Atsushi:
Rano obudził się mając wrażenie, że coś jest nie tak. Że ktoś go obserwuje. Uchylił oczy i wystraszony z krzykiem spadł z łóżka. Tuż nad nim z miną myśliciela unosiła się ta pokojówka... Higuchi?
- O-o-o-o co ch-chodzi? - spytał podnosząc się.
- Ah, przepraszam, nie chciałam cię obudzić. Po prostu zastanawiam się, co w tobie jest wyjątkowego, że pan Akutagawa się tak zachowywał w nocy.
Akutagawa:
Następnego dnia obudziły go krzyki dochodzące z pokoju obok. Natychmiast zerwał się z łóżka i wparował do sypialni ukochanego z roziskrzonymi, czerwonymi oczami i wysuniętymi czarnymi pazurami, które gotowe były rozerwać napastnika na strzępy. Kiedy jednak zobaczył, ze to tylko ciekawska Higuchi, westchnął i uspokoił się.
- Czy mogę się dowiedzieć, co się tutaj dzieje? - zapytał zrezygnowanym tonem, krzyżując ręce na odsłoniętej piersi i opierając się biodrem o ramę łóżka. Pokojówka ukłoniła się speszona.
- Proszę wybaczyć moja ciekawość, ale wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego pozwolił pan temu chłopcu spać w pokoju, do którego od lat nikogo nie można było wpuszczać. Jest tylko zwykłym człowiekiem, nawet nie mieszańcem...
- Jak ja?
- Dobrze pan wie, że nie zamierzałam pana obrazić. Chodzi mi o to, że...
Uciął dalszą jej tyradę machnięciem reki. Ta raz jeszcze ukłoniła się im obu, a następnie zniknęła. Akutagawa kolejny raz głęboko westchnął i odwrócił się do Atsushiego, aby upewnić się, że ten nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu. Przynajmniej tym fizycznym.
- Mam nadzieję, że nie zraziła cię ta niefortunna przygoda z samego rana i pozwolisz mi zaprosić cię na śniadanie - zaoferował mu swoje ramię.
Atsushi:
Patrzył to na ducha, to na wampira zbity z tropu. Czy on zrobił coś nie tak? Cóż, przynajmniej duch oszczędził mu porannych problemów ze wstaniem.
Wstał i otrzepał się.
- Nic się nie stało... To naprawdę takie dziwne, że ktoś tu śpi? Um... dziękuję... - niepewnie chwycił go pod ramię, chociaż nie bardzo rozumiał po co.
Gdy zeszli na dół, w kuchni był Gajeel oraz Levi. Wilkołak szykował śniadanie, a duch widząc ich, aż podskoczyła z podekscytowania. Dopadała do Atsushiego i obrzuciła go pytaniami.
- Kim jesteś, jak tu trafiłeś? Podróżujesz? Skąd znasz naszego pana? Jakie książki lubisz? Ulubione danie? Gajeel jest świetnym kucharzem, przyrządzi ci wszystko!
Chłopak zaskoczony usiadł na krześle i uśmiechnął się niepewnie. Gajeel pokręcił głową rozbawiony zachowaniem swojej ukochanej. Normalnie była ona dość spokojna, jednak uwielbiała gości. Zawsze można się było od nich dowiedzieć czegoś nowego.
- Jestem Nakajima Atsushi, trafiłem tu, bo w gospodzie zabrakło miejsca dla mnie. Podróżuje... To źle powiedziane. W moim sierocińcu zabrakło miejsc, więc ojciec dyrektor postanowił część z nas powysyłać do innych miast. Jutro ruszamy dalej. Nie czytałem nigdy innej książki niż Biblia - powiedział smutno. Chciałby kiedyś przeczytać coś więcej, jednak nie mógł. Specjalnie nie powiedział nic na pytanie, skąd zna Akutagawę. Niby go nie znał wcześniej... Ale miał wrażenie, że jednak go już kiedyś spotkał. - Ah, lubię ryż na herbacie.
- Sierociniec? A co to? - Levy patrzyła na niego z zainteresowaniem.
- To dom, do którego trafiają niechciane dzieci. Rodzice porzucili mnie zaraz po urodzeniu, więc tam skończyłem. Sierociniec, w którym byłem, był bardzo katolicki. Niezbyt mnie tam lubili - przyznał, zaraz dziękując Gajeelowi, który postawił przed nim i Akutagawą kubki z herbatą.
- Czemu~?
- Levi, nie sądzisz, że zadajesz trochę za dużo pytań? - wilkołak upomniał ukochaną, na co ta nadęła policzki.
- Bo mówili, że jesteście źli i was potępiali. Jednak jakoś nie umiałem w to uwierzyć - uśmiechnął się ciepło.
Po śniadaniu chłopak poszedł się ubrać w swoje rzeczy. Musiał stawić się w gospodzie i pokazać opiekunom, że nie uciekł czasem. Zastanawiał się, czy już wiedzą, gdzie się zatrzymał. Musiał przyznać, że bał się ich reakcji.
Akutagawa:
Prowadził go po schodach, zadowolony, że chłopak chwycił go pod ramię. A myślał, że wzgardzi.
- Dla nich może się to wydawać dziwne, ale nie zwracaj na to uwagi. Na razie to nie jest aż takie ważne. Ale powiedz mi, czy dobrze ci się spało? Nie nękały cię koszmary albo... wspomnienia? - zapytał, nie oczekując zbytnio zadowalającej odpowiedzi, ale jakaś mała cząstka w nim miała nadzieję, że może jednak rzeczy z ich wspólnej przeszłości przypomniały chłopakowi jego wcześniejsze życia.
Na widok Levy rozpieranej entuzjazmem tylko wzniósł oczy ku niebu z niemym "Widzisz, a nie grzmisz". Podziękował skinieniem głowy za herbatę i kolejny raz w ciszy wpatrywał się w ukochanego i z uwagą chłonął każdą informację.
Czyli tym razem jest sierotą? Szczerze mówiąc, było mu to całkiem na rękę. Nikt nie będzie za nim tęsknic, gdy zostanie w tej posiadłości, a dodatkowo sierociniec pewnie z radością pozbędzie się dodatkowej gęby do wykarmienia. I jeszcze opiekunom na bank zaświecą się oczy, kiedy Akutagawa wyłoży za chłopca pokaźną sumę pieniędzy.
Tylko Biblię? Aż zmarszczył cienkie brwi. To niedopuszczalne. Atsushi, którego znał, był oczytanym chłopakiem z ogromną wyobraźnią. Nie mógł pozwolić, aby miał braki w wychowaniu, a do tego wiedział, że ten uwielbia książki, dlatego obiecał sobie, że później pokaże mu swoją bibliotekę. Nie była może tak ogromna jak ta u innych wampirów, którzy żyli w posiadłościach przypominających najprawdziwsze zamki, ale także posiadała spore zbiory woluminów z całego świata.
- Nakajima, jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałbym podarować ci ubrania, które znajdziesz w kufrze pod łóżkiem w swoim pokoju - powiedział nagle, dopijając herbatę. - Kazałem w nocy wyprać rzeczy, w których przyjechałeś, ale... Przykro mi to mówić, lecz rozpadły się. Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu, ale mam szczerą nadzieję, że nie będziesz żywił do mnie o to urazy.
Wiedział dobrze, że nie powinien ruszać jego ubrań bez pytania, ale kiedy zobaczył go poprzedniej nocy, nie mógł powstrzymać myśli, jaka wciąż była w jego głowie za każdym razem, gdy na niego spojrzał - te łachmany trzeba natychmiast spalić. Dlatego podczas gdy Atsushi słodko spał, wezwał Tamakiego i kazał mu poprosić Sogo o zajęcie się odzieniem ich gościa. Po cichu oczywiście.
Postanowił teraz towarzyszyć chłopakowi podczas jego spotkania z opiekunami. Z jego wcześniejszej historii domyślał się, że nie będzie zbyt miło przyjęty, ale nie mógł nic poradzić na to, że jak najszybciej chciał wyzwolić ukochanego z oków sierocińca.
Wziął ze sobą sakiewkę wypełnioną po brzegi pieniędzmi i stanął przy drzwiach wyjściowych, odbierając od Higuchi czarny cylinder, jaki akurat dzisiaj pasował do jego eleganckiego stroju.
- Nie masz nic przeciwko temu, abym porozmawiał z twoimi opiekunami, prawda? - zapytał Atsushiego, kiedy ten schodził ze schodów. Uśmiechnął się w duchu. Jednak założył ubrania od niego. Wyglądał pięknie, jak najcudowniejsze marzenie. I jeszcze ten nieśmiały rumieniec, ah, trudno będzie mu powstrzymać się od niedotykania go. Wyciągnął rękę do chłopaka i kiedy ten podał mu swoja, musnął ustami wierzch jego dłoni. - Jestem niezmiernie rad, że ubrałeś prezent ode mnie, Nakajima. Do twarzy ci w nim.
Atsushi:
Zdziwiło go to pytanie, jednak postanowił odpowiedzieć. W końcu inaczej byłoby to niegrzeczne w stosunku do gospodarza.
- Dobrze mi się spało, bardzo dziękuję. Ostatnio... Ostatnio cały czas mam ten sam sen - powiedział cicho odwracając wzrok - Sen o mężczyźnie. Nie mogę ujrzeć jego twarzy, ale wiem, że jest smuty. Próbuję do niego podejść, ale idę w miejscu. Chociaż dziś był jakby odrobinę bliżej, ale wciąż za daleko. No i... Może to głupie, ale chyba przypomina pana, panie Akutagawa. Macie takie same włosy, to dziwne - uśmiechnął się nieco speszony. - Przepraszam, nie wiem po co to opowiadam.
Zdziwiony tym, że wampir się nagle odezwał, spojrzał na niego, biorąc łyk herbaty. Zaraz słysząc, że jego ubrania się rozpadły, zakrztusił się. Cały pobladł. Zniszczył ubrania, więc w najlepszym przypadku czeka go porządna burda, w najgorszym kara cielesna. A że Atsushi dzieckiem szczęścia nie był, spodziewał się tego drugiego.
- N-nic się nie stało... To się zdarza. - uśmiechnął się drżąco. Stało się i to bardzo. Nie chciał być znowu karany za coś, czego on sam nie zrobił.
W pokoju przemył twarz zimną wodą, by się uspokoić. Spokojnie Atsushi, to nie będzie pierwszy raz, gdy ci się dostanie za niewinność...
Sięgnął pod łóżko, skąd wysunął kufer. Otworzył go i znów miał to dziwne uczucie, które towarzyszyło mu wczoraj. Jakby te ubrania już widział. Potrząsnął głową i nie zastanawiając się dłużej nad tym, ubrał się. W kufrze znalazł czarne spodnie oraz białą koszulę z delikatnego materiału. Nie były one zbyt ozdobne, wręcz skromne. Jedynym bogatszym elementem jego stroju była mała broszka przypięta do kieszonki na piersi. Wiedział jednak co usłyszy od opiekunów. Spojrzał na zegar stojący w pokoju, musiał się pośpieszyć inaczej spóźni się na zbiórkę i poranną modlitwę.
Widząc Akutagawę przy drzwiach, uśmiechnął się lekko. Nie mógł nic poradzić na to lekkie speszenie i dziwne uczucie, które go ogarniało, gdy go widział. Naprawdę chciał wiedzieć o co chodzi...
- N-nie, nic... Ale nie musi się pan kłopotać - nie bardzo wiedząc o co chodzi podał mu rękę, rumieniąc się mocno na to muśnięcie ustami, a po plecach przebiegł mu dreszcz. - D-dziękuję...
Uciekając przed zdziwionym wzrokiem Higuchi, która dalej stała przy drzwiach, wyszedł na zewnątrz. Szedł szybko, spięty. Naprawdę, nie chciał iść tam gdzie szedł...
Kiedy doszli do gospody, zauważył przed drzwiami czekających opiekunów. Przełknął ciężko ślinę i podszedł bliżej.
- Spóźniłeś się! I co to za ubranie! - jeden z mężczyzn od razu zaczął na niego krzyczeć.
- Przepraszam. Moje ubrania... Zostały zniszczone - odwrócił wzrok. Zaraz poczuł silne uderzenie w policzek. Było mu wstyd, że Akutagawa jest tego światkiem. Jak dobrze, jeszcze dzisiaj i zniknie z tego miasta. Dhampir pewnie będzie na niego patrzeć z litością, nie chciał tego.
- Sam je zniszczyłeś! Zawsze było z tobą coś nie tak! Kłamcy tacy jak ty nie powinni w ogóle stąpać po naszej ziemi! Idź przeprosić Boga za swoje kłamstwa i za to, że żyjesz! - pchnął chłopaka w kierunku miejscowego kościoła.
- T-tak jest...
Akutagawa:
Użył całej swojej silnej woli, aby nie krzyknąć z radości. Jednak jest nadzieja, że Atsushi wszystko sobie przypomni!
- Myślę, że powinieneś starać się najmocniej jak tylko możesz dotrzeć do tego mężczyzny. Może kiedy to zrobisz, on się uśmiechnie, a ten sen przestanie cię nękać.
Zmarszczył brwi na tę dziwną reakcję. Zrobił coś nie tak? Szlag, może te ubrania były dla chłopaka ważne? Co, jeśli wiązał z nimi jakieś ważne wspomnienia albo dostał je od kogoś istotnego? Ale czasu już nie cofnie, co się stało to się nie odstanie, było minęło.
Gdy Atsushi poszedł do swojego pokoju, odwrócił się do narzeczeństwa.
- Mam nadzieję, że go polubiliście, bo zostanie u nas na dłużej. A przynajmniej mam nadzieję, że będzie chciał zostać - westchnął. Może i mógł wykupić ukochanego z sierocińca, ale nie będzie go siłą przytrzymywał przy sobie.
- Co pan znowu wymyślił? - zapytał Gajeel, przerywając krojenie marchewki. - A poza tym, czemu traktuje go pan jak istne książątko? Najpierw miałem mu dać o wiele większy poczęstunek niż sobie zażyczył, teraz daje mu pan ubrania. I jeszcze ten tęskny wzrok... Nigdy nie widziałem u pana takiego zachowania i przyznaje, że to mnie martwi.
- Kochanie... - Levy położyła dłoń na jego ramieniu, starając się jakoś uspokoić wilkołaka.
- Obiecuję, że w swoim czasie wszystko wam wyjaśnię. Jednak teraz prosiłbym, abyście więcej o to nie pytali. Czy wyraziłem się jasno?
- Tak jest - odpowiedzieli równocześnie.
Jeszcze nigdy w życiu nie czuł takiej nienawiści jak w momencie, w którym ujrzał, gdy ktoś podniósł rękę na osobę, którą cenił najbardziej w świecie. Musiał naprawdę się postarać, aby nie rzucić się na mężczyznę i nie oderwać mu głowy od reszty ciała. Na razie przybrał obojętny wyraz twarzy, chociaż wiedział, że jego oczy zalśniły czerwonym blaskiem, tego nie zdołał ukryć. Całe szczęście, że pazury się nie wysunęły.
Położył Atsushiemu dłoń na ramieniu, aby go zatrzymać, wciąż skupiając wzrok na jego opiekunie.
- Myślę, że to nie będzie konieczne - powiedział pewnym głosem. Zrobił krok w kierunku wychowawcy, ale zanim zdążył ponownie się odezwać, tamten wrzasnął przestraszony i z kieszeni koszuli wyciągnął różaniec.
- Stój, diable! Nie zbliżaj się do mnie!
Akutagawa westchnął. Cóż, myślał, że chociaż uda mu się na spokojnie porozmawiać z tym mężczyzna i przedstawić swoją ofertę, ale skoro ponownie spotkał się z dyskryminacją ze strony osób głęboko wierzących w boga i nienawidzących magicznych istot, to wiedział, że logiczna i sensowna rozmowa nic nie da.
- Chciałbym, abyście zostawili Nakajimę Atsushiego w tym mieście - starał się przekrzyczeć podniesione głosy ludzi z sierocińca, ale ciężko mu to szło. - Sowicie za to zapłacę.
To sprawiło, że na placu przed gospodą zapanowała cisza. Dhampir wykrzywił usta z drwiną. Ah, ci ludzie są tacy prości.
- Zdaje się, że nie usłyszałem pańskiego nazwiska - jeden z opiekunów zatarł dłonie i posłał Ryunosuke obłudny uśmieszek.
- Akutagawa, fałszywy człowieczku - wyciągnął grubą sakiewkę i rzucił mu ją pod nogi. - Zabierzcie pieniądze, zapomnijcie o wszystkim i nigdy więcej nie pokazujcie się w tym mieście. Nie jesteście tu mile widziani.
Mimo że mógł wydawać się w tym momencie przerażającym i odważnym potworem, to jednak w głębi duszy czuł niepewność. Bo przecież nie miał gwarancji, że to co robił, spodoba się Atsushiemu. Możliwe, że chciał zostać w sierocińcu i być zaadoptowanym w końcu przez jakąś miłą rodzinę, a on mu to marzenie zniszczył.
Bał się. Cholernie bał się reakcji ukochanego, dlatego dopiero po dłuższej chwili był w stanie się do niego odwrócić. Jakoś udało mu się opanować drżenie ciała, ale lęk w oczach pozostał.
Atsushi:
Zdziwił się, gdy poczuł rękę na ramieniu.
- Panie Akutagawa...? - spytał cicho, odwracając się. Powinien iść do kościoła. Już wystarczająco się naraził opiekunom. Zaraz jednak podskoczył słysząc ten krzyk. Pierwszy raz widział swoich opiekunów takich przestraszonych. Patrzył to na nich, to na wampira, słabo rozumiejąc o co chodzi. W końcu jednak załapał. On go wykupuje...? Mężczyźni wzięli pieniądze i szybko udali się w kierunku kościoła. Mimo wszystko rozmawiali ze złym stworzeniem, musieli teraz się wyspowiadać z tego.
Miał mętlik w głowie. Był wolny. Nie należał już do sierocińca. Ci mężczyźni nie mogli go więcej upokorzyć czy uderzyć. Ale dlaczego? Co on takiego zrobił, że zasłużył na taką dobroć? Nie liczył nigdy, że ktoś go przygarnie, a teraz zupełnie obca mu osoba zrobiła coś takiego...
Gdy wampir odwrócił się do niego, ukłonił mu się głęboko. Chociaż tak naprawdę chciał go mocno objąć. Jednak nie wypadało, nie był dzieckiem. Ale tak strasznie się cieszył!
- Dziękuję! Nie zna mnie pan, a zrobił to... Uwolnił mnie od nich - wyprostował się i uśmiechnął szeroko. Nic nie mógł poradzić na łzy, które płynęły mu po policzkach. Łzy szczęścia. - Bardzo, bardzo dziękuję. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego... Ale czemu? Nie wiem jak się panu odwdzięczę... Jest pan dla mnie za dobry, przecież nic pan o mnie nie wie - starł łzy z policzków. W końcu był wolny. Nikt go nie uderzy. Nie będzie oskarżany o rzeczy, których nie zrobił. Nikt mu nie powie, że nie powinien żyć.
Ponieważ nie mieli po co dłużej stać na placu, wrócili do posiadłości.
- W zamian za wykupienie mnie mogę u pana służyć. Chcę się jakoś przydać, odwdzięczyć... Niewiele umiem, ale zrobię wszystko, by był pan zadowolony!
Atsushi cały czas się uśmiechał, nic nie mógł na to poradzić. Czuł się, jakby łańcuchy smutku i poniżania pękły, jakby mógł się unieść niczym ptak. Wspaniałe uczucie.
W dworze przywitała ich Higuchi, która odebrała od swojego pana cylinder.
- Hm? Coś się stało? Wydają się panowie jacyś inni niż jeszcze rano, a nie było was raptem godzinę... - kobieta była naprawdę zaciekawiona wydarzeniami, które ją ominęły.
Akutagawa:
Naprawdę się ucieszył, kiedy Atsushi jednak nie miał mu za złe tego, co zrobił. Wyciągnął dłoń i najdelikatniej jak potrafił dotknął nią zranionego przez byłego już wychowawcę policzka, chcąc jakoś ukoić ból. W końcu był w połowie wampirem, także jego ciało było dość zimne.
- Nie chciałem, aby osoba, która nie uważa potwory za istoty godne potępienia oraz złe, przebywała z takimi ludźmi. Wybacz, że podjąłem tę decyzję bez konsultacji z tobą, ale musiałem działać szybko. I dobrze zrobiłem - uśmiechnął się czule, mrużąc lekko oczy. Jego ukochany był szczęśliwy, tylko to się dla niego liczyło. Móc po tylu latach zobaczyć tak szczery i szeroki uśmiech na jego twarzy był istnym darem od wszystkich bogów jakich tylko znal.
Pokręcił głową na jego propozycję. Oj, co ten chłopak sobie wyobrażał, no naprawdę, przecież nie pozwoli mu męczyć się jak podrzędnemu słudze.
- Porozmawiajmy o tym później, dobrze? - nie chciał na razie myśleć o tym, co będzie musiał zlecić chłopakowi, aby ten od niego nie odszedł.
Poklepał delikatnie Higichi po głowie, na co ta aż sapnęła. Jej pan zdecydowanie się zmienił od czasu, gdy spotkał tego człowieka.
- Nakajima zostanie u nas na dłużej. Już nie jest wychowankiem sierocińca. Stał się wolny - wytłumaczył jej z trudem powstrzymując szeroki uśmiech, jaki chciał pojawić się na jego twarzy. Pokojówka zamrugała zaskoczona. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Kim był ten chłopak dla pana Akutagawy?!
Nie zdążyła jednak o nic więcej zapytać, bo dhampir wziął już Atsushiego do jadalni. Na szczęście nikogo tam nie spotkali, dlatego Akutagawa nalał im po szklance soku i zaprosił chłopaka do stołu. Usiadł zaraz po jego prawej stronie.
- Nawiązując do twojej poprzedniej propozycji, Nakajima, już ci mówiłem, że na tym dworze jesteś gościem. Poza tym służby mam już zbyt wiele - zastygł, wpadając na nieco upiorny pomysł. Wiedział, że Atsushi nie chciał być darmozjadem, dlatego mogliby żyć w swego rodzaju symbiozie. Odwrócił się do niego i chwycił pod brodę. - Możesz za to zapłacić mi swoją krwią. Nie muszę jej pić ani zbyt wiele, ani zbyt często. Jednak wiesz, że jest mi ona potrzebna do życia. Nie zmuszę cię do niczego, wiedz, że możesz być w mojej posiadłości jako wieczny gość, będę z tego powodu niezmiernie rad, ale domyślam się, że nie będziesz chciał na mnie pasożytować. Wybór pozostawiam tobie - przesunął kciukiem po nieco drżących wargach Atsushiego, pochylając się tak, że niemal stykali się nosami. Wpatrywał się w niego ciemnymi oczami, nie odwracając wzroku nawet na chwilę. Chciał wyłapać każdą emocję, jaka zagości w spojrzeniu ukochanego i w razie dostrzeżenia tam czystej odrazy, odsunąć się i obrócić wszystko w żart. Jednak miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Atsushi:
Nieco zdziwiło go to, że mężczyzna dotknął jego policzek, jednak dotyk zimnej dłoni ukoił nieco ból. Było to tym milsze, że nigdy nikt się nie przejął tym, że ktoś go uderzył.
- Dziękuję - powtórzył. Nie wiedział co innego może powiedzieć. - Jak mógłbym uznać za złego kogoś, kto nic mi nie zrobił? To by było niesprawiedliwe. A pan nie wydaje się złą osobą. No i tak samo reszta pana dworu. A mieszkańcy bardzo pana szanują, to wiele mówi.
Poszedł posłusznie za swoim wybawicielem do jadalni. Nie była mu straszna praca we dworze, mógł robić cokolwiek, nawet najgorsze zadania, ale chciał się na coś przydać. Teraz tu było jego miejsce. Z jednej strony zwyczajnie nie miał gdzie się indziej podziać, a z drugiej... Coś mu mówiło, żeby tu został. Że powinien tu być.
- Oh... No tak, rozumiem... - jego entuzjazm nieco opadł. Zupełnie zapomniał, że dhampir ma sporo służby, tak więc zwykły, słaby chłopak na niewiele mu się przyda. Zaraz jednak spojrzał na niego zaskoczony. Krwią? Ah, na to nie wpadł... Nie mógł nic poradzić na to, że wizja bycia bankiem krwi nieco go przerażała... No i on był tak blisko. Nie wiedząc czemu, Atsushi chciał go objąć. Przytulić się do niego, by mężczyzna był jak najbliżej niego. Szybko sobie wszystko przemyślał. Nie chciał być darmozjadem, po prostu tu mieszkać. Chciał coś robić, jakoś się przysłużyć, zasłużyć na to, że może tu być. Nawet mimo zapewnień Akutagawy, że nie musi nic takiego robić.
- Dobrze. Nie mam nic przeciwko - powiedział w końcu spokojnie. W jego oczach nie było ani odrobiny obrazy do wampira. Jedyne co było w nich widać to spokój i uśmiech. - Mogę panu oddać nawet i życie, bo to jedyne co posiadam. I teraz jest ono w pana rękach.
Czując nagły napływ odwagi odpiął pierwsze guziki swojej koszuli, odsłaniając szyję i obojczyk. Ponieważ był wychudzony, obojczyk wyraźnie się odznaczał.
- Jestem dość chudy, ale to chyba nie problem...?
Przymknął lekko oczy, gdy mężczyzna go dotknął. Dotyk tych zimnych rąk był dość przyjemny... Zaraz jednak wydał z siebie zduszony okrzyk, gdy wgryzł mu się w szyję. Chwycił się go mocno i zacisnął powieki. To bolało... Ale jednak w jakiś dziwny sposób było przyjemne.
Akutagawa:
Mimo że minęła tylko chwila, dla niego trwała ona nieskończenie długo. Starał się wyglądać jak uosobienie spokoju, ale wewnątrz wszystko mu się skręcało, denerwował się i z niecierpliwością oczekiwał odpowiedzi.
A kiedy w końcu ją dostał, odetchnął uspokojony. Życie? Ah, Atsushi nie wiedział nawet, że dhampir już dawno temu oddal mu swoje. Ale nie miał nic przeciwko temu, aby chłopak kolejny raz zrobił to samo.
- N-Nakajima, co ty...? - zająknął się, czując jak policzki lekko oblewają mu się rumieńcem. Nie spodziewał się, że będzie mógł od razu napić się z szyi, nie robił tego od dekad. Mieszkańcy zazwyczaj podciągali rękawy i dawali mu się napić z rąk, a teraz... Przełknął ślinę, a jego kły wydłużyły się. W jednej chwili stał się wygłodniały i poczuł gorąco. W końcu nie widział ciała ukochanego od dawien dawna, także taka niespodzianka była dla niego zbyt cudowna.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy - powiedział niskim głosem, kładąc jedną dłoń na jego karku, a drugą odsłaniając nieco więcej apetycznej skóry. Cholera jasna, ten obojczyk tak bardzo go kusił, że aż nie mógł się powstrzymać przed przejechaniem po nim czubkiem języka.
- Będzie bolało - wyszeptał do jego ucha, muskając je wargami. - Ale tylko na początku, przysięgam. Powiedz tylko słowo, a przestanę.
Najpierw pocałował go w szyję, a później w to samo miejsce wgryzł się z całej siły. Aż sam jęknął, kiedy słodkie krople dotknęły jego języka. Krew Atsushiego była tak niesamowicie dobra i działała na niego jak najprawdziwszy afrodyzjak. Czuł, że przez to podniecenie powoli stawał się twardy, ale nie dbał o to. Przymknął oczy, przełykając życiodajne soki, upominając się w myślach, żeby w odpowiednim momencie przestać. Ale, do diabla, nie był w stanie! Wsunął dłoń pod koszulę ukochanego, aby przejechać paznokciami po jego wrażliwym boku, a drugą przeniósł z karku w jego jasne włosy. Cholera, cholera, cholera...!
Udało mu się jednak opamiętać i ostatni raz polizał dwie ranki, jakie zrobił mu kłami. Odsunął się, aby zaraz przygarnąć go do siebie i mocno przytulić.
- Wszystko w porządku? - spytał z troską, starając się uspokoić rozszalałe serce, które po otrzymaniu świeżej dawki krwi, biło strasznie szybko. Pogłaskał Atsushiego po plecach. - Wybacz mi, proszę, ale twoja krew jest zbyt pyszna.
Dobrze wiedział, że to nie o smak chodziło, a o to, że spijał życie z kogoś, kto był dla niego najważniejszy na świecie.
Atsushi:
Zadrżał, wzdychając, gdy mężczyzna go polizał. Nie spodziewał się czegoś takiego. Raczej, że po prostu wbije kły i się napije... Jednak nie mógł narzekać. To było cholernie przyjemnie, mimo bólu. Mimo iż pierwszy raz coś takiego przeżywał, miał wrażenie, jakby już kiedyś czuł coś takiego. Jakby już kiedyś był w tych ramionach, tak zimnych, a zarazem ciepłych i opiekuńczych. Jęknął, gdy podrapał go po boku, wyginając się lekko, a po plecach przebiegł mu dreszcz. Sam przejechał paznokciami po plecach mężczyzny przez koszulę. Czuł się dziwnie, jednak to było takie dobre... Ah, za to na pewno będzie kiedyś potępiony. Ale co tam. To był jego wybór, chciał tego.
To wszystko trwało tylko chwilę, jednak gdy dhampir skończył i objął chłopaka, Atsushi czuł się zmęczony, jakby pracował cały dzień.
- T-tak... - odchrząknął. Bolała go teraz szyja i nieco dziwnie się mówiło. Wtulił się w Akutagawę bez skrępowania, zaraz będzie się przejmować tym czy wypada. Zrobił to automatycznie, naturalnie. Wygodnie układając głowę na jego ramieniu, przymknął oczy. - Nic się nie stało... Miło wiedzieć, że panu odpowiadam - uśmiechnął się lekko. Po utracie krwi zrobił się senny, najchętniej zasnąłby w jego objęciach... Jednak odsunął się, z wyraźną niechęcią na twarzy. Chciał się jeszcze poprzytulać...
- Przepraszam, nie wypada, żebym się tak do pana kleił... Pójdę się położyć. Bo jeszcze tak na panu zasnę.
Chciał wstać, jednak się zachwiał, a przed oczami zrobiło mu się ciemno. Uh, to nie było mądre... Spróbował znowu, tym razem się udało, jednak trochę się bał, że zaraz znów się zachwieje.
- Przepraszam, ale... Pomoże mi pan dojść do pokoju? - uśmiechnął się przepraszająco. Nie chciał zawracać mu głowy i tak poświęcił mu już wiele uwagi.
Z pomocą Akutagawy dotarł do pokoju, gdzie od razu padł na łóżko. Powinien chyba przemyć szyję, pewnie był brudny... Może nawet zmienić koszulę? Nie miał pojęcia czy czasem nie ubrudziła się od krwi. Ale nie miał teraz na to sił. Z reszta nie bardzo wiedział w co się przebrać. No i w razie co nie chciał tego robić przy kimś, a wątpił, że wampir by go zostawił nie upewniwszy się, że nic mu nie jest. Zadziwiał go ten jego zmartwiony wzrok. Czemu on tak bardzo się nim przejmuje? Czemu patrzy na niego z taką czułością? Atsushi tego nie rozumiał. Jednak z jakiegoś powodu nie chciał, by mężczyzna zobaczył blizny od razów zadanych w sierocińcu.
- Dziękuję - szepnął, będąc już na granicy snu. W końcu jednak zasnął. Nie spał długo, ledwie godzinę. Tyle starczyło by znów nabrał sił. Podniósł się i przetarł lekko dłonią szyję. Bolało.
Akutagawa:
Kiedy chłopak się podniósł, spojrzał na niego z powątpiewaniem. On naprawdę myślał, że będzie w stanie sam postawić choćby kilka kroków po tym, jak wyssał z niego tyle krwi? No, powodzenia. Pomógł mu oczywiście i zanim ten zakopał się pod kołdra, odgarnął włosy z jego twarzy i raz jeszcze pogładził zraniony wcześniej policzek, na którym zdążył zrobić się ślad. Powinien kazać Atsushiemu to opatrzyć, ale chłopak był chyba na to zbyt zmęczony. Uśmiechnął się delikatnie.
- To ja powinienem ci dziękować... Atsushi - z niechęcią zostawił go, aby wypoczął, a sam udał się do swojej biblioteki. Dawno nie spędzał czasu przy dobrej książce, należało to nadrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz