Ryunosuke:
W przeciągu dwóch dni doszli do małej wioski - Ayami, jak się dowiedzieli od mieszkańców. Tutaj wymienili jedną koszulę (która była za mała i na Atsushiego, i na smoka) na kolejny sztylet. Ryu uparł się, aby jego towarzysz też jeden miał, by w razie czego mógł się bronić przed niebezpieczeństwem. Dostali też cały worek soli, co zaskoczyło smoka. Taka zwykła koszula była aż tyle warta? Niesamowite.
- Z tego co wiem, za worek soli ludzie potrafią naprawdę dużo zapłacić - powiedział, przypatrując się białym kryształkom. - Moglibyśmy wymienić ja na buty, chociaż na jedną parę. Mam dosyć chodzenia w tych pseudo bandażach i prania ich co wieczór. Ale wiem też, że sól może polepszyć smak potraw. To już tobie pozwolę zdecydować, w końcu to ty mi gotujesz.
Podał Atsushiemu worek i poprawił ramiączka plecaka. To była krótka wizyta w małej wiosce, ale za to pozbyli się niepotrzebnego odzienia, które tylko zajmowało miejsce w plecaku.
Ryunosuke rozejrzał się. Przed nimi rozciągały się ogromne połacie pól, zbóż, pastwisk, na które smok nigdy nie zwracał uwagi. W końcu zazwyczaj przelatywał nad nimi w ciągu chwili, nie zdążył przez ten czas nacieszyć oczu tym widokiem. Westchnął głęboko. Może ta nagła "niemożność" zamiany w ogromnego gada nie była jednak taka zła...?
Do jego uszu dobiegło muczenie. Obejrzał się w bok, aby zauważyć mały domek i stojącą przy płocie krowę. Podszedł do niej i oblizał się. Nie, nie był głodny, nie chciał mięsa.
- Napiłbym się mleka - stwierdził nagle. Ludzie nigdy nie przynosili mu jako ofiary niczego do picia. Zawsze było to mięso, dlatego smak mleka, śmietany czy soku pamiętał jedynie z czasów, gdy mieszkał z Rashomonem. A skoro teraz miał okazję... Nie zważając na protesty Atsushiego, przeszedł przez plot i zajrzał przez okna w domku, aby upewnić się, że nikogo tam nie ma. Uśmiechnął się zadowolony i już sięgał do klamki, kiedy poczuł kościstą rękę zaciskającą się na jego ramieniu.
- Czego tu szukacie, chłopcy? - zapytała starsza kobieta, patrząc na niego z rozbawieniem. Ale... Skąd się ona tu wzięła!? - Nic wartościowego u mnie nie znajdziecie, zapewniam.
Popatrzył nieco spanikowany na Atsushiego. Z mężczyznami w wiosce mógł dobijać targu, ale jak się rozmawiało ze staruszkami? One zawsze napawały go pewnym niepokojem, zdawały się wiedzieć wszystko o wszystkich.
Atsushi:
Wędrówka nie była taka zła, całe szczęście smok już więcej nie wszedł do lodowatej wody, więc Atsushi nie musiał go ratować. Koszula, którą wymienili, była zrobiona z bardzo drogich materiałów, więc mimo podejrzliwego wzroku nikt się nie spytał, skąd dwaj brudni podróżnicy mają takie dobro.
Zdziwiony złapał worek soli. On ma zdecydować?
- Ja tylko kładę mięso na ognisko, to nie jest gotowanie - zaprzeczył. Co prawda sól by im się przydała, mięso lepiej smakuje... Ale mieli ważniejsze rzeczy do załatwienia, jak na przykład buty dla smoka. Może normalnie miał łuski, jednak teraz jego stopy otaczała skóra. A biedna koszula jeszcze trochę i już nie da rady nic z nią zrobić.
Już otwierał usta by powiedzieć o zamiarze wymiany soli na buty, gdy chłopak powiedział o mleku.
- Aaa, Ryu! Nie możesz tam iść! - zawołał, biegnąc za nim. No jasne, znowu chce coś ukraść? Mimo wszystko poszedł za nim. Widząc, że jakaś pani złapała smoka na gorącym uczynku, miał ochotę uderzyć głową w ścianę domku, jednak zamiast tego postanowił zareagować.
- Przepraszamy, kolega zauważył krowę i chciał zapukać do pani, czy nie poczęstowałaby pani dwóch podróżników... Od dawna nie piliśmy mleka, prawda, Ryunosuke? - powstrzymał się od kopnięcia go w kostkę. No i co tak panikuje, jeszcze staruszka się domyśli, że chciał ją okraść.
Babuszka zaśmiała się cicho i otworzyła drzwi.
- Oczywiście chłopcy, wejdźcie do środka. Dawno już nie miałam gości.
Weszła przodem, za oni zaraz za nią. Jakoś... budziła ona w Atsushim zaufanie.
- Przepraszam za najście - powiedział w wejściu, rozglądając się. Mieszkanie było małe, jedna izba sypialna plus malutka kuchnia. Jednak wnętrze było ciepłe i przyjazne.
- Siadajcie chłopcy do stołu. Zaraz wam przyniosę co nieco - zawołała z kuchni, tak więc zgodnie z jej zaproszeniem usiedli. Po chwili babuszka postawiła przed nimi kubki ze świeżym mlekiem. - Moja mućka też ma swoje lata, ale mleko dalej daje pyszne. Pijcie śmiało, jesteście strasznie chudzi. Trochę krowiego tłuszczyku się wam przyda. Od dawna podróżujecie, dzieciaczki? - spytała ciekawie i pogłaskała czarnowłosego po głowie.
- Wyglądacie jak moje wnuki. A właściwie, dla tak starej kobiety jak ja każde dziecko jest jak wnuk - zaśmiała się. - Pewnie jesteście głodni prawda? Babcia coś wam da.
Ryunosuke:
Wnętrze domku faktycznie nie miało nic kosztownego, bieda aż piszczala. Nie mógł jednak powiedzieć, że nie czul się tutaj przyjemnie. Takie stare, biedne domki miały w sobie pewne ciepło i przywodziło smokowi na myśl chatkę, w której mieszkał wraz z Rashomonem.
Powoli usiadł przy stole, starając się być jak najbliżej Atsushiego. Starsza kobieta nie była straszna, ale Ryunosuke wpatrywał się w nią podejrzliwie. Ludzie przecież tak po prostu nie są mili dla innych, ani nie rozdają nieznajomym jedzenia, prawda? Ale na pewno nie była czarownicą, poczułby to. To najzwyklejszy człowiek.
Z pomrukiem zadowolenia napił się pysznego mleka. Tak bardzo brakowało mu tego smaku. Może powinien częściej przybierać ludzką formę i wkradać się do innych, aby kraść ten cudowny napój? Zaraz jednak te myśli szybko wyparowały z jego głowy, z reszta jak wszelkie inne, bo staruszka tak po prostu go pogłaskała. Zamarł w bezruchu, wciąż ściskając kubek przy ustach. Co to miało być? Ona się ich nie boi? Kto normalny jest tak miły dla brudnych przybłęd?
- Podróżujemy od kilku dni - powiedział cicho i dość nieśmiało, co było zupełnie do niego niepodobne. Starsza kobieta miała naprawdę miły śmiech, który sprawiał, że przypominał sobie głos kobiety, która dawno temu raz na jakiś czas wpadała sprawdzić, co się działo u Rashomona. Można nawet powiedzieć, że na swój sposób doglądała go, dbała o niego.
- Nie kłopocz się, nie jesteśmy - zaburczało mu w brzuchu – głodni...
- Właśnie słyszę - babcia znowu się roześmiała i odeszła, by poszukać jedzenia w szafkach.
Ryunosuke przysunął się jeszcze bliżej Atsushiego, wciąż ściskając kubek przed twarzą. Czuł się naprawdę niekomfortowo, kiedy ktoś był dla niego tak bezwarunkowo miły i uprzejmy. Nie wiedział jak się zachowywać, dlatego popatrzył ostro na towarzysza. Niech wymyśli, jak wybrnąć z tej sytuacji!
Atsushi:
Uśmiechnął się ciepło do staruszki.
- Dziękujemy pani, za taką gościnę, jednak nie musi się pani kłopotać.
Babuszka pomachała dłonią, na znak, że to nic takiego.
- Mówcie mi babciu, proszę.
Gdy zniknęła w kuchni, spojrzał na Ryunosuke.
- No o co ci chodzi - szepnął. - To był twój pomysł by tu przyjść, zachowuj się normalnie - napił się mleka. Świeże, jeszcze ciepłe. Żyć nie umierać. - Mimo wszystko nie wszyscy ludzie są okrutni - mimowolnie pogłaskał się po brzuchu pełnym ran.
Po chwili babuszka wróciła do nich, niosąc w jednej ręce talerzyk z ciasteczkami, a w drugiej talerz z chlebem.
- Proszę chłopcy. Nie mam dużo, ale wszystko to sama wypiekałam. Powiedzcie, czy wam smakuje - uśmiechnęła się ciepło. Atsushi na widok chleba, który mógł po prostu zjeść, spojrzał na nią z niedowierzaniem. Naprawdę, mógł...? Wziął najmniejszą kromkę, a starsza pani mlasnęła z niezadowoleniem.
- Weź większą dziecko, bo nie urośniesz.
Gdy nieco podjedli i wypili mleko, Atsushi podniósł się z miejsca.
- Bardzo dziękujemy za gościnę... babciu. Nie będziemy ci dłużej zawracać głowy. To miłe, że są ludzie, którzy tak bezinteresownie dzielą się z innymi - uśmiechnął się. - Nie mamy czym się odwdzięczyć... Mamy tylko worek soli...
- Wymieńcie sól na buty dla tego biedaka. Przecież całe nogi sobie porani! - przerwała mu, machając ręką. - Babcie może i wyglądają strasznie, ale uwierzcie mi chłopcy, mamy w sercu dużo miłości dla takich jak wy - uśmiechnęła cię serdecznie do Ryunosuke. - Jeśli kiedyś znów tu będziecie to odwiedźcie staruszkę. Znów dostaniecie kubek mleka.
Gdy się pożegnali, chłopak westchnął.
- Nie lubię jak się tak ostro na mnie patrzysz, mam wtedy ciarki - mruknął niezadowolony idąc w kierunku jakiegoś straganu z butami. - Chodź, znajdziemy ci buty i idziemy dalej. Trzeba będzie się gdzieś rozbić na noc... Spać mi się teraz chce.
Wymienili worek soli na dość porządne buty ze skóry, dla smoka oraz koc ku uldze Atsushiego. W razie deszczu, koc rozwieszony na gałęziach robiłby im za daszek, a tak były jakąś barierą miedzy nimi, a ziemią w czasie snu.
Ryunosuke:
- Ja chciałem się wkraść, a nie zaprzyjaźniać się z jakimiś staruszkami - syknął. - Nie wiem, co mówić, gdy ktoś na mnie patrzy tak... no tak jak ona, łagodnie i z dobrocią. Jak Rashomon...
Kiedy starsza pani przyniosła jedzenie, przekrzywił głowę. Chleb już kiedyś jadł, z Rashomonem nawet raz próbował upiec bochenek, ale skończyli ze spaloną bryłą. Tego drugiego nie rozpoznawał. Co to było? Zaciekawiony posmakował ciastka i zaskoczony zamruczał. Słodkie! I jakie dobre! W sekundę sięgnął po kolejne i zapchał sobie nim usta.
- Pyszne - pochwalił, gdy udało mu się wszystko przełknąć. Staruszka uśmiechnęła się zadowolona i dolała im mleka.
- Ciesze się, że wam smakuje, chłopcy. Jedzcie, jedzcie, nie wyglądacie najlepiej. W waszym wieku musicie dobrze się odżywiać, żeby urosnąć na silnych i zdrowych mężczyzn.
Smok tylko pokiwał głową, sięgając teraz po chrupki, świeży chleb. Był tak samo dobry, albo nawet i lepszy niż ciastka. Z trudem powstrzymywał się od zadowolonych i błogich pomroków. Teraz miał naprawdę trudną zagwozdkę - lepsze było mięso z ogniska, czy ciastka i chleb w połączeniu z mlekiem? Trudny wybór, oj trudny.
Sztywno skinął głową babci i ukrył... znaczy, stanął za Atsushim. No i czemu ta kobieta tak się do niego uśmiechała, ugh. Była o wiele za miła.
Wyszedł za swoim towarzyszem, ale przystanął i odwrócił się w kierunku domku. Babuszka stała w drzwiach i im pomachała. W końcu także uśmiechnął się delikatnie i nieco drętwo jej odmachał. Ta krótka przygoda nie była wcale taka zła.
- Nie narzekaj, bylem miły. W miarę miły - warknął, szturchając go w bok. Faktycznie, jak na jego standardy zachowywał się znośnie, a ten ostry wzrok był i tak w miarę łagodny. - I przestań się rządzić. Nie ty tu dowodzisz.
Był zadowolony z nowego zakupu. Nie dość, że nie marzły mu teraz nogi, dostali koc, i jeszcze udało mu się gwizdnąć z jednego ze straganów jabłko i dwie śliwki. Będą mieli na śniadanie.
- Powinienem oduczyć się tego nawyku kradnięcia wszystkiego, co się nawinie. To nie przystoi smokom - skarcił sam siebie. - Ale naprawdę ciężko mi się powstrzymać...
Atsushi:
Rashomon? Pierwszy raz słyszał to imię, jednak teraz nie zamierzał go wypytywać. Poczeka z tym do wieczora.
Nie umiał powstrzymać uśmiechu, który sam wpełznął mu na usta, gdy widział go z tak błogą miną. Wyglądał teraz jak dziecko, które dostało od babci swój przysmak.
Zaśmiał się jedynie na to szturchnięcie. Nie było ono mocne, więc się nim nie przejął.
- Jak na ciebie to i tak było wiele. Ale naprawdę, nie rób więcej tej strasznej miny - przewrócił oczami. - Tak, tak, panie smoku, to ty tu rządzisz, ja jestem zwykłym grzejnikiem - ponieważ obok nie było ludzi, nie bał się nazwać go smokiem.
Widząc skradzione owoce, spojrzał na niego krzywo.
- Ryu, w końcu cię na tym złapią i źle to się skończy. Naprawdę, czy nie możesz się powstrzymać przed tym? Znaczy tak, pewnie, w niektórych sytuacjach to może być potrzebne, chociażby jak kradłeś ubrania. Ale naprawdę... Ukraść mleko? Babcia musiała chwilę wcześniej wydoić krowę, dlatego je miała. Gdyby nie to, sam musiałbyś to zrobić. Albo zadowolić się zsiadłym mlekiem.
W lesie znaleźli odpowiednie miejsce na rozbicie obozu na noc, więc tradycyjnie Atsushi zajął się drewnem, a smok polowaniem. Kiedy już zjedli mięso, a na niebie pojawiły się gwiazdy, Atsushi zebrał się na odwagę by nieco wypytać swojego kompana o jego przeszłość. W końcu Ryu wiedział o nim praktycznie wszystko bo i wiele do opowiadania nie miał.
- Ej, Ryu... U taj babuszki wspomniałeś coś o jakimś Rashomonie... Kto to jest? - uznał, że najedzony smok, to smok, który nie będzie zły o to pytanie. Naprawdę na to liczył.
Ryunosuke:
Przyjrzał mu się uważnie. Chłopak też miał miły dla ucha śmiech, a do tego pojawiły mu się dołeczki w policzkach, gdy tak radośnie się uśmiechnął. Powoli uniósł rękę i dotknął jeden z dołeczków i zaraz wcisnął mocniej palec.
- Czy ty się ze mnie nabijasz, Atsushi? - warknął. - Nie denerwuj mnie lepiej, bo mogę być niemiły.
Niby tak mówił, ale tak naprawdę nie chciał krzywdzić kogoś, z kim nawiązał nić porozumienia i z kim podróżuje, a do tego chłopak był słabszy od niego. To by pozostawiło niezmywalną skazę na jego honorze, gdyby podniósł rękę na kogoś takiego.
Prychnął tylko na jego pouczenia. Był zbyt dobrym złodziejaszkiem, żeby zostać złapanym. No i miał w tym lata doświadczenia.
Wieczór minął im dokładnie tak jak poprzednie, jednak nieoczekiwane pytanie Atsushiego go zaskoczyło. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, ale w końcu uznał, że skoro podróżują razem, a dodatkowo człowiek mu przyrządzał pyszne mięso i go ogrzewał, to może opowiedzieć mu trochę o swojej przeszłości. Przecież ona i tak nie miała teraz znaczenia.
- Nie mam pojęcia, po co ci ta wiedza - westchnął, opierając się wygodniej o drzewo. Siedzieli obok siebie na kocu, jednak w tym momencie Ryunosuke powrócił wspomnieniami kilkanaście lat wstecz, tak że zdawało mu się, że nie przebywa już w tym prowizorycznym obozie, a u boku byłego przyjaciela. - Rashomon był zwykłym człowiekiem, tak jak ty. Mieszkał sam w starym, małym domku. Był biedny, ale udawało mu się zarabiać na życie czyszcząc buty bogaczy. I pewnego razu, gdy wracał znad rzeki, gdzie wyprał szmatki i szczotki, których używał do pracy, znalazł mnie - przełknął ślinę. - Odszedłem od mojego stada, bo nie zgadzałem się z ich barbarzyńskimi poglądami. Niestety, moja siostra nie poszła ze mną, tak więc błąkałem się sam. Zimny, zmarznięty, raz po raz atakowany przez dzikie zwierzęta. Bylem wtedy naprawdę mały, może wielkości podwórkowego psa. Tak wiec Rashomon, gdy tylko ujrzał mnie całego we krwi, z niemalże odgryzionym ogonem, wziął mnie do swojego domku i opatrzył. Tylko nie myśl, że miał jakieś bandaże - uśmiechnął się kwaśno. - Idiota użył do tego tych szmat, którymi pucował buty. Przez to został bez pracy. Na szczęście pewna babcia co jakiś czas go odwiedzała i przynosiła jedzenie, które on i tak oddawał mi. Co za kretyn.
Ze złością wrzucił kilka gałązek w ogień. Mimo że wspomnienia o przyjacielu były naprawdę cieple i przyjemne, to sprawiały mu one niewyobrażalny ból.
- Spędziłem z nim kilka lat. Razem uczyliśmy się, bawiliśmy, dorastaliśmy. Kochałem go. Był pierwszym człowiekiem, któremu pokazałem się w ludzkiej formie i też moim pierwszym i jedynym przyjacielem - zacisnął zęby, czując łzy spływające po policzkach. - A później zachorował i umarł, koniec!
Nagle poderwał się na równe nogi. Nie chciał tego rozpamiętywać, nie chciał widzieć przed oczami twarzy osoby, której nie zdołał pomoc, która umarła przez niego. Przeklinając to, że rozpłakał się przed Atsushim, odszedł w las, aby znaleźć jakąś rzekę czy jezioro. Chciał zmyć z siebie te wspomnienia i poczucie winy, jakimi był wręcz przygnieciony.
Atsushi:
- Ej, co robisz? - zwrócił mu uwagę. No bo co to miało być za wbijanie palca w policzek?
- Jakby to była jakaś nowość, że jesteś niemiły.
Gdy tak siedzieli w ciszy, jakoś... Zaczął żałować tego pytania. Już miał mu powiedzieć, że nie musi odpowiadać.
- Po prostu jestem ciekaw przeszłości mojego towarzysza - mruknął, wzruszając ramionami. No bo tak właściwie nic o nim nie wiedział.
Słuchał go uważnie. A więc smok był zdolny do zaprzyjaźnienia się z kimś? Do nawiązania ciepłej relacji? Atsushi musiał przyznać, że nie spodziewał się tego. Ryunosuke, którego znał, był chłodny, warczał co chwila na niego, rządził się i był raczej niemiły. Czemu taki się stał? Obserwował jego zmieniający się nastrój i coraz bardziej żałował swojej ciekawości. A gdy zauważył łzy... Poczuł się, jakby został wrzucony do lodowatej wody. Teraz do niego dotarło w pełni, że czarnowłosy to nie tylko smok, ale też człowiek. Z pełną gamą uczuć. Wyciągnął rękę, chcąc dotknąć jego ramienia, jednak chłopak poderwał się do pionu.
- Ryu...! - wstał i zrobił parę kroków, jednak nie poszedł zanim. Zaklął pod nosem. No i po co pytał? Mógł żyć bez tej wiedzy. Usiadł ponownie na kocu i zapatrzył się w płomienie. Domyślał się, że poruszył nieprzyjemne wspomnienia i smok chciał być teraz sam. Domyślał się też, że pewnie ich w miarę można by rzecz "przyjacielskie" stosunki ulegną pogorszeniu. Może teraz będzie traktowany jak powietrze i rzeczywiście potrzebny tylko do ogrzewania smoka? Zresztą to drugie jest jedynym powodem dla którego tu jest.
Westchnął ciężko i dorzucił drewna do ogniska. Jedyne co chciał teraz zrobić to przeprosić Ryu. Rzeczywiście, ludzie za dużo gadają...
Ryunosuke:
Udało mu się znaleźć nieco oddalone od ich obozowiska jezioro, w którym dom urządziła sobie mała nimfa. Istotka ta unosiła się delikatnie ponad powierzchnią wody, muskając ją jedynie palcami stop. Była naga, cała błękitna, ale w blasku księżyca niekiedy mieniła się turkusowym i zielonym blaskiem. Długie, srebrzyste włosy opadały kaskadą na szczupłe ramiona, a końcówki moczyły się w wodzie. Niebieskie oczy miały kształt migdałów i białko było szarawe. Był to piękny i jednocześnie przerażający widok. Ryunosuke przywitał się z nimfą i po uzyskaniu pozwolenia na umycie się, wrzucił do wody runę i szybko wyszorował z siebie całe napięcie dzisiejszego dnia.
- Zaraz przyjdzie tutaj człowiek. Nie strasz go - poinformował wodne stworzenie i wrócił do Atsushiego. Nawet nie spojrzał mu w oczy, tylko wytłumaczył, jak dojść do jeziora i podał runę. Wiedział, że wciąż ma zaczerwienione oczy od płaczu i było mu z tego powodu wstyd.
Nie wiedział czemu, ale po rozdrapaniu tych starych ran, nie czuł się zbyt komfortowo przy swoim towarzyszu. Unikał jego wzroku i starał się trzymać jak najdalej od niego. Naprawdę, po co ten kretyn pytał go o przeszłość? Przecież te rzeczy nie były istotnie. Ale skoro powiedział "A", to musi też powiedzieć "B". I tak Atsushi znal już jego najbardziej skrywany sekret, to takie coś raczej nie miało znaczenia. Chociaż Ryunosuke bał się, że kiedy to powie, chłopak go opuści i wtedy znowu będzie podróżował sam.
- Źle się wcześniej wyraziłem - rzekł nieco drżącym glosę. - Rashomon nie umarł tak po prostu. To ja go zabiłem. Moja słabość go zabiła. Przeze mnie nie dało się go uratować.
Uśmiechnął się smutno, zaciskając pieści.
- Jestem mordercą, Atsushi.
Atsushi:
Gdy chłopak przyszedł, przeprosił go cicho. Wziął od niego runę i kiwnął głową, zaraz idąc do jeziora. Nic niezwykłego nie widział, więc nawet się nie rozglądając, wrzucił do wody runę, a zaraz również siebie. Odetchnął ciężko, nieco się rozluźniając pod wpływem ciepła... Zaraz jednak coś go pociągnęło za kostkę i wylądował pod wodą. Wystraszony szarpiąc się, wyleciał na brzeg, mając serce w gardle odwrócił się, by zobaczyć co się w ogóle stało. Z wody wynurzyła się mała nimfa, która zachichotała na widok jego przerażonej miny i oddaliła się, jakby dając mu teraz miejsce by się umył.
Jednak jakoś zrezygnował z kąpieli.
Ubrał się i wrócił do obozu, nieco podciągając nosem. Tak, mokra głowa nie była tym co lubił... Chciał jakoś zagaić rozmowę, ale... Ale nie wiedział jak. Chłopak unikał jego wzroku, siedział najdalej jak tylko mógł. Dlatego gdy się odezwał poderwał głowę i spojrzał na niego.
- Może jestem głupim człowiekiem, który mało wie o życiu... Ale morderca nie żałuje ofiary. On chce zabić. Ty nie chciałeś, z tego co mówisz, Rashomon był dla ciebie ważny... Wiesz, on na pewno nie chciałby, żebyś tak o sobie myślał - niepewnie przysunął się bliżej i położył dłoń na jego zaciśniętej pięści.
- Wybacz, że spytałem o niego. Nie powinienem jednak tyle gadać... - uśmiechnął się ze skruchą. - Rozumiem, jeśli jesteś na mnie zły i nie chcesz mnie oglądać. To była twoja prywatna sprawa, nie powinienem był przywoływać do ciebie tych wspomnień.
Znów się od niego odsunął, chcąc mu dać spokój od siebie. Miał okropne poczucie winy, gdy widział go w takim bólu. Smok tak rzadko się uśmiechał, chciał widzieć jego uśmiech częściej... Ale nie taki. Nie pełen smutku. A teraz nie wiedział, czy może go przytulić, by jakoś go pocieszyć. Nie miał pojęcia, co robić.
- To... dobranoc? - położył się, jakoś tak dziwnie było, nie przytulając smoka. Jakoś...zimno. I pusto.
Ryunosuke:
Już otwierał usta, aby powiedzieć Atsushiemu, że ten nie znał jego przyjaciela i nie może być pewien, czego tamten by chciał, ale uświadomił sobie, że właściwie to człowiek miał rację. Rashomon nigdy na niego nie krzyczał, zawsze go pocieszał i uśmiechał z pobłażaniem, kiedy Ryu zrobił coś niewłaściwego. I podziwiał go za to, że potrafił używać magii. Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie o tym, jak pierwszy raz zamroził kubek z woda i Rashomonowi wręcz oczy błyszczały z przejęcia... Ale zaraz pokręcił głową. Jego przyjaciel może i był najmilszą i najbardziej uprzejmą osobą, jaką znał, ale choroba mogła go zmienić, prawda? W ostatnich chwilach życia mógł przeklinać imię smoka. Imię, które sam mu nadał.
Ułożył się na jednym z końców koca i przykrył się płaszczem. Mimo że co wieczór wręcz umierał z zimna, tak teraz było mu ciepło. Ale tylko fizycznie. Gdzieś w środku czuł przeraźliwy mróz, który żywcem pożerał jego serce. Zatrząsł się, raz jeszcze roniąc łzy nad przeszłością.
- Atsushi - powiedział cicho, będąc pewny, że jego towarzysz już śpi. - Potrzebuję cię.
Objął się ramionami, chcąc jakoś zastąpić ręce chłopaka, które ogrzewały go przez ostatnie noce.
Atsushi:
Nie znał chłopaka o którym opowiadał smok, jednak jako drugi człowiek mógł się domyśleć, że nie miał za złe przyjacielowi tego, że nie umiał mu pomóc. No i raczej nie chciałby słyszeć, że Ryunosuke się obwinia. A może to Atsushi po prostu nie chciał go takiego widzieć? Tak, czy siak, wierzył w to co mówił. Sam nigdy nie miał przyjaciela, więc nie miał pojęcia, co dokładnie czuł smok. Nie umiał sobie tego wyobrazić. Jednak wiedział co on sam czuje teraz. Smutek oraz złość na siebie.
Tak wielkie, że nie mógł zasnąć usłyszał więc słowa smoka. Były tak ciche, że równie dobrze mógł to sobie wyobrazić. Spojrzał na niego. Leżał owinięty płaszczem i widocznie drżał. Podniósł się i zaraz położył obok niego, by zaraz tak samo jak w ciągu ostatnich nocy objąć go.
- Twój grzejnik jest obok, zaraz będzie ci ciepło - powiedział cicho. Ponieważ chłopak był odwrócony do niego plecami Atsushi mógł uznać, że to drżenie spowodowane jest zimnem. Jednak dobrze wiedział, że smok płakał.
- Nie zniknę, póki mi nie każesz odejść od siebie - zapewnił. Rozumiał, że Ryu był naprawdę bardzo samotny. Dwie życiowe sieroty wpadły na siebie. Ciekawe, co szykuje dla nich los?
Ryunosuke:
Sapnął zaskoczony, kiedy Atsushi go przytulił. Nie spodziewał się, że chłopak nie dość, że nie spał, to jeszcze go usłyszy. Odwrócił się do niego - pomimo tego, że był cały zapłakany i czerwony na twarzy - i zarzucił ręce na jego szyję. Zaraz tez wcisnął nos pod brodę, jak to zwykł robić. Chłopak musiał się zdziwić, że tym razem ciało Ryunosuke miało normalną temperaturę.
- Nawet jeśli w złości powiem, żebyś odszedł, to masz mnie nie zostawiać - rozkazał sennym głosem. - Zabraniam ci opuszczać mego boku.
Atsushi:
W pierwszej chwili nawet nie zwrócił uwagi na jego temperaturę. Gdy jednak to zrobił, zastanowił się, co takiego się stało, że smok nie parzył go dotykiem.
- Wedle rozkazu, panie - szepnął nieco wzruszony. Nie spodziewał się takich słów z jego ust, zrobiło mu się cieplej na sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz