It's a trap! (2)



Chuuya:

Rankiem przywitało go niemożliwe wręcz pragnienie, lekki ból głowy i kilka smsów od Dazaia. Nawet ich nie czytał i od razu wszystkie wykasował. Powinien znowu zmienić numer, naprawdę. Chociaż ten kretyn w ciągu kilku godzin jakimś cudem potrafił go zdobyć. Za każdym razem. Magia.

Musiał wstać, iść do pracy i przekazać Moriemu informacje o tym, że nie muszą się martwić zdradą burdelu - jakkolwiek to brzmiało - bo alfons zdążył już zmienić zdanie i odciął się od tamtego gangu. Ale Chuuya był zbyt zmęczony, aby podnieść się ze swojego czworonożnego przyjaciela aka łózka i w końcu umyć się. Ale chociaż nie musiał martwic się o swojego psa, Kano, którego zostawił u Tachihary. Młodszy kolega miał akurat wolne, tak wiec mógł zająć się zwierzakiem pod nieobecność właściciela. Choć dość samotnie było mu budzić się bez psa u stop łózka. Sprawił go sobie w końcu po to, by wyleczyć się z tęsknoty za Dazaiem, tak więc bez kochanka i bez Kano czul się jakoś tak... opuszczony i pusty.

Z jękiem niezadowolenia, stoczył się z łózka. Po szybkim ogarnięciu się - co nie było łatwe - i zjedzeniu małego śniadania, wyszedł w końcu z mieszkania.

Atsushi:

 - Ta ruda kobieta? - Dazai zaśmiał głośno na pytanie chłopaka. Nie męczył go nigdy kac, więc nikt by nie zgadł, że pił wczoraj. Jedyne co go męczyło, to narzekanie Kunikidy. Zastanowił się. Powiedzieć Atsushiemu, że kobieta, która tak go zauroczyła ma frędzel między nogami i oszczędzić mu szoku przy ich spotkaniu...? Oczywiście, że nie! - To była moja stara znajoma. Chuuya, rodzice trochę wrednie nadali jej męsko brzmiące imię, ale to kobieta o ogromnym sercu. Trochę choleryczka, ale lubi przygarnąć kogoś do piersi...

Aż się trząsł w środku ze śmiechu. Oj biedny chłopak... Ile by dał by zobaczyć jego minę, gdy dowie się prawdy.

A tymczasem Atsushiemu nieznajoma dalej chodziła po głowie, zwłaszcza gdy z rana w spodniach znalazł liścik od niej. Bransoletkę zostawił w domu nie chcąc jej przypadkiem zgubić, jednak tylko spotęgowała ona ciekawość co do rudej.

Po pracy, w czasie której nie wiele robił, gdyż Dazai za karę został zmuszony przez Kunikidę, by napisał samodzielnie raport z misji - a zazwyczaj brunet zwalał to na młodszego kolegę - wziął torbę i udał się za miasto, do nieużywanych hangarów. Był to teren "neutralny" nienależący ani do Agencji, ani do Portowej Mafii, więc niezbyt się obawiał przemieniać w tym miejscu. Dodatkowo bardzo rzadko ktoś tu przychodził przez legendy o samoistnie latających przedmiotach. Ludzie uważali, że to duch jakiegoś nieboszczyka straszy w miejscu, gdzie zmarł.

Chłopak usiadł wygodnie z książką i czekał na pełnię.

Chuuya:

Kiedy tylko udało mu się skończyć raport dla szefa, co poszło mu zadziwiająco szybko, ten zadowolony z tak sprawnie i dobrze wykonanej misji, zwolnił go szybciej do domu. Nie spodziewał się, że Mori będzie miał aż tak dobry humor, ale nie miał zamiaru narzekać. Przynajmniej dzięki temu mógł już przed późnym popołudniem przejść się do Tachihary po swojego zwierzaka.

 - Cześć - jakimś cudem zdążył przywitać się z kolegą z pracy, zanim miniaturowy szpic rzucił się na niego z radosnym szczekaniem i piskami. Niemożliwość zobaczenia swojego pana przez cały poprzedni dzień i połowę dzisiejszego, była dla niego istną katorgą. Chuuya z miłością przytulił do piersi biało-czarną kuleczkę i podziękował mężczyźnie za zajęcie się psem.

Idąc nawet mało uczęszczanymi ulicami miasta, wzbudzał istną sensację wraz z Kano. W końcu czarna sierść ułożyła się na białej tak, że zwierzak wyglądał jak mini panda. Licealistki wracające akurat o tej porze z dodatkowych zajęć wręcz rozpływały się nad uroczością stworzonka i po uprzednim spytaniu o pozwolenie Chuuyi, robiły sobie z maluszkiem selfie.

W końcu jednak udało mu się uwolnić od rozentuzjazmowanych krzyków młodych Japonek, kiedy zapuścił się w rzadko odwiedzane przez siebie rejony. Czasami przychodził tu późnymi wieczorami, aby w spokoju i ciszy potrenować w pobliskich hangarach, ale ostatnio nie miał w ogóle na to czasu.

Kano nagle zawarczał i rzucił się na drzwi do jednej z takich kryjówek, a jako że na dole w ścianie była mała dziura, przecisnął się przez nią do środka.

 - Cholero ty! - używając mocy wyważył wejście i pobiegł za nim, sycząc pod nosem przekleństwa. Co znowu wyczul ten głupi pies...?!

Zamarł w bezruchu, kiedy zauważył, że czymś, a raczej kimś, na kogo szczekał jego pies, był poznany noc wcześniej młody detektyw, Nakajima Atsushi. Chłopak również z zaskoczeniem wpatrywał się to w Kano, to w rudzielca, jakby próbował zrozumieć, skąd się tu wzięli.

Chuuya zmusił chomika w mózgu do szybszego zapierdalania na kołowrotku. Musiał w sekundę zdecydować się, czy chce dalej udawać kobietę, czy jednak powiedzieć chłopakowi prawdę. Ale nie mógł się na nic zdecydować. Z jednej strony młody i tak prędzej czy później dowiedziałby się prawdy, ale z drugiej dość głupio mu było przyznawać się do tego, że nosił sukienkę. Mimo że wyglądał w niej naprawdę zjawiskowo.

 - Hej - powiedział po dłuższej chwili. Nawet nie zauważył, że przez ten cały czas zestresowany wstrzymywał powietrze. Cholera, co z nim się działo? - Wybacz za niego, zazwyczaj się tak nie zachowuje.

Podszedł w końcu bliżej chłopaka, aby wziąć Kano na ręce. Ten od razu się uspokoił i zapiszczał. Mafiozo domyślił się, że pies zareagował tak na Nakajimę, bo ten był w końcu tygrysołakiem. Gdyby się tak nad tym zastanowić, to było to dość... smutne. Zwierzęta nienawidziły go przez straszną umiejętność.

Ale nie było teraz czasu na rozmyślanie o takich pierdołach! Szybko, Chuuya, jesteś w końcu mężczyzną, przyznajesz się czy nie!?

 - Widziałem cię wczoraj z okna, jak odprowadzałeś moją siostrę - kłamstwo wyszło spomiędzy jego ust, zanim zdążył głębiej nad nim pomyśleć. - Dziękuję, że się nią zająłeś.

Tak, oczywiście. Jakby mógł z ostatniego piętra apartamentowca zobaczyć cokolwiek na chodniku. Ale przecież chłopak nie wiedział, na którym pietrze mieszkał rudy, to może uwierzy.

Atsushi:

Siedział sobie spokojnie, czytając książkę i modląc się, by w końcu noc minęła, gdy nagle usłyszał szczekanie... A po chwili zauważył warczącą na niego...pandę? Nie, to był pies. Tak, na pewno pies. Z jakimś dziwnym umaszczeniem. Ale taki słodki, gdyby mógł, to by go pogłaskał. Ale skąd... I zaraz drzwi do jego kryjówki zwyczajnie zniknęły. Patrzył zdziwiony to na warczącą pandę, to na rudego. Moment, czy to nie była tamta kobieta...? Nie, jednak nie, to męski głos.

 - Dobry wieczór... - przywitał się niepewnie. - To nic takiego... Kobieta nie powinna chodzić sama nocą... - zmarszczył lekko brwi. Mężczyzna był strasznie podobny do siostry... Bliźnięta?

Przez brak drzwi zauważył, że słońce już niemal całe schowało się za horyzont. Wstał z paniką i podbiegł do nich, może uda mu się to naprawić...

 - Jakim cudem one są takie wygięte?! - jęknął z bólem. Nie naprawi ich, a zostało mu może piętnaście minut do zmiany. Tylko ten hangar nadawał się do przemian, pozostałe były pełne śmieci. Co robić, co robić? Odwrócił się do mężczyzny. - Aaaa, musi pan stąd szybko iść, dobrze? Bardzo szybko i jak najdalej. Tu jest niebezpiecznie, a jak coś się panu stanie, to na pewno pana siostra będzie smutna.

Może by przesunąć te wielkie pudła i jakoś zasłonić wejście? Niby miał kontrole nad tygrysem, ale bał się, że wizja otwartego świata sprawi, że zrobi coś głupiego. Tak okropnie się bał... Podszedł do pudeł chcąc spróbować coś zrobić gdy zerknął na jedno z okien. Źle wyliczył czas, księżyc już był w dobrym miejscu. Nie zdążył nawet mrugnąć i już stał przed rudym jako biały tygrys. Zaryczał głośno i widząc otwartą przestrzeń poza hangarem chciał pobiec w jej stronę jednak tuż przed wyjściem zaczął się cofać, kręcąc przy tym łbem. Bił się teraz sam ze sobą. Tygrys chciał uciec, zapolować, a Atsushi próbował nad tym zapanować. Zazwyczaj było łatwiej. To będzie długa noc.

Szybko uciekł na tyły hangaru i wlepił wzrok w mężczyznę, który ciągle nie uciekł. Czemu dalej tu stał? Czemu nie uciekł z krzykiem? Czemu w ogóle tu był?

Chuuya:

Na panikę chłopaka tylko uniósł brew. O co mu chodziło?

...ok, dobra, już wiedział, co było na rzeczy. Wzmocnił uścisk wokół Kano, aby odważny psiak nie postanowił rzucić się na większego od siebie i cofnął się do drzwi, kiedy już drapieżnik się od nich odsunął. Kazał maluchowi poczekać na niego przed hangarem. Wiedział, że posłucha, w końcu całe 4 lata go szkolił. Sam założył kciuki za szlufki spodni i spokojnie podszedł do tygrysa.

 - Jaki straszny kotek - uśmiechnął się do Nakajimy. Ciekawiła go ta moc. Bo chłopak również nie miał nad nią całkowitej kontroli, zupełnie jak Chuuya. Mafiozo potrzebował, aby Dazai był obok, żeby powstrzymał Skażenie w odpowiednim momencie.W innym wypadku już dawno wąchałby kwiatki od spodu.

Tygrys na niego warknął, ale ani trochę go to nie przestraszyło. W końcu nie z takimi potworami walczył. Ściągnął rękawiczkę i musnął stojącą obok skrzynię. Ta uniosła się nad ziemia i prędko poleciała na drapieżnika. Udało mu się to ominąć i w ciągu sekundy rzucił się na Chuuyę. Roześmiał się. Już od dawna nie miał okazji, żeby rozprostować kości przy dobrej walce.

 - Chcesz się bić, szczeniaku? - mruknął z błyskiem w oku i z całej siły kopnął zwierzę w brzuch. Uruchomił moc i z jej pomocą tygrys poleciał na druga stronę hangaru, niemalże wbijając się w ścianę. - Może za 10 lat uda ci się dorównać mi poziomem, ale na razie nie masz co o tym marzyć.

Westchnął. Niby wczoraj postanowił, że pozwoli Akutagawie schwytać chłopaka, ale w sumie teraz miał bardzo dobra okazje, aby wypełnić tę misję. No i dzięki temu na jego konto trafiłoby więcej pieniędzy, co zawsze jest najlepszą zachętą.

Zwierz ponownie go zaatakował, ale z łatwością mógł ominąć jego pazury czy kły. Niby Nakajima był silny, ale brakowało mu doświadczenia, lepszej techniki. Cmoknął z niezadowoleniem pod nosem, po raz kolejny powalając go na ziemię.

 - Nie atakuj cały czas, bron się czasami, paruj ciosy! Nawet takich podstaw nie umiesz!? - poprawił z irytacja kapelusz. Nie wiedział, czy tygrys go rozumiał, ale nie mógł powstrzymać złości. - Czuję się, jakbym bil się z dzieckiem, kurwa mać. Jesteś beznadziejny.

I jego dobry humor poszedł się kochać razem ze spokojem. Jako mistrz sztuk walk czuł wewnętrzną potrzebę, aby nauczyć czegoś tego kociaka. Odetchnął głęboko i stanął twardo na ziemi w lekkim rozkroku, unosząc pieści.

 - Chodź.

Atsushi:

Patrzył uważnie na mężczyznę gdy zbliżał się do drzwi. Tak, dobrze. Idź sobie stąd.

...czy to był jakiś idiota? Po co się cofał? Warknął na niego ostrzegawczo, niech sobie idzie. Ah, chciał się bić? Atsushi z łatwością ominął skrzynie i zaraz skoczył na mężczyznę. Chciał go wystraszyć, by zostawił go w spokoju... Nie spodziewał się tego, że to on dostanie. Zatrzymał się na ścianie i zaryczał gniewnie, ponownie atakując mężczyznę. Irytował go, czemu w ogóle zaczął walkę? Czemu nie mógł zostawić go w spokoju?

Paruj ciosy? PARUJ CIOSY?! Podniósł się z ziemi i stanął na dwóch łapach niczym jakiś cyrkowy miś pokazując mu ogromne łapy. Rudy chyba nie czaił, że jako wielki kot nie może walczyć jak człowiek. Mógł walczyć tylko jak zwierze, atakując lub uciekając. Nie miał możliwości, by robić coś innego.

Usiadł obserwując człowieka z zaciekawieniem. Przyjął teraz inną postawę, był spokojniejszy. Ale Atsushiemu nie chciało się już bić, nie widział potrzeby. No i nie chciał go skrzywdzić.
Podszedł do niego spokojnie i oparł łeb o jego klatkę piersiową. Mrucząc głośno zaczął pchać mężczyznę w kierunku wyjścia. Niech go zostawi w spokoju.

Warknął ostrzegawczo, gdy nieznajomy zaparł się w miejscu za pomocą swojej umiejętności. Uparty rudy osioł.

Chce się bić? Dobra. Niech mu będzie. Byleby szybko sobie poszedł.

Atakował więc go, najczęściej obrywając. Czuł respekt przed niższym mężczyzną, nie bał się tygrysa, a do tego naprawdę dobrze walczył. Chłopak zaczął więc unikać jego ciosów, a gdy trafiła mu się okazja machnął łapą i powalił mężczyznę na ziemię.

Kładąc uszy po sobie szturchnął go nosem.Wszystko dobrze? Gdy mężczyzna się podniósł, Atsushi wycofał się w cień. Koniec walki, był już tym znudzony. Chciał przespać noc, by minęła jak najszybciej. Ale... Musiał przyznać, że dzięki niemu nie miał już ochoty, by zapolować, był tak bardzo skupiony na walce, że odzyskał kontrolę nad tygrysem.

Chuuya:

Już od dawna nie czuł takiej adrenaliny buzującej w żyłach. Walka z tygrysem była ekscytująca, mafiozo nie miał pojęcia, jaki kolejny ruch wykona jego przeciwnik, co tym bardziej go nakręcało. Z zadowolonym uśmieszkiem bronił się przed szponami i zębami Nakajimy, raz po raz powalając go na ziemię. Ale kiedy sam wylądował na plecach, aż sapnął. Nie spodziewał się, że niedoświadczony zwierzak zdoła zrobić coś takiego.

Roześmiał się i pogłaskał wyrośniętego kociaka pogłowie, mimochodem zauważając, że jego sierść była nadzwyczaj miękka.

 - Dobra robota, młody - wstał i otrzepał się. Tygrys był już spokojniejszy niż wcześniej, dlatego Chuuya poczuł swego rodzaju ulgę, że zdołał go wymęczyć.

 - Dziękuje za tę walkę - ukłonił się, ściągając kapelusz. Naprawdę był mu wdzięczny; kiedy urządzał sobie sparing z kimkolwiek z Portowej Mafii, to musiał się powstrzymywać, aby nie urządzić komuś trwałego uszczerbku na zdrowiu przez swoja umiejętność. A teraz? Dał z siebie niemalże wszystko, walczył tak jak chciał, bez ograniczeń.

Sięgnął po rękawiczki i płaszcz rzucone wcześniej gdzieś na ziemię i pożegnał się z detektywem. Niby mógł go teraz porwać, nic by mu w tym nie przeszkodziło, ale uznał, że po tak pasjonującej walce nie ma ani siły, ani ochoty na użeranie się z czymś takim. Poza tym, to robota Akutagawy.

 - Do zobaczenia, kocie - rzucił przez ramie i już go nie było.

Kano rzucił się na niego z zaniepokojonym piskiem i skomleniem. Musiał przez ten cały czas martwic się o swojego pana i bać, że już nigdy więcej go nie zobaczy. Ale nawet pomimo tych obaw, wypełnił polecenie Chuuyi i zaczekał na niego przed hangarem. Zuch chłopiec.


Mijały kolejne dni, podczas których dostawał dziesiątki, jeśli nie setki smsów od Dazaia. Mężczyzna był naprawdę rozbawiony kłamstwem Chuuyi dotyczącym jego "siostry", ale ani trochę nie odczuwał potrzeby wyjawienia prawdy młodszemu koledze z pracy. W sumie było to hersztowi na rękę. Jeszcze kilka razy spotkał Nakajimę na ulicy i wymieniał wtedy z nim uprzejme powitania, a gdyby chłopak wiedział, że tamtego wieczora był ubrany w sukienkę, ciężko byłoby mu chociaż spojrzeć mu w oczy.

Jego były partner z właściwym sobie sadystycznym zadowoleniem, zaaranżował nawet grupową randkę, na której mieli być obecni właśnie on, Kunikida, Nakajima i rudy mafiozo. Chuuya oczywiście przez dłuższy czas odmawiał, ale w końcu się ugiął. W końcu to Dazai stawiał, a jeśli mógł zjeść tyle, żeby puścić ex-przyjaciela z torbami, to w sumie grupowa randka nie brzmiała aż tak złe.

"Tylko nie zapomnij założyć swoją ulubioną sukienkę~ <3" brzmiał ostatni z smsów, zanim Chuuya rozpieprzył telefon o ścianę pokoju.

W sumie nie wiedział, czy partner Dazaia również miał świadomość tego, że Nakahara był mężczyzną, ale postanowił odsunąć tę myśl. Co go obchodził jakiś tam Kunikida, prawda? Tym bardziej, że teraz to właśnie on spał u boku jego byłej miłości.

 - Niech ten pojebany maniak samobójstw wie, co stracił - powiedział pewnie do swojego odbicia w lustrze, ostatni raz przeciągając po rzęsach maskarą. Męsko. Prawdziwy facet właśnie tak pokazuje swoja wyższość nad innym - w ciemnofioletowej sukience i sandałkach. Dokładnie tak.

Chowając zawstydzenie głęboko do kieszeni, wyszedł z apartamentu na spotkanie z nieuniknionym.

Atsushi:

Zdziwił się, czując jak mężczyzna go głaszcze. Pierwszy raz ktoś to zrobił, ale Atsushi musiał przyznać, że było to naprawdę miłe.

Kiciu? Miauknął tylko w odpowiedzi i zwinął się w kłębek. Pora na sen.


Oczywiście, że opowiedział wszystko Dazaiowi. Mimo wszystko był to jego mentor, to on powiedział chłopakowi o hangarach. Tylko naprawdę, czemu reagował śmiechem na wspomnienie o rudej nieznajomej i jej bracie?

 - Randka? - zarówno Kunikida jak i Atsushi spojrzeli na bruneta sceptycznie.

 - Dazai, czy uderzyłeś się w głowę o jeden raz za dużo? Czy my kiedykolwiek byliśmy na randce?- blondyn zdjął okulary i przetarł je, patrząc na partnera uważnie. - No i dlaczego dzieciak i ta twoja znajoma mają też iść? Nic ich przecież nie łączy.

 - Oj, Kunikida daj spokój ~ To idealna okazja by się poznali. I... Jak to nie byliśmy na randkach? A te wszystkie wyjścia?

 - To były misje, imbecylu.

I tak oto, skończyli w restauracji. Była to ostatnia rzecz, na którą chłopak miał ochotę, po tym jak parę godzin wcześniej bił się z Akutagawą. Dalej miał na policzku kilka szram. Noga może i mu odrasta w parę godzin, jednak rany które nie zagrażają jego życiu goiły się jak u normalnego człowieka.

 - A~tsu~shi~ co ci się znowu stało w buzię dziecino~? - Dazai uśmiechnął się, chcąc przełamać niezręczność przy stoliku. Nienawiść Chuuyi mimo iż maskowana tak bardzo, wpływała na atmosferę przy stoliku, że gdyby w powietrzu puścić maczetę, to by stała.

Chłopak westchnął ciężko.

 - Akutagawa. - wzruszył ramionami, chociaż na samą myśl o mafiozie zaczynał się denerwować. - Jakby sobie nie mógł odpuścić. Jestem tylko człowiekiem jak on, nie prosiłem się o tą umiejętność. Tylko komplikuje całe życie... - westchnął ciężko. Siedzieli już tak dość długo, więc Dazai wymusił na Atsushim, by opowiedział nowej znajomej coś o sobie. A że nie miał co, to detektyw sam zaczął od tego, że chłopak jest sierotą. Po chwili Kunikida mający dość zachowania Dazaia, wyciągnął go przed restaurację, najpewniej by go opieprzyć. W końcu kto normalny w dobrej restauracji pyta kelnerek o podwójne samobójstwo? Nastolatek nieco niepewny co robić sam z Chuuyą uśmiechnął się niepewnie.

 - Poznałem pani brata, wydaje się bardzo... miłą osobą - jeśli miłą osobą można nazwać kogoś, kto się z tobą bije. - I jesteście naprawdę bardzo do siebie podobni. Bliźnięta?

Chuuya:

Zazdrość i niedowierzanie. To właśnie poczuł, gdy ujrzał nowego partnera swojej dawnej miłości. Kunikida z wyglądu ani trochę nie przypominał Chuuyi, choć rudzielec myślał, że ex mafiozo miał słabość właśnie do niskich, szczupłych mężczyzn. A jednak nie. Potwierdziło to jego domysły, że Dazai czuł coś do swojego martwego przed czterema laty przyjaciela, Ody Sakunosuke.

Ale humor poprawiło mu to, że okularnik miał charakter niemalże identyczny co herszt. Jednak zużywacz bandaży miał pewien niezdrowy fetysz co do głośnych, łatwych do zawstydzenia choleryków. Najwidoczniej za starych czasów nie był z Chuuya tylko dlatego, bo niski mężczyzna był dobry w łóżku.

Z zainteresowaniem słuchał opowieści Atsushiego o jego dzieciństwie. Może w końcu wyłapać jakieś informacje potrzebne do pojmania tygrysołaka i nie miał najmniejszego zamiaru ich przepuścić.

A Akutagawie musiał powiedzieć, że ich zleceniodawcy woleliby dostać Nakajimę w jednym kawałku, więc powinien się choć trochę powstrzymywać.

 - Ciągle składasz niemoralne propozycje wszystkim, którzy nie uciekają od ciebie na drzewo? - zapytał Dazaia ze słodziutkim uśmiechem. Ten idiota chyba nigdy się nie zmieni.

Zwrócił zaskoczony wzrok na Atsushiego, kiedy ci zostali sami. On miłą osobą? Niby w którym miejscu?

 - Polemizowałabym - rzucił ze śmiechem. - I tak, jesteśmy bliźniakami.

Nawet jeśli był mistrzem w mówieniu nic nie znaczących kłamstw, to jednak wolał omijać temat "brata". Przecież może przypadkowo tak zakręcić się w opowiadanych bzdurach, że zacznie paplać bez sensu.

Dlatego postanowił szybko zmienić temat. Uniósł kieliszek i zaczął opowiadać o tym, jak robi się białe wino, dlaczego akurat to pije się przy posiłkach z rybami i inne ciekawostki. Nawet nie zauważył, jak na jego policzki wstąpiły rumieńce podekscytowania, a oczy lśniły radosnym blaskiem. O winie mógłby opowiadać bez końca, dlatego opanował się dopiero po jakimś kwadransie. Nieco zawstydzony odwrócił wzrok.

 - Wy-wybacz. To raczej rzeczy, jakie interesują koneserów alkoholi, a nie laików - nie wiedzieć czemu spłonął prawdziwym rumieńcem zażenowania. Było mu naprawdę głupio, że zanudził swojego rozmówcę.

Atsushi:

 - Składam je tylko pięknym paniom. Wybacz, że ciebie to nie dotyczy, Chuuya~ - Dazai uśmiechnął się wrednie. Musi im później robić wspólne zdjęcie, ta fioletowa sukienka naprawdę pasowała hersztowi.

 - Wydaje mi się, że jest. Pomógł mi ostatnio, za co bardzo chciałbym mu podziękować. - cóż, a to, że przez niego potrzebował pomocy to już inna para kaloszy. Gdyby rudy sobie po prostu poszedł, tamta noc skończyłaby się źle. Tyle, że teraz nie miał miejsca gdzie mógłby spokojnie się przemienić... Będzie musiał znów kisić się w swoim małym mieszkaniu.

Wsłuchał się w opowieść Chuuyi. Nigdy jakoś nie interesował go alkohol, a co dopiero takie niuanse, jednak kobieta opowiadała to z taką pasją, że nie miał serca jej nie słuchać. Wręcz chciał, by opowiadała więcej. Robiła to ciekawie, było widać, że dużo wie na temat win. No i ten uroczy rumieniec...

 - Ah, nic się nie stało! Ciekawie się tego słuchało. - uśmiechnął się ciepło. - Fajnie jest mieć coś, o czym można tak opowiadać.

W końcu doszli do nich Dazai z Kunikidą. Brunet nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. 

 - Przepraszam, ale musimy już iść... Kunikida ma okres - Dazai niezadowolony machnął na kelnera, a jego partner spojrzał na niego morderczym wzrokiem. Atsushi zaczął się cieszyć, że następnego dnia ma wolne, bo w pracy na pewno będzie napięta atmosfera.

 - Nie musicie jeszcze kończyć jeśli nie chcecie. Atsushi, zadbaj o to, by pani Nakahara wróciła bezpiecznie do domu.

Mężczyźni zapłacili za swój rachunek i wyszli z restauracji.

 - Szkoda mi tych co jutro pracują... Dazai będzie cały czas żartować z tej kolacji. Biedny Kunikida, niemal ciągle ma migrenę przez niego... - pokręcił głową. Cóż, nie bardzo wiedział o czym ma z nią rozmawiać... Ona chyba podobnie. Tak więc dopili wino, zapłacili i również wyszli. Odprowadził Chuuyę do domu, a wracając do siebie wpadł na Akutagawę. Niestety chłopak miał dość słabą głowę, więc nawet taka mała ilość alkoholu którą wypił, przeszkadzała mu w walce... Którą przegrał tracąc przytomność przy jednym z ciosów i został złapany. 

Obudził się dopiero następnego dnia w jakiejś celi, przykuty łańcuchem do ściany. Spojrzał na niego, czując się jakby znowu był w sierocińcu.

 - Gdzie ja jestem...? - spytał sam siebie, rozglądając się.

Chuuya:

Przyjrzał mu się uważnie spod długich rzęs. Chłopak nie żartował, on NAPRAWDĘ myślał, że Chuuya był dobrą osobą. Zabawne, doprawdy.

 - Wspominał coś o tym - pokiwał głową. - Mówił, że miło spędził z tobą czas i na pewno będzie chciał to kiedyś powtórzyć.

Dość dziwnie mówiło mu się o samym sobie tak, jakby mówił o kimś innym, ale powoli się do tego przyzwyczajał.

Założył nogę na nogę, wciąż mając na policzkach mocne rumieńce. Miedzy innymi przez wypity alkohol. Chłopakowi nie przeszkadzało to, że tak nawijał o winie? Dazai zawsze przerywał mu już na samym początku, tak więc to pierwszy raz, kiedy mógł na randce wygadać się na temat, który wręcz kochał. Eh, ten cały Atsushi był zbyt uprzejmy...

Nie żeby rudzielcowi to specjalnie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, nareszcie nie musiał dobierać rozważnie słów, aby przypodobać się rozmówcy; mógł po prostu być sobą. Nie w stu procentach oczywiście, ale zawsze coś. Uśmiechnął się z wdzięcznością do detektywa, nawet nie zauważając odejścia Dazaia i Kunikidy. Jego myśli były całkowicie zaprzątnięte młodszym chłopakiem, a kiedy uświadomił sobie, że gapi się na tegoż jak sroka w gnat, szybko odwrócił wzrok i jednym chełstem wypił cały kieliszek wina.

Co się z nim działo, do ciężkiej cholery?

 - Dazai to chodzący ból głowy, nic na to nie poradzisz. Możemy tylko czekać, aż jakaś kobieta zgodzi się zabić razem z nim - westchnął teatralnie.

W drodze do domu jeszcze chwile porozmawiali o błahych sprawach, ale w końcu nadszedł czas, aby się rozstać. Chuuya na pożegnanie wspiął się na palce i pocałował Atsushiego w policzek i z radosnym uśmiechem wrócił do apartamentu. Pierwszy raz odkąd pamiętał czul się tak lekko, jakby wszystkie jego zmartwienia odeszły w dal. Spotkania z detektywem działały na niego naprawdę dobrze, powinien częściej się z nim umawiać, bo naprawdę go polubił.

Szkoda, że był celem Portowej Mafii...

Atsushi:
Dziwnie mu było z tym, że kobieta tak się na niego patrzy... Był brudny?

 - Albo w końcu sam tego dokona. Przecież jak pierwszy raz go spotkałem, to próbował utonąć w rzece. - zaśmiał się nieco speszony. Jego mentor był naprawdę dziwny.

Nic nie mógł poradzić na rumieniec, który pojawił się na jego twarzy po tym całusie w policzek. To był zwykły przejaw podzięki za odprowadzenie... Prawda?


Układał sobie w głowie wydarzenia z nocy. Odprowadził Chuuyę do domu, pożegnali się, szedł do siebie... A, no tak. Akutagawa. Chłopak miałby szansę uciec gdyby nie to, że pierwszy raz pił alkohol i nieco go to zamroczyło. Dlatego nie ominął jednego z ciosów i zwyczajne zemdlał. A to wszystko znaczyło, że był w podziemiach Portowej Mafii. Mógłby spokojnie rozerwać ten łańcuch i rozszerzyć kraty... Ale czy da radę uciec? Tu się roi od bandziorów i użytkowników mocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz