dragon (1)


Atsushi:

 - Tylko do tego się nadajesz.

W uszach odbijały mu się słowa dyrektora sierocińca. Naprawdę urodził się tylko po to by zostać złożonym smoku na pożarcie? Czy jego życie może być smutniejsze?

Nakajima Atsushi, lat 18. Porzucony zaraz po urodzeniu, skazany na śmierć. Został jednak przygarnięty do sierocińca... Chociaż już wolałby umrzeć w rowie. Poniżany, bity, był zwykłym kozłem ofiarnym. A teraz i dosłownie. Smok, który jak dotąd w miarę spokojnie żył w górach niedaleko wioski chłopaka zaczął ostatnio bardziej niż zawsze terroryzować cywili. Ludzie z wioski zdecydowali się więc ułaskawić go ofiarą... I padło na niego. Został siłą zaprowadzony do nory smoka i wrzucony do środka. Z duszą na ramieniu rozejrzał się, a widząc smoka wystraszony upadł na ziemię.

 - J-jestem A-Atsushi panie smoku... T-twoja ofiara...

Cały aż się trząsł. Co smok z nim zrobi? Zje w całości? Upiecze? Zgniecie łapą? Każda z tych opcji była okropna. Zacisnął powieki, czekając na śmierć.

Ryunosuke:

Ludzie. Najbardziej denerwujące istoty, jakie istnieją. Nie potrafią przeżyć choćby tygodnia nie wszczynając kłótni, a miesiąca bez wojny. Wciąż tylko skaczą sobie do gardeł, niszczą spokój i ład. W zbudowanych przez siebie osadach czy miastach starają się żyć we względnej harmonii, ale wystarczyła jedna plotka, aby cała społeczność pogrążyła się w chaosie.

Tak było i tym razem.

Akurat był czas rui, Ryunosuke był niespokojny i jako że zmienił jakiś czas temu swoje legowisko na takie bliżej ludzkiej wioski, to oczywistym było to, iż nie panując nad sobą, wleci do ludzi i w szale złości zniszczy kilka upraw. A ci idioci pomyśleli,że ułaskawią jego gniew ofiarą. Ofiarą z człowieka. Warknął na leżącego przed nim dzieciaka i machnął długim ogonem. Było mu wszystko jedno, czy ten maluch zostanie tu i umrze z wycieńczenia, czy jednak ucieknie i zginie na górskim szlaku. Jego los i tak był przesądzony.

Jednakże istniał pewien problem - zaćmienie księżyca. W tym czasie każdy ze smoków ukrywał się głęboko poza zasięgiem ludzkich oczu, aby nie odkryli oni strasznej prawdy.A mianowicie tego, że te ogromne gady, stworzenia niemalże czczone i nazywane niekiedy "bogami", zamieniały się w te istoty, którymi tak pogardzały. Oczywiście nie działo się to tylko podczas zaćmienia, smoki mogły przybrać ludzką postać kiedy i na jak długo tylko chciały, ale najczęściej rezygnowały z tego. Bo po co być człowiekiem, kiedy można zostać majestatycznym smokiem?

Odszedł w głąb jamy, aby za kopcem kamieni w bólach zmusić się do przemiany. Będzie musiał zostać taki - nagi, chudy, bez łusek i wspaniałych skrzydeł - przez calutką noc. Że też innego dnia nie mogli ci głupi ludzie wybrać na przyprowadzenie ofiary, doprawdy...

 - Osiem godzin w tej słabej postaci, wspaniale - sarknął pod nosem, zupełnie nie przejmując się tym, że ten cały Atsushi może go usłyszeć.

Atsushi:

Spojrzał zdziwiony na smoka. Poszedł sobie...? Po prostu go tak zostawił? Nie zabijając, paląc czy nawet wyrzucając z groty? Zerknął na siebie, w teorii mógłby uciec. W teorii. Praktyce góry pilnowali ludzie z wioski by chłopak nie uciekł. A nawet jeśli ucieknie to coby zrobił? Jest słaby, umrze z pewnością. Poza tym nie ma orientacji w terenie.

Słysząc czyiś głos niepewnie poszedł w kierunku w którym przed chwila zniknął smok.

 - Halo...? Kim jesteś? - spojrzał na gołego chłopaka nieco zbity z tropu. - I gdzie jest smok...?

Nie miał pojęcia co się dzieje. I skąd nagle wziął się ten chłopak. Wyglądał na nieco starszego od Atsushiego. Był dobrze zbudowany... Ale te straszne oczy. Odwrócił wzrok nie mogąc znieść jego spojrzenia

Ryunosuke:

Oh, dzieciak przyszedł za nim. No trudno, będzie musiał coś wymyślić.Albo i nie, nie miał ochoty na wymyślanie kłamstw czy wygodnych wymówek. I tak ten chłopak był porzucony przez społeczeństwo,więc nawet gdyby chciał komukolwiek powiedzieć o tajemnicy smoków, to nikt by mu nie uwierzył.

 - To ja jestem smokiem, głupku. Zmieniłem się, bo akurat jest zaćmienie - westchnął i przysiadł przy przygotowanym wcześniej palenisku z kilkoma rzeczami, które ukra-pożyczył od miejscowych. Po rozpaleniu krzesiwem ognia, przykrył się ogromną koszulą, która akurat suszyła się kilka godzin temu na podwórku pewnej rodziny. Podkurczył kolana pod brodę i objął je ramionami.

 - Musieli dać akurat ciebie na ofiarę? Wolałbym jakąś świnię czy krowę - skrzywił się.

Atsushi:

Przez moment nie wiedział o co chodzi. Nie rozumiał. Te chłopak to smok...? Że co?

 - Nikt nigdy nie słyszał, że umiecie coś takiego...

Nie wiedział, naprawdę nie wiedział co ze sobą zrobić. Niepewnie usiadł obok smoka? Chłopaka? Nie wiedział jak ma o nim myśleć.

 - No wybacz, że jestem mniej wart niż zwierze... - mruknął, obejmując się ramionami. Ogień był taki przyjemny... W sierocińcu nie grzali, więc to była miła odmiana.Nie umiał długo wytrzymać w ciszy więc niepewnie zerknął na COŚ.

 - Każdy smok się zmienia? Czemu zacząłeś demolować wieś? Wcześnie było spokojnie...

Cóż był nieco zły. Gdyby nie to, że tamten miał humorki, on nie zostałby wyrzucony. Mógłby spróbować żyć jak człowiek... Chociaż nigdy nie był tak traktowany. Zazwyczaj był śmieciem.

 - Jestem ofiarą dla ciebie. Co zamierzasz ze mną zrobić panie smoku? - zadał w końcu najważniejsze pytanie. Bardzo cicho, patrząc w ziemie. Bał się nieco odpowiedzi. W ogóle - bał się tej sytuacji.

Ryunosuke:

Zacisnął dłonie w pięści, żałując, że nie ma na nich swoich szponów. Rozorałby dzieciakowi tę niewinną buźkę.

 - Czy wy, ludzie, nie potraficie być cicho? - warknął, dorzucając drewna do ognia. - Zawsze słyszę wasze krzyki, śmiechy czy płacz. To naprawdę denerwujące.

Wzdrygnął się, gdy poczuł mocniejszy podmuch powietrza. Nienawidził tej słabej postaci, było mu w niej niemożliwie wręcz zimno. Najchętniej wszedłby do tego ognia, ale jak kilka lat temu próbował to zrobić, to oczywiście się oparzył. Do teraz ma bliznę na lewej dłoni. Przysunął się jeszcze bliżej paleniska, chcąc wyłapać każdy fragment ciepła.

 - Zaczął się okres godowy dla smoków, a ja nie mam partnerki, tak więc bylem nieco niespokojny - postanowił jednak nieco wytłumaczyć chłopakowi swoje zachowanie. Bądź co bądź, tamta wioska była jego domem, należały mu się wyjaśnienia.

Zwrócił na niego czerwone ślepia, nawet w tej ciemności zauważając drżenie ramion i twarz na skraju płaczu. Ten cały Atsushi naprawdę się go bał, choć nic mu nie zrobił.

 - A co chcesz, żebym z tobą zrobił? - uśmiechnął się kpiąco. - Nie jesteś mi potrzebny, nie jadam ludzi. Do tego nie potrzebuje towarzystwa, od dwudziestu lat świetnie daje sobie rade sam. Jak chcesz, to możesz odejść, ale ludzie z miasteczka pewnie znowu cie tu zaciągną. Tak więc myślę, że lepiej jest ciebie spytać "Co zamierzasz zrobić?", chłopczyku - obrócił się nieco w jego stronę, przez co koszula zsunęła się z bladego ramienia. Syknął, gdy zimne powietrze wręcz zaatakowało jego skórę i szybko okrył się ponownie.

Atsushi:

Drgnął na to warknięcie. Tak, pewnie Atsushi, denerwuj smoka! Jesteś głupszy niż wyglądasz. Było siedzieć cicho. Albo w ogóle przy pierwszej okazji uciec stąd i rzucić się w dół jakiegoś klifu popełniając samobójstwo. Czy to nie byłaby dobra opcja? Przeprosił cicho, gapiąc się w ogień.

Zaraz czyli... Smok zdemolował ich wioskę, bo miał chuć? Tylko dlatego? I dlatego został skazany na śmierć? Miał ochotę się zaśmiać załamany, jednak nie chciał bardziej denerwować gado-chłopaka. W sumie gdyby nie te czerwone oczy to wyglądałby zupełnie normalnie... No nie licząc dziwnie ściętych włosów i prawie braku brwi. Nawet nie zauważył tego, że drży i chce mu się płakać. Chociaż drżał bardziej z zimna niż ze strachu, to łzy jednak były spowodowane strachem. Zostanie ze smokiem - umrze. Spróbuje uciec - albo go tu cofną, albo zabiją. Odejdzie sam - albo popełni samobójstwo, albo umrze w innych nieprzyjemnych okolicznościach. I tak źle i tak niedobrze.

 - Niby nie potrzebujesz towarzystwa, ale jak łapie cię chuć, to demolujesz wioski. - mruknął nie mogąc się powstrzymać. Irytowała go ta kpina w głosie smoka.

 - I dobrze, raczej byś się mną nie najadł. - taka prawda, chłopak był chudy jak kość, żebra było mu widać gołym okiem.

 - Nie wiem. Czegokolwiek nie zrobię, czeka mnie śmierć. Czy zostanę z tobą, czy odejdę. Żadna różnica. I nie chłopczyk. Jesteś tylko dwa lata starszy z tego co mówisz - zapatrzył się w ogień. Niezbyt za nim przepadał. Gdy w sierocińcu był oskarżany o zrobienie czegoś źle często był karany gorącym prętem...

 - To, że jesteś smokiem nie oznacza, że masz prawo się wywyższać. Jesteś samotny, nie znalazłeś sobie partnerki... Żadna cię nie chciała? - słysząc syk z zimna westchnął cicho. Mógłby się z nim zamienić na miejsca, Atsushiego osłaniała skała i nie czuł aż tak powietrza... Jednak czemu miał być miły dla tego wrednego smoka?

Ryunosuke:

Patrzył na niego zupełnie oniemiały. Czy ten... ten marny człowieczek śmiał mu odpyskować!? Zacisnął wargi, myśląc nad jakąś cięta ripostą, ale jak na złość w jego głowie była pustka.

Rozzłoszczony, rzucił wiec w dzieciaka - znaczy, khem, w Atsushiego -małym kawałkiem drewna, jakie służy zazwyczaj za rozpałkę. Drewienko było na tyle małe, że przez opór powietrza nawet nie doleciało do człowieka. Prychnął i odwrócił się do niego plecami.

 - Jestem samotny z wyboru, nie potrzebuje ani partnerki, ani partnera. A chuć mogę powstrzymać demolując głupie domy głupich ludzi.

I tak robił. Gdy nadchodził okres godowy, rozwalał kilka ruder w okolicznej wiosce i zaraz zmieniał miejsce zamieszkania, bo miał już serdecznie dość tego, że te małe istotki próbują go zgładzić. Zrobiłby tak i teraz, ale niestety - zaćmienie księżyca.

 - Jak wy, ludzie, przeżywacie w tych wątłych ciałkach? - spytał go cicho, szczelniej opatulając się koszula. - Znikoma ilość futra, brak łusek, twardych szponów czy ostrych kłów. Jesteście skazani na wymarcie, a wciąż chodzicie po ziemi...

Spojrzał na chłopaka przez ramie.

 - A ty to już w ogóle wyglądasz tak, jakby najlżejszy podmuch miał cię połamać.

Atsushi:

Nie mógł powstrzymać cichego śmiechu na słowa smoka oraz na tą próbę uderzenia go. Może on nie był taki zły? W końcu gdyby chciał go uderzyć, z pewnością rzuciłby większym kawałkiem drewna.

 - Brzmisz jak tłumaczące się, obrażone dziecko, smoku - uśmiechnął się. - Naprawdę, znalazłbyś sobie lepszy sposób na radzenie sobie z chucią. Podobno jesteście majestatyczne, czy takie bezmyślne rujnowanie wiosek nie jest nieco... uwłaczające tej majestatyczności?

Zamyślił się nad jego słowami. Dlaczego ludzie żyją?

 - Bo mają siebie - odpowiedział w końcu, nawet nie zauważając, że mówi o innych ludziach. Opisywał to jak wygląda społeczeństwo, które sam obserwował jednak nigdy nie był jego częścią - Żyją w grupie, zajmują się sobą... Dzięki temu są w stanie przetrwać. Dorośli zajmują się dziećmi, za które są odpowiedzialni i uczą ich jak żyć w społeczeństwie, by następne pokolenia mogły przetrwać - wzruszył lekko ramionami.

W końcu westchnął ciężko i wstał. Nie mógł już patrzeć jak chłopak się trzęsie.

 - Usiądź tu gdzie ja siedziałem. Ta skała dobrze osłania przed wiatrem. A ja przywykłem do marznięcia - nie czekając, aż smok wyrazi zgodę na ten plan usiadł obok niego, odstępując cieplejsze miejsce - Masz w ogóle jakieś imię, smoku?


Ryunosuke:


Popatrzył na niego dłuższą chwilę. On się... zaśmiał? Czemu? Dziwny dzieciak.

 - Majestatycznie wbijam szpony w dachy stodół i domów - powiedział w końcu.

Jego słowa były do bólu logiczne. Społeczeństwo popycha życie do przodu, cywilizacje. Smoki również takową miały, dopóki nie pojawili się ludzie - zniszczyli ich groty, pozabijali tych słabszych, zajęli ich ziemie, na której utworzyli królestwa. Jednakże słyszał to tylko z opowiadań, nie miał pojęcia, czy tak było naprawdę. Ale musiał przyznać, że populacja smoków drastycznie malała, brak typowego "miasta smoków", gdzie mogliby znaleźć schronienie dla swoich młodych też pewnie się do tego przyczyniał.

 - Nie potrzebuje twojego współczucia - warknął nieprzyjemnie, nie ruszając się ani o centymetr z miejsca. Uparty jak osioł.

Kiedy Atsushi usiadł obok, niechcący szturchnął smoka ramieniem. Sam zdawał się tego nie zauważyć, jednak ten drugi owszem. Wyciągnął rękę i przesunął ją po odkrytej skórze chłopaka, spostrzegając dość istotną rzecz.

 - Jesteś ciepły - stwierdził, zanim przylgnął do niego całym ciałem, chłonąc przyjemne ciepło, jakie wydawał z siebie człowiek. Westchnął, rozkoszując się tym niespodziewanym obrotem zdarzeń. I mimo że sam odczuwał, że jego własne ciało jest wręcz lodowate, to tak naprawdę temperatura wewnątrz na pewno przekraczała 40 stopni. Po prostu mógł parzyć innych, ale sam marznął. Na szczęście tylko w tej postaci, jako smok nie mógł się tak zaziębić, bo inaczej by zginął.

 - Postanowione. Zostajesz ze mną, żeby w czasie zaćmień mnie ogrzewać.

Celowo zignorował jego pytanie o imię. Bo miał takowe, oczywiście. Jednak nadal mu je dawny przyjaciel, który strawiony choroba odszedł już z tego świata. Młody chłopiec, człowiek, ale wciąż jedyna osoba, która okazała mu miłość i dobroć. Do dzisiaj smok był na siebie zły, że tych kilka lat temu był zbyt słaby, aby zaatakować sąsiednie miasteczko i porwać z niego zielarza, który pomógłby małemu Rashomonowi.

 - Dawno temu ktoś mi powiedział, że pasuje mi imię "Ryunosuke" - powiedział po chwili milczenia, uznając, że skoro jego "ogrzewacz" ma z nim zostać, to lepiej, aby się trochę poznali.

Atsushi:

Na jego odpowiedź tylko zaśmiał się głośniej. Tak, ten smok nie był taki zły.

 - To nie współczucie - mruknął. Fakt, to warknięcie nieco go odstraszało, jednak postanowił i tak zrobił to, co zrobił. - Po prostu nie mogę patrzeć jak się trzęsiesz. Od tego robi mi się zimniej.

Nie zwrócił uwagi, że przez przypadek go dotknął. To było tak delikatne i przelotne, że aż niezauważalne. Dlatego podskoczył zdziwiony, gdy chłopak go dotknął.

 - Jak jak wszystko co żyj...Ej! - nie miał pojęcia jak zareagować na to przytulenie. Co się dzieje, o co chodzi? Czemu on go w ogóle przytula.

 - I tobie jest zimno? Mam wrażenie, jakby przytulało mnie ognisko! - chłopak był dosłownie gorący, Atsushiego niemalże palił jego dotyk na skórze. Słysząc jego następne słowa spojrzał na smoka, jak na idiotę. - Mam robić smokowi, który jest w stanie zamienić mnie w węgielek za grzejniczek?

I cóż... zaćmienia nie działy się aż tak często... Jednak wolał mu tego nie mówić, skoro może z nim zamieszkać. Ale musiał przyznać, że był całkiem zadowolony z tego, że smok go obejmuje. Był mu tak przyjemnie ciepło... Mógłby tak zasnąć. Ale w sumie czy jak nie skończy się zaćmienie, to smok nie wróci do normalnej postaci? Życie z gadem będzie chyba ciężkie. Uśmiechnął się lekko, gdy chłopak w końcu powiedział swoje imię.

 - Tak więc miło mi cię poznać, Ryunosuke - pogłaskał go ramieniu. Fajnie, jakby się poznali... Ale o czym on może rozmawiać ze smokiem, który jeszcze chwilę temu warczał na niego, że mówi za wiele? Tak więc zamiast mówić, po prostu objął chłopaka i przymknął oczy. Nie trząsł się już, ani nie miał łez w oczach. Pogodził się z tą dziwną sytuacją. Pewnie będzie żył, aż smokowi się nie znudzi...Ale lepsze to, niż nic.

Ryunosuke:
Wymruczał tylko, aby chłopak się nie ruszał i wetknął nos pod jego szyję. Młody śmierdział dymem, potem i takim typowym ludzkim zapachem, od którego aż kręciło się w nosie. Ale nie odsunął się od niego, był zbyt zmarznięty, aby pozwolić sobie na zaprzestanie przytulania grzejnika.

 - Mi nie jest ani trochę miło - skłamał zmęczonym głosem, bo było mu nadzwyczaj miło i cieplutko. - Postaraj się nie zginać, Atsushi.

W końcu zasnął, ani trochę nie przejmując się tym, że może rankiem zmiażdżyć swoim smoczym cielskiem wątłe ciałko człowieka. Bywa. Tyle że zaistniał pewien bardzo istotny problem, który nie chciał zniknąć, nie ważne, jak bardzo się starał. Mianowicie - gdy wzeszło słonce, Ryunosuke nie przemienił się z powrotem w smoka. Spanikowany, starał zamienić się samą siłą woli, mówił zaklęcia i rysował runy dookoła siebie, ale nic to nie dawało. Wciąż był obrzydliwie ludzki.

 - Atsushi! - chwycił chłopaka za dziurawą koszulę i potrząsnął nim. - Co ty ze mną zrobiłeś!? Czemu nie mogę się zmienić!? Rzuciłeś na mnie jakiś urok, klątwę!?

Był wściekły, przerażony, nie rozumiał co się działo. Przecież po każdym zaćmieniu udawało mu się wrócić do majestatycznej postaci smoka, dlaczego teraz tak się nie stało? Nawet nie zauważył, że po policzkach spłynęły mu łzy strachu i złości.

 - Co się dzieje...?

Atsushi:

Zadrżał, czując jego oddech na szyi. To było naprawdę dziwne... Nikt go nigdy nie przytulał, więc w sumie nie wiedział jak powinien się zachować, jednak w końcu również go objął.

 - Domyślam się, to nic...Um, postaram się - było mu miło, że użył jego imienia. Czyli chyba go zaakceptował...Prawda? W sierocińcu nikt nigdy nie użył jego imienia. Zawsze był darmozjadem.

Spał spokojnie, czując to przyjemne gorąco. Wynagradzało ono spanie na niewygodnej kamienistej ziemi jaskini. I pewnie spałby dalej, nawet nie zauważając braku swego towarzysza, gdyby nie nagłe wybudzenie.

 - C-co? Nie umiem czarować... - o co mu chodziło? Nie miał pojęcia, gdzie on właściwie był...? Zaraz sobie jednak wszystko przypomniał. No tak, był ofiarą dla smoka... A skończył jako ogrzewacz. Widząc łzy chłopaka zrozumiał, że coś jest nie tak, chociaż jeszcze nie wiedział co dokładnie.

 - Spokojnie... Nerwy ci nie pomogą - delikatnie starł łzy z jego policzków, patrząc na niego zmartwiony. - M-może jadłeś coś co ci zaszkodziło...?

Nie znał się na magii, na smokach czy czymkolwiek takim. Nie miał talentów jak niektórzy. Jedyne co mógł zrobić, to przytulić czarnowłosego i uspokajająco głaskać go po plecach, co też właśnie uczynił.

 - Nie wiem, jak mógłbym ci pomóc...Może powinieneś znaleźć innego smoka i on ci jakoś pomoże? - zaproponował niepewnie. Czy on w ogóle wie, gdzie mieszka jakiś inny smok?

Ryunosuke:

Ten smarkacz nie umiał czarować? Co za...? Przecież czuł od niego zapach zaklęć i niewidzialnych łańcuchów. Ale nie było to teraz ważne, liczyło się jedynie to, że Ryunosuke WCIĄŻ był człowiekiem.

Potrząsł głowa, aby nie czuć już na sobie jego dłoni. Nie jadł nic od dłuższego czasu, nie musiał się pożywiać tak często jak ludzie. Smok jak zje raz a porządnie, to możnemu to starczyć nawet i na miesiąc. Dlatego na pewno problem nie leżał w pożywieniu.

 - Co ty wyrabiasz? - spytał oniemiały, gdy tamten objął go ramionami i dotknął jego nagich pleców. Chciał uśpić jego czujność i zaatakować? A może szykował się, aby wgryźć się w niego i wsączyć w to słabe, ludzkie ciało truciznę? Odepchnął go od siebie po chwili zastanowienia. Nie wiedział, co Atsushi robił, ale wolał dmuchać na zimne. Ale przynajmniej smok przestał już płakać i się bać, tyle dobrze.

 - Znam kilka smoków. Najbliższy mieszka kilka dni stąd. Znaczy, jakbym poleciał, to byłyby ze trzy dni. Teraz, w tej cherlawej postaci nie mam pojęcia, ile zajmie podróż - powiedział w zastanowieniu.

Dazai od małego mieszkał z runicznym czarodziejem, Chuuyą Nakaharą, z którym po śmierci rodziców tegoż, zaczęli plądrować ruiny zamków i znajdują w nich rożne dobra, które sprzedawali na targu. Nie lubił tego rudego człowieka, w którym nie wiadomo czemu zakochał się jego znajomy, ale musiał niechętnie przyznać, że kto jak kto, ale ta dwójka tworzyła zgraną parę. I na pewno będą coś wiedzieli o tym, dlaczego Ryunosuke nie może się przemienić w smoka. Ruszył do wyjścia z jaskini, ale zatrzymał się w pól kroku i spojrzał na o wiele za dużą koszulę, którą wciąż ściskał w dłoni.

 - Potrzebuję ubrań - zauważył logicznie. Rzucił okiem na Atsushiego i w pierwszej chwili chciał kazać mu się rozebrać i oddać ubrania, ale były one w tak fatalnym stanie, że wzgardził nimi. - Trzeba będzie znowu pożyczyć (na wieczne nieoddanie) coś od ludzi z wioski. Idziemy.

Atsushi:

No nie umiał czarować, nigdy niczego nie wyczarował. Zwyczajnie tego nie potrafił. Nie rozumiał, czemu smok miał wymalowane zdziwienie na twarzy, gdy mu o tym powiedział. Nie każdy musi mieć jakieś zdolności.

 - Przytulam cię. Podobno tak się pociesza - stwierdził, dalej głaszcząc go po plecach.Widział z okien sierocińca jak ludzie tak robią, więc czemu by nie spróbować? W końcu czuł, jak dzięki temu smok się uspokaja.Odepchnięty odsunął się bez marudzenia, uznając, że Ryunosuke po prostu wystarczająco się już uspokoił. Trzy dni lotem? Atsushi nie umiał sobie przełożyć tego na ludzką odległość. Nawet nie wiedział, gdzie leżą inne wsie niż jego. Tak naprawdę był głupim dzieckiem, które mało co wiedziało.

 - Ch-chcesz kraść? - wyrównał z nim krok gdy schodzili z góry. - Jeśli cię przyłapią na kradzieży, czeka cię kara... W najlepszym wypadku obrzucenie warzywami na placu... W najgorszym nawet szubienica...

Jego zresztą też to czeka, jeśli ktoś z wioski go zauważy. W końcu w teorii miał już nie żyć, pożarty przez gada... To, że dalej żyje, mogą uznać za ucieczkę i narażenie wioski na gniew smoka.

 - Najłatwiej i najbezpieczniej byłoby ukraść ubrania z sierocińca, pranie zawsze suszy się na tyłach budynku... Jednak nie będzie ono lepsze niż to, co teraz mam na sobie - spojrzał na siebie. Szara, gryząca i podarta koszula i takie same spodnie. Na stopach jakieś kapcie, ale gdyby ich nie miał, to nie czułby żadnej różnicy.

Kiedy zaczęli zbliżać się do wioski czuł podenerwowanie. Jak ktoś ich złapie to po nich. To nie na jego nerwy...

 - Tam jest sierociniec - wskazał na stary, straszny budynek, który samym swoim wyglądem mówił, że nic dobrego nie spotka cię w środku. Budynek był oddalony od reszty wioski, by nie przeszkadzać "prawym mieszkańcom". Nie chciał się do niego zbliżać, na sam widok zaczął się trząść. Co jeśli wyjdzie ojciec dyrektor i go zobaczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz