dhampire (3)


Akutagawa:

Atsushi na pewno nie spodziewał się zastać przy swoim łóżku zjawy, zaraz po tym, gdy się przebudzi. Tamaki spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem i przysiadł obok, uśmiechając się nieco sennie. Do pokoju zaraz wbiegł białowłosy poltergeist z fioletowymi oczyma, ubrany w ten sam biały frak co Tamaki.

 - Bardzo przepraszam za mojego przyjaciela, panie Nakajima! - ukłonił się głęboko i podszedł do łózka. Wyglądał tak, jakby chciał siłą wyciągnąć zjawę na korytarz, ale zamiast tego kucnął przy nim. - Tamaki, proszę cię, musisz stąd wyjść.

 - Ale czemu? - wyższy z duchów rozejrzał się po pokoju, jakby widział go po raz pierwszy. Miał głęboki i niski głos, do tego zabawnie przeciągał samogłoski. - To nie jest nasz dom, So-chan.

 - Mieszkamy tu, ale faktycznie, to nie jest nasz dawny dom - przyznał mu rację, gładząc półprzezroczystą dłoń partnera. - Nie pamiętasz? Spłonął 120 lat temu.

Sogo tego nienawidził. Raz na jakiś czas Tamaki zachowywał się tak, jakby stracił pamięć o wydarzeniach z czasów, kiedy jeszcze żyli, a on musiał mu znowu to wszystko przypominać. Rozdrapywać stare rany i wsypywać w nie sól.

 - Tak dawno temu? To dlaczego wciąż żyjemy?

 - Nie żyjemy, jesteśmy duchami.

 - Ah - Tamaki spojrzał to na swojego przyjaciela, to na jedyną żywą osobę tutaj i zamrugał kilka razy oczami, jakby przetwarzając zdobyte informacje. - Rozumiem... Cieszę się, że nawet po śmierci ze mną jesteś, So-chan - uśmiechnął się i w sekundę rozpłynął w powietrzu, zostawiając poltergeista i człowieka samych.

Duch zasłonił dłonią zarumienione policzki.

 - Bardzo przepraszam, że był pan zmuszony patrzeć na tę scenę, panie Nakajima - wymruczał nieco niezrozumiale, zaraz jednak wziął się w garść. - Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać, prawda? Jestem Osaka Sogo i jest mi niezmiernie miło powitać nowego domownika w tym dworze. Słyszałem, co pan Akutagawa zrobił. To niesamowite, że tak dba o zwykłego człowieka... Oh, tylko proszę nie uznać tego za obrazę, nie miałem nic złego na myśli - wykrzywił usta w profesjonalnym, uprzejmym uśmiechu i raz jeszcze się ukłonił, zanim opuścił ten pokój. Musiał pomóc Higuchi nakryć do stołu, zbliżała się w końcu pora obiadu. A do tego na nim spoczywał nieprzyjemny obowiązek odciągania pana dworu od lektury interesującej książki. Aż się wzdrygnął. Naprawdę nie chciał tego robić...

Atsushi:

Widząc ducha na swoim łóżku zamarł.

 - Em... Coś się stało...? - spytał niepewnie, nie bardzo wiedząc co ma zrobić. To jest duch, nie wykopie go. Może coś się stało ważnego? Zaraz jednak do pokoju wpadł drugi duch. Atsushi zdezorientowany przyglądał się tej sytuacji, zastanawiając się, czy ma jakieś zwidy. Chociaż chyba nie powinien być tego świadkiem? Zaraz. Czy duchy mogą się rumienić?

 - Nic się nie stało... Również miło mi poznać - cóż, skoro duch wiedział jak chłopak ma na nazwisko, to chyba nie musiał się przedstawiać. - Rozumiem, Higuchi też tak zareagowała.

Naprawdę, nie rozumiał tego miejsca. Ponieważ spał tak krótko uznał, że może skorzystać z czasu pozostałego do pory obiadowej i przejść się po domu. W końcu Akuatagwa powiedział, że może chodzić gdzie zechce, prawda?

Podniósł się i pościelił łóżko. Gdy w łazience upewnił się, że nie ma na sobie śladów krwi, jedynie jest jeszcze trochę blady, wyszedł na korytarz.

Dwór był naprawdę duży i miał sporo korytarzy. Wydawał się większy w środku niż z zewnątrz. W końcu chłopak trafił do chyba naprawdę rzadko uczęszczanej części domostwa. Chyba nie powinno go tu być... Jednak coś go pchało dalej. Jakieś przeczucie, dziwne uczucie gdzieś w środku. Wszystkie napotkane drzwi były zamknięte, już miał zawiedziony wrócić do głównego holu, gdy jego wzrok przykuła ściana okryta ciężkim materiałem. Wyglądało to jakby za kotarą było okno, więc nieco sceptyczny odsunął ją i zadowolony odkrył drzwi, które były otwarte. Wszedł do środka i rozejrzał się.

 - Ale... O co tu chodzi... - spytał sam siebie, widząc pokój pełen obrazów.

Każda ściana była pełna malunków, mniejszych i większych, przedstawiające Atsushiego w strojach z najróżniejszych epok. Nie miał wątpliwości, że to on. Oczywiście, to mógł być jakiś jego przodek, ale czuł, że to jest on. Chwycił w dłonie ramkę ze szkicem jego i Akutagawy. Różnił się od tych wszystkich pięknych i dokładnych obrazów tym, że był nieco brudny, rozmazany, robiony przez niesprawną rękę. Nie umiał powstrzymać łez, tego ściskania w sercu. To on, Atsushi, zrobił ten rysunek. W rogu kartki był jego podpis. Nikogo innego jak jego.

 - R-Ryu...- szepnął. Chciał się znaleźć w jego objęciach. Powiedzieć, że go pamięta. Że dalej go kocha.*

Akutagawa:

Spojrzał niechętnie na wchodzącego do biblioteki Sogo i prychnął. Wiedział, po co ten tutaj przybył i nie miał najmniejszej ochoty przerywać w połowie książki, kiedy akurat fabuła tak bardzo go wciągnęła. Przestawił krzesło tak, że było tyłem do wyjścia i wrócił do czytania.

 - Panie Akutagawa...

 - Nie.

Duch westchnął, pytając siebie samego w myślach, czym sobie na to zasłużył. Nie dość, że Tamaki miał dzisiaj znowu częściowa amnezję, to jeszcze jego pana za bardzo zafascynowała akcja książki. Dobrze wiedział, że musiał odciągnąć Akutagawę od lektury. Niektóre stworzenia potrafiły podczas posiłku pokłócić się o drobnostkę, dlatego dhampir był potrzebny, aby zażegnać wszelkie spory. A do tego sam właściciel domu lata temu kazał mu bez względu na wszystko zaciągać go na wspólne obiady. To było jego przyzwyczajenie jeszcze z czasów, kiedy Sogo tu nie pracował.

 - Bardzo pana proszę, aby doczytał pan do końca tego akapitu i poszedł ze mną do jadalni. Wszyscy już czekają.

 - Nakajima także?

Sogo zamrugał zaskoczony. Faktycznie, nowy domownik powinien przybyć na swój pierwszy wspólny posiłek i poznać całą służbę. Ukłonił się, mówiąc ciche przepraszam i szybko przeniósł się do sypialni chłopaka. Kiedy jednak nie znalazł go tutaj, powrócił do Akutagawy.

 - Bardzo mi przykro, ale nie mam pojęcia, gdzie podział się pan Nakajima.

 - Słucham!? - odrzucił książkę na bok i pędem wybiegł z biblioteki.

Kazał wszystkim przerwać posiłek i odnaleźć jego ukochanego. Mieli szukać wszędzie, przewrócić całe domostwo do góry nogami, byleby dostrzec gdzieś Atsushiego. Sam Akutagawa również rwąc sobie włosy z głowy, biegał od pokoju do pokoju, nie mogąc pozbyć się myśli, że chłopak tak po prostu odszedł. Że się przestraszył tego wysysania krwi i postanowił wieść życie gdzie indziej.

 - Wróć do mnie, proszę - wyszeptał drżącym głosem, będąc na skraju płaczu. Nie chciał znowu tak szybko go stracić, nie tym razem...!

Przeczucie tknęło go, aby udać się do najstarszego skrzydła w domu i na całe szczęście okazało się ono właściwe. Odetchnął dziwnie uspokojony, gdy ujrzał otwarte drzwi do sekretnego pokoju i szybko przekroczył jego próg. Jego ukochany był w środku.

Przez chwilę nie wiedział, jak zacząć wyjaśniać te wszystkie portrety, ale kiedy spostrzegł łzy na policzkach chłopaka,wszystko stało się jasne.

 - Pamiętasz - ulga i szczęście jakie go zalały, były wręcz nie do opisania. Serce kolejny raz dzisiaj postanowiło wyrwać mu się z klatki piersiowej, a usta ułożyły się w radosnym i pełnym ciepła uśmiechu. Porwał Atsushiego w objęcia, szepcząc raz po raz jego imię.

 - Tak długo na ciebie czekałem...!

Usłyszał szmery gdzieś za sobą i zorientował się, że to najpewniej cześć służby. Uznał jednak, że nawet taka niefortunna publika mu nie przeszkadzała, dlatego nieco drżącymi dłońmi odgarnął grzywkę z czoła ukochanego i pocałował go w nie.

 - Proszę cię, nie zostawiaj mnie już więcej na tak długo. Bycie samemu cholernie boli.

Atsushi:

Pamiętał wszystko, każde ich spotkanie. Nie zawsze przypominał sobie o nim, często ich spotkanie wydawało mu się ich pierwszym. Odłożył ramkę z obrazkiem, chcąc iść poszukać ukochanego, gdy usłyszał kroki i zaraz stanął przed nim. Uśmiechnął się ciepło, kiwając lekko głową.

 - Wszystko - potwierdził. Szczęśliwy wpadł w jego ramiona, obejmując go mocno. Nie chciał już ich nigdy opuścić.

 - Już jestem. I nigdzie się nie wybieram - zapewnił go, głaszcząc po plecach.

Chwycił jego dłoń i ścisnął ją lekko. Wiedział, że mają widownie, ale miał to gdzieś. Teraz liczył się Ryu. Był taki szczęśliwy... Teraz już rozumiał to dziwne uczucie, które dręczyło go od wczorajszego wieczora. Musiał przyznać, że tym razem wyjątkowo szybko sobie wszystko przypomniał. Chyba sam nie mógł się doczekać ponownego spotkania.

 - Wybacz, Ryu. Ale wiesz, że to nie zależy ode mnie... Ile tym razem mnie nie było?

Pamiętał dokładnie jak zmarł poprzednim razem. Strzelanina na ulicy, cóż, dla odmiany dość mało bolesne czy efektownie. Jedna kulka w głowę i już go nie było. Nawet nie miał jak się pożegnać. A wyszedł tylko na chwilę z domu. Atsushi mógłby spokojnie stwierdzić, że zmarł już na każdy możliwy sposób. W tym zakrztuszenie się owocem, czy dostanie ataku alergicznego na daktyle, gdy byli w podróży. Jedne śmierci były bolesne, drugie mniej. Część była naprawdę głupia. Jednak najgorsze i tak było pozostawienie ukochanego samego.

 - Czemu zawsze na mnie czekasz? Czemu nie znajdziesz sobie kogoś innego? - pogłaskał go po policzku, mimo iż twarz dhampira promieniała szczęściem to widział jak okropnie jest on zmęczony. Te ciągłe pożegnania z nim musiały go męczyć. - To cię przecież tak boli...

W końcu jednak ktoś im przerwał tę chwilę. Sogo odchrząknął, skupiając na sobie ich uwagę. Atsushi dopiero teraz zawstydzony tym, że ktoś ich widział, spłonął rumieńcem.

 - Panowie wybaczą, że przerywam, ale obiad czeka. Pan Nakajima nie wygląda najlepiej, więc sądzę, że posiłek mu posłuży.

Stał sam, wcześniej odgonił resztę służby, by dać im nieco prywatności. Sam jednak musiał przypilnować, żeby mężczyźni mimo wszystko pojawili się na obiedzie. I najlepiej wszystko wtedy wyjaśnili.

Poszli więc za duchem do jadalni. Było tam naprawdę wiele... stworzeń. Jednak nikogo z nich nie pamiętał z poprzedniego życia. Usiadł przy stole i zgarnął dłuższy kosmyk włosów za ucho, by nie przeszkadzał mu w czasie jedzenia.

 - Panie Akutagawa... Jeśli można wiedzieć, co się tak właściwie tu dzieje? - Higuchi odezwała się jako pierwsza. - Od jak dawna pan zna tego chłopca?

Akutagawa:

Zastanowił się chwilę, obliczając w myślach te wszystkie lata, podczas których spędzał wieczory w samotności. Atsushi na pewno mieszkał z nim na początku, gdy już trochę powegetował sam w tym miasteczku i był z nim do czasu, aż zginęli lub zostali wyegzorcyzmowani niemal wszyscy poprzedni służący. Nie doczekał jednak tego dnia, w którym zawarł pokój z mieszkańcami.

 - Trochę ponad 70 lat - uśmiechnął się smutno. Dla istoty długowiecznej tych kilka dziesiątek lat powinno minąć w okamgnieniu, jednak dla niego ciągnęły się one w nieskończoność.

Roześmiał się. Już przecież przechodzili takie rozmowy, jednak Atsushi wciąż i wciąż do tego wracał.

 - Ten ból to niewielka cena za to, że mogę wciąż cię spotykać. I nie mógłbym zamienić cię na nikogo innego. Kocham cię najbardziej na świecie i mógłbym czekać na twój powrót choćby i tysiące lat, jeśli byłaby taka potrzeba.

Ah, ten Sogo, zawsze musiał niszczyć mu dobry humor. Kolejny raz obrzucił go niechętnym spojrzeniem i chwytając ukochanego za dłoń, poszedł z nim do jadalni. Tam spoczęły na nich zaciekawione spojrzenia całej służby. No tak, niczego innego się nie spodziewał.

 - Atsushi jest - już samo to, że powiedział o nim po imieniu, wywołało szok na twarzach potworów - moim bardzo starym przyjacielem. Poznaliśmy się chyba pod koniec XV wieku. Bylem wtedy młodym dhampierm, dopiero dorastałem. I jak to dziecko, szukałem znajomych, z którymi mógłbym spędzić czas. Ten głupek jako jedyny się mnie nie bał - westchnął, nic sobie nie robiąc z oburzonej miny chłopaka. - I tak dorastaliśmy razem, ale po kilku latach umarł strawiony chorobą.

Przymknął oczy, przypominając sobie to uczucie niedowierzania i nienawiści do całego świata za to, że zabrał mu kogoś, kto znaczył dla niego tak wiele.

 - Po jakimś czasie spotkałem go ponownie, jednak wtedy Atsushi mnie nie rozpoznał. Ale nawet mimo tego kolejny raz stał się moim przyjacielem. I przy następnej reinkarnacji tak samo. I znowu, i znowu... Za każdym razem jakimś cudem odnajdowaliśmy się ponownie, a ja coraz bardziej bylem pewien, że go kocham. Ostatnim razem, jakieś 70 czy 80 lat temu, kiedy jeszcze toczyłem wojnę z tutejszymi mieszkańcami, Atsushi ponownie zapukał do mych drzwi, tym razem pamiętając każde swoje poprzednie wcielenie. Nie mogliśmy się jednak nacieszyć sobą zbyt długo, bo jeden z Egzekutorów uznał go za jednego z magicznych stworzeń i zastrzelił w ferworze walki z innymi istotami nie z tego świata. Zaraz po tym zginęła cała reszta mojej służby, a ja zostałem sam. Chciałem wtedy się poddać, ale wiedziałem, że jakbym to zrobił, to Atsushi byłby na mnie niesamowicie wręcz zły - przesunął dłonią po jego udzie, uśmiechając się lekko z rozbawieniem. - Dlatego zawarłem sojusz z miejscowymi, a duchy i potwory, które usłyszały o tym miejscu, zaczęły się zlatywać. Ty byłaś tutaj pierwsza, pamiętasz, Higuchi?

Pokojówka oblała się mocnym rumieńcem i odwróciła wzrok. Oczywiście, że pamiętała. W sercu trzymała każdy szczegół tamtego dnia, gdy po błąkaniu się przez dziesiątki lat, mogła nareszcie odnaleźć dom.

 - A później byliśmy my! - dłoń Levy wystrzeliła w powietrze. - Ale wtedy jeszcze żyłam i nie mogłam tak fajnie pojawiać się i znikać jak teraz.

 - Uważasz, że bycie duchem jest dzięki temu lepsz- WRACAJ TUTAJ! - Gajeel wstał od stołu, ruszając na poszukiwania partnerki, która faktycznie rozpłynęła się w powietrzu. Kiedy wyszedł z jadalni, dziewczyna powróciła na swoje miejsce.

 - Zawsze się na to nabiera - westchnął jeden z trzech kitsune, ze znudzeniem grzebiąc widelcem w kawałku mięsa.

 - Bo jest tylko głupim wilkołakiem, drogi bracie - odpowiedział drugi.

 - N-nie sądzę, że po-powinniście go tak o-o-obrażać - zająknęła się trzecia.

Akutagawa przewrócił oczami. Oczywiście, że to trojaczki rozpoczną kłótnię, a jakże by inaczej. Kouen, Kouha i Kougyoku zawsze to robili. Spojrzał przepraszająco na Atsushiego. Nie chciał, aby wysłuchiwał tych głupich sprzeczek, ale najwidoczniej nie było od tego odwrotu.

Atsushi:

 - Aż tyle? - pobladł. Zazwyczaj wracał co jakieś 50 do 60 lat. Więc to była dla niego nowość. Zmartwiło go to. Reinkarnacja zajmowała coraz więcej czasu... Czy w końcu przestanie wracać na ten świat? Pokręcił lekko głową, to nie czas na takie rozmyślania. Teraz powinien się cieszyć z tego, że znów go ma. Uśmiechnął się czule.

 - Jesteś głupi - stwierdził ze śmiechem. - Głupi masochista. Ale takiego cię kocham.

Westchnął cicho przypominając to sobie. W tamtych czasach cieszył się dość spokojnym życiem, jak doszło do tego, że tak je sobie poplątał? Jedna decyzja, jedno zdanie "Chcesz się pobawić?" zmieniło całe jego przeznaczenie. I nie jedno życie.

 - No nie mów, że ci to przeszkadza, bo się obrażę - mruknął, jednak uśmiechnął się czule na wspomnienie tego, jak dhampir dbał o niego w ostatnich dniach choroby. Było to kochane, jednak nie chciał nigdy więcej widzieć go tak zrozpaczonego jak wtedy.

Nic nie mógł poradzić na rumieniec, którym się oblał. "Byłem pewien, że go kocham" czemu mówił to tak przy wszystkich? Chłopak musiał znów przywyknąć do tych słów... Jednak to w pewien sposób od razu tłumaczyło ich relację tak, że nikt nie powinien być zdziwiony.

 - Byłbym wściekły jak osa. Zwłaszcza, że teraz dręczyłeś mnie w snach. Nie dasz o sobie zapomnieć - mruknął, a po ciele przeszedł mu dreszcz, gdy ciemnowłosy przejechał mu dłonią po udzie. No i co tak przy wszystkich? Bezwstydnik. Pacnął go w rękę, zaraz jednak chwycił jego dłoń i ścisnął ją mocno. Czemu musiała teraz być pora obiadowa? Chciał się do niego tulić, wypytywać o to co się działo przez te wszystkie lata, jak się trzymał. Zasnąć w jego objęciach, przeczytać książkę. Ale to musiało zaczekać.

Zaśmiał się cicho, obserwując Gajeela i Levy. Dziewczyna jak na ducha, podchodziła do swojej śmierci dość lekko. Atsushi zastanawiał się czy ona jest po prostu taka łagodna, czy robi to, by jej narzeczony się nie przejmował jej stanem.

 - Proszę, chociaż jeden obiad bez kłótni... - Sogo westchnął ciężko. - Nasz pan odnalazł ukochanego, dajmy im zjeść w spokoju, dobrze?

 - A co z tego będziemy mieli? - najmniejszy z kitsune bawił się kosmykiem włosów, patrząc znudzony na poltergeista.

 - Dodatkową porcję mięsa.

 - Stoi.

 - A może uzgodniłbyś to ze mną, co? - Gajeel wrócił do jadalni i pokręcił głową na widok siedzącej na swoim miejscu Levy. Ona się nigdy nie zmieni.

Po obiedzie poszedł z Akutagawą do jego pokoju, gdzie przytulił się do niego mocno. Wiedział, że później pewnie zostanie zasypany pytaniami przez tę blond pokojówkę, widział to po jej wzroku, dlatego teraz chciał się nim nacieszyć.

 - Opowiedz mi co tu się działo. Jak udało ci się dogadać z ludźmi? Wszyscy tu darzą cię ogromnym szacunkiem. Wydoroślałeś, jestem z ciebie dumny - pogłaskał go po głowie. - W końcu znalazłeś miejsce dla siebie, prawda?

Akutagawa:

Jeszcze nigdy w swoim tak długim życiu nie pragnął tego, aby obiad już się skończył. Sogo starał się opanować sytuację, kiedy Kouen i Gajeel zaczęli się sprzeczać, ale skończyło się na tym, że to Akutagawa kolejny raz musiał interweniować. Znaczy, wystarczyło, że głośniej zakaszlał i na nich spojrzał, a zamilkli.

W pokoju nawet nie wiedział, który z nich pierwszy przygarnął tego drugiego do siebie, ale to nie było ważne. Liczyło się tylko to, że mógł w końcu go przytulić, gładzic po plecach i przeczesywać miękkie włosy. Przejechał nosem po boku szyi ukochanego, wciągając jego słodki zapach, który zawsze kojarzył mu się z karmelem i słońcem. I najprawdziwszym szczęściem.

 - Mhm - wymruczał, ciągnąc Atsushiego do łózka i kładąc się na nim. Chciał w końcu z nim poleżeć, jak za dawnych czasów i po prostu rozmawiać, dotykać go, czuć całym sobą.

I wciąż go przytulając, opowiadał o wszystkim, co minęło przez te lata, gdy Atsushi nie żył. Mówił o wielu bitwach, jakie musiał stoczyć z wynajętymi przez ludzi z miasteczka Egzekutorami, mówił o tym, jak długo nie mógł się podnieść sprzed grobu ukochanego, o tym, jak właśnie jego śmierć zmieniła mieszkańców.

 - Wiesz, oni byli pewni, że nie mamy uczuć. A kiedy zobaczyli mnie przy twoim grobie, to zaczęli myśleć, że może jednak wiemy, jak to jest coś odczuwać - przesunął dłonią po jego policzku. - Pewnego dnia, kiedy znowu byłem na cmentarzu, jeden z mieszkańców wycelował we mnie pistolet. Nawet z daleka czułem, że w środku są poświęcone naboje z solą. Wysłał mnie do wszystkich diabłów, groził i strzelił kilka razy, ale nie trafił. Poprosiłem go wtedy, by... - odwrócił wzrok, czując się w tym momencie naprawdę głupio. - Uh, tylko nie bądź zły. Poprosiłem, aby zabił mnie przy twoim grobie, bym po śmierci mógł cię odnaleźć. Wtedy tamten mężczyzna opuścił broń, pokręcił głową, jakby niedowierzał i odszedł. Tak po prostu. Po tym zaczęły się rozmowy pokojowe i od tamtego czasu żyjemy z mieszkańcami w harmonii. Oni mi dostarczają krwi, nie atakują mnie, a ja ich bronię i także ich nie atakuję. Idealna symbioza.

Przybliżył się nieco, aby moc dotknąć nosem jego nosa. Kochał go, tak mocno go kochał i prosił wszystkich bogów jakich tylko znał, aby tym razem nie odbierali mu Atsushiego zbyt szybko. A najlepiej, aby w ogóle go nie zabierali do zaświatów.

Atsushi:

Uśmiechnął się tylko ze zrozumieniem. Tyle stworzeń w jednym miejscu, to oczywiste, że musiały być jakieś konflikty. Chociaż nigdy za specjalnie się nie zagłębiał w świat potworów, dla niego liczył się tylko Ryu. Chyba pora się nieco dowiedzieć na ten temat.

Gdy się położyli, wtulił się w niego. Był przyzwyczajony do tego zimna, więc nawet nie zwrócił na to uwagi. Jak dla niego to dhampir był ciepły.

Atsushi słuchał go uważnie. Nie było go prawie 80 lat, tyle lat bez ukochanego. Czas, który mogliby spędzić razem, a jednak nie było im to dane.

 - W końcu ludzie was nie znają, to normalne, że tak myślą, skoro żyją w niewiedzy... - przymknął lekko oczy pogłaskany. Pamiętał, że sam na początku nie był pewien, czy młody dhampir ma jakieś uczucia, jednak z czasem je pokazał. Było to warte zgadywania jego humorków za dziecka. Zaraz jednak słysząc jego dalsze słowa, spiął się, a następnie podniósł patrząc na niego zły. - Ryu! A co, gdyby cię posłuchał? Gdybyś mnie nie znalazł po śmierci, a ja bym się odrodził znowu? I cię szukał? Nie możesz pragnąć śmierci - głos mu się nieco załamał - bo w końcu zabierze mnie na dobre. Dalej nie rozumiem, dlaczego ciągle wracam, co takiego się dzieje, że wracam. Ale boję się, że kiedyś mi się to nie uda... A ty będziesz na mnie czekał. Dlatego ciągle się zastanawiam, czemu jednak czekasz... Czemu nie poznasz innego nieśmiertelnego? Oszczędziłoby ci to tyle bólu i łez...

Splótł ich palce ze sobą i spojrzał mu w oczy. Widząc w nich tą czystą miłość i szczęście, nie umiał powstrzymać uśmiechu. Ryu zawsze wyglądał, jakby był zły na świat. Cienkie usta, śmieszne brwi, które nadawały jego twarzy wyraz wiecznego niezadowolenia, zimne spojrzenie. Jednak dla niego zawsze łagodniał. Oczy nabierały delikatności, a usta wykrzywiały się w uśmiechu, który od razu łagodził rysy twarzy. Mimo iż chłopak pytał, czy dhampir nie wolałby znaleźć kogoś podobnego do siebie na towarzysza życia, to musiał przyznać, że nie mógł znieść myśli, że ten patrzyłby na kogoś innego w ten sposób.

 - Mimo wszystko moja śmierć tym razem przyczyniła się do czegoś dobrego. Ale wolę być przy tobie, niż pośmiertnie przyczyniać się do pokoju między rasami - nie mogąc się powstrzymać, szybko skradł mu pocałunek. Zaraz jednak zawstydzony wtulił się w niego mocno. - Nie chce cię więcej opuszczać. Nie na tak długo...

Nie wiedział jak długo tak leżeli. Chwilę? Godzinę? Parę? Dla niego nie miało to znaczenia, gdy byli obok siebie. Mogli nawet się nie odzywać do siebie, jednak sam fakt obecności ukochanego był czymś cudownym.

 - Ryu... - spojrzał na niego nieco karcąco. - A ty w sumie wiesz, że mogłeś mnie zabić, wypijając tyle krwi na raz, prawda? - Cóż, już raz zmarł w taki sposób. Dhampir przechodził wtedy trudny okres, nie chciał pić krwi... Więc gdy w końcu Atsushi go do tego namówił, nacinając sobie skórę tak, by wypłynęła krew, Ryu nie umiał się powstrzymać. - Bo dalej boli mnie szyja. Lubię, jak mnie gryziesz i drapiesz, ale daj mi wcześniej coś wypić, żebym szybciej się ogarnął. W końcu... Jestem tu nie tylko jako twój, jak to powiedziałeś "bardzo stary przyjaciel", chociaż jeśli się nie mylę, to wyszliśmy już dawno ze strefy przyjaźni, ale również jako twój osobisty dostawca krwi. Musisz o mnie zadbać.

Akutagawa:

- Zabawnie marszczysz nosek, kiedy się tak nabzdyczasz, wiesz? - uśmiechnął się spokojnie, zaraz przyciągając go znowu do siebie. - Przyznaje, że kiedyś próbowałem o tobie zapomnieć. Chodziłem na schadzki z wampirami, ludźmi czy nawet i innymi stworzeniami. Ale w każdej twarzy, która starała się mnie uwieść, widziałem ciebie. Dlatego myślę, że po prostu nie potrafię pokochać nikogo innego. Całe serce oddałem tobie, już na wieczność.

Aż sapnął zaskoczony na ten niespodziewany pocałunek i poczuł, jak koniuszki uszu robią mu się gorące. Atsushi zawsze wstydził się bardziej niż to konieczne okazywać swoje uczucia, nawet jeśli byli całkiem sami, a Ryunosuke oczywiście na niego nie naciskał. Miał przecież czas na to, aby chłopak się przed nim otworzył, nabrał pewności siebie i odważył się cokolwiek zrobić.

Chociaż to nie oznaczało, że sam nie pozwalał sobie robić niektórych rzeczy.

Podniósł się na ramionach i pochylił głowę, aby móc skubnąć wargami płatek ucha ukochanego. Zadowolony, jaka wywołało to reakcję, przesunął po nim gorącym - jak na jego dhampirowe ciało - językiem. Z nieco cwaniackim uśmieszkiem opadł na poduszki, wplatając palce we włosy chłopaka. Sam go prowokował, to teraz niech ma.

No i zniszczył mu dobry nastrój. Który to już raz dzisiaj? Wcześniej Sogo, teraz Atsushi.

 - Czy nie mogę być chociaż przez calutką godzinę szczęśliwy dzisiaj? - warknął rozdrażniony. - Miałeś już do tego nie wracać. Przepraszałem cię setki tysięcy razy, no błagam. To było okropne - zasłonił oczy ramieniem. - Trzymałem w ramionach osobę, którą kochałem i którą w bezmyślności zabiłem.

Odwrócił się do niego plecami. Pamiętał bardzo wyraźnie tamten dzień. Nieruchome ciało Atsushiego. Grad za oknami. I tylko jego wrzask przecinający ciszę dookoła. Cale szczęście, że nie wiedział wtedy, jak zabić dhampira, bo z pewnością targnąłby się na swoje życie.

Po chwili buczenia się, ponownie przygarnął go do siebie. Uwielbiał przytulać swojego kochanego człowieka.

 - Jesteś moim specjalnym przyjacielem, moim kochankiem, moim najdroższym skarbem. Jesteś dla mnie wszystkim - wciągnął go na siebie. Nie przeszkadzało mu to oczywiście, był przecież dość umięśniony, a Atsushi był prawdziwym chuderlakiem. Będzie musiał go podtuczyć.

Wodząc leniwie palcami po jego całkowicie przypadkiem odsłoniętych bokach, wpatrywał się w tę przystojną twarz, która teraz rozpływała się w rozkoszy, jaką dawał mu dotyk Ryunosuke. Jedną dłoń przeniósł na kark chłopaka, aby przyciągnąć go do nieco głębszego, ale także krótkiego pocałunku.

 - Usychałem z tęsknoty. Musisz mi jakoś nagrodzić to, że tak długo na ciebie czeka... - Nie mógł dokończyć, bo po pokoju rozległo się ciche pukanie i skrobanie pazurami o szybę. Zmarszczył brwi, błagając, aby to nie było to, o czym myślał.

Przeprosił na chwilę Atsushiego i wstał z łózka, aby otworzyć okno, a do pomieszczenia wleciał ogromny, stary puchacz, ślepy na jedno oko. Popatrzył na Akutagawę z wyższością i wystawił nogę z doczepioną nań kopertą.

 - Czy naprawdę tak trudno użyć normalnej poczty? - pokręcił głową, odbierając list, a ptak od razu wyleciał, nie czekając na odpowiedź. Wzbudziło to niepokój w dhampirze.

Gdy otworzył list, znalazł w środku tylko dwa słowa, nakreślone pochyłym, eleganckim pismem.

Fitzgerard wrócił

A w rogu narysowany szpiczasty kapelusz symbolizujący maga i krzywy nietoperz, oczywiście symbolizujący wampira.

 - Pamiętasz Dazaia i Chuuyę? - odwrócił się do Atsushiego z niemrawą miną. - Napisali nam ostrzeżenie o pewnym wampirze. Nie jestem pewien, czy go znasz... Ale uwielbia zbierać niezwykle rzadkie przedmioty i stworzenia. A skoro pojawił się teraz, po twoim przybyciu, to znaczy, że jakimś cudem się o tobie dowiedział. Albo to po prostu ja jestem przewrażliwiony - oparł drżącą dłoń o czoło. Cholera, cholera, cholera! Jeśli tylko ten paniczyk spróbuje położyć choćby palec na jego Atsushim, to rozniesie go w drobny mak.

Atsushi:

 - Czy ty możesz być chociaż raz poważny, gdy to ja się gniewam? - mruknął. Zawsze tak było. Gdy Atsushi się gniewał, to słyszał od dhampira, że "zabawnie marszczy nos" czy "uroczo się denerwuje". Może i był chuderlakiem, ale to ciągle był mężczyzna... I nie umiał powstrzymać uśmiechu na to wyznanie. Było tak szczere i piękne... - I dobrze. Tylko ja mogę być przy twoim boku - wiedział, że teraz zupełnie sobie przeczył, ale miał to gdzieś.

Zerknął na niego, gdy się podniósł, zaraz wydając z siebie cichy jęk, a jego policzki zalała czysta czerwień. Po plecach przebiegł mu przyjemny dreszcz. Uwielbiał te małe pieszczoty.

 - Ryuuu... - wtulił się w niego mocno. Chciał tak przeleżeć cały dzień.

Cóż, musiał przyznać, że zły Akutagawa, to straszny Akutagawa. Chłopaka od razu ukuły wyrzuty sumienia.

 - Ryu, przepraszam... - wtulił się w jego plecy. - Wiesz, że nie mam ci za złe tamtej sytuacji. Przepraszam, nie bądź na mnie zły... Wiesz, że cię kocham - skubnął lekko zębami jego kark. Cóż, to nie on tu był odgryzienia, jednak czemu by czasem tego nie zrobić?

Nie wiedział, czy bardziej zarumieniony jest z powodu słów ukochanego, jego dotyku, czy pozycji w jakiej był. Jednak mimo wszystko zadowolony z jego dotyku, przymknął oczy. Ryunosuke za dobrze znał jego ciało, to jak lubi być dotykany.

Uśmiechnął się, już chcąc odpowiedzieć, że wynagrodzi mu to i to dobrze, gdy nastrój został popsuty. Usiadł na łóżku, obserwując chłopaka, a widząc jego nietęgą minę, podszedł do niego szybko.

 - No już, już. Od kiedy tak się martwisz na zapas? Zazwyczaj to ja tu jestem od tego - wziął mu z list z ręki i przeczytał go. - Pierwszy raz słyszę to imię... A twoich przyjaciół nie bardzo pamiętam. Spotkałem ich ile? Dwa razy góra - schował kartkę do kieszeni i przyciągnął czarnowłosego do pocałunku. - Nie myśl teraz o tym. Chyba mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie? - zazwyczaj był dość nieśmiały jeśli chodzi o takie sprawy, jednak wiedział, że czasem to on musi przejąć inicjatywę. - Na czym skończyliśmy...?

Wrócił z nim do łóżka, na które to go pchnął. Zawisł nad nim i pocałował jego szyję.

 - Nieważne co się będzie działo, jestem tylko twój. Na wieczność, pamiętaj o tym. Nikt mnie nie zabierze - szepnął mu do ucha, które lekko przygryzł. Naprawdę sporo go kosztowało to zachowanie, ale reakcje ukochanego rekompensowało mu to. Złapał go za ręce i wsunął je pod swoją koszulkę. Miał nadzieję, że rany zadawane mu w sierocińcu nie są tak wystające jak mu się wydawało. Nie chciał go czasem znowu denerwować.

 - A twoim znajomym trzeba wytłumaczyć, że sowy nie są najlepszą pocztą świata. Zwłaszcza półślepe.

Akutagawa:
Westchnął cicho zaskoczony, kiedy poczuł ostre ząbki ukochanego na swoim karku.

 - Nie jestem zły na ciebie, Atsushi, tylko na siebie. Gdybym wtedy potrafił się powstrzymać... - przymknął oczy. Dobrze pamiętał wzrok chłopaka w tamtym momencie. Pełen zrozumienia i lekkiego żalu. Wyszeptał wtedy słabym głosem "Niedługo wrócę" i faktycznie, Akutagawa musiał czekać jedynie 40 lat na jego powrót. I przepraszał go wtedy całymi godzinami.

Naprawdę nie miał pojęcia, czemu tak bardzo panikował. Ale wystarczyło, że przypomniał sobie wzrok Fitzgerarda, a oblewał go zimny pot. Ten wampir był bezwzględny, chciwy i dążył po trupach do celu. Nikt nie mógł mu się sprzeciwić.

 - Atsushi, ja naprawdę się tym martwię - powiedział jakoś tak bez przekonania, bo jednak te subtelne pieszczoty ukochanego z powodzeniem odwracały jego uwagę od wszystkiego innego. A patrzenie z dołu na chłopaka, niczym na swojego pana, było bądź co bądź dość podniecające.

Zamruczał z zadowoleniem na to kolejne już ugryzienie. Kto tu w końcu był półwampirem?

 - To ulubiony puchacz Chuuyi, zbyt prędko z niego nie zrezygnuje - powiedział leniwie, przesuwając mocno paznokciami po jego plecach, z rozkoszą wsłuchując się w urywany jęk, jaki tym wywołał. A do tego Atsushi wygiął się,odsłaniając apetyczną szyję, tak więc wyciągnął się i złożył na niej pocałunek.

 - Jesteś pewien, że już dobrze się czujesz? W końcu niedawno wypiłem z ciebie dość dużo krwi - wstrzymał się na dosłownie ułamek sekundy, bo uspokajający wzrok ukochanego przekonał go do dalszego działania. Szybkimi ruchami rozpiął mu koszulkę i zrzucił ją na podłogę.

Domyślał się ujrzenia ran, jakich ten doświadczył w sierocińcu, ale wciąż bolał go ich widok. Pchnął go lekko, aby przysiadł na kolanach i sam podniósł się do siadu. Delikatnie, samymi opuszkami wodził po bliznach i wystających żebrach, aby zaraz przenieść dłonie na jego plecy i tym razem ustami i językiem znaczyć wspomnienia przeszłości.

 - Jesteś cały mój - wymruczał pomiędzy jednym liźnięciem a drugim. - Nikomu już nie pozwolę cię zranić. Kocham cię, mocno, mocno cię kocham.

Kiedy w końcu odważył się na rozpięcie mu spodni, do pokoju kolejny raz ktoś zapukał. Przeklął pod nosem.

 - Panie Akutagawa, przyszedł do pana list. Mogę wejść, czy...

Dalsze słowa Sogo zagłuszył głośny jęk Atsushiego, kiedy dhampir nieco zbyt mocno zacisnął zimne palce na jego członku.

 - ...rozumiem. Każę nikomu nie wchodzić na to piętro dzisiaj. Życzę panom miłej zabawy.

Ryunosuke dobrze wiedział, że jego ukochany będzie zły, że zrobił coś takiego, dlatego w ramach przeprosin ugryzł go w bok. Mocno, tak jak obaj lubili.

Atsushi:

 - Byłeś głodny. Dobrze wiesz, że nie mam ci tego za złe. A przynajmniej dzięki temu więcej nie robiłeś takich głupot jak niepicie krwi - pamiętał jak dhampir go wtedy przepraszał. To był jeden z tych razów, gdy Atsushi pamiętał swoje wcześniejsze życia... I naprawdę długo musiał przekonywać Ryunosuke, że nie ma mu niczego za złe. Ciężkie to było wyzwanie.

 - Uhum, wiem, wiem. Ale nie jestem jakimś "wyjątkowym stworzeniem". Jestem tylko Atsushim, zwykłym człowiekiem, którego dusza jest bardzo przywiązana do pewnego dhampira.

Nie wiedział, czemu wraca, ale wiedział jak mógłby przerwać ten krąg reinkarnacji. Chuuya, ten znajomy Ryu, powiedział mu kiedyś, że gdyby popełnił samobójstwo, nie mógłby wrócić. Szargając się na własne życie, zniszczyłby swoją duszę, która najpewniej przepadałaby już na zawsze. Jednak nic nie wskazywało na to, że chciałby to zrobić. Wręcz przeciwnie, może się odradzać wieczność, byleby być razem z ukochanym.

Chciał mu odpowiedzieć, jednak z ust wyrwał mu się tylko jęk. Uh, naprawdę, Ryu za dobrze wiedział co konkretnie lubi Atsushi. Trochę zabierało im to zabawę w poznawanie siebie... Jednak nie przeszkadzało mu to, przynajmniej mogli od razu przejść do konkretów. Na jego pytanie tylko spojrzał mu w oczy spokojnie. Spokojnie i z miłością. Dobrze wiedział, kiedy jest słaby i nie może nic zrobić. Ale był jakiś czas po posiłku, więc czuł się już dobrze.

Nieco zawstydzony bliznami odwrócił wzrok. Teraz, gdy już pamiętał wszystko to wiedział, że właściwie postąpił, nie zgadzając się z opiekunami, jednak... Wcześniej miewał chwile zwątpienia. Pokręcił lekko głową, chcąc odegnać od siebie te niechciane wspomnienia. Teraz był Ryu i tylko on się liczył. Nic więcej. Gładził go po karku, przymykając oczy. Nic nie mógł poradzić na nieco głośniejszy oddech czy szybsze bicie serca. Tak strasznie tęsknił za jego pieszczotami...

 - Ja ciebie też... Tym razem nie opuszczę cię tak szybko - szepnął.

Zaraz słysząc stukanie do drzwi spiął się. Super. Przynajmniej nikt nie wszedł od razu. Już myślał, że będzie musiał zejść z ukochanego, jednak zamiast tego poczuł jego lodowatą dłoń na swoim członku. Zaskoczony jęknął głośno, chowając zaraz głowę dłoniach. Idiota!

 - R-Ryu! - ponownie wydał z siebie zawstydzający dźwięk, gdy go ugryzł. - Jesteś głupi, jakbyś nie mógł mu po prostu powiedzieć, że nie może wejść... - spojrzał na niego cały czerwony. Odwrócił wzrok gdy chłopak się uśmiechnął. - M-możesz trochę mocniej... Może i jestem chudy, ale nic mi się nie stanie...

Nie chcąc być biernym, rozpiął ukochanemu koszulę i przejechał opuszkami palców po jego plecach, by zaraz go podrapać. Złączył ich usta w pocałunku. Palcami delikatnie miział go tuż nad paskiem od spodni. Jakby się zastanawiał czy je rozpiąć, czy jednak nie.


Lojalnie ostrzegam, że kolejny rozdział będzie jedynie sceną ich seksu, także jak ktoś nie chce tego czytać, może ominąć. Nic ważnego dla fabuły tam nie ma .3.

*nie planowałam, że Atsusz tak szybko odzyska pamięć, to pomysł mojej ex-rp-partnerki >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz