. Przecież brunet stał jeszcze przed chwilą na kasie. Mógł od tak z niej zejść? - Gdzie jest Ryunosuke?

Przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Cholera, Dazai znowu go widział w tak żałosnym stanie. Niby demony są potężnymi, okrutnymi i wyniosłymi istotami, ale gdy już dochodzi do kłopotów sercowych, to sprawy się nieco komplikują. A Chuuya nie miał zamiaru już dłużej pokazywać przeznaczonemu sobie mężczyźnie, jaki był słaby.

 - Kto to był? - zadał kolejne pytanie, ale nie czekał na odpowiedź. - A z resztą, nie obchodzi mnie to. Flirtuj sobie z kim chcesz, nic mi do tego. Ale jak Ryunosuke przyjdzie do ciebie z pretensjami, że znalazł mnie gdzieś martwego, to się kurna nie zdziw!

Nie zauważył nawet, że wstał z krzesła. Zacisnął z całej siły dłonie w pięści, zastanawiając się, czy robił to aby się jakoś uspokoić, czy szykował się, aby jebnąć stojącemu przed nim przystojniakowi prosto w twarz.

 - Mówiłem ci, że zakochanie u inkubów jest nieco inne niż u was, nie? Dotarło to w ogóle do twojego małego mózgu? Czy może uznałeś, że w sumie masz to gdzieś i będziesz przy mnie robił do każdego przystojniaka maślane oczy? Serio, czy ty jesteś poważny!? Mnie to do jasnej cholery boli, ty dupku! Chyba że chcesz, żebyśmy całą trójką wylądowali w łózko. W końcu tylko po to tu jestem, nie? Żeby cię zaspakajać. Kurwa mać - prychnął. - I nie, kurna, nie obchodzi mnie to, że nie wiedziałeś, że tam jestem! Znowu nie odczytałeś wiadomości? Jak ja ciebie nienawidzę za to, że cię kocham, ugh, ty pie-!

 - Panie Dazai? - do kanciapy zajrzał piegowaty blondyn. - Wróci pan, czy...?

Ale demon jedyne na czym był w stanie się skupić, to seksowny mężczyzna, który chwilę wcześniej podrywał Dazaia i teraz z zainteresowaniem zaglądał do pomieszczenia stojąc za blondaskiem. Chuuya wykrzywił wargi w niezadowoleniu, przyciągnął do siebie Osamu i mocno wpił się w jego usta. Musiał pokazać natrętowi, że się spóźnił i ten barista jest już zajęty.

 - A teraz - powiedział spokojnie, kiedy drzwi zamknęły się z hukiem - zwolnisz się wcześniej. Wciśniesz kierownikowi kit, że jest ze mną bardzo źle i musisz mnie zaprowadzić do domu, bo sam nie dam rady. A w domu zaparzysz mi jebaną herbatę z jebaną dziką różą i dasz jebaną czekoladę, żebym się uspokoił i się na ciebie nie złościł. Czy wyraziłem się jasno, Dazai? - jego nazwisko wręcz wysyczał z istnym jadem i niebezpiecznym błyskiem w oczach. Już od dawien dawna nie był taki zły.

Dazai:

Odetchnął z ulgą, gdy Chuuya mu w końcu odpowiedział. Dobrze, ogarnia świat wokół siebie, czyli nie trzeba wzywać karetki.

 - Na zewnątrz. Wziąłem cię na zaplecze byś odpoczął bo zasłabłeś.

Odłożył mokrą ściereczkę na bok i sięgnął po butelkę z wodą. Słysząc kolejne pytanie otworzył już usta by odpowiedzieć, jednak nie było mu dane się odezwać. Zaskoczony wybuchem rudego zwyczajnie stał i patrzył na niego. Te wszystkie śmieszne obrazki o ludzkich espresso jednak mają sens, bo oto przed nim stoi żywy przykład.

 - Martwego? O czym ty do cholery mówisz? - ten jeden jedyny raz Osamu nie miał pojęcia co robić. Nigdy nie był w podobnej sytuacji, gdy ktoś wyrzuca mu flirtowanie z drugą osobą... Gdy nawet tego nie robił! Gdy usłyszał głos swojego kolegi z pracy, Kenjiego, machnął jedynie ręką by wyszedł, zaraz jednak zaskoczony stęknął gdy inkub go pocałował. A więc tak wygląda zazdrość? Nie przyznałby tego głośno, jednak ton i sposób w jaki Chuuya wypowiedział jego nazwisko niemal zabolało. Gdzie to ciepłe "Osamu"?

 - A teraz mnie posłuchasz skoro już dajesz mi dojść do głosu. - przyciągnął do siebie wściekłego mężczyznę i spojrzał mu prosto w oczy. Cóż, gdyby wzrok mógł zabijać, to Dazai leżałby już martwy na ziemi. Jednak i Dazai był zły. Przecież nic nie zrobił, do ciężkiej cholery! Uśmiechnął się tylko do znajomego i zaproponował mu kupno babeczki. A rudy tragizuje, jakby przeleciał tamtego faceta na środku ulicy. - Ten facet to był mój stary znajomy. Urodził się w Japonii, ale większość życia spędza we Włoszech. Nie miałem pojęcia, że przyjechał do kraju. Chciał mnie zaprosić na spotkanie, ale mu odmówiłem. I nie ma mowy o żadnych trójkącikach. Jesteś mój do cholery i nie mam zamiaru się z tobą dzielić. I o ile się nie mylę, to ty potrzebujesz mnie w łóżku, a nie na odwrót - wiedział, że to dość nieczyste zagranie, ale czy taka nie była prawda? W końcu inkub potrzebował go by żyć, jakkolwiek głupio to nie brzmiało. - Czy ty widziałeś jaka była kolejka? Nie miałem czasu się po nosie podrapać nie mówiąc o patrzeniu w telefon. Ale oczywiście, powinienem rzucić wszystko i odczytać wiadomość od księżniczki, prawda? - puścił go i zerknął na zegarek

 - I tak zaraz kończę zmianę, więc się nie będę zwalniać. I planowałem do ciebie przyjść. Trzymaj, smakuje lepiej niż zwykła czekolada. - podał mu pudełeczko z ciastem i zdjął fartuch, odwieszając go na miejsce. Z szafki wyciągnął płaszcz i zarzucił go, łapiąc zaraz mocno Chuuye w pasie i wyszli z pomieszczenia.

 - Kenji~ Mój przyjaciel nie czuje się najlepiej, więc wyjdę chwilę wcześniej, by go odprowadzić do domu. Za jakieś 10 minut przyjdzie moje zastępstwo, więc spokojnie powinniście dać sobie radę - uśmiechnął się do chłopaka ciepło.

 - Tak jest, panie Dazai!~! Damy z siebie wszystko! - blondyn pomachał im na do widzenia. Zaraz jednak gdy wyszli z kawiarni, z ust Dazaia zniknął uśmiech i nie przejmując się zbytnio tym, że Chuuya robi mniejszy krok niż on, szybkim tempem udał się do jego mieszkania.

 - Bez cukru? - spytał, gdy byli już w mieszkaniu. Ściągnął buty i poszedł do kuchni zrobić herbatę.

Chuuya:

Aż się trząsł ze złości. Nie obchodziło go to, że Dazai był po prostu miły dla kolegi, miał głęboko w nosie to, że był zalatany i nie znalazł nawet chwili, by spojrzeć na telefon. Wkurzało go to niemiłosiernie, że w sumie ten barista nie należał do niego, a rudzielec musi przy nim trwać jak wierny piesek. Ale on był jego. Cały. Od eleganckich, skórzanych butów, po sam czubek czarnego kapelusza. I nawet jeśli mu się to nie podobało, to samo stwierdzenie "jesteś mój", wychodzące z ust ukochanego sprawiło, że ochłonął, a zamiast wściekłości, poczuł zawstydzenie swoim nagłym wybuchem. Spuścił wzrok, kiedy uświadomił sobie, jak głupio zareagował, ale nie mógł nic poradzić na to, że wiedział, iż tamten seksowny mężczyzna wręcz marzył o tym, by pójść z Dazaiem do łózka. Jako inkub mógł to z łatwością stwierdzić. Zacisnął dłonie na pudełeczko z ciastem. Cholera, mógł to inaczej rozegrać...

Całą drogę do siebie nie odezwali się ani słowem. Dazai, jak Chuuya zdążył zauważyć, wciąż był zły, a on truchtając szybko obok niego, chciał po prostu przemyśleć wszystko. I przy okazji szybko napisał Ryunosuke smsa, że idzie z swoim przeznaczonym do ich mieszkania, więc ma im nie przeszkadzać.

Osamu chciał do niego przyjść. Tak po prostu, bez zapowiedzi. I miał nawet przygotowany ten kawałek ciasta. Czy to znaczyło, że ten facet, który co noc potrafił mieć innego towarzysza w łóżku, chciał jakoś pogłębić ich znajomość? Wejść na wyższy poziom? Bo przecież nie robi się takich niespodzianek osobie, która kogoś w ogóle nie obchodzi, prawda? Czyli ich relacja zaczynała już się regulować, a on wszystko zniszczył tą sceną zazdrości? Cholera jasna.

 - Bez cukru - potwierdził, chowając klucze do kieszeni płaszcza, który zaraz odwiesił. Poszedł za Dazaiem i podzielił ciasto na dwa kawałki (sobie oczywiście wziął większy). Położył talerzyki na stole, a sam stanął przy oknie, spoglądając na przechodniów.

 - Nie powinienem był krzyczeć i cię wyzywać - zaczął, kiedy już ta cisza zaczynała wręcz wwiercać się w mózgi. - Ale chyba sam rozumiesz, że nie jest dla inkuba łatwa taka... sytuacja, jaka jest pomiędzy nami. Wiem, że nie chcesz się angażować w żadne związki, ale właśnie dlatego obawiam się, że możesz w końcu pójść z kimś innym do łózka, a ze mną spotykać się tylko co te trzy tygodnie, abym nie zdechł z głodu. A tamten twój kolega aż się na ciebie palił. Dokładnie poczułem jego pragnienia i aż mnie zemdliło, jak pomyślałem sobie, że przecież nie masz najmniejszego powodu, aby się nie zgodzić na jego propozycję, jakakolwiek by nie była.

Westchnął cicho.

 - Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, jakbyś wskakiwał do łózka pierwszemu, kto to zaproponuje, ale on był taki przystojny, a ty się uśmiechałeś i jeszcze rozbawiłeś go, i wyglądaliście razem tak idealnie, i ja po prostu...! - jęknął, kiedy nagła fala bólu zalała jego klatkę piersiową. Zacisnął powieki, starając się uspokoić. - Spanikowałem. Nie jesteś mój, wiem to dobrze i nie chcę, abyś z jakiegoś współczucia zmienił swoje nastawienie co do bycia z kimś. Tylko cokolwiek miałbyś robić z kimkolwiek - z trudem wyrzucał z siebie te słowa - rób to tak, abym o niczym nie wiedział. Bo przez to, że cię kocham, to boli o wiele bardziej.

Dazai:

Na jego potwierdzenie jedynie kiwnął głową i wstawił wodę.

Nie był tak do końca zły na Chuuyę, raczej... Miał mętlik w głowie. Nie bardzo rozumiał czemu rudy tak się na niego wkurzył, przecież nic nie zrobił. Nie całował się z nikim, nie flirtował, nie uprawiał seksu. Ostatnio jedyna osobą z którą był, to właśnie Chuuya. W ciszy zalał herbaty i do swojej dodał trochę cukru. Musiał przyznać, że nie spodziewał się w szafce demonów znaleźć kubki w pieski czy liski. Z pewnością były Chuuyi, jakoś barista nie umiał sobie wyobrazić emo inkuba pijącego z czegoś tak słodkiego.

Gdy rudy się odezwał, Osmu spojrzał na jego plecy, słuchając go przy tym uważnie. Skruszony demon wyglądał na jeszcze mniejszego i drobniejszego niż był normalnie, więc nie mogąc się powstrzymać, podszedł do niego i objął go w pasie, opierając brodę o jego głowę.

 - Już, już... Jesteś taki mały, a tyle z tobą problemów - westchnął ciężko. - Skoro mam się tobą zająć to oczywiste, że nie będę się zabawiał z kimś innym. Znaczy. Flirtować pewnie będę. Mam to we krwi, musisz to jakoś przeżyć. Nie mam pojęcia jak ty to wszystko odczuwasz. Powiedziałeś mi tylko o tej cholernej nici i w sumie tyle. Skąd niby mogłem wiedzieć, że umiesz wyczuć, że ktoś ma chcicę, czy inne takie? Dlatego chciałem dzisiaj przyjść, dowiedzieć się więcej o tobie... A Kandę rozbawiłem tym, że po latach pamiętam, że uwielbia truskawki ze śmietaną. Serio ten człowiek mógłby jeść tylko to!

Pokręcił lekko głową, po czym cmoknął inkuba w czubek głowy.

 - Jestem twój, ale nie tylko twój. Nie chcę byś cierpiał niepotrzebnie, los wybrał ci naprawdę okropną osobę do kochania. Nie mam zamiaru spotykać się z tobą tylko na ten seks co trzy tygodnie. W końcu po co tylko co trzy? - uśmiechnął się, puszczając w końcu rudego. - Nie mam zamiaru wchodzić w związek. Nie jestem najlepszym partnerem. Czy jesteś w stanie to przeżyć?

Gdy niższy mężczyzna się odwrócił, brunet pochylił się i go pocałował.

 - Jak na faceta masz bardzo miękkie usta, wiesz? - uśmiechnął się szeroko po czym jak gdyby nigdy nic usiadł przy stole i spróbował ciasta. - Siadaj i opowiadaj mi jak wy, demony to wszystko odczuwacie. Chcę cię lepiej zrozumieć. Przede wszystkim, o cholerę ci chodziło z tym, że będziesz gdzieś leżeć martwy. I te jęki bólu czy omdlenie. Mów, albo cię przygłodzę.

Chuuya:

Już nawet nie miał siły komentować tego, że Dazai znowu wypomniał mu jego wzrost. Czy to naprawdę była rzecz, jaką trzeba co chwila komentować? Jakby to w czymkolwiek mu przeszkadzało... Przymknął oczy, wsłuchując się w jego głos i delikatnie opierając o umięśnione ciało. W sumie ten niedoszły samobójca miał rację - nie powiedział mu zbyt wiele o demonach seksu, ani tym bardziej o wszystkich zagrożeniach jakie na nie czyhają po przespaniu się z przeznaczoną sobie osobą. A on, Dazai, chciał się wszystkiego dowiedzieć, zainteresować tym, czym był Chuuya. Jakoś tak sprawiło to, że rudzielec poczuł się szczęśliwy.

"Jestem twój, ale nie tylko twój" - dla inkuba nawet te słowa sprawiły, że jego serce zabiło mocniej. Bo nawet jeśli Osamu nie mógł należeć w całości do niego, to skrzydlaty wolał, aby był wszystkich, a nie tylko jakiejś przypadkowej osoby. Taki układ byłby sto razy gorszy niż to, co mają teraz.

 - Jakoś muszę to przeboleć, prawda? - odpowiedział z uśmiechem, mrucząc z aprobatą na ten pocałunek.

 - Czekaj! - zanim barista usiadł na swoim miejscu, demon przytulił go mocno i wyszeptał ciche "przepraszam" do ucha. Po tym rumieniąc się wściekle, usiadł na krześle. Opowiedział mu więc o tym, jak jego gatunek odczuwa zazdrość. Przede wszystkim - boli ich serce i maja zawroty głowy, jeśli to jest zwykły flirt, który im przeszkadza, bo jeśli partnerzy miedzy sobą ustalają jakieś reguły co do ich związku, to wcale nie musi pojawić się ten objaw. Gorzej jest już z prawdziwą zdradą, która najczęściej zdarza się u par mieszanych: człowiek-demon. Jeśli inkub czy sukkub przyłapie swojego przeznaczonego-człowieka z kimś innym in flagranti, to jego serce najzwyczajniej pęknie, rozpadnie się, wybuchnie. Zakochany demon nie przeżyje zdrady, której się nie spodziewał. Dodatkowo wspomniał jeszcze o tym, że demony seksu zazwyczaj nie pracują, a maja swoich sponsorów. On również takich miał, ale teraz, kiedy ma Osamu, będzie musiał znaleźć sobie normalna prace, bo pieniądze, na jakie "zapracował", niedługo się skończą. Choć jest jeszcze inna opcja, wręcz uwielbiana przez stworzenia nie z tego świata - gry hazardowe. Ten dreszczyk emocji, kiedy oddaje się swoje życie pod dyktando losu, jest uzależniający. Kto raz spróbuje, nie jest wstanie uciec.

 - A co do odczuwania czyichś pragnień - dokończył w końcu swój kawałek ciasta - to jest raczej dość proste do zrozumienia. W końcu jakoś musimy zachęcać ludzi, by dali nam swoją energię, czyli się z nami przespali. A i my chcemy mieć z tego jakąś frajdę. Tak więc możemy poznać chcice innych i zdecydować, czy to właśnie z tego osobnika chcemy się pożywić. Przykład pierwszy z brzegu: sadysta nie będzie chciał zabawiać się z sadystą, bo dla żadnego z nich nie będzie to przyjemne. Ale nie musimy wcale zaglądać w pragnienia innych jeśli nie chcemy. W końcu poznawanie swojego kochanka tez jest ekscytujące, prawda? Na przykład wiem już, że baaardzo podobało ci się, kiedy zajmowałem się twoimi bliznami na dole pleców - zmrużył błyszczące z ekscytacji oczy, uśmiechając się z zadowoleniem. - Przyznaj się, Osamu, z trudem powstrzymywałeś się, aby nie wydawać z siebie głośnych jęków, prawda?

Wyciągnął dłoń, aby delikatnie musnąć go pod broda.

 - W życiu byś tego nie przyznał, ale to uczucie, że jesteś pod moja kontrola, było podniecające, czyż nie? Moglibyśmy to kiedyś pow... - niestety, w połowie zdania przerwał mu dzwonek do drzwi. Prychnął zdenerwowany. - A tak dobrze mi szło!

Gniewnie tupając klapkami po kafelkach, podszedł do drzwi i nawet nie sprawdzając kto za nimi stoi, otworzył je szeroko. Zamarł z otwartymi ustami.

 - Sio-siostrzyczka Kouyou!?

Dazai:

 - Prawda. Musisz mnie kochać takiego, jakim jestem.

Uśmiechnął się lekko na te przeprosiny. Niby dorosły facet, a był cholernie uroczy. Nic tylko go zjeść.

Słuchał go uważnie zapamiętując wszystko. Musiał przyznać, że ten cały ból serca i tak dalej zajeżdżał tanimi romansidłami dla samotnych kobiet po czterdziestce, jednak już dobrze wiedział, że rzeczywiście tak to wyglądało. Czyli o to chodziło gdy powiedział, że "Ryunosuke znajdzie mnie martwego". Kiwnął lekko głową.

 - Rozumiem, więc tak to wszystko wygląda... Muszę przyznać, że teraz lepiej cię rozumiem. Wybacz, Chuuya, nie chciałem, byś niepotrzebnie cierpiał - zaraz jednak spojrzał na niego uśmiechając się chłodno. - Ooo? Musiało ci się pomylić, mój drogi. Ja nie jęczę. To inni jęczą pode mną.

Chociaż rudy miał rację, Dazaiowi cholernie się to podobało. Była to miła odmiana gdy to nim się ktoś zajął jednak nie miał zamiaru tego przyznać. W końcu to on górował w tej relacji, czyż nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz