Atsushi:
Jednak stanął przed nimi pewien problem, a mianowicie - nie mieli gdzie mieszkać. Ryu rezydował przecież w jaskini. Gdy był smokiem było to idealne rozwiązanie, ale teraz? Całe szczęście na pomoc przyszedł im Chuuya, który przekonany przez Dazaia, za pomocą magii przerobił nieco oddaloną od domu szopę na dom dla młodszych mężczyzn. Rudy zrobił to nieco niechętnie, gdyż to miejsce wcześniej służyło Dazaiowi za noc, gdy był w czasie rui... Cóż, teraz będzie ją przechodzić w formie smoka, bo na pewno nie w jego łóżku. Tak więc nic już nie stało im na przeszkodzie, by żyć razem.
Ryunosuke:
Naprawdę nie wiedział, jak dziękować Chuuyi za to, że użyczył im ich starej szopy, która po tym szybkim "remoncie" wyglądała jak całkiem przytulny domek. Ale też nie miał zielonego pojęcia, jak mógłby żyć jako człowiek. Gdy przebywał z Rashomonem, najczęściej był w postaci małego smoka, rzadko kiedy zmieniał się w tę słabą, ludzką wersję. A teraz? Chciał codziennie sprawiać, że Atsushi będzie się uśmiechać, dlatego starał się co rano witać go jako człowiek. Bo pewnie w smoczej postaci, gdyby go przytulił, połamałby mu wszystkie kości. Ale tak bardzo tęsknił za szybowaniem w przestworzach, za tym uczuciem najprawdziwszej wolności i za smakiem ognia w paszczy. Choć nie chciał znowu czuć tego wszystkiego bez swojego ukochanego u boku. Pewnego wieczora, kiedy już skończył sprzątać po kolacji, przyciągnął do siebie chłopaka i odgarnął mu włosy za ucho. Chwilę zastanawiał się, jak ubrać swoją prośbę w słowa, ale w końcu przełknął ślinę i stawił temu czoła.
- Chciałbyś ze mną gdzieś polecieć? Nie wiem gdzie, ale... Ale tak po prostu, bez celu... Chciałbym, żebyś zobaczył świat z takiej perspektywy, z jakiej ja go zazwyczaj widziałem - nieco drżącą ręką chwycił go za dłoń. Atsushi mógł niezbyt dobrze wspominać przelot, jaki zafundował im Dazai ostatnim razem, ale mimo wszystko chciał usłyszeć jego odpowiedz.
Atsushi:
Żyło mu się tu dobrze. Mieszkali na tyle daleko od pozostałej dwójki, by nie słuchać ich dość częstych kłótni, które kończyły się w łóżku, a za razem na tyle blisko, by Chuuya mógł im pomagać. W końcu zarówno Atsushi jak i Ryunosuke dopiero uczyli się życia jako ludzie... No i życia ze sobą.
Chłopak dalej robił smokowi za nocny grzejnik, a co rano witał go widok ukochanego. Czy mógł prosić o więcej? Nigdy nawet nie prosił o tyle.
Zaskoczony tym przyciągnięciem spojrzał mu w oczy. Zazwyczaj Ryu był pewny siebie, dlatego ta niepewność i drżenie z jednej strony zmartwiły, a z drugiej rozczuliły chłopaka, który cierpliwie czekał, aż smok wydusi z siebie, co mu leży na sercu. Uśmiechnął się lekko. O to chodziło? Cóż... Swój jedyny lot przeżył dość źle. No dobra, było tragicznie. Krzyczał, modlił się i prawie popłakał.
- Dobrze. Brakuje ci tego prawda? - pogłaskał ukochanego po policzku wolną dłonią. - Wiesz, nawet jeśli okaże się, że nie jestem zbyt lotnym stworzeniem, to nic nie stoi na przeszkodzie, byś zmieniał się w smoka i znikał na trochę. Bo ja się nigdzie nie wybieram. A teraz chodź do łóżka, odpoczniemy przed wycieczką.
Mimo iż tak powiedział... To gdy z samego rana usiadł na smoku gotowym do lotu, zaczął żałować swojej decyzji. Najchętniej by zrezygnował, ale wiedział ile jemu ukochanemu sprawiło to radości, tak więc poklepał go delikatnie.
- Tylko proszę, nie za szybko, Ryu...
Widoki były fantastyczne, lot również. Tylko samo wzbicie się i lądowanie było straszne. Jednak widząc z góry lasy i pola musiał przyznać, że rozumiał, czemu smok tak bardzo to lubi.
- Można robić tak częściej - stwierdził, rozglądając się po polanie, na której wylądowali. Nie miał pojęcia gdzie byli, jak daleko od domu, ani w którą był on stronę. Gdyby Ryu odleciał, Atsushi byłby zgubiony.
- Już wiem, czemu tak to lubisz. Fantastyczne uczucie - uśmiechnął się ciepło, siadając na ziemi. - Ale wiesz, chyba było tak dobrze, bo to ty leciałeś. Ciebie znam i ufam, dlatego się nie bałem.
Ryunosuke:
Wiedział dobrze, że Atsushi nie zamierzał go opuszczać, ale nawet chwila spędzona z dala od niego była istną katorgą. Nienawidził tracić go z zasięgu wzroku, a także był niemożliwie zazdrosny, kiedy Dazai choćby uśmiechał się w kierunku chłopaka. Smoki odnajdują prawdziwą miłość tylko raz w życiu i umierają wraz z nią, tak więc był pewien, że jego mentor nie zamierza mu ukraść ukochanego, ale wciąż nie mógł nic poradzić na to, ze igiełki złości wbijały mu się w serce za każdym razem, gdy widział starszego smoka i Atsushiego obok siebie.
Chuuya oczywiście pukał się w głowę i kazał mu się nie przejmować. Ufał całkowicie swojemu kochankowi, chociaż naprawdę często się z nim kłócił. A później lubił odreagowywać tamte krzyki wrzaskami w łóżku.
W dniu ich wycieczki, był niezwykle niespokojny. Kręcił się po całym domu, zbił nawet kilka talerzy i swój ulubiony kubek. Nieco się opanował, kiedy przemienił się w smoka, ale wciąż ziarenko niepokoju kwitło w nim coraz bardziej i bardziej. Był pewien, że coś się dzisiaj stanie.
Starał się lecieć powoli i spokojnie, aby Atsushi czuł się bezpieczny i także odczuwał przyjemność z lotu, ale kilka razy nie mógł powstrzymać się przed ostrymi, szybkimi zakrętami i piruetami w powietrzu. Chociaż chłopak nie krzyczał wtedy, co uznał za sukces. Na polanie odszedł kilka kroków od ukochanego. Nawet go nie słuchał tylko od razu rzucił się na jedno drzewo, przewalił je i zaczął wbijać w nie pazury. Musiał się jakoś uspokoić, nie mógł przecież zrobić krzywdy Atsushiemu, każdemu, tylko nie jemu. Zaryczał żałośnie i obrócił się do niego. Pewnie go tym zachowaniem przestraszył, ale nie wiedział, jak inaczej się opanować.
Powoli podszedł do niego i polizał po policzku, tak w ramach przeprosin. A później wepchnął mu nos pod ramię. Chciał być pogłaskany.
Atsushi:
Widział to jego dziwne zachowanie w domu, jednak uznał je za zwykłe podekscytowanie. W czasie piruetów nie krzyczał, jednak zagryzał język do krwi, by się przed tym powstrzymać. Nie chciał zrobić mu przykrości.
Zaskoczony zachowaniem ukochanego nieco się odsunął.
- Ryu...? Co się stało?
Głaskał go delikatnie, zmartwiony. Sądził, że smok będzie zachwycony tym, że mogli razem polecieć, a teraz nie miał pojęcia co się dzieje. Był chory? Coś go zdenerwowało? Ale co? Przecież nic się takiego nie stało.
- Zmień się, bo tak nie pogadamy. Martwi mnie twoje zachowanie - zerknął na resztki drzewa. Nie martwił się o siebie, wiedział, że smok mu nic nie zrobi. Gdy ten w końcu się zmienił usiadł z nim na trawie, tuląc go mocno i głaszcząc po plecach.
- No już, co się dzieje? Od rana się dziwnie zachowujesz, myślałem, że to podekscytowanie, ale teraz naprawdę się martwię. Zawsze jesteś opanowany, a teraz... Co ci jest? Źle się czujesz? Może nie powinniśmy lecieć?
Spojrzał mu w oczy, kciukiem głaszcząc go po policzku. Zazwyczaj chłodne oczy, teraz były powiększone i uciekały przed jego spojrzeniem. Westchnął ciężko i położył się na ziemi.
- Nie pomogę ci jeśli sam nie wiesz, co ci jest. Może chcesz się przejść? Albo poleżeć? Jest taka piękna pogoda i cisza... Miło odpocząć od krzyków tamtej dwójki - uśmiechnął się lekko, przymykając oczy. Gdy smok się do niego przytulił, Atsushi uśmiechnął się lekko. - Czyli zostajemy na polanie? Wiesz, przyjemnie się z tobą leciało. Tylko naprawdę, te piruety mogłeś sobie odpuścić... A teraz mów, co ci dokładnie jest.
Ryunosuke:
Kiedy stanął przed nim, kompletnie nie przejmował się tym, że jest nagi, od razu się wtulił w młodszego chłopaka i zamruczał z zadowoleniem. Miał ochotę jednocześnie uciec i jeszcze bardziej do niego przylgnąć. Niech to szlag... Nie chciał odpowiadać na jego pytania, bo domyślał się, co takiego się z nim działo. Zazwyczaj po prostu był nabuzowany, ale teraz, gdy znalazł ukochanego, to uczucie nienasycenia było zbyt wielkie. Naprawdę się bał, że może zrobić mu krzywdę.
Przeklinając na siebie w duchu, znowu się do niego przytulił, zupełnie przypadkiem wsuwając jedna z dłoni pod jego koszulę i muskając palcami naznaczony bliznami brzuch.
- Byłem pewien, że nie spadniesz przy takich małych obrotach - przyznał nieco zawiedziony. Jednak nie podobały mu się te akrobacje? Szkoda... Zagryzł wargę dość mocno i odsunął się od Atsushiego, ale zaraz chwycił go za dłoń, splatając ich palce razem. Obawiał się, że zaraz od niego ucieknie, a przecież chłopak sam nie znajdzie wyjścia z lasu, nie mógł go zostawić.
- Mogliśmy jednak zostać w domu - wykrztusił w końcu, przełykając ślinę. - Chuuya ci nie opowiadał o... o tym czasie u smoków?
Atsushi:
No i jak mógł mu pomóc, skoro ten nic nie mówił? Nie da się. Naprawdę go martwiło to zachowanie, Ryu nie zachowywał się jak on...
- Nie bądź zawiedziony. To było fajne - pogłaskał go po ramieniu.
Atsushi zerknął na torbę z rzeczami dla Ryu, by ten się ubrał po przemianie. Chociaż teraz to nie było najważniejsze.
- Tylko daj mi przywyknąć do tego, nie dotykam ziemi, dobrze? Jeszcze trochę tak polatamy i nie będzie mi to absolutnie przeszkadzać.
Ścisnął lekko jego dłoń, patrząc na niego uważnie.
- Ryu, powiesz mi w ko... - na jego pytanie zamilkł na chwilę - Nie. Chuuya uznał, że porozmawia ze mną o tym kiedy indziej, jednak jeszcze się na to nie zdobył. Chodzi o ruję? Nie musisz się zachowywać jakby było to coś złego, to przecież część twojej natury prawda? - kciukiem gładził wierzch jego dłoni. - Nie wiem jak to u was przebiega, nie znam się na smokach - westchnął ciężko. Cóż wiedział tyle, że smoki w czasie rui zachowują się podobnie jak koty w tym czasie. Są głośne, znerwicowane i lepiej się nie zbliżać. Jednak to tyle.
- Ale wiesz. W rui czy nie, ciągle jesteś Ryu, a ja jestem twoim człowiekiem. Nie skrzywdzisz mnie, dobrze o tym wiem.
Usiadł tak, by siedzieć przed czarnowłosym i ujmując jego twarz w dłonie, zmusił go, by spojrzał mu w oczy. Uśmiechnął się ciepło z miłością.
- Kocham cię, Ryu, nie musisz się niczego bać. Nie zniknę, a nie chcę, żebyś się męczył - pocałował go delikatnie, ledwo musnął wargi. Musiał przyznać, że smok był wyraźnie cieplejszy niż zawsze.
Ryunosuke:
Ah, jednak się domyślił. Nieco zawstydzony potarł wolną dłonią szyję, zastanawiając się, czemu Chuuya jednak z nim o tym nie porozmawiał. Przecież to elementarna wiedza, jeśli chodzi o związek ze smokiem!
Słuchał uważnie jego uroczych zapewnień, nie zwracając kompletnie uwagi na sens słów. Po prostu pożerał go niemalże wzrokiem, wygłodniałym jak u wilka. A kiedy poczuł jego wargi na swoich, pękły mu hamulce. Dosłownie rzucił się na niego tak, aby ten wylądował plecami na trawie. Jedną dłonią przyszpilił mu nadgarstki do podłoża, a drugą wepchnął mu pod ubrania, aby pazurami przejechać po boku. Usta wygłodniale zaatakowały te Atsushiego, a kolanem otarł się o krocze chłopaka. Chciał go kochać, chciał być z nim jednym, chciał zrobić z nim te wszystkie rzeczy, których nasłuchał się po kłótniach Dazaia i Chuuyi.
- Mam ochotę cię pożreć - powiedział niskim głosem wprost do jego ucha, przegryzając je do krwi, którą zaraz zlizał. Nie spodziewał się, że w środku lasu, na romantycznej polanie, będzie starał się nakłonić swojego ukochanego do seksu. Bo przecież miała to być zwykła wycieczka, miał pokazać Atsushiemu piękno latania... A tu niespodzianka. - Pragnę cię tu i teraz, Atsushi - tym razem podgryzał mu szyję i zostawiał różowe malinki. Dazai da mu popalić, gdy wrócą.
Atsushi:
W ostatnim czasie niezbyt był czas na takie rozmowy, gdyż Chuuya był zajęty Kyu. Mieli porozmawiać o tym w przyszłym tygodniu... Cóż, to już niepierwszy raz, gdy Atsushi będzie obcować z tym smokiem, nie mając kompletnie pojęcia o co chodzi. Jakoś już do tego przywykł.
Sapnął zaskoczony, gdy wylądował na ziemi. Chciał spytać, o co chodzi, jednak jedynie jęknął mu w usta wyginając się, gdy go podrapał. Nic nie mógł poradzić na szybsze bicie serca, to, że było mu cieplej. Chciałby objąć swojego smoka, jednak ten trzymał go naprawdę mocno. Cóż, dopóki nie robi mu krzywdy, to nie miał nic przeciwko...
Syknął cicho czując jak krew leci mu z ucha. Dosłownie chciał go pożreć...
- N-nigdy tego nie robiłem... - przyznał cicho, odsłaniając bardziej szyję. Podobało mu się to i to bardzo. Nie miał pojęcia jak nazywać uczucia, które go ogarniały, jednak chciał więcej.
Gdy smok mocniej otarł kolanem o jego krocze, z ust chłopaka wyrwał się cichy jęk, zaraz spotęgowany przez mocne ugryzienie. Przez myśl przeszło mu, że będzie miał widoczne ślady po wszystkim.
- Kocham cię Ryu. Chcę to z tobą zrobić - uśmiechnął się ciepło. Gdy tylko czarnowłosy w końcu puścił jego ręce, zaraz go objął i przyciągnął do kolejnego pocałunku. Był spragniony jego ust.
- Mam nadzieję, że wybrałeś odludną polankę... Bo ktoś się zdziwi, gdy w trakcie spaceru na nas trafi - uśmiechnął się i sam pocałował jego szyję, nogą lekko trącając jego męskość. Cóż, teraz będzie wiedzieć, co oznacza takie dziwne zachowanie ukochanego.
Gdy stracił koszulę odwrócił wzrok. Mimo wszystko... Nie chciał, by smok widział te rany, wstydził się ich. Nienawidził ich. Chciał, by w końcu zniknęły, jednak pewnie część z nich będzie z nim na zawsze.
Ryunosuke:
Mruknął ze zrozumieniem na to wyznanie. On też nigdy nie obcował z nikim ani w postaci człowieka, ani smoka. Dla niego to też były pierwsze takie doznania. A jeszcze bardziej nakręcił go metaliczny smak i zapach krwi. Dlatego też otarł się o Atsushiego mocniej i wgryzł tym razem w ramię. Chciał naznaczyć go całego, każdy skrawek odsłoniętego ciała, aby cały świat mógł zobaczyć, do kogo należy.
- Też cię kocham. Bardzo - jak zwykle przy tym wyznaniu jego policzki oblały się czerwienią. Całe szczęście, że chłopak go pocałował, nie widział dzięki temu tego rumieńca... A przynajmniej miał taką nadzieję.
Zamruczał gardłowo, kiedy poczuł usta ukochanego na szyi. Zazwyczaj go tam nie całował, dlatego taka nowość posyłała przez całe plecy smoka przyjemne dreszcze. Chciał więcej, ale uznał, że akurat teraz jego potrzeby są najmniej ważne. Liczył się tylko jego "grzejnik".
Na widok ran warknął i przejechał po nich opuszkami palców, kierując dłonie niżej, aż do związanych jeszcze spodni. Kiedy chwycił za sznurek, wrócił mu zdrowy rozsądek i spojrzał z lekką obawą na chłopaka.
- Jesteś pewien? Nie sądzę, abym mógł się powstrzymać, kiedy zobaczę cię nagiego. - Bądź co bądź Ryunosuke zawsze odwracał wzrok, gdy jego ukochany się przebierał albo, kiedy drzwi od łaźni się przypadkowo uchylały (albo to Chuuya specjalnie rozrysowywał runy w powietrzu, aby przeciąg je otwierał i smok mógł podglądać najmłodszego z nich). Nie widział jeszcze Atsushiego tak, jak go stworzyła matka natura i - bądźmy szczerzy - serce biło mu niesamowicie szybko, kiedy tylko pomyślał, że zaraz będzie mógł nacieszyć oczy ciałem chłopaka. Ale otrzymał pozwolenie, dlatego ostrożnie zsunął spodnie i odrzucił je gdzieś na bok. Zaraz też bez zbędnych ceregieli ugryzł ukochanego w wewnętrzną stronę uda i zassał to miejsce, aby zostawić malinkę. Dziwne nauki Dazaia jednak się na coś przydawały.
- Cholernie mi smakujesz - warknął, wgryzając się raz jeszcze, tym razem wyżej, bliżej krocza.
Atsushi:
Zerknął na niego i uśmiechając się ze spokojem, pogłaskał smoka po policzku.
- Tak, jestem pewien. Kiedyś i tak byśmy to zrobili, prawda? Nie martw się, jeśli coś będzie nie tak, to ci powiem.
Mimo iż to powiedział to i tak strasznie się zawstydził, gdy został pozbawiony ostatniej części garderoby. On Ryu widział już parę razy nago, gdy ten zmieniał się w smoka... No i gdy go kiedyś ratował przed śmiercią. Jednak w drugą stronę był to pierwszy raz.
- R-Ryu...! - jęknął głośno gdy chłopak ugryzł go w tak delikatne miejsce jak wnętrze uda. Czuł jak pieką go policzki ze wstydu. Nigdy nie spodziewałby się po nim takiego zachowania. To przez ruję?
- W-widzę... To chyba dobrze, prawda? - wiele by dał, by ukryć teraz to, jak bardzo podniecało go to gryzienie, jednak nie miał jak. Jedyne co mógł zrobić to tłumić te wszystkie zawstydzające dźwięki, które opuszczały jego usta. Wyciągnął ręce i przeciągnął go do siebie, łącząc ich usta. Objął go i podrapał po plecach. Co, tylko on ma mieć jakieś ślady? Niedoczekanie.
- Niby to twój pierwszy raz, a wiesz co robić... Nigdy bym nie pomyślał, że tak lubisz gryźć - pogładził go po torsie i uniósł lekko nogę by otrzeć się nią o jego członek. Nie bardzo wiedział co powinien robić, no i leżąc mimo wszystko nie miał zbyt dużo możliwości. Drżał, gdy smok całował i gryz jego ciało. Naprawdę miał wrażenie, że jest cieplejszy niż zawsze, jego dotyk niemalże palił. I chyba rozumiał, czemu Chuuya jakoś nie palił się do rozmowy o rui. Gdyby sam miał opisywać jak zachowuje się smok w tym czasie, chyba by umarł ze wstydu.
Ryunosuke:
Nie mógł nic poradzić na to, że sama możliwość gryzienia ukochanego rozpalała w nim coś, czego nigdy wcześniej nie czuł. Kręciło mu się w głowie, było mu gorąco i chciał sprawić, aby ich dwójka czuła się dobrze. Nieco zaskoczony jęknął i wygiął się po tym, gdy Atsushi go podrapał. To było mocne, bolesne, ale tak cholernie podniecające...! Pociągnął go tak, aby usiadł mu na kolanach.
- Dazai nauczył mnie kilku rzeczy - powiedział cicho, zanim ugryzł go z całej siły w bark. Trysnęła krew, a on z lubością ją zlizał. Widział, że chłopakowi podobają się te ugryzienia, dlatego nie miał zamiaru się powstrzymywać. Nawet mu to przez myśl nie przeszło. Przypominając sobie jedną z "lekcji" daną mu przez drugiego smoka, jedną dłoń zacisnął na już stojącym członku Atsushiego. Uśmiechnął się nieco.
- Już jesteś twardy? - zapytał niskim głosem. Z zadowoleniem obserwując reakcje ukochanego, przesuwał ręką w górę i w dół, kciukiem od czasu do czasu kreśląc kółka na wrażliwym czubku, a drugą wolną dłoń wplótł w jego włosy. Zacisnął ją, aby odchylić mu nieco głowę i zębami wręcz zaatakował jego odsłoniętą szyję. Zapamiętale gryzł, ssał i lizał ją, nawet nie zwracając uwagi na to, że po torsie młodszego chłopaka spływa całkiem sporo czerwonej posoki. Po chwili takiej zabawy zebrał nieco krwi i nie przestając robić mu dobrze ręką, wsunął jeden mokry palec do jego wnętrza. Mimo wszystko aż tak bardzo nie chciał, aby Atsushiego bolało za mocno.
Atsushi:
Objął go, gdy tylko usiadł. Dazai? Już chciał pytać jakich rzeczy i co ważniejsze jak go uczył, jednak z jego ust wydobył się tylko krzyk. To bolało jak cholera, ale w niezrozumiały dla niego sposób było to również przyjemne. Chciał czuć tego więcej. A na pewno nie chciał, by starszy chłopak poprzestał na tym jednym razie. Czując jego dłoń na swoim członku, jęknął cicho.
- Przez ciebie... - po plecach przeszedł mu dreszcz. Ryu zawsze miał tak niski i głęboki głos? Zarumienił się mocno, zaciskając dłonie na jego barkach. - To jest za dobre...
Posłusznie odchylił głowę, pozwalając smokowi robić co tylko chciał. Chłopak nie miał pojęcia na czym się skupić. Na tym co się działo z jego szyją, tym, że coś cieknie mu po skórze, czy dłoni starszego z nich zaciśniętą na jego członku. Serce już teraz waliło mu jak szalone, więc gdy tylko jego szyja otrzymała chwilę odpoczynku oparł czoło o jego ramię, łapiąc oddech. Teraz też zauważył krew. Skąd się wzięła? Nie ważne, to nie było ważne. Nie chciał, by tylko jemu było dobrze, więc również chwycił członka smoka... Któremu zaraz głośno jęknął wprost do ucha, gdy poczuł w sobie jego palec. To bolało i to nie w przyjemny sposób.
- R-Ryu... To jest dziwne... - nie czuł się z tym komfortowo, dziwnie mu było. Mimo iż bardzo chciał zrobić ukochanemu dobrze, to ponownie go objął kurczowo. Starał się skupić na ruszającej się dłoni, na wszystkim tylko nie na tym jednym palcu... Całe szczęście Ryunosuke mu w tym pomógł. Pocałował go, zauważając, że jego usta smakują krwią. Ah, czyli to dlatego był nią umazany. Aż tak mocno był gryziony? Co było z nim nie tak, że tego nie czuł?
Ponowił próbę i już spokojniej chwycił członek ukochanego. Starał się naśladować jego ruchy, jednak czuł, że powinien dać mu więcej uwagi. Ale Ryu zwyczajnie mu na to nie pozwalał. Gdy po chwili poczuł w sobie kolejny palec, ugryzł go w bark. Nie tak mocno, jak smok jego, jednak ciągle.
- Ryu, to jest jak męczarnia... Proszę cię...
Ryunosuke:
Całował go uspokajająco i szeptał słodkie słówka wprost do jego ucha, raz po raz muskając je ustami. Widział, że chłopakowi nie podobało się to, co robił, ale starał się sięgać szczupłym palcem jak najgłębiej, bo - tak mu mówił Dazai - wtedy poczuje prawdziwą rozkosz.
Pocałował go, nakręcając się jeszcze bardziej, kiedy ślina Atsushiego zmieszała się z jego własną krwią. Poczuł, jak członek robi się gorętszy na ten smak. Cholera, zadziałało to na niego jak afrodyzjak.
Wciągnął ze świstem powietrze i wygiął się, kiedy ukochany również zajął się jego penisem. Nie spodziewał się, ze chłodne palce zaciśnięte na jego najczulszym miejscu, będą sprawiały aż tyle przyjemności. A do tego to delikatne ugryzienie, aż zaskomlał, czując, że coraz bardziej kręci mu się w głowie. Skrzyżował palce we wnętrzu Atsushiego, poruszając nimi jeszcze szybciej.
- Dla mnie to też nie jest, ah!, łatwe - zapewnił go. - Ale wolałbym, abyś mógł jutro chodzić.
Popchnął go, aby z powrotem wylądował na trawie, przypominając sobie kolejna z "cudownych" porad Dazaia.
Nie wyciągając z młodszego chłopaka palców - teraz już trzech - pochylił się nad nim i oblizał usta. Miał nadzieję, że taka niespodzianka mu się spodoba. Odetchnął głęboko, starając się rozluźnić gardło, zebrał ślinę na języku i mrucząc, wziął do ust niemal cały członek Atsushiego. Zmarszczył brwi. Cholera, niewygodnie się z tym oddychało, nawet przez nos, ale jednak zmusił się, aby poruszać głową w górę i w dół, raz po raz zaciskając wolną dłoń na jadrach chłopaka. Nawet nie zauważył, kiedy zamknął oczy, dlatego zaraz je otworzył i z zaciekawieniem spojrzał na twarz kochanka. Podobało mu się to co robił?
Atsushi:
Nieco zdziwiła go ta reakcja, cicho więc spytał czy wszystko jest dobrze. Zaraz jednak znowu skupił się na jego palcach w sobie. Gdy przyśpieszył wygiął się i zacisnął mocno powieki. Kiedy ponownie poczuł pod plecami ziemię spojrzał na ukochanego z nadzieją, że to koniec męczarni z palcami, jednak to jeszcze nie był ten moment. Chciał już być z nim jednym, naprawdę go nie obchodziło, czy będzie boleć lub czy jutro będzie mógł chodzić. Jakoś da radę.
- R-Ryu, c-co ty...? - spojrzał na niego cały czerwony, gdy poczuł jak jego członek znika w ustach chłopaka. To była chyba ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał i stanowczo najdziwniejsza. Nie umiał powstrzymać głośnych jęków, gdy czuł to wszystko, miał wrażenie, że zwariuje. Jednak gdy w pewnym momencie palce smoka trafiły na coś co sprawiło chłopakowi jeszcze więcej przyjemności, wygiął się w łuk. Starszy chłopak widząc to, uparcie celował w to samo miejsce, a to sprawiło, że Atsushiemu było jeszcze goręcej.
- R-Ryu czuję się dziwnie... - nie miał pojęcia co to było za dziwne uczucie w podbrzuszu, zaraz jednak się domyślił - O-odsuń...! - nie zdążył ostrzec ukochanego, po prostu doszedł w jego usta z jękiem. Oddychając szybko, zasłonił twarz dłońmi ze wstydu.
- Przepraszam... Nie chciałem... - bał się na niego spojrzeć, na pewno był zły... W końcu to nie mogło być przyjemne. Podniósł się zaraz i przytulił do niego. - Wybacz. Ale za dobrze ci to szło... - pocałował go, głaszcząc przy tym po karku. Starał się przy tym nie myśleć o tym dziwnym posmaku ust ukochanego. To był tylko szczegół.
- Co ty na to, by w końcu przejść do konkretów? - uśmiechnął się lekko, palcami muskając jego członek. Sam chciałby zrobić mu dobrze... Ale nie miał pojęcia jak. No i trochę się bał próbować. Będzie musiał pogadać o tym z Chuuyą.
Znowu usiadł na ukochanym, obsypując go pocałunkami. Nie miał powodu do zmartwień, ufał, że smok nic mu nie zrobi, w końcu dobrze go przygotował.
- Najwyżej będziesz mnie jutro nosić - zaśmiał się cicho. Drapał delikatnie barki ukochanego, był strasznie spięty. - Ryu, teraz nie masz co się spinać. Nie ma odwrotu.
Mimo przygotowania i tak krzyknął z bólu gdy poczuł w sobie jego gorący członek, a z oczu pociekły mu łzy. Niemalże go parzył, ale to było tak przyjemne, że miał to gdzieś.
Ryunosuke:
Z zaskoczonym jękiem przyjął w usta całą spermę chłopaka. Przełknął ją z nietęgą miną. Miała dziwny smak, jak mąka zmieszana z mętną, słonawą wodą. Ale cóż, musiał się do tego przyzwyczaić, bo miał zamiar częściej brać ukochanego w usta. Te cudowne jęki były tego warte.
- Nic się nie stało - pokręcił głową, oblizując się. - Nie było takie złe, choć Dazai mówił, że Chuuya zna runę, która pozwala zmienić smak na słodszy. Musimy następnym razem z tego skorzystać.
Zamruczał zadowolony, kiedy ten go pocałował. Może i był spięty, ale takie urocze i przyjemne zabiegi skutecznie sprawiały, że nie myślał o tym, że może zrobić krzywdę Atsushiemu. Znaczy, już pewnie zrobił. W końcu ta cała krew nie pojawiła się na nim przypadkowo.
Również krzyknął, ale nie z bólu, tylko z rozkoszy. We wnętrzu kochanka było tak ciasno, tak gorąco, że z trudem zachował trzeźwość myślenia i powstrzymał się przed natychmiastowym poruszaniu się w nim. Zamknął oczy i mocno objął go w pasie.
- Na bogów, Atsushi...! - oparł czoło o jego zakrwawione ramię. Nie wiedział, czy może zacząć ruszać biodrami, dlatego w oczekiwaniu na pozwolenie chłopaka lizał i ssał skórę na jego barkach. Jedna z dłoni ponownie zawędrowała do krocza Atsushiego i zacisnęła na ponownie twardym członku. W końcu jednak nie wytrzymał i mocno pchnął biodrami, wręcz rozpływając się z przyjemności. W tym momencie miał wrażenie, że Świat się zatrzymał, a jedyną ważną rzeczą była miłość, jaką uprawiał z najważniejszą i najcudowniejszą osobą w całym jego życiu. Jęcząc i wzdychając, raz po raz wbijał się w ukochanego. Był jak w transie, rozkosz płynąca z seksu całkowicie przejęła nad nim kontrolę. Nie mógł powstrzymać wręcz zwierzęcych ruchów i szybkiego tempa, jakie nadał. W szale przyjemności co chwila zaciskał zęby na ciele młodszego chłopaka, a pazurami przejeżdżał po jego plecach i bokach.
Atsushi:
Następnym razem? Czyli że smok chce brać go częściej do ust? Cóż było to przyjemne, ale pewnie niezbyt dla ukochanego...
- Następnym razem ja chciałbym zrobić ci dobrze - powiedział cicho, zawstydzony do granic możliwości.
- P-poczekaj chwilkę, proszę... - westchnął głęboko, starając się przyzwyczaić do jego penisa w sobie. Jeśli myślał, że palce były dziwne, to nie wiedział jakiego słowa powinien użyć teraz.
Pogłaskał ukochanego po głowie, próbując się rozluźnić. Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że będzie uprawiać seks ze smokiem, którego był ofiarą, chyba by wezwał egzorcystę... W końcu jednak otworzył usta, by powiedzieć, że może pomału zacząć się ruszać, jednak zamiast słów, kolejny raz jego gardło opuścił krzyk. Za szybko... Za mocno. Nie tak od razu. Atsushi miał wrażenie, jakby miał zaraz pęknąć. Aż tak trudno było się powstrzymać smokowi? Jednak po chwili przywykł do tego i drapał ukochanego po plecach i barkach, jęcząc i wzdychając. Naprawdę liczył, że ta polana była daleko, bardzo daleko od ludzi.
Starał się nadążyć za narzuconym tempem, jednak nie miał na to szans. Trzymał się mocno ukochanego, tak, jakby od tego zależało jego życie.
Zerknął na siebie, był cały we krwi, ale nawet nie czuł tego, że chłopak go rani, zbyt skupiony na przyjemności. Później będzie się tym przejmować... Chociaż musiał przyznać, że kręciło mu się w głowie.
- Ryuuu... - pociągnął chłopaka za włosy, by oderwał się na chwilę od jego ciała i złączył ich usta. Całował go gorąco, jęcząc przy tym do jego ust. Mimo iż w niezrozumiały dla chłopaka sposób podobał mu się taki dziki seks, to potrzebował przy tym nieco czułości. Cóż, jeśli ugryzienie w wargę można uznać za czułość. Chłopak ponownie doszedł, brudząc przy tym ukochanego i jęcząc mu głośno do ucha. Był już zmęczony, jednak smok dalej nie osiągnął szczytu. Dla odmiany to chłopak ugryzł go w szyję, drapiąc przy tym mocno po plecach. W końcu jednak ukochany skończył. Atsushi wtulił się w niego, zamykając oczy i oddychając ciężko, głaskał czarnowłosego po ramieniu.
- Kocham cię... - szepnął. Czuł się teraz tak ciężko... Najchętniej by zasnął. Całe szczęście jeszcze nie czuł jaki jest obolały.
Ok, to oficjalny koniec przygody z gadem i sierotą. AikoKurasu podsunęła mi pomysł, dzięki któremu mogłabym kontynuować tę historię, ale przyznam szczerze, że po tak długim czasie kompletnie zapomniałam jak chciałam potoczyć to wszystko...
Na 80% już do tego nie wrócę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz