It's a trap! (3)


Chuuya:

Kiedy następnego dnia zjawił się w pracy, został poinformowany przez Akutagawę, że ten schwytał tygrysołaka. Musiał naprawdę się wysilić, aby nie okazać zaniepokojenia i gdy młodszy egzekutor skończył zdawać mu raport, natychmiast zszedł do podziemnych celi.

Na widok Atsushiego nieco zmarszczył brwi.

 - Serio dałeś się nam złapać? Nie tego się po tobie spodziewałem - oparł się o kraty. - Tylko błagam, nie zmieniaj się teraz w kota. Nie chce mi się walczyć, mam kaca.

Westchnął głęboko i potarł się po karku. Niby od tylu lat pil wino, a jeszcze się do niego nie przyzwyczaił.

 - Jak tam randka z Chuuyą? No nie patrz tak na mnie, jestem ciekaw. A i tak na razie stąd nie wyjdziesz, to umilmy sobie czas rozmową.

Zagryzł wargę. Jakoś tak nie podobał mu się widok zagubionego chłopaka spiętego łańcuchami. Nie pasował tu. Powinien być teraz ze swoimi przyjaciółmi i uśmiechać się, bawić, rozwiązywać te detektywistyczne zagadki...

Zrobiłem się zbyt miękki przez niego - pomyślał, siadając przed celą. Atsushi miał na niego zdecydowanie zbyt... dziwny wpływ.

Atsushi:

Z rozmyślań wyrwał go dopiero znajomy głos. Zaskoczony spojrzał na rudego.

 - Pan Nakahara? Pan jest z Mafii...? - czy to znaczyło, że jego siostra też? - Gdy się biliśmy, uznał mnie pan za słabego, więc czemu to takie dziwne? No i... Nie tylko pana męczy kac.

Spojrzał na niego nieco niepewnie. Naprawdę chce teraz o tym rozmawiać? Gdy chłopak jest przypięty do ściany? Tyle dobrze, że łańcuchy były tylko na nogach i mógł siedzieć, a nie wisieć. Przez chwilę nie był pewien czy z nim rozmawiać, ale uznał, że i tak nie ma co robić.

 - Dobrze. Pana siostra to miła kobieta, która naprawdę zna się na winie. Chciałbym posłuchać o tym więcej, bo mówiła naprawdę ciekawie - uśmiechnął się lekko, zaraz jednak posmutniał. Raczej nie będzie mieć na to okazji. Objął kolana dłońmi i wpatrzył się w mężczyznę. - Widać było, że lubi o tym mówić. To fantastyczne, mieć jakieś hobby...

Zamilkł na chwilę po czym pociągnął lekko za łańcuch przy nodze.

 - Co ze mną zrobicie? Poczekacie do pełni i zastrzelicie, by zrobić ze mnie dywan? Wpakujecie w karton i wywieziecie do klienta, który za mnie zapłacił? - znów spojrzał na mężczyznę. - Dlaczego nie schwytał mnie pan przy ostatniej pełni? Na pewno pan wiedział, że jestem poszukiwany.

W końcu jednak dołączył do nich Akutagawa, który na widok starszego herszta nieco się zdziwił.

 - Co tu robisz Chuuya? Z resztą nie ważne. Miałem tylko sprawdzić, czy już się ocknął. Każę przynieść mu wody. Tygrysołaku, trzeba było wcześniej się poddać. Oszczędziłbyś mi tym pracy, chociaż muszę przyznać, że się zawiodłem. Sądziłem, że będziesz większym przeciwnikiem.

Ale Atsushi go nie słuchał. Patrzył zdziwiony na rudego. Chuuya? To było imię siostry... Gdy Akutagawa poszedł, chłopak dalej wlepiał wzrok w mężczyznę.

 - Chuuya? - powtórzył. - Przepraszam, ale chyba czegoś tu nie łapię.

Chuuya:

Uśmiechnął się z rozczuleniem, kiedy chłopak tak mówiło jego siostrze. Nie sądził, że komukolwiek może spodobać się on sam, kiedy na chwilę przestanie być na siłę groźnym i wysublimowanym mafiozem. Cieszyło go to, że nie przed wszystkimi musiał zakładać tę maskę.

 - Podejrzewam, że bardzo byś się ucieszył, gdybyśmy wsadzili cię w karton - roześmiał się, zasłaniając usta i wyobrażając sobie, jak ogromny tygrys stara się wejść do kartonu po butach i jest zaskoczony, że ten się rozwala. - Zbyt dobrze się bawiłem podczas naszego małego sparingu. Tak szczerze mówiąc, to wolałbym, abyś pozostał w Jokohamie. Rzadko kiedy mam okazję na taką walkę. Nawet z Dazaiem nie dało się tak wyszaleć, bo ten nie umie się bić jakoś specjalnie dobrze.

Na widok Akutagawy zerwał się na równe nogi i już chciał coś powiedzieć, ale ten nieświadomie go wydał. Spojrzał na niego z przekąsem i żalem. Bo, no naprawdę, czy on, mafijny herszt, musiał mieć aż tak wielkiego pecha!?

 - Domyśl się - rzucił poddenerwowany, kiedy już byli sami, opierając się plecami o kraty. Nie chciał, aby Atsushi zobaczył, jak bardzo się zarumienił. - Jesteś w końcu detektywem, co nie? Taka zagadka to dla ciebie pestka.

Westchnął głęboko i w końcu odwrócił się do chłopaka.

 - Pain, pain, go away - wyszeptał uwodzicielsko, zupełnie tak samo jak w pierwszą noc, gdy się spotkali. - Wszystko jasne?

Nie mógł powstrzymać szybszego bicia serca. Teraz, kiedy prawda wyszła na jaw, mógł zapomnieć o tym, by jeszcze kiedykolwiek spotkać się z Atsushim na randce, na której mógłby beztrosko sobie pożartować. Zacisnął pięści. Naprawdę podobały mu się te chwile zapomnienia.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale usłyszał kroki na schodach. To jeden z podwładnych Akutagawy, przyniósł wodę i ryż z jakimiś dodatkami dla więźnia. Cóż, dobre i to, że chłopak nie zdechnie tutaj z głodu. Posłaniec zostawił wszystko przed detektywem i szybko wyszedł z celi, gorączkowo zamykając za sobą kraty.

A gdyby tak...?

Chuuya zwinnym ruchem wyciągnął mężczyźnie klucze z kieszeni, kiedy ten już odchodził. Na szczęście nie został na tym przyłapany.

 - Będę tego żałował - powiedział do siebie, wkładając klucz do zamka. Stanął przed chłopakiem, opierając dłonie o biodra. Naprawdę, za bardzo się zmienił. Zmiękł. Stał się słaby. A te epitety nie pasują do mafijnego herszta. - Mam dług u Dazaia, jasne? - skłamał szybko, odpinając chłopaka z łańcucha. - Nie myśl sobie, że robię to dla ciebie...

Atsushi:

Nie bardzo rozumiał, czemu mężczyzna się śmieje z tego kartonu. Z pewnością wysłanie żywym niż oskalpowanym bardziej mu pasowało, ale co w tym było zabawnego?

 - Teraz nie mam gdzie się zmieniać, bo zniszczył pan drzwi od hangaru, a reszta jest zapełniona jakimiś rzeczami. Musiałbym zmieniać się w mieszkaniu... Ale to i tak niema już znaczenia. Chociaż muszę przyznać, że miło było spędzić przemianę w taki sposób, a nie gapiąc się w księżyc lub śpiąc - uśmiechnął się lekko. - Miła odmiana, spędzić ją z kimś. Pierwszy raz ktoś mnie pogłaskał... - zarumienił się lekko.

No i co on się wkurza? I co z tego, że pracował w agencji? Nie był mądry, nie był jak Ranpo, nie umiał rozwiązywać zagadek od razu. Zaraz jednak słysząc jego słowa zamarł.

Oh.

 - Oh. A więc... pan to pani... To ma sens. Ale... czemu?

Było mu...dziwnie. Chuuya jako kobieta zaczął mu się podobać, a teraz... teraz miał mętlik w głowie. Czy jemu podobał się facet? ...Czy on był gejem?

Zerknął na wodę i jedzenie. Tak okropnie chciało mu się pić... Ale czy mógł zaufać, że nic mu nie dali do posiłku? Gdy się tak zastanawiał, usłyszał znowu jak otwierają się kraty, a zaraz potem łańcuch już go nie więził. Spojrzał zdziwiony na rudego.

 - ...Nie będzie miał pan przez to problemów? - czy Atsushi chociaż raz nie mógłby być egoistą i myśleć o sobie? Nie, oczywiście, że nie. Musiał się przejąć, czy z Chuuyą będzie dobrze. Wstał niepewnie z ziemi i wyszedł z klatki jednak nim uciekł spojrzał na mężczyznę. - Hangar z wypisanym 2B w czasie pełni... Gdyby znów chciał pan sparing. Dziękuję za pomoc i wczorajszy wieczór - uśmiechnął się ciepło.

Rudy pewnie dobrze się bawił nabierając chłopaka na to, że jest dziewczyną, ale nie miał mu tego za złe. Zamiast tego skupił się na ucieczce. Trochę mu to zajęło jednak niezauważony znalazł się w końcu na świetle dziennym i pobiegł przed siebie, nie oglądając się. Dziś miał wolne, więc nawet nikt z Agencji nie zauważył jego zniknięcia. To dobrze, przynajmniej się nie martwili. Ale musiał spytać Dazaia, czemu nie powiedział mu prawdy o Chuuyi. Ale jak spyta to się wyda, że dał się złapać... Musiał więc tylko się domyślać, że jego mentor zrobił to po to, by móc się z niego śmiać pod nosem. Tygrys był ciekaw, czy mężczyzna pojawi się w hangarze w czasie pełni. Cóż, już wiedzieli, że są wrogami... Dlatego nie specjalnie na to liczył.

Chuuya:

 - No nie mów, że ciebie to nie śmieszy - rzucił, widząc jego pytające spojrzenie. - Tygrys to kot, a koty lubią włazić do kartonów. Eh, jesteś beznadziejny, to było przezabawne - prychnął.

Chwila moment, czy ten młodziak się zarumienił na wspomnienie tego, co Chuuya zrobił w swojej normalnej, męskiej postaci? Rudzielec musiał przyznać, że to było całkiem miłe i rozczulające. I też nieco dziwne. Bo kto by nie chciał pogłaskać ogromnego kota, no doprawdy. Co z tego, że ten kot jest rozwścieczony i ma szczęki, którymi mogłyby odgryźć głowę. Kot to kot. Zwierzak. A zwierzaki należy miziać.

Ten detektyw był naprawdę okropny. Ile można rozwiązywać tak prostą zagadkę!? Tupnął wściekle, kiedy ten w końcu zdał sobie sprawę, że nie ma żadnego rodzeństwa Nakahara, jest tylko jeden Chuuya. Facet.

 - To chyba oczywiste - nawet uszy paliły go żywym ogniem. Nigdy wcześniej nie czuł się aż tak zażenowany, a przecież na samym początku swojej kariery jako mafiozo robił wiele naprawdę fatalnych rzeczy. Jakoś trzeba było się wybić, a on był młody i nie miał większego wyboru. - Przecież facet przebierający się za babę to czysta ohyda. Nie wiem czemu, ale nie chciałem, abyś patrzył na mnie jak na coś obrzydliwego. Więc ciągnąłem tę gierkę tak długo jak się dało. Dazai pewnie miał z tego niezły kabaret, kurna - przeciągnął dłonią po twarzy. - Kiedy byłem z tobą, udając zwykłego cywila, naprawdę dobrze się bawiłem. Nie czułem tego natłoku nakazów i zakazów, jakie obowiązują mafijnego herszta. To było naprawdę przyjemne.

Nie mógł nic poradzić na to, że był lekko poddenerwowany. W końcu wyznał takie zawstydzające rzeczy, a teraz wypuszczał więźnia. Musiał szybko wymyślić, jak się z tego wywinąć, ale na razie skupił się na Atsushim.

 - Kieruj się do wschodniego wyjścia. Tam jest najmniej strażników o tej porze. I staraj się z nimi nie walczyć, bo tylko zwrócisz na siebie uwagę. Omijaj ich, a jak już, to ogłuszaj. I nie przejmuj się mną, poradzę sobie - nie mogąc się powstrzymać, delikatnie pogłaskał go po głowie. Tak jak sądził, włosy chłopaka były tak samo miękkie jak sierść tygrysa. Ale zaraz zabrał rękę, ponownie się rumieniąc. Co on najlepszego wyprawiał!?

 - Idź już - odpowiedział, patrząc gdzieś w bok.

Na szczęście ci wyżej postawieni uwierzyli Chuuyi, że on nie miał nic wspólnego ze zniknięciem tygrysołaka, a podwładny Akutagawy, który przyniósł jedzenie do celi, upuścił klucze, a więzień je sięgnął i zdołał uciec. Oczywiście temu podwładnemu została później wymierzona sroga kara, ale rudzielcowi nie było go ani trochę żal. W końcu to zawsze lepiej, kiedy inni cierpieli, a nie on.

Przez dłuższy czas nie ruszał się z trasy apartament-praca, bo był zbyt zajęty, ale specjalnie po to, by ponownie spotkać Nakajimę, załatwił sobie wolne w noc i dzień po pełni. Znaczy, nie dla samego chłopaka, to oczywiste, po prostu miał ochotę sprać komuś mordę. Tak, tylko o to chodziło. Na sto procent.

Czas oczekiwania na młodego detektywa umilał sobie czytaniem książki, ale kiedy ten w końcu się zjawił, odłożył tom do plecaka, nawet nie wkładając zakładki.

 - Cześć - powiedział dość twardo, z napięciem oczekując reakcji Nakajimy.

Atsushi:

Pokiwał lekko głową.

 - Aha... W formie tygrysa nie bardzo jestem świadom więc jakoś... nie bawi mnie to. Wybacz - uśmiechnął się speszony.

Nikt go nigdy nie głaskał, a przynajmniej sobie tego nie przypominał. W sierocińcu w czasie pełni był zamykany w piwnicy i przykuty do ściany, więc raczej nikt go nie głaskał.

 - Nie uważam tego za ohydne - stwierdził zupełnie szczerze. - Niby czemu? Jeśli nie robisz tego pod przymusem, to co jest w tym złego? - wysłuchał go uważnie. Tak, Dazai z pewnością miał z tego wszystkiego ubaw. Dlatego zorganizował tamtą randkę... Zaraz moment, herszt? Czy to nie była jedna z ważniejszych osób w Mafii? Poczuł respekt przez tym niskim mężczyzną. - Miło mi to słyszeć.

Zerknął na niego zarumieniony, gdy pogłaskał go po głowie. Ale... po co? Czemu to zrobił?

Następnie dni spędził normalnie pracując. Nikt nie wiedział o tym, co się stało dzień po randce, którą zorganizował Dazai i bardzo cieszyło to chłopaka, który starał się ułożyć sobie wszystko w głowie. Chuuya jako kobieta mu się podobał. Nie dało się ukryć. A teraz? Gdy wiedział, że rudy ma frędzelek między nogami? Nie mógł nic poradzić na to, że na wspomnienie niektórych sytuacji się rumienił. Ale czemu? Praktycznie go nie znał. Dlaczego więc denerwował się tym, czy mafiozo przyjdzie w czasie pełni?

Na kilka dni przed pełnią nocami chłopak sprzątał hangar, by zrobić możliwie jak najwięcej miejsca na przemianę. Jednak i tak było ciaśniej niż w tym poprzednim...

Gdy skończył pracę, zabrał torbę z rzeczami i poszedł do hangaru. Widząc rudego, który już na niego czekał, poczuł się głupio. Powinien przyjść szybciej.

 - Dzień dobry. Długo pan czekał? Do pełni jeszcze parę godzin... - stanął za jedną ze skrzyń i zaczął ją pchać tak by zablokować drzwi. W starym hangarze drzwi się ładnie zamykały, ale te mogły się same otworzyć. - Jeszcze raz dziękuję za pomoc wtedy... Nie miał pan problemów przez to? - spojrzał na niego zmartwiony. Naprawdę miał wyrzuty sumienia po ucieczce, że rudemu coś się mogło przez to stać.

Podszedł niepewnie do mężczyzny jednak niezbyt blisko. Usiadł na ziemi i zerknął w okna. Do pełni były jakieś dwie godziny szybko zleci...

 - Jak panu minęły te dwa tygodnie? A, Dazai kazał pozdrowić.

Chuuya:

Spojrzał na niego zaskoczony. Nie był na niego zły? Przecież go oszukał, a do tego należał do Portowej Mafii, ludzi, którzy chcieli go porwać i sprzedać na czarnym rynku. To nie było przecież czymś, co się wybaczało w tak krótkim czasie. A może to Chuuya za bardzo wszystko przeżywał i robił z igły widły? Uśmiechnął się lekko. Ten dzieciak był naprawdę zbyt dobry i niewinny. Nie pasował do tego zepsutego miasta. A tym bardziej nie pasował do rudego herszta.

 - Mówiłem, żebyś się mną nie martwił. Zrzuciłem winę na kogoś innego, ale Akutagawa i tak podejrzewa mnie. Cholerny dzieciak - prychnął ze złością. Ostatnimi czasy ten ponury mafiozo podążał za starszym znajomym krok w krok, nie dając mu chwili wytchnienia, przez co ledwo co zdołał go dzisiaj zgubić. - I możesz przestać z tym "panem".

Wyciągnął z plecaka gruby koc i położył go na ziemi. Zaprosił Atsushiego, by usiadł obok i zaraz wyciągnął butelkę wina i dwa kieliszki. No co, najlepiej rozmawia się przy pysznym alkoholu.

 - Chcesz się dowiedzieć, jak mija mi praca w mafii? Ciężko jak jasny chuj, nie polecam. A Dazai może iść się jebać - powiedział z uprzejmym uśmieszkiem, który jednak nie sięgał jego oczu. One pozostawały pełne złości, którą wyładował poprzez odkorkowanie wina.

Nie chciał upić detektywa, ale nie miał również zamiaru pić samemu. I tak po prawdzie, to rudzielec był ciekawy, czy procenty wpłyną na bestię, jaka objawi się w samą pełnię.

Wznosząc toast za nic konkretnego, przyjrzał się chłopakowi. Niewiele się zmienił przez ostatnie dwa tygodnie, jednak zachowywał większy dystans do herszta. Co było całkiem zrozumiałe, jednak Chuuya nie czuł się z tym komfortowo. Bo przecież Atsushi się go nie boi, to było dla niego niemal pewne. Czuł się zażenowany tym, że siedzi obok przebierańca? Chociaż sam powiedział, że nie przeszkadza mu to.

 - Atsushi, co byś powiedział, jakbym to ja tym razem zaprosił cię na randkę? - spytał nagle, nie myśląc nad słowami. W czasie, gdy chłopak rzucił mu zaskoczone spojrzenie, ten odwrócił nieco zawstydzony wzrok. - Nie mówię oczywiście, że cię zapraszam, ale GDYBYM? Zgodziłbyś się, czy wolałbyś trzymać się ode mnie z daleka?

Ani trochę by się nie zdziwił, gdyby chłopak wolał go unikać. W końcu nie każdy był na tyle szurnięty, by trzymać się z mafiozem, szczególnie tak wysoko postawionym.

Atsushi:

Niby czemu miałby być zły? Przecież to nie Chuuya go złapał, a wręcz przeciwnie, pomógł mu uciec. Gdyby nie to... Atsushi nawet nie chciał sobie wyobrażać, co by go czekało. Cokolwiek to było, z pewnością nie byłoby przyjemne.

 - Widzę nie tylko mnie on irytuje... Ale ostatnie dwa tygodnie miałem od niego spokój. Miło dla odmiany nie być co drugi dzień przebijany na wylot - skrzywił się lekko, masując brzuch. Totalnie niemiłe.

Usiadł koło niego, a widząc jego złość nieco się zmartwił.

 - Aż tak nie lubisz Dazaia? Myślałem, że się dogadujecie, tak to przynajmniej wyglądało... - wziął od niego kieliszek i popił spokojnie, zastanawiając się o czym z nim rozmawiać. To nie tak, że trzymał dystans, bo rudy był z mafii czy przebierał się za kobietę. Po prostu... Jakoś się wstydził. Na jego pytanie spojrzał na niego zaskoczony. Randkę...?

 - Gdybyś mnie zaprosił to zgodziłbym się - odpowiedział, płonąc rumieńcem, również odwracając wzrok. Właśnie wyraził chęć pójścia na randkę z mężczyzną. Ba, on chciałby pójść z nim na randkę. Posłuchać jak mówi o winie, zobaczyć jak się uśmiecha... Pociągnął szybko spory łyk wina. Za same takie myśli w sierocińcu dostałby tęgie baty. - Czemu miałbym trzymać się od ciebie z daleka? Przecież nic mi nie zrobiłeś. I co, że jesteś z mafii. To nie oznacza, że nie jesteś dobrym człowiekiem. Gdybyś nie był, nie wypuściłbyś mnie z klatki dwa tygodnie temu.

Odstawił kieliszek i położył się na kocu. Czuł, że pełnia jest coraz bliżej, ale nie czuł typowego dla tego czasu podenerwowania. To przez alkohol?

 - Drzwi blokuje tylko skrzynia, którą łatwo zniszczę jeśli się zapomnę... A one się wtedy otworzą. Nie daj mi uciec, proszę - spojrzał na niego z prośbą w oczach. Ostatnie czego chciał, to skrzywdzić kogoś, kto na to nie zasługuje.

W końcu nadszedł ten moment. Atsushi uparcie nie chciał spojrzeć w księżyc, jednak gdy jedno z okien wypadło z ram przez wiatr, przypadkowo na nie zerknął. Nie zdążył się nawet odsunąć od Chuuyi, dlatego na kocu zamiast chłopaka siedział tygrys, który spojrzał na herszta i... położył łeb na jego udach. Czuł się strasznie leniwy, nawet nie zerknął w kierunku wyjścia z hangaru.

Chuuya:

 - Tygrysku - powiedział najsłodszym tonem, na jaki było go stać - ja i Dazai nienawidzimy się od lat. Gdybyśmy tylko mogli, to pozabijalibyśmy się przy każdej okazji, jak tylko się widzimy. Ale niestety ten dupek zrobił wszystko, aby znaleźć się na mafijnej liście "nietykalnych". No i, przyznaje to z niechęcią, tylko on może mnie uratować, kiedy używam pełni swoich umiejętności. Gnojek to wie i z cholerną satysfakcją to wykorzystuje, żeby doprowadzać mnie na skraj wkurwu. Pieprzony pacan - pociągnął zdrowo z kieliszka, chcąc jakoś odpędzić od siebie poirytowanie. Samo wspomnienie o ex mafiozie sprawiało, że Chuuya miał ochotę rozwalić wszystko dookoła, a co dopiero mówienie o nim.

Atsushi chciał z nim pójść na randkę. Powtórzył to zdanie w myślach kilka razy, zanim uśmiechnął się szeroko. Chłopakowi naprawdę nie przeszkadzało to, że rudzielec był mężczyzną. Jakoś tak poczuł się, jakby ogromny kamień spadł mu z serca.

 - Do bycia dobrą osobą mi daleko - roześmiał się krótko. - Ale dla niektórych jestem miły. Masz szczęście, że cię polubiłem. Znaczy...! Nie "polubiłempolubiłem", tylko "polubiłem", jasne!? - Gdyby można było kolor policzków Chuuyi porównać do czegokolwiek, to z pewnością nadawałby się do tego dojrzały pomidor. Mężczyzna poprawił choker, jakby nagle zaczął go dusić i zapatrzył się za okno. Pełnia już za chwilę, więc nie będzie musiał przejmować się tym, że znowu palnie jakiś zawstydzający tekst do detektywa. Chyba...

Pokiwał tylko głową na jego prośbę. Tak jak myślał, chłopak był z całą pewnością zbyt dobry i niewinny. Żeby się aż tak przejmować cywilami... Ale jeśli Atsushi pokłada w mafiozie nadzieje, to ten nie miał zamiaru go zawieść. Nie pozwoli mu stąd wyjść.

Nie sądził jednak, że ten plan będzie tak łatwy do zrealizowania. Z otwartymi ustami wpatrywał się w łeb zwierzęcia, spoczywający na jego udach. Czy on... czy on go upił? Czy przez niego tygrys był lekko podpity? Przejechał dłonią po twarzy. Obrońcy praw zwierząt powinni w tym momencie go udusić.

 - Co ty wyrabiasz? Nie myśl sobie, że możesz mnie traktować jak poduszkę tylko dlatego, bo jesteś uroczy, głupku - starał się zepchnąć wyrośniętego kota z kolan, ale ten tylko klapnął paszczą i ułożył się wygodniej. Chuuya aż sapnął. Co za tupet! Ale pamiętając miękkość sierści bestii, ponownie go pogłaskał, ściągając wcześniej rękawiczki. To było naprawdę uspokajające.

 - Mieliśmy walczyć, kotku - mruknął ze śmiechem. Bo naprawdę, przygotował się na ostre mordobicie, a tu wypoczywał z puszystą, śmiercionośną, białą kulką. Nie do wiary. - Ale nie narzekam. Myślę, że mógłbym się do tego przyzwy-CO TY ROBISZ!?

Układanie się na nim to jedno, ale nagłe lizanie go po twarzy to zupełnie inna para kaloszy. Czerwony po same uszy mafiozo zerwał się na równe nogi. Zabrakło mu słów, żeby wyrazić oburzenie i odsunął się od Atsushiego na kilka kroków, topiąc poirytowany nogą. Nie mógł się jednak długo na niego złościć, bo kiedy zerknął na ten żałosny, przepraszający wzrok bestii, na te oklapnięte uszka i ogon, musiał dać za wygraną.

 - Wykorzystujesz swoje atuty, cholero - prychnął i wtulił się w niego. - Nikomu ani słowa o tym, jasne? To twoja wina, że jesteś zbyt rozkoszny. Nienawidzę czegoś takiego. No serio, taki krwawy potwor nie ma prawa być słodki, kurna. A żeby cię szlag jasny strzelił. Tylko później, bo mi teraz wygodnie. Nie ruszaj się, sierściuchu, jasne?

Atsushi:

"Tygrysku"...? Jakoś dziwnie mu było z tym, ale nie zwrócił mu uwagi.

 - Oh, rozumiem... Co ci takiego zrobił? Aaaa, znaczy, jeśli nie chcesz to nie opowiadaj! - poprawił się szybko. Nie powinien go wypytywać o takie rzeczy. To nie jego sprawa. Chociaż teraz zaczęła go zastanawiać ta "pełnia mocy"... Czyli ostatnio jak nim ciskał, to robił to lekko? Dobrze wiedzieć.

Nie mógł powstrzymać cichego śmiechu na zachowanie mafioza. Czemu się tak denerwował? Przecież nic się nie stało. No i ten szeroki uśmiech, który w końcu sięgnął też i oczu.

 - Takie zachowanie ci pasuje bardziej niż bycie poważnym panem przestępcą - stwierdził z uśmiechem. - Ja ciebie też polubiłem, Chuuya.

Chyba był podpity. Ale czy to miało znaczenie? Chciał się poprzytulać, czy potrzebował do tego jakiegoś powodu? Na jego oburzenie jedynie ziewnął i zawinął łapy pod siebie. Zaraz jednak do głowy wpadła mu myśl, że powinien mu podziękować za to, że z nim siedzi i polizał go po twarzy.

Ale... Czy zrobił coś nie tak? Spojrzał ze skruchą na rudego który odszedł od niego. Nie chciał go zrazić...Może nie powinien tak robić? Chociaż wydawało mu się to świetnym pomysłem... Cóż, to tylko udowadniało, że tygrys nie umiał myśleć.

Zaraz jednak zadowolony uniósł uszy, gdy mężczyzna się w niego wtulił. To było takie miłe, pierwszy raz ktoś go w ogóle dotykał jak był w tej formie. Tygrysowi to bardzo odpowiadało, mógłby się do tego przyzwyczaić, chociaż nie powinien. W końcu to, że tą pełnię spędza z Chuuyą nie znaczy, że tak będzie częściej. Jakby nie patrzeć mafiozo miał swoje życie i z pewnością wiele ciekawszych zajęć od siedzenia co miesiąc w nocy z wielkim kotem.

Zamruczał głośno, gdy mężczyzna podrapał go za uchem i nieco dosunął głowę do jego ręki. Drap, drap. Każde koty lubiły głaskanie, nie ważne jak duże były. Jeśli dały się komuś dotknąć znaczyło, że zaufały tej osobie. A Atsushi zaufał hersztowi.

W pewnym momencie jednak drapanie ustało. Nieco zdziwiony zerknął na mężczyznę który... zasnął wtulony w niego jak w wielkiego pluszaka. I co on ma teraz zrobić? Nie pozostało mu nic innego jak leżeć bez ruchu, w końcu nie chciał go budzić. Wyglądał na zmęczonego.

Chuuya:

Zamyślił się. Czy to był czas, aby opowiadać o dawnych ranach? Aby rozdrapywać je i poszerzać z każdym kolejnym bolesnym wspomnieniem? Nie, na to było jeszcze za wcześnie. Pokręcił głową i obiecał chłopakowi, że kiedyś mu wszystko powie. Kiedy poznają się nieco bardziej.

Aż musiał odwrócić wzrok, bo zdawało mu się, że patrzy w samo słońce. Naprawdę, uśmiech Atsushiego leczył raka, sprawiał, że rodziły się słodkie szczeniaczki i na świecie zapanował pokój. Był tego niemalże pewien.

Kiedy przytulił się do tygrysa, przypomniała mu się jego stara, mięciutka i puszysta maskotka, którą dostał od jednego z dawnych klientów, gdy ten zabrał go na coś w rodzaju randki do wesołego miasteczka. Do dzisiaj Chuuya nie miał pojęcia, dlaczego mężczyzna uparł się, aby spędzić czas na łażeniu po gwarnym centrum zabaw, ale musiał przyznać, że całkiem miło wspominał tamten dzień. Pomijając oczywiście to, że później musiał zabić tego faceta. W sumie ciekawiło go, gdzie schował tamtą maskotkę, bo nie przypominał sobie, żeby ją wyrzucał...

Nawet nie zauważył, kiedy zasnął, ale musiał być naprawdę zmęczony, skoro tak szybko Morfeusz zgarnął go w swoje ramiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz