dragon (4)


Ryunosuke:

Mimo że Atsushi nie wspominał nic o wczorajszym wieczorze, to i tak krępował się. Pokazał zbyt wiele emocji, odsłonił się, wyszedł na słabeusza. Po prostu okazał się ze złej strony i cholernie tego żałował. Mógł po prostu kazać mu nie interesować się sprawami, które go nie dotyczą, a tak... Chociaż może dzięki temu, że Atsushi poznał jego przeszłość, zacieśni się nieco ich więź? Ale z drugiej strony nie miał pojęcia, czemu chciał, aby stali się sobie bliżsi. Eh, przez te wspomnienia o przeszłości zrobił się miękki.

 - Trzymaj - powiedział w końcu po nieznośnej ciszy, podając Atsushiemu połówkę jabłka i śliwkę.

 - Dobrze, że jednak wymieniliśmy sól na buty dla mnie. Widzisz tamten wąwóz? - wskazał palcem na kamienistą i skąpaną w mroku okolicę. - Będziemy musieli tamtędy przejść.

Starał się nie patrzeć na swojego towarzysza, bo jednak wciąż czuł wstyd, że wczoraj tak się rozkleił, ale w końcu zawiesił wzrok na jego twarzy.

 - A tak właściwie, czy wczoraj spotkałeś kogoś w jeziorze?

Atsushi:

Rano... Rano było niezręcznie. Mimo iż starał się zachowywać jakby nic się nie stało, nie wspominając słowem o tym co się działo to i tak było czuć, że coś jest nie tak. Ale teraz Atsushi nieco bardziej rozumiał smoka. Jego samotność i niechęć do ludzi.

 - Ah, dziękuję - uśmiechnął się ciepło, przyjmując od niego owoce. Nareszcie się odezwał. Od powiedzenia sobie "dzień dobry" trwali w okropnej ciszy.

Spojrzał na miejsce, które wskazał smok.

 - Jakoś... Nie podoba mi się ten plan, ale to ty tu rządzisz - wypomniał mu jego słowa.

Na pytanie o jezioro aż przeszły go ciarki. Speszony odwrócił wzrok i wgryzł się w jabłko, nie chcąc się od razu przyznać, że prawie tam utonął. W końcu jednak musiał się odezwać.

 - Tak... Spotkałem. Wszedłem sobie do wody, ledwo co i poczułem jak coś ciągnie mnie na dno. Wyskoczyłem zaraz na brzeg, a z wody wynurzyła się postać, która tylko się zaśmiała i znów zniknęła... To była... Nimfa? - spytał niepewnie. Słyszał o nich tylko w bajkach, nigdy żadnej nie widział. - Dlatego tak szybko wczoraj wróciłem. Jakoś miałem obawy przed wróceniem do wody... A nie umiem pływać - przyznał. Nigdy się tego nie uczył, ale woda zawsze go przerażała.

Zjadł jabłko i otworzył śliwkę by wyciągnąć z niej pestkę.

 - A ty... Jak się czujesz? - spytał niepewnie, zerkając na niego. Może nie powinien pytać? Ale jednak się o niego martwił. Może nie powinien tego pokazać?

W końcu jednak zebrali się i udali się w kierunku, który wcześniej wskazał smok. Gdy szli Atsushi rozglądał się uważnie. Prawie same kamienie. Tu już będzie ciężej o drewno czy zwierzynę...

 - Jak myślisz, jak daleko jeszcze do tego... Dazaia? - czy on dobrze zapamiętał imię?

Ryunosuke:

Poczuł się nieźle połechtany, kiedy usłyszał z ust towarzysza, że "on tu rządzi". Jakoś nigdy nie miał nad niczym władzy, a teraz to wrażenie wyższości w hierarchii było niesamowicie przyjemne.

Jednak ta mała nimfa pokazała się Atsushiemu? A przecież prosił ją, aby tego nie robiła. Zasłonił usta dłonią, by stłumić parskniecie śmiechem, ale oczywiście człowiek i tak to zauważył. Odwrócił głowę w bok, cały czas się uśmiechając, bo wizja całego przemoczonego i przestraszonego Atsushiego i stojącej obok nieszkodliwej nimfy był zbyt zabawny. Starał się zamaskować śmiech kaszlem, ale niestety nie dał rady.

 - Wybacz mi to - powiedział, gdy już się uspokoił. - Jesteś beznadziejny, naprawdę. Rozumiem bać się smoka czy wilkołaka, ale nimfy? Załamałeś mnie tym.

Na jego pytanie spoważniał. Zacisnął usta i w pierwszej chwili chciał powiedzieć, że wciąż jest na niego zły i ogólnie na całą tą sytuację, jaka miała miejsce wczorajszego wieczora, ale uświadomił sobie, że czuje się już naprawdę dobrze.

 - Chyba... - zaczął niepewnie. - Chyba potrzebowałem czegoś takiego. Żeby się komos wypłakać i usłyszeć słowa pocieszenia. Musze powiedzieć, że - uśmiechnął się delikatnie - jednak dobrze, że to właśnie ty zostałeś moją ofiarą.

Atsushi naprawdę lubił zadawać mu pytania. Na te pokręcił jedynie głowa, że nie ma pojęcia i ostrożnie ruszył wydeptaną drogą wąwozu. Spojrzał w dól i aż się zatrząsł. Musieli uważać, aby nie omsknęła im się noga, bo upadek z takiej wysokości byłby śmiertelny. Akurat odwracał się, aby ostrzec Atsushiego przed tym, kiedy nagle ziemia osunęła mu się spod stóp i runął w dół. Nie miał czasu nawet na krzyk, spojrzał tylko przerażony na towarzysza, lecąc na spotkanie śmierci.

Nie stało się tak jednak. Ze zduszonym jękiem opadł na twarde łuski smoka, który akurat wylatywał z dołu wąwozu. Zdziwiony spojrzał na znajomy pysk.

 - Dazai!

Smok ryknął tylko w odpowiedzi, delikatnie chwycił Atsushiego w łapska i odleciał w kierunku swojego i Chuuyi domu.

Atsushi/Dazai:

Spojrzał na niego zły gdy się zaśmiał. Tak, pewnie, on się śmieje, a Atsushi prawie umarł wczoraj ze strachu!

 - No wybacz, że nie jestem odważny - mruknął, jednak mimo wszystko nie gniewał się. Tak miło było widzieć go uśmiechniętego. - Gdyby ciebie ktoś nagle wciągnął do wody, to też byś się wystraszył.

Oho, po jego minie spodziewał się bury, dlatego zdziwiony tymi słowami aż przetarł oczy. On... Czy Ryunosuke właśnie powiedział, że cieszy się, że to Atsushi został mu rzucony na pożarcie?

 - Również się cieszę, że to ja zostałem tą ofiarą - przyznał. - I cieszę się, że ci lepiej.

Nie miał zamiaru patrzeć w dół. Nie wiedział czy ma lęk wysokości, ale nie chciał tego sprawdzać. Absolutnie za żadne skarby świata nie chciał tego sprawdzać. Zaraz jednak musiał spojrzeć. Szeroko otwartymi z przerażenia oczami patrzył jak ziemia obsuwa się spod nóg smoka, który runął w przepaść.

 - Ryu! - sięgnął ręką chcąc go złapać, jednak nie zdążył. Zaraz jednak widząc przelatującego smoka odskoczył do kamiennej ściany. - ...Dazai...? - powtórzył cicho, zaraz jednak krzyknął, gdy również i on znalazł się w powietrzu. O nie, na przeloty on się nie pisał. Przerażony kurczowo chwycił się smoka, zaciskając powieki. - Umrę, zaraz spadnę, umrę i się zabiję. Zabiję się na śmierć i będę martwy. Po 18 latach w końcu mnie złapała, a byłem dobrym dzieckiem, czym na to zasłużyłem... - panikował pod nosem.

Jednak po chwili, która dla chłopaka wydawała się ciągnąć wieczność, wylądowali. Gdy poczuł grunt pod stopami, klepnął na nią tyłkiem.

 - Przeżyłem... - szepnął, szczerze tym zdziwiony. Chyba nigdy nie był tak wdzięczny, że żyje jak w tym właśnie momencie.

 - Oczywiście, że tak, chłopcze. Na mojej warcie nikt nie ginie, a na pewno nie w tak nieprzyjemny sposób jak upadek z wysokości - usłyszał nad głową obcy głos, spojrzał więc w jego kierunku.

Obok Ryu stał wysoki mężczyzna o brązowych włosach i oczach, które budziły zaufanie ale... Było w nim coś niepokojącego. Nie licząc oczywiście tego, że był nagi. - Ryunosuke, aleś ty urósł. Ile to czasu cię tu nie było? Ale co tak stoimy jak te słupy, chodźcie do środka~ Co wam strzeliło do głowy by iść tym wąwozem? Ludzie od dawna z niego nie korzystają, bo się osuwa.

Zaprowadził ich do domu, Atsushi poszedł za nim na miękkich nogach. Musiał się jeszcze uspokoić... A w środku powitał ich widok rudego mężczyzny, który słodko przemawiał do małego smoka. Na widok gości zastygł w bezruchu, zaraz rumieniąc się soczyście ze wstydu. Położył smoka na kanapie po czym rzucił koszulą, leżącą wcześniej na oparciu fotela w Dazaia.

 - Ubierz się idioto, a nie nagi przy dziecku paradujesz! I co to za nagłe zbiegowisko co?!

Atsushi spojrzał niepewnie na swojego towarzysza. Chyba nie byli tu mile widziani...?

Ryunosuke/Chuuya:

Nawet nie zwrócił uwagi na wrzask Atsushiego, gdy Dazai go chwycił. Dobrze wiedział, że kto jak kto, ale ten smok nie pozwoli, aby ktoś doznał uszczerbku na zdrowiu (lub życiu) podczas przelotu z nim.

Na widok znajomego domku, poczuł nostalgię i coś w rodzaju wzruszenia. Tak dawno tutaj nie był, a jak był młodszy, to odwiedzał czarodzieja i starszego smoka co najmniej raz w miesiącu. Dlaczego przestał to robić?

Spojrzał uważnie na swojego byłego mentora, gdy ten przemienił się w człowieka. Na umięśnionym ciele przybyło kilka dodatkowych blizn, ale oprócz tego nie zmienił się jakoś szczególnie. Nie zwracał zbytnio uwagi na to, co Dazai mówił, tylko podszedł do swojego "grzejnika" i pomógł mu wstać, a także dojść do domu. Wiedział, jakie przeżycia daje pierwszy lot, dlatego wolał trzymać bladego Atsushiego pod ramię, aby w razie czego ten się nie wywrócił.

...ale małego smoka to się nie spodziewał. Spojrzał zszokowany na Chuuyę, usiłując poukładać sobie w głowie informacje. I rudy czarownik, i Dazai są mężczyznami, więc to niemożliwe, aby to było ich dziecko, prawda? Bo może smok mógł zapłodnić ludzkiego mężczyznę?

 - To nie jest wasze... prawda? - zapytał z nietęgą miną, zamiast się przywitać.

 - Oczywiście, że nie! Matka porzuciła Kyu kilka miesięcy temu i od tamtego czasu się nim zajmujemy - westchnął Chuuya. - Ale chyba nie przyszedłeś tu pytać mnie o małego. Z rok cię nie widziałem, co się z tobą działo? I kim jest ten dzieciak? - tu zwrócił się do Atsushiego, patrząc na niego szczerze zaciekawiony. Ryunosuke w końcu nienawidził towarzystwa zwykłych ludzi, dlatego ten chłopak musiał coś w sobie mieć.

Młodszy ze smoków chciał odpowiedzieć czarownikowi, ale w tym momencie uśmiechnięty od ucha do ucha (i już ubrany) Dazai wepchnął mu w ramiona małego Kyusaku.

 - Zobacz jaki uroczy. Podobny do mnie, prawda?

 - Jakim niby cudem, kretynie!?

Ale Ryu już ich nie słuchał. Jak zaczarowany wpatrywał się w ciemne ślipia stworzonka, które obwąchiwało go zafascynowane nową osobą. Przełknął ślinę. Jakie to było... malutkie. I kruche. I takie niewinne. Czy on tez był takim słodkim berbeciem? Oh, to zbyt rozkoszne. Z wypiekami na policzkach spojrzał na swojego towarzysza podroży.

 - A-Atsushi...! To mały smok! - cały wręcz promieniał szczęściem.

Atsushi/Dazai:

Był mu naprawdę wdzięczy za pomoc, nie czuł się pewnie po tym locie... A i mały smok nie był tym czego się spodziewał.

 - Bo pierwszy raz mnie takiego widzi. Przecież nic mu się nie stanie - Dazai złapał koszulę i założył ją na siebie - Wpadłem... A właściwie Ryunosuke spadł na mnie w wąwozie.

Na pytanie rudego mężczyzny wyprostował się lekko.

 - Jestem Atsushi... Ofiara dla Ryu, ale skończyłem jako jego towarzysz... - uśmiechnął się niepewnie.

 - Towarzysz hm...? To niesamowite, że nasz mały odludek pozwala by ktoś mu towarzyszył. Jednak cuda się zdarzają, co o tym myślisz, Chuuya?

Widok tak rozanielonego Ryu było ostatnią rzeczą, której się spodziewał tego dnia... Ba w całym życiu. Nie mógł powstrzymać myśli, że wygląda on uroczo z tym rumieńcem. W sumie ciekawe, czy i Ryu był takim uroczym maleństwem? Jednak nawet mały smok wydawał się Atushiemu dość dobrze zbudowany, chociaż z pewnością był bardzo słaby.

 - Uhum, jest uroczy - uśmiechnął się.

 - Patrz Chuuya, Ryunosuke wygląda jak ty... praktycznie zawsze, gdy trzymasz Kyu w rękach. - Dazai wyszczerzył się do partnera i ignorując jego oburzoną reakcję, popchnął chłopców bardziej do środka. - Ale nie strójcie tak, siadamy. Co was tu w ogóle sprowadza? Bo nie wierzę, że przypadkiem szliście tamtędy.

Po wysłuchaniu ich problemu starszy smok pokiwał poważnie głową.

 - Też miałem ten problem... Ale następnego dnia już mogłem się spokojnie zmienić - uśmiechnął się, wzruszając ramionami.

Atsushi zszokowany tą informacją spojrzał na Ryu. Następnego dnia!?

Ryunosuke/Chuuya:

 - Niektórzy dojrzewają i się zmieniają, nie to co ty, niestety - syknął Chuuya, ale zaraz uśmiechnął się na widok radosnego Ryunosuke. Naprawdę dawno go nie widział i wiele się w nim zmieniło, ale cieszył się, że jest cały i zdrowy. Czul się trochę jak jego starszy brat, mimo że to Dazai był smokiem i rozumiał się z nim o wiele lepiej, ale zauważył, że młodszy ze smoków uważał tego drugiego bardziej za mentora niż przyszywaną rodzinę.

Wciąż z Kyu w ramionach, usiadł na kanapie i kiedy Atsushi zrobił to samo, położył mu malucha na kolanach. Niech też nacieszy się tym uroczym stworzeniem! Toć to skarb! Zaraz jednak jego dobry humor legł w gruzach. Ale... ale jak to? Już następnego dnia? Czyli kompletnie niepotrzebnie przemierzyli całą tę drogę, wystarczyło poczekać jeden dzień? Zerwał się na nogi i wybiegł przed dom. Tam odetchnął głęboko i skupił się.

...Faktycznie, mógł z powrotem przemienić się w potężnego i majestatycznego smoka. A ubrania, w których był jako człowiek, leżały pod jego masywnymi łapami. Pochylił się do okna, aby moc zajrzeć do salonu i popatrzył ze skruchą na Atsushiego. Nie miał pojęcia, że problemy z przemiana będą trwać tylko jeden dzień! A tak zmusił go do podróżowania z nim...

Z powrotem stal się człowiekiem.

 - Czy każdy smok miał taki problem? Dlaczego? - zapytał przez okno, ubierając się.

 - Przejrzałem wszystkie księgi jakie mam i nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie - odpowiedział Chuuya, zabierając Kyusaku od Atsushiego. Jakoś tak wolał sam zajmować się tym maluchem. - Nie jesteś pierwszym smokiem, który przyszedł do nas z tym problemem. Kunikida, Yosano, nawet Tachihara z twojego starego stada... Każdy smok przez cały jeden dzień był człowiekiem. Nikt nie wie, dlaczego tak się stało.

Ryu usiadł obok swojego towarzysza i z westchnieniem oparł czoło o jego ramie. Był jednocześnie szczęśliwy, że problem się rozwiązał, ale i zły, ze przez cala tą wędrówkę ani razu nie pomyślał, aby spróbować raz jeszcze przemienić się w smoka. Aż tak polubił rozmowy z tym chłopakiem, jego dotyk i możliwość przemierzania z nim tylu miast, wiosek i lasów?

Atsushi/Dazai:

 - Kochaj mimo wad~ - szatyn puścił oczko do partnera. I tak wiedział, że go uwielbia takiego jakim jest.

Atsushi niepewnie spojrzał na malucha na swoich kolanach. Naprawdę nie miał pojęcia jak powinien się zachować, więc nieco niepewnie pogłaskał stworzenie po głowie. Maluch zaciekawiony kolejnym nowym gościem zaczął go obwąchiwać. Chłopak nigdy nie miał do czynienia z ludzkimi dziećmi, już nie mówiąc o smokach...

Spojrzał za okno i uśmiechnął się lekko do towarzysza. Nie miał mu nic za złe. W końcu skąd mogli wiedzieć, że trzeba było trochę poczekać? No i mimo wszystko nie żałował tej podróży. Tylko... Teraz bał się co z nim będzie. Ryu już go przecież nie potrzebował, prawda? Znów był smokiem. Czy mimo słów z poprzedniej nocy każe mu odejść? Nie chciał tego, chciał z nim zostać. Jednak w razie odrzucenia nie miałby nic do gadania. Jednak musiał przyznać, że z tego co widział z okna, Ryu był naprawdę pięknym smokiem, o czarnych jak noc łuskach. Nie wiedząc czemu zastanawiał się jakie są w dotyku.

 - Być może to zaćmienie było jakieś inne. Jednak w żadnej księdze nie ma wzmianki o podobnym wydarzeniu. Pozostaje nam się cieszyć, że trwało to tylko jeden dzień... Ale naprawdę Ryunosuke, ani razu później nie próbowałeś się przemienić? - Dazai uśmiechnął się nieco wrednie. - A może nie przeszkadzało ci bycie człowiekiem?

Atsushi pogłaskał smoka po głowie, nieco zmartwiony. Nie powinien teraz być szczęśliwy? Zamiast tego wydawał się nieswój.

 - Coś nie tak? Nie cieszysz się, że wszystko jest dobrze? - uśmiechnął się ciepło, gdy Ryu podniósł głowę. - Jesteś pięknym smokiem, Ryu.

 - Ah, właśnie. Jaka relacja was łączy? - Dazai przyjrzał się im uważnie, biorąc od Chuuyi Kyusaku. Mimo wszystko też był jego rodzicem i chciał się zająć swoim berbeciem. A ten wydawał się naprawdę bardzo zadowolony z tego ile uwagi mu wszyscy poświęcają. - Wydajecie się dość sobie bliscy, a raczej nie znacie się od dawna. Strasznie mnie to intryguje. W końcu Ryunosuke nie spoufalałby się z pierwszym lepszym człowiekiem... Chyba nie powiesz mi, że się zakochałeś?

Ryunosuke/Chuuya:

Spiorunował spojrzeniem Dazaia. Oczywiście, że nie podobało mu się bycie człowiekiem! Te małe, chude istoty są zakałą tego świata, tylko szczęście i podstęp pozwalają im przetrwać. Ale jednak wciąż istnieją, przez nich nawet i smoki muszą się ukrywać z obawy przed ich żelazną bronią, która jak wiadomo samym dotykiem sprawiała ból magicznym istotom. Nie zabijała ich, ale pozostawiała okropne ślady.

Przymknął oczy pod dotykiem Atsushiego. To głaskanie było naprawdę miłe, mógłby się do niego przyzwyczaić...

 - Jestem co? - zamrugał zdziwiony. Słyszał wiele słów, jakimi ludzie określali jego smoczą formę. Straszliwy. Potężny. Morderczy. Nawet i zwiastujący nieszczęście. Dlatego nie spodziewał się usłyszeć kiedykolwiek piękny od człowieka, który uśmiecha się tak miło i niewinnie. Zawstydzony i delikatnie zarumieniony podziękował niepewnie, co wywołało u siedzącego naprzeciwko Chuuyi cichy śmiech.

...i jeszcze ten komentarz Dazaia. Westchnął ciężko.

 - "Smok zakochuje się tylko raz w życiu" - zarecytował. Nie wiedzieć czemu, był calutki czerwony na twarzy. - "Gdy obiekt jego miłości umiera, nie jest w stanie pokochać nikogo innego i sam w końcu umiera z tęsknoty". Sam mi to mówiłeś.

 - Ryu, przecież kochałeś Rashomona jak brata - pokręcił głowa Chuuya. - Tamten cytat dotyczy miłości romantycznej. Takiej, jaka łączy mnie i tego debi- DAZAI, PRZESTAŃ SIĘ UŚMIECHAĆ JAK KRETYN - zapierał się rękami i nogami, aby tylko jego partner nie zdołał go przytulić czy zrobić czegoś jeszcze bardziej obscenicznego na oczach młodszych znajomych.

Ale Ryunosuke nie interesował się tamtą parą. Wlepiał zaciekawiony wzrok w Atsushiego i lekko marszczył brwi. Czy się zakochał? Cóż, nie może całkowicie odrzucić tej opcji. Naprawdę dobrze się czuł przy swoim towarzyszu, uważał go za niesamowicie pociągającego i uroczego chłopaka, no i nie wyobrażał sobie teraz, aby po tych kilku dniach być z nim rozdzielony. Tyle że może być to tylko chwilowe zauroczenie, nie wielka miłość, jaka łączyła jego mentora i czarodzieja, którzy znali się od urodzenia i wychowywali razem, a teraz dodatkowo zajmowali się małym smokiem. Jak prawdziwe małżeństwo.

 - Idę się przejść - powiedział niespodziewanie, czując mocniejsze bicie serca po tym wpatrywaniu się w Atsushiego. Zasłaniając zarumieniona twarz ramieniem, wyszedł z domu i skierował się do rosnącego obok sadu. Zerwał jedno z jabłek i wgryzł się w nie, jakby od tego zależało jego życie. Chciał skupić się na czymkolwiek, byle nie na własnych uczuciach.

 - Do jasnej cholery, przecież znam go tylko kilka dni, więc jakim cudem...?

Atsushi/Dazai:

Speszył się. Nie powinien mówić, że jest piękny? Ale taka prawda. No i chciałby zobaczyć go całego, a nie tylko przez okno.

 - No... No piękny - powtórzył niepewnie.

Patrzył po kolei na każdego nie rozumiejąc nic. Nie wiedział nic o smokach, a to co mówił Ryu zasmuciło go. Umierały z tęsknoty? To okropne. Jednak zastanawiało go, czemu Ryu jest taki czerwony, gdy o tym mówił. Atsushi uśmiechnął się lekko, widząc zachowanie tamtej dwójki. Tak, oni z pewnością byli bardzo blisko siebie. Mały smok obserwował swoich przyszywanych rodziców, widocznie nimi rozbawiony. Chłopak musiał przyznać, że cieszył się, że został on przez nich znaleziony. Jako można porzucać własne dziecko? Nigdy tego nie zrozumie. Ale to jedno przynajmniej znalazło kochający dom. I pewnie nigdy nie będzie słyszeć, że nikt go nie chciał. Ciekawe w sumie, czy smoki pamiętają swoje dzieciństwo?

 - Ryu... Dziwnie się czuje jak się tak wpatrujesz we mnie - przyznał, nieźle speszony całą tą rozmową. Znali się ledwie parę dni, zakochanie chyba nie jest tak proste i szybkie, prawda? Spojrzał za nim zdziwiony gdy wyszedł.

 - Wpadł po uszy - stwierdził Dazai, podnosząc się. Przeciągnął się, strzykając plecami. - Teraz sobie musi to tylko ułożyć w głowie - podszedł do Atsushiego i poklepał go po ramieniu. Uh, kolejny gorący człowiek. Do ciepła Ryu był już przyzwyczajony, jednak miał wrażenie, że Dazai jest jakiś... inny? - Pójdę z nim pogadać, biedne dziecko nic nie wie o świecie. Chuuya, jego zostawiam tobie, nie mam pojęcia jak to wygląda u ludzi.

Wyszedł, a Atsushi spojrzał niepewnie na rudego.

 - Przepraszam, ale nie wiele rozumiem... Mało wiem o smokach i świecie, wychowałem się w sierocińcu... Nie bardzo wiem czym w ogóle jest miłość - przyznał, zawstydzony tym. - Ale... Jakoś chcę przy nim być. Czy może mi pan wszystko wytłumaczyć?

~

 - Widać jak na dłoni, że się zakochałeś - Dazai usiadł na ziemi obok młodszego smoka i oparł się o drzewo, bawiła go ta jego zacięta mina w połączeniu z czerwoną od zawstydzenia twarzą. - Widać to po twojej minie, gdy na niego patrzysz. Chociaż nie, ty nie patrzysz. Wpatrujesz się jak w obraz, jak w piękny zachód słońca. Nie wierzę, że siadałbyś tak blisko człowieka, ba, pozwalał mu przebywać obok siebie, gdyby ci na nim nie zależało - spojrzał w niebo uśmiechając się lekko. Przed oczami miał dzień, w którym sam zorientował się co czuje do Chuuyi. Że to nie była tylko braterska więź. Czuł, że gdyby tego rudego kurwika zabrakło, umarłby z tęsknoty.

 - Ludzie są słabi, bardzo delikatni. Ale mają wielkie serca. Potrafią mocno kochać, dbać o innych. Nawet poświęcać się dla ukochanej osoby. To nie są aż tak bezwartościowe istoty jak sądzisz. Bo chyba nie myślisz o Atsushim jak o nic nie wartym robaku, prawda?

Uśmiechnął się i pogłaskał chłopaka pogłowie. Zazwyczaj był dla niego dość... wredny. Ale mimo wszystko uważał Ryunosuke za kogoś w pokroju młodszego brata, więc dla odmiany zachowywał się nieco lepiej.

 - Miłość do ludzi jest ciężka, wymaga od nas wielu wyrzeczeń, przebywania w ludzkiej formie. Jednak to jest tego warte, ale chyba o tym wiesz, prawda?

Ryunosuke/Chuuya:

Spojrzał przerażony za Dazaiem. On ma pogadać z kimś o uczuciach? Zwykły czarodziej taki jak on, który w całym swoim życiu jedyne miłosne uniesienie przeżył z jednym smokiem!? Chciał zatrzymać swojego partnera, ale ten szybko zwiał. Warknął pod nosem, zamykając za nim drzwi runą. Co za kretyn, idiota, debil, pacan, drań, przystojniak... Zaraz, co?

 - Mów mi po prostu Chuuya - uśmiechnął się, udając, że jest ekspertem od spraw romansu ze smokami. Ale cóż, najlepiej jest wykorzystać to, co się wie... - Atsushi, smok nie jest kimś, z kim normalny człowiek chciałby przebywać. To stworzenia, które potrafią klapnięciem pyska rozerwać człowieka na pół. Są kapryśne, wiecznie głodne, a w czasie rui...! - zarumienił się delikatnie. - Cóż, to może zostawmy na inną rozmowę.

Zostawił Kyusaku na kanapie i usiadł obok chłopaka. Poklepał go delikatnie po ramieniu.

 - Ryu jest trudny, wiem o tym, ale pamiętaj, że nawet jeśli będzie kazał ci przy sobie zostać, to twoje życie i ty o nim decydujesz. Znacie się krótko, z tego co mówiliście, to tylko kilka dni. Nie możesz po takim czasie stwierdzić, czy go kochasz. Mi samemu uświadomienie sobie, że zakochałem się w Dazaiu zajęło tygodnie, a znamy się od urodzenia. Do tego - westchnął - wciąż nie jesteśmy pewni, czy Ryu cię kocha. A nawet jeśli, to nie jesteś zobowiązany, aby również go obdarzyć uczuciem. Chcesz przy nim być, tylko czy zniesiesz te wszystkie problemy, które stawia przed tobą związek ze smokiem? Czy jesteś pewien, że przez jedną, głupią kłótnię nie zostawisz go? - zacisnął usta. Zdawało mu się, że za bardzo naciskał na tego chłopca, ale, cóż, przecież w ogóle go nie znal, bardziej zależało mu na tym, aby nie zranił Ryunosuke, niż żeby sam był szczęśliwy. Nieco okrutnie, ale nie mógł nic na to poradzić. Dla niego młodszy smok był jak nieposłuszny braciszek, którego chciał chronić.

 - Eh, miałem ci wytłumaczyć, czym jest miłość, a gadam coś takiego, wybacz - pogłaskał go po głowie. - Powiedz mi dokładnie, co czujesz, gdy jesteś obok Ryu, gdy na niego patrzysz czy dotykasz go. O ile w ogóle coś czujesz. Wtedy ci powiem, co powinieneś zrobić.

Uśmiechnął się, trochę domyślając się tego, co usłyszy. Bo wzrok, jakim patrzył na Ryu - ten pełen czułości i oddania - tak bardzo przypominał mu spojrzenie, jakim obdarzał go Dazai.

~

Warknął na widok Dazaia i najchętniej uciekłby od niego jak najdalej, ale jakoś tak coś wewnątrz niego chciało usłyszeć, co starszy smok miał do powiedzenia. I słuchał. Uważnie rejestrował każde słowo wypływające z jego ust, rumieniąc się coraz bardziej i bardziej. Naprawdę zależało mu na Atsushim? A do tego było to widać gołym okiem? Oh, tego było dla niego za dużo. Odrzucił ogryzek za siebie, objął ramionami kolana i oparł o nie czoło.

 - Atsushi jest dla mnie... istotny, ważny. Nie tylko dlatego, bo mnie ogrzewa co noc i nie dlatego, bo dzięki niemu mogę lepiej zrozumieć ludzi. On włożył do mojego życia coś,czego za nic nie chcę się pozbyć. To jest dziwne, ale nie nienawidzę tego.

Odwrócił się do niego, delikatnie mrużąc oczy. Ten ekscentryczny smok nie wyglądał na kogoś, kto by z taka lekkością mówił o miłości, ale jednak jego wzrok łagodniał, gdy opowiadał o uczuciach. Ryunosuke domyślał się, że w głowie Dazaia był w tym momencie pewien rudy czarodziej.

 - Potrzebuję Atsushiego i chcę, żeby on potrzebował mnie. Chce go chronić i sprawiać, żeby częściej się uśmiechał. Wiesz, że ma wtedy dołeczki w policzkach? - ożywił się. - Ale nie chcę go przywiązywać do mnie. Przecież nie mam nic, mieszkam w grocie wewnątrz góry, potrafię zezłościć się o najmniejszą pierdołę. Atsushi zasługuje na kogoś lepszego.

Atsushi/Dazai:

Wysłuchał uważnie rudego. Wiedział, że smok jest trudnym kompanem. Dobrze pamiętał jak parę dni temu trząsł się na jego widok... Rui? Czyli wtedy gdy mają chcicę? Nie do końca wiedział o co chodzi mężczyźnie, ale skoro wolał zmienić temat to nie pytał.

On decyduje...? Ah, pierwszy raz to słyszał. Nigdy nie mógł decydować o swoim życiu, więc kompletnie zapomniał, że może to robić.

Uśmiechnął się lekko, nieco smutno jednak ze zrozumieniem. Rozumiał, że Ryu jest w jakiś sposób ważny dla niego i obcy dzieciak który może namieszać w życiu smoka nie jest mile widziany.

 - Nie musisz traktować mnie jak wroga, Chuuya. Nie chcę go skrzywdzić. Miałem okazję go zostawić, uciec. Pierwszego dnia Ryu dał mi wybór. Chociaż oczywiście nie mogłem wrócić do wioski, bo albo by mnie cofnęli, albo uznali, że naraziłem ich na gniew smoka i zabili. Sam w lesie bym nie przeżył, a u boku smoka pewnie też czekałaby mnie śmierć. Nie miałem więc dużego wyboru jak widzisz. Niedługo później Ryu miał wypadek - zacisnął pięści na samo wspomnienie tego wydarzenia. -Wszedł do lodowatej wody, prawie zamarzł. Mogłem go zostawić, uciec. Sprzedać rzeczy, znaleźć pracę. Jednak nie byłem w stanie, robiłem wszystko byleby go ogrzać. Byleby znów na mnie spojrzał. Jak mógłby zostawić go w takim razie przy kłótni? Nie chcę go znowu widzieć smutnego - spojrzał Chuuyi w oczy. - Wczoraj opowiedział mi o Rashomonie. Nie chcę by jeszcze się tak kiedyś zadręczał i płakał. Ma całkiem przyjemny uśmiech, wiesz? Wiem, że znam go krótko. Że nic nie wiem. Nie umiem nazwać swoich uczuć ani nawet dobrze o nich opowiedzieć. Gdy go przytulam jestem szczęśliwy. Możemy nawet po prostu siedzieć obok siebie zmęczeni podróżą, a ja i tak jestem szczęśliwy, bo po prostu jest obok mnie - spojrzał na małego smoka, który zasnął na kanapie. - Cieszę się, że zostałem jego ofiarą, czy to naprawdę takie złe, Chuuya?

~

Dazai pokiwał lekko głową słuchając go. No, w końcu chłopak był ze sobą szczery.

 - Ogrzewa cię gdy jesteś człowiekiem. A co zrobisz teraz, gdy możesz znów zmienić się w smoka? Nie potrzebujesz go, zaćmienie nie jest takim częstym zjawiskiem - musiał to wiedzieć. Ryunosuke musiał wiedzieć czy chce się nim zająć, nawet gdy może całe dnie spędzać w swojej normalnej formie. A nie wierzył, że chłopak z tego zrezygnuje tak jak nieliczni z ich gatunku.

Uśmiechnął się na jego słowa.

 - To nie ty jesteś od decydowania, czy zasługuje na kogoś innego, tylko sam Atsushi. Najlepiej jakbyś z nim porozmawiał. Szczerze. Ale najpierw pomyśl, czy jesteś w stanie żyć razem z człowiekiem. Wiesz... Powinienem pewnie powiedzieć coś w stylu "znacie się parę dni, to za szybko na miłość". A to pieprzenie. To nie czas mówi o tym czy się zakochacie. Tylko wasze serca, doświadczenia, które was łączą. A wy jak na te kilka dni sporo chyba razem przeszliście, czyż nie? Muszę przyznać, że się zmieniłeś. Nie masz już tak ostrego wzroku jak kiedyś, a to chyba zasługa tej sieroty.

Wstał i spojrzał w kierunku domu. Zastanawiał się, czy jego rudy alkoholik dał sobie radę.

 - Chcesz jeszcze pomyśleć, czy wracamy do naszych ludzi?

Ryunosuke/Chuuya:

Uśmiechnął się z zadowoleniem na słowa młodszego chłopaka i znowu pogłaskał go po głowie, obiecując sobie, że kiedy indziej ochrzani Ryunosuke za narażanie swojego życia.

 - Cieszę się, że ten uparty choleryk znalazł kogoś, przed kim może się otworzyć. I wiesz co? Powinieneś powiedzieć to samo właśnie jemu. Bo mimo że to smok, to jest prawdziwym głupkiem i nie zrozumie, jeśli mu się czegoś nie powie wprost - westchnął. Czul się w tym momencie jak troskliwa mamusia martwiąca się o pierwsza miłość swojego dziecka. Naprawdę, głupie skojarzenie.

Wstał z kanapy i wyciągnął dłoń do Atsushiego.

 - Chodźmy do naszych gadów.

~

Otworzył lekko usta, wpatrując się z zaskoczeniem w Dazaia.

 - Ale o czym ty mówisz? Atsushi powiedział, że jestem piękny jako smok. Na pewno nie będzie mu przeszkadzać to, że raz na jakiś czas się w niego przemienię.

Zagryzł wargę, dopiero teraz zauważając to, z jaką lekkością i czułością wymawiał imię ważnego dla niego człowieka. Ale nie mógł nic na to poradzić, Atsushi wręcz promieniał łagodnością, tak więc gdy o nim mówił, sam musiał być łagodny. Tak jakoś... wyszło... Przełknął ślinę, kiedy jego mentor wstał i zaraz zrobił to samo. Chwycił go za rękaw koszuli, jakby przestraszony nieuchronną rozmową z Atsushim, ale zaraz jednak go puścił. Nie był już przecież dzieciakiem, potrafił stawić czoła wszystkiemu.

 - Wracajmy.

Nieźle się zdziwił, kiedy otworzył drzwi i zobaczył za nimi równie zaskoczonych Chuuyę i Atsushiego. Na widok tego drugiego otworzył usta, ale w jego głowie była istna pustka. Cholera...! Przecisnął się obok czarodzieja i porwał w ramiona młodszego chłopaka, wplatając palce w jego kosmyki włosów. Rudzielec uśmiechnął się zadowolony i poprawiając Kyusaku na rękach, wyszedł z domu. Dazai oczywiście chciał zostać i popatrzeć, ale kopnięciem w łydkę wyrzucił mu ten pomysł z głowy.

 - Poćwicz z małym latanie, a nie będziesz przeszkadzać tamtym!

Ryunoske westchnął cicho na dźwięk zamykanych drzwi, czując że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Chciał powiedzieć mu o wszystkich swoich uczuciach, chciał podziękować za to, że tak o niego dbał przez te wszystkie dni i za to, że mógł otworzyć przed nim serce i w ciągu tego niecałego tygodnia zakochać się w nim całkowicie. Ale nie mógł wydobyć z siebie słów. Cały czas tylko przytulał Atsushiego, drażniąc gorącym oddechem ucho chłopaka.

 - Zostaniesz ze mną? - spytał w końcu nieco niepewnym głosem. Strasznie obawiał się odpowiedzi. Czuł, ze jeśli się nie zgodzi, to serce pęknie mu na pół.

Atsushi/Dazai:

 - Raz na jakiś czas...? A więc nie przeszkadza ci, że będziesz w tej formie częściej - Dazai uśmiechnął się. Właśnie o takie słowa mu chodziło, że smokowi to nie przeszkadza. Dobrze pamiętał jak ten gardził ludźmi i nie znosił przemiany... Znaczy od czasów Rashomona tak było. Póki tamten dzieciak żył, nie było problemu.

Atsushi pokiwał lekko głową. Wiedział, że powinien to powiedzieć Ryu, ale... On nie umiał mówić o uczuciach. Co ma zrobić? Chuuyi powiedział to bez problemu, bo nie musiał nic nazywać po imieniu. Ze smokiem będzie inaczej... W końcu będzie mówił do osoby, o którą chodzi. To jest chyba cięższe, prawda...?

Zdziwił się, gdy wpadli na siebie w drzwiach. Zawstydzony odwrócił wzrok już otwierając usta, by coś powiedzieć, jednak nie wiedział co...

 - Ryu...? - spytał niepewnie, gdy smok go przytulił. Coś się stało? Mimo pustki w głowie przytulił go i pogłaskał po plecach. Powinien jakoś zacząć rozmowę. Ale jak? Co powinien powiedzieć? Nie miał pojęcia. Czemu uczuć nie może być po prostu widać? Oszczędziłoby mu to tyle kłopotu...

Słysząc to niepewne pytanie uśmiechnął się lekko. Ah, on też się denerwował.

 - Oczywiście - uśmiechnął się szeroko. - Zostanę przy tobie jak długo tylko będziesz chciał. W końcu jestem twoim grzejnikiem, prawda?

I tyle wystarczyło. To było chyba idealne wyznanie uczuć dla kogoś, kto nigdy tego nie robił.



I koniec głównej osi wydarzeń. Kolejny rozdział będzie jedynie rozdziałem R18, tak więc nie jest jakoś specjalnie istotny >>' przyznam, że to rp było pisane ponad 2 lata temu i nie za bardzo wiem, co my w ogóle z Megu chciałyśmy w nim robić xD' dlatego mogę powiedzieć, że jak na razie to koniec, a jeśli coś wpadnie mi do głowy, to (już sama) napiszę drugą część tego AU. I może dodatek z Dazaiem i Chuuyą, bo bardzo lubię wizję Chuuyi jako czarodzieja :D


Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali do końca! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz