Chuuya:
Była jedna, żelazna zasada, jakiej trzymały się niemal wszystkie inkuby i sukkuby - nigdy nie chodziły do łóżka z osobą, z którą łączyła je nić przeznaczenia. Wiązało się to bowiem z ogromnymi konsekwencjami, a mianowicie z tym, że jeśli raz prześpią się z kimś takim, to nie będą mogły pobierać energii życiowej od nikogo innego, tylko od tego jednego człowieka. Dlatego zawsze przed seksem sprawdzało się nic, a Chuuya pochłonięty głodem, zapomniał to zrobić. Dobrze wiedział, że Dazai jest podobny do niego, jeśli chodzi o sprawy łóżkowe. Jedna noc i po sprawie, w ciągu chwili zapominało się imienia swojego partnera i po jakimś czasie ponownie wybierało się na łowy. Chuuya chciał dokładnie to zrobić, ale kiedy następnego dnia umówił się na małą zabawę z przypadkowo poznanym w barze mężczyzna, nie mógł osiągnąć spełnienia. Nawet masturbacja nic nie dawała. Było to dla niego ostatecznym potwierdzeniem tego, że to właśnie Dazai, nikt inny, jest mu przeznaczony.
- Nie mam pojęcia co robić - wyżalił się swojemu posępnemu koledze, Akutagawie Ryunosuke, podczas ich małej przechadzki po mieście. - Przecież nie będę go regularnie gwałcił.
- Mógłbyś - odpowiedział mu spokojnie. - Ale nie jest to ani w twoim stylu, ani etyczne. Pozostaje ci tylko rozkochanie go w sobie. Nie powinieneś mieć z tym problemów.
- No przecież ci tłumaczę, że on nie szuka nikogo na stale, co wieczór ma kogoś innego! W co ja się wpakowałem...
Ale nie tylko on miał problemy ze swoją przeznaczoną osobą. Ryunosuke również znalazł kogoś, z kim łączy się jego nić, jednak ten chłopak (Atsushi, z tego co zapamiętał) jest regularnie podrywany przez swojego kolegę z pracy, a na sam widok młodego inkuba panikował i uciekał na zaplecze. Rudzielec naprawdę nie wiedział, który z nich miał gorzej, ale jednak to Ryu był na wygranej pozycji - mógł wciąż pobierać energię życiową od innych osób, bo nie przespał się z Atsushim. Chuuya westchnął z bólem, przypominając sobie siostrę kolegi. Ta znalazła niemal od razu przeznaczoną sobie kobietę. I była to druga demonica, dlatego nie miały najmniejszego problemu z przejściem z tym do porządku dziennego. Z normalnymi ludźmi jest o wiele trudniej. A teraz jeszcze niższy z inkubów robił się coraz bardziej głodny, co nie zapowiadało niczego dobrego...
Zmierzali właśnie do kawiarni, w której pracował Atsushi, bo rudy inkub był aż nazbyt ciekawy, jak wygląda ten chłopak. Rozpoznał go niemal od razu, bo kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia przy akompaniamencie dzwoneczka, jeden z pracowników z naprawdę dziwną fryzurą podskoczył, oblał się rumieńcem, obrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami z napisem "Wstęp tylko dla personelu".
- Ej, to aż przykre - roześmiał się, klepiąc kolegę pocieszająco po plecach. - Ale mimo wszystko twoja nić ma naprawdę dobry... gust...
Zamilkł, kiedy miejsce Atsushiego za kasa zajął nie kto inny, jak sam Dazai. Przełknął ślinę, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. W końcu pierwszy raz po kilku tygodniach widział osobę, od której zależało jego życie. Nie miał pojęcia, jak się zachować, ale w pierwszym odruchu miał ochotę zrobić to samo co Atsushi, czyli uciec. Ale jednak nie zrobił tego, zadziwiając sam siebie. Od kiedy to był taki odważny?
- Cześć - powiedział cicho ze ściśniętym gardłem, z trudem patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Przepraszam, że wtedy tak zni-zniknąłem. Musiałem... Musiałem coś zrobić.
Akutagawa patrzył na nich ze zdziwieniem. A więc to koleś, który podrywał jego człowieka, był przeznaczonym Chuuyi? W sumie to dobrze się składa - kiedy Chuuya rozkocha w sobie Dazaia, Atsushi pozostanie wolny od natrętnego podrywacza. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Dazai:
Akurat zajadał kanapkę gdy na zaplecze wpadł cały czerwony Atsushi. Osamu nawet nie musiał się pytać, co takiego się stało.
- Atsushi, przestań zachowywać się jak dziecko, tylko się z nim umów - przewrócił oczami.
- Dazai proszę, pójdź tam za mnie. W zamian to ja dzisiaj rozliczę kasę - chłopak spojrzał na niego błagalnie. Cichy nieznajomy wpadł mu w oko, jednak ten nie miał żadnego doświadczenia i bał się zagadać. Brunet kręcąc rozbawiony głową wyszedł na kasę. Miał pomału dość tej zabawy, chociaż podrywanie i tak już zawstydzonego chłopaka było zabawne, to ile można? Postanowił, że sam ich dzisiaj mówi.
- Cześć - musiał przyznać, że widok Chuuyi zaskoczył go. Kogo jak kogo, ale jego się nie spodziewał. - Nic się nie stało, przecież nie musiałeś zostawać. - wzruszył ramionami. -Wyglądasz jakbyś miał się rozpłakać, aż taką brzydką mam twarz? - zażartował, naprawdę nie chciał słyszeć jak demon mówi tak cicho. W końcu miał naprawdę ładny głos.
- Dla pana to co zawsze, prawda? - zerknął na Akutagawę i nie czekając na odpowiedź wbił na kasę jego typowe zamówienie. Duże late z syropem kokosowym i ciasto jagodowe. Zawsze to samo, zero urozmaicenia. Jaki nudny człowiek. - A ty Chuuya? Co pijesz?
W czasie gdy robił kawy, prócz tradycyjnego nucenia, wypisał na serwetce "umówisz się ze mną? ~ Atsushi" i podłożył pod szklankę z late Akutagawy. A że akurat do kasy podeszli nowi klienci miał idealny pretekst, by wyciągnąć chłopaka zza zaplecza.
- Atsushi kochanie, rusz swój zgrabny tyłeczek i zanieś kawy do trójki - zawołał, podchodząc do kasy. Chłopak, dalej czerwony wrócił więc do swoich obowiązków i widząc, że musi zanieść zamówienie do stolika gdzie siedział mężczyzna na którego widok policzki go piekły spojrzał na swojego kolegę błagalnie. Ten tylko uśmiechnął się szeroko. Praca to praca, nie ma ucieczki.
Zerkał czasem na Chuuye. Był ciekaw co takiego się stało, że wyszedł nic nie mówiąc. Spodziewał się, że ten ma więcej klasy... Ale czemu w ogóle o tym myślał? Całe szczęście jego rozmyślania szybko zostały przerwane, gdy jeden z klientów przypadkowo zbił wysoką szklankę. Na początku pracy w kawiarni Osamu liczył ile w ciągu tygodnia szklanek umiera, jednak po jakimś czasie doszedł do wniosku, że lepiej tego nie wiedzieć.
- Niech pani to zostawi, jeszcze porani sobie pani te piękne dłonie - uśmiechnął się do kobiety, która chciała pozbierać większe kawałki szkła ręcznie. - Nie możemy na to pozwolić, czyż nie? -pogłaskał jej dłoń, na co ta się zarumieniła mocno.
- P-przepraszam...
- Ależ to nic. Najważniejsze, że pani nic się nie stało. Przygotuję zaraz drugą kawę, na koszt firmy.
Standardowe zachowanie. Dobrze traktowany klient wraca do kawiarni częściej. A on jako kierownik zmiany musi w szczególności o to dbać. A to, że przy okazji sobie flirtuje? Cóż, póki nie robi tego nachalnie to nikomu to nie przeszkadzało.
Chuuya:
Mimo że ten żarcik był naprawdę niskich lotów, bo Dazai dobrze wiedział, że jego twarz można określić wieloma epitetami, ale na pewno nie wyrazem "brzydka", to i tak parsknął śmiechem.
- Najchętniej wziąłbym to, co macie tu najlepszego - rzucił mu jednoznaczne spojrzenie zza długich rzęs - ale zadowolę się cappuccino i tartą cytrynową.
Poszedł za Ryunosuke do najbardziej oddalonego stolika i gdy przy nim usiadł, westchnął głęboko, jakby chciał wypościć z siebie cały nagromadzony stres i zaniepokojenie. Co w sumie wiedział o Dazaiu? Mieszkał z kotem, pracował jako barista, był bezczelnym flirciarzem i cholernym przystojniakiem. Nie miał pojęcia o jego rodzinie, przeszłości, zainteresowaniach, tak więc jakim cudem miał go niby w sobie, jak to nazwał Ryu, rozkochać!? Poza tym, niemożliwe przecież było to, by rozkochać w sobie kogoś, kogo samemu się nie kocha... Prawda?
Z rozmyślań wyrwał go głos Dazaia. Kochanie? Zgrabny tyłeczek? Ten koleś naprawdę nie wiedział, kiedy przestać. Z lekkim niepokojem zerknął na kolegę i aż przełknął ślinę. Drugi inkub wyglądał tak, jakby samym spojrzeniem mógł zabić, a wokół niego - tak się przynajmniej Chuuyi zdawało - zgromadziła się ciemna, zła aura. Chciał go jakoś uspokoić, ale wtedy pojawił się przy ich stoliku Atsushi. Rozdał ich zamówienia, ukłonił się i już chciał odejść, kiedy rudzielec go zatrzymał.
- Podoba ci się Dazai? - spytał bez ogródek. W sumie nie miał pojęcia, dlaczego zapytał akurat o to. Brunet mógł się przecież o tym dowiedzieć i mieć jakieś podejrzenia, ale w razie co zwali wszystko na chęć pomocy Ryunosuke w zdobyciu serca kelnera. Bo to przecież wcale nie chodziło o Dazaia. W najmniejszym stopniu, nie, ani trochę.
Dźwięk pękającego szkła sprawił, że aż podskoczył na krześle. No naprawdę, kto był aż taką kaleką życiową, żeby upuścić szklankę? Rudzielec przewrócił oczami na ten teatrzyk, jaki odstawiał jego ex-kochanek. I na co to było? Nie musiał przecież aż tak komplementować tej baby, sam jego uśmiech by wystarczył, aby zapragnęła tu wrócić. Prychnął, chwycił za widelczyk i z prawdziwym wkurwem zaczął jeść tartę. Pyszna była, ale demon nie był w stanie delektować się nią, kiedy obok słyszał podekscytowane piski koleżanek podrywanej przez Dazaia kobiety.
- Już wiem, jak się czujesz - rzucił do Ryunosuke. - Tylko skąd ta zazdrość?
- Gdybyś nie rzucił szkoły, to byś wiedział.
- Weź mnie nie wkurwiaj - zaśmiał się i kopnął go pod stołem.
- Ja tylko stwierdzam fakt - westchnął. - Krotko mówiąc, nić przyspieszyła proces zakochiwania się. Zazwyczaj zajmuje to dużo czasu, aby zdać sobie sprawę ze swoich uczuć, ale dzięki nici dochodzi to do ciebie o wiele szybciej.
Chuuya zamyślił się. Faktycznie ostatnio każda, nawet najmniejsza czynność przypominała mu o tym zniewalającym spojrzeniu bruneta, o jego silnych dłoniach, o przyjemnym dla ucha głosie i wręcz zabójczym uśmiechu. Miał nadzieję, że to tylko zasługa jego niesamowitych wyczynach w łóżku, a tu się okazuje, że jednak nie. A przynajmniej nie była to jedyna przyczyna. Podniósł wzrok, aby zapytać o coś jeszcze kolegę, ale aż sapnął i odsunął się na krześle.
Ryunosuke.
Się.
Uśmiechał.
Jego kąciki ust były lekko uniesione ku górze, oczy lśniły radosnym blaskiem, a na policzkach można było zauważyć delikatne rumieńce. Wychylił się nieco, aby podejrzeć to, w co się tak wpatrywał młodszy chłopak i kiedy zauważył napis na serwetce, wyszczerzył się wesoło.
- No zobacz, jednak cię lubi!
A Akutagawa tylko poszukał wzrokiem Atsushiego i gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, uniósł serwetkę i skinął głową.
Dazai:
Uśmiechnął się i mrugnął do niego.
- Niestety, to tylko na specjalne zamówienie. A więc mała kawa dla małego człowieka~ - mruknął, wpisując zamówienie.
Atsushi zaskoczony pytaniem rudego zarumienił się mocno.
- D-Dazai? Nie, skąd. On się tylko wygłupia, m-mi się podoba ktoś inny. Bardzo przepraszam - ukłonił się i szybko poszedł na kasę. Co to w ogóle miało być?
Oczywiście, że mógł się tylko uśmiechnąć. Ale to by było za proste. A tak, to ta kobieta opowie później o tym swoim innym koleżanką i przyjdzie ich tu jeszcze więcej. I interes się kręci.
Gdy wrócił za blat, popukał Atsushiego po ramieniu.
- Obserwuj swojego ulubieńca. Na serwetce, którą miał pod kawą, dałeś mu liścik z pytaniem, czy się z tobą umówi~ - wyszczerzył się, dokładając babeczki na wystawę.
- Dazai! - chłopak gdyby mógł, zapadłby się pod ziemię.
- Jeszcze mi za to podziękujesz. Teraz wszystko w twoich rękach.
W końcu to, że Osamu był wiecznym samotnikiem nie znaczyło, że i jego znajomi mają tacy być. Co to to nie.
Tego dnia nie mieli dużego ruchu, więc mógł sobie pozwolić na przypatrywanie się gościom. Grupka koleżanek studentek, stare małżeństwo, jakaś randka, Akutagawa oraz Chuuya. W jakiś dziwny sposób Dazaia intrygował widok rudego. Zniknął po seksie nawet się nie żegnając, a teraz przychodzi do kawiarni, flirtuje z nim - w końcu ten tekst o najlepszym co mają, to było flirtowanie, nie? - jakby nigdy nic? O co tu chodziło? Zamyślony lekko ociągnął bandaż na szyi. Cóż, chyba nie powinien się tym tak przejmować.
W końcu jednak nadszedł moment zamknięcia kawiarni. Po szybkim sprzątnięciu i rozliczeniu kasy, wszyscy pracownicy w tym Dazai i Atsushi wyszli na wieczorne powietrze.
- Ktoś na ciebie czeka. - wskazał na Akutagawę siedzącego na ławce niedaleko. - Dasz sobie radę~ - popchnął go w jego kierunku, a sam postanowił pójść do baru.
Chuuya:
- Czy to znaczy, że mam nie przeszkadzać gołąbeczkom i nie wracać dzisiaj do domu? - wciąż chwalił się całym uzębieniem, które zaraz by stracił, bo Ryunosuke zamachnął się na niego pięścią. Znowu poczuł zazdrość, jednak tym razem spowodowana ona była nomen omen szczęściem kolegi. W końcu jeśli inkubowi układał się związek z człowiekiem, co zdarzało się niesamowicie wręcz rzadko, to był najszczęśliwszym demonem pod słońcem. A jeśli nie, umierał w męczarniach. Aż zadrżał, kiedy przypomniał sobie, że od dawna nic nie jadł. Czy jego również czekał taki los? Spojrzał w stronę kasy i zaskoczony uniósł brew. Czemu Dazai patrzył na niego z takim zamyślonym wyrazem twarzy? Normalnie odpowiedziałby mu zalotnym mrugnięciem czy wysłałby mu buziaczka, ale przez te "przyspieszone uczucia" zarumienił się i odwrócił wzrok. Tak, bo najlepiej zwalić winę na nić przeznaczenia, to zawsze wszystko jest przez nią.
Zapłacili Atsushiemu za pyszne kawy i ciastka, co było dość trudne, bo chłopakowi co chwila monety wypadały z dłoni i nie mógł wyrwać paragonu, ale kiedy w końcu mu się udało, Chuuya musiał użyć całej swojej siły woli, by go nie wyśmiać. Bo, naprawdę, kto się tak zachowuje przy obiekcie swoich westchnień?
- Zamierzasz tu na niego poczekać? - spytał zdziwiony, kiedy Ryunosuke po prostu usiadł na ławeczce nieopodal i wyciągnął książkę. - Jeszcze trochę zostało do zamknięcia kawiarni pewnie...
- Mam czas - powiedział szybko, napinając mięśnie. Chuuya wzruszył tylko ramionami. - A ty znajdź jakiś sposób na zaciągniecie Dazaia do łózka. W sumie nie powinno to być trudne, on cię pożera wzrokiem.
- Weź spadaj.
Wpychając ręce do kieszeni, odszedł od kumpla w kierunku ich wspólnego mieszkania. Nie miał najmniejszego zamiaru zmuszać Dazaia do seksu, ani tym bardziej opowiedzieć mu o zaistniałej sytuacji. Z jednej strony byłoby to nieczyste zagranie, jak szantaż emocjonalny, a z drugiej wyszedłby naprawdę żałośnie, prosząc go o kolejny numerek. No i nawet jeśli był tylko inkubem, to uważał, że skoro się kogoś ko-koch... darzy głębszym uczuciem, to powinno się takie akty inicjować z poczucia miłości, a nie obowiązku.
Do bani to wszystko, uznał, wchodząc do mieszkania, gdzie od razu skierował się do swojego pokoju. Tam, by zapomnieć o powoli kiełkującym głodzie, osiadł do ozdobionego kolorowymi naklejkami laptopa i z nudów wszedł na portal społecznościowy. W sumie... Ciekawy, czy mu się to uda, wpisał imię i nazwisko Dazaia w wyszukiwarce. Zapamiętał znaki dzięki plakietce na jego piersi.
- O, jest - mruknął pod nosem, po chwili wahania wysyłając zaproszenie do znajomych. Co teraz miałby...?
Co z moim specjalnym zamówieniem? - napisał w okienku wiadomości, wysłał i wiedząc, że mężczyzna jeszcze pracuje i pewnie nie ma czasu na Facebooka, poszedł do łazienki, żeby się umyć.
Dazai:
Udał się prosto do swojego ulubionego baru, gdzie za młodzieńczych lat często pijał ze znajomymi z liceum. Dziś dla odmiany chciał spokoju, a nie szukania nocnej przygody.
- Whiskey z lodem proszę. - rzucił do barmana siadając przy barze i wyciągając z płaszcza telefon. Czas w końcu sprawdzić co się działo w świecie. Po szybkim przeglądzie wiadomości w czasie którego dowiedział się o paru wypadkach, kolejnym samobójstwie poprzez rzucenie się pod pociąg oraz zaginionym samolocie, zajrzał na największy zjadacz czasu czyli portal społecznościowy. Widząc zaproszenie dość mocno się zdziwił. W końcu od dawna nie spędzał dłużej czasu z kimkolwiek więc kto... Zaraz jednak uśmiechnął się lekko. Musiał przyznać, że podziwiał pamięć demona, że tak szybko zapamiętał znaki z plakietki. Jednak przyglądając się imieniu rudego nie mógł powstrzymać śmiechu. Tak, to imię idealnie pasowało do tego maluszka. Popił drink i przyjął jego zaproszenie, zaraz też odczytując wiadomość. Jeśli to nie był flirt to Osamu wypije drink z denaturatem. Chwilę przyglądał się kostce lodu myśląc co odpowiedzieć rudzielcowi.
Jako iż jest to specjalne zamówienie musi pan na niego nieco poczekać, panie Nakahara. W tym momencie biszkopt namacza się w alkoholu. Serdecznie dziękujemy za wyrozumiałość.
Dawno już z nikim tak nie pisał, zazwyczaj jego rozmowy ograniczały się do sprawy pracy lub wyjść do baru. Miła odmiana. Po chwili postanowił napisać coś jeszcze i naprawdę chciałby zobaczyć minę mężczyzny gdy odczyta wiadomość.
Miło było cię znowu zobaczyć. Ale mów głośniej następnym razem, wiem, że potrafisz~
Dopił drink i wyszedł z baru postanawiając się przejść i to dla odmiany nie w poszukiwania kompana na noc, a raczej rekreacyjnie. Następnego dnia miał wolne i mógłby zaszaleć... Ale o dziwo nie miał na to ochoty. Zastanawiało go, czemu Chuuya najwidoczniej próbuje utrzymać jakiś kontakt. Przecież wcześniej mówili, że to był jeden raz. Nie mieli najmniejszego powodu by ciągnąć znajomość. A jeśli demon chciał seksu... Cóż, brunet wątpił, że by odmówił ponownie takiej dobrej zabawie, chociaż było to wbrew jego zasadom.
Chuuya:
Uśmiechnął się, kiedy po umyciu się, mógł przeczytać odpowiedz Dazaia. To mile z jego strony, że jednak chciał z nim utrzymać kontakt i go nie zignorował. A przecież mógł to zrobić, rudzielec tak właśnie by się zachował, gdyby był na jego miejscu.
Za tak długie czekanie myślę, że powinienem dostać jakiś gratis na koszt firmy. Nie uważasz? A jeśli chcesz, żebym mówił głośniej, musisz sobie zasłużyć. Ziewnął i przeciągnął się. Głód dokuczał mu coraz bardziej, ale pewnie jeszcze przez jakiś tydzień czy pięć dni mógł funkcjonować jak zawsze. Nie miał pojęcia, co będzie później, ale starał się o tym nie myśleć. W końcu nie warto przejmować się smutnymi rzeczami, jakie mają nieuchronnie nadejść.
Jednak pomylił się i to bardzo. Nagle zgiął się w pól, jakby ktoś uderzył go z całej siły w brzuch, a spomiędzy jego ust wydobył się krzyk. Cale ciało paliło go żywym ogniem, a mięśnie atakowały nieznośnym bólem nawet przy najmniejszym ruchu. Zacisnął zęby, chcąc ograniczyć jakoś żałosne jęki i upadł na łózko, w gorączce przytulając jedna z wielu poduszek. Zanim zemdlał z bólu pomyślał, że ludzie mają rację, kiedy mówią, że miłość boli.
Ryunosuke obudził go następnego dnia, kładąc mu worek z lodem na czoło. Mruknął z niezadowoleniem na to nagle zimno i odepchnął go od siebie.
- A ty nie ze swoim chłopakiem?
- Wolisz, żebym cię zostawił i poszedł do niego?
- ...
- No właśnie.
Kolega opowiedział mu, że randka z Atsushim poszła mu zaskakująco dobrze. Wyjawił nawet, że jest inkubem, co na początku spotkało się ze sporym zaskoczeniem i niedowierzaniem ze strony młodszego chłopaka, ale ostatecznym dowodem były skrzydła i ogon. Na pytanie Chuuyi, czy poszli do łózka, Akutagawa pstryknął go w nos.
- To Atsushi, a nie Dazai. On nie jest taki.
Rudzielec pokiwał głowa, przyznając mu rację.
- Krzyczałeś w nocy i rzucałeś się na łózko, jakby cię coś opętało - powiedział Ryu po dłuższej chwili milczenia. - Jeśli nie powiesz Dazaiowi, co się dzieje, sam go tutaj zaciągnę i siłą wsadzę ci w dupę jego chuja.
- Nie wiedziałem, że lubisz trójkąciki.
- Chuuya, ja ciebie proszę.
Krzywiąc się z bólu, odwrócił się do niego plecami. Nie miał ochoty wysłuchiwać rozsądniejszego mężczyzny, chociaż cale jego ciało krzyczało, że powinien już teraz, zaraz, natychmiast się pożywić. Westchnął drżąco, ze wstydem zauważając, że się rozkleił. Szybko wytarł łzy, aby kolega ich nie zauważył, choć pewnie było już za późno. To bolało. Nie tylko to okropne uczucie, jakby w jego mięśnie były wbijane gwoździe, ale i sama ta sytuacja. Mimo wszystko Chuuya był niepoprawnym romantykiem, nawet jeśli potrafił kiedyś codziennie zaliczać innego faceta. Gdy dawno temu wyobrażał sobie, że znajdzie przeznaczoną sobie osobę, to myślał, że będzie miał czas, by obudzić w niej ciepłe uczucia, rozpalić miłość i jakoś tak naturalnie przeżyliby swój pierwszy raz. Chciał pójść na randkę i sprawić, że jego ukochany patrzyłby na niego, jakby był jedynym, najwspanialszym mężczyzna, jakiego kiedykolwiek spotkał. Chciał być kochany. Uderzyło to w niego teraz naprawdę mocno. On chciał, aby Dazai go pokochał. A teraz co? Miał do niego podejść i mu powiedzieć "Hej, słuchaj, musimy się regularnie pieprzyć, żebym mógł żyć"? To było zbyt uwłaczające i Chuuya nie chciał sprawiać mężczyźnie więcej problemów. W końcu tamtego wieczora zaopiekował się nim i uchronił przed zgwałceniem jakiejś przypadkowej osoby. Po raz pierwszy w życiu żałował, że był inkubem.
- Wiem, że mnie później za to zabijesz - usłyszał gdzieś przy drzwiach - ale napisałem do Dazaia z twojego konta, żeby tu przyszedł. Było się wylogować.
Nie miał nawet siły, aby się dostatecznie zezłościć i tylko przytulił mocniej poduszkę do piersi.
Dazai:
Na gratisy trzeba sobie zasłużyć, na przykład cierpliwością odpisał, po czym wyłączył internet w telefonie. Oczywiście, jego "rekreacyjny spacer" zakończył się tym, że napotkał na swej drodze piękną zagubioną damę... A przecież nie mógł jej zostawić samej czyż nie? Tak więc tą noc, pierwszą od jakiegoś czasu nie spędził samotnie, jednak już sam obudził się w łóżku. Kobieta musiała wczesnym rankiem go opuścić, a jej miejsce w łóżku zajął Oda.
- Jak to jest, że co rano budzę się z kotem w łóżku, a nie z piękną damą u boku? - pogłaskał kocura po puchatym brzuszku - Są żarty o starych pannach z kotami, a co z facetami? To jawna dyskryminacja.
Dość długo leniuchował w łóżku myśląc nad paroma sprawami. Po pierwsze Atsushi i ten jego amant. Skoro czarnowłosy znał się z Chuuyą to czy to znaczyło, że i on był inkubem? Jeśli tak to był naprawdę cierpliwy w dobieraniu sobie tej ofiary. Chociaż szczerze wątpił, by chłopak po pierwszej randce dał się przelecieć. To nie był ten typ człowieka, pewnie nawet za rękę się nie złapali. Będzie musiał wypytać go w pracy jak było. Drugą męczącą go myślą był właśnie rudy demon. Czemu znowu pojawił się w jego życiu i czemu próbuje nawiązać kontakt? Znaczy, już nawiązał. Czemu się na to zgodził? To głupie, powinien jak zawsze zapomnieć o swoim nocnym towarzyszu, tak jak zapomina się o wyrzuconym papierku. Nic wartego zaprzątania sobie głowy.
W końcu jednak Oda wstał i głośno miaucząc oznajmił, że pora na śniadanie. A kot to pan i władca, więc Osamu musiał wygramolić się z łóżka. Przy śniadaniu tradycyjnie zerknął na informacje ze świata, a potem w wiadomości. Widząc wiadomość od Chuuyi zmarszczył brwi. Zapraszał go do siebie i chciał wyjaśnić czemu wtedy zniknął? Dazai westchnął ciężko zerkając za okno. Powinien pójść? Cóż, pewnie skończy się seksem, więc powinien odpuścić... Ta, jasne. Bo odmówi kolejnej dobrej zabawie. Nie odpisał specjalnie, niech rudy się zastanawia czy barista złoży mu wizytę.
Tymczasem on się ogarnął i wyszedł. Ponieważ ulica którą miał podaną w wiadomości nic mu nie mówiła dłuższą chwilę błądził po mieście. W końcu jednak znalazł się w odpowiednim miejscu i zapukał do drzwi. Gdy nikt mu nie odpowiedział pokręcił głową. Co to za maniera, najpierw go zaprasza, a potem nie chce wpuścić?Jego strata. Już miał odejść gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Akutagawa, gotowy do wyjścia.
- Chuuya jest w swoim pokoju. Nie wrócę dzisiaj na noc, więc bawcie się dobrze - mruknął odchodząc. Brunet spojrzał za nim po czym wzruszył ramionami. Nie jego interes. Wszedł do środka i zamknął drzwi wejściowe.
- Chuuya? Nie ładnie tak zapraszać kogoś i nie przywitać go w drzwiach - zawołał. Super, że jest w swoim pokoju. Gdyby on jeszcze wiedział który to.
Chuuya:
Akutagawa, jak na dobrego kumpla przystało, po kilku chwilach pomógł Chuuyi się umyć i przebrać w jakieś luźniejsze ciuchy, bo niemal kleił się od potu. A nie było to łatwe, kiedy starszy demon co chwila skomlał z bólu i wzbraniał się przed jakimkolwiek dotykiem. Nie spodziewał się, że głód po tym, jak się przespał z przeznaczoną sobie osobą, może objawiać się czymś takim. Gdy wtedy był u Dazaia, odczuwał jedynie niesamowite podniecenie i coś jakby skręt żołądka. Był na siebie cholernie zły, że nie sprawdził wtedy nici, tylko co by innego zrobił? Dazai naprawdę mu pomógł. Syknął, gdy pomyślał o mężczyźnie i złapał się za pierś. W wielu głupich romansidłach, jakie z nudów czasami czytał, było opisane to, jak w sercu można było poczuć przyjemne ciepło, gdy myślało się o ukochanej osobie, ale inkub zamiast ciepła był zalany istnym żarem.
- Myślisz, że naprawdę przyjdzie? - wydyszał, patrząc jak współlokator przynosi do jego pokoju dwie szklanki, butelkę wody i talerz ciastek. - Przecież to Dazai.
- Jeśli przyjdzie, to możemy mieć nadzieję, że jeszcze trochę pożyjesz. A jeśli nie to trudno, miło było cię poznać.
- Ale z ciebie dupek.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a Chuuya spanikowany i ignorując ból, rzucił się na Ryunosuke i przygwoździł go do ziemi. Po chwili szamotaniny wyższy mężczyzna oczywiście wygrał, wtoczył kolegę z powrotem na łózko i poszedł otworzyć drzwi przybyłej osobie. Jęknął i wtulił się w poduszkę. Najchętniej siedziałby cicho i udawał, że nie istnieje, ale domyślał się, że Dazai i tak sprawdziłby każdy pokój w poszukiwaniu demona.
- Drzwi z mangozjebskim plakatem - powiedział głośno, starając się brzmieć jak ktoś, kto wcale nie umiera z bólu. Kiedy Dazai wszedł do środka, usiłował podnieść się do siadu, ale poskutkowało to tylko kolejnymi falami bólu. Stęknął i opadł na poduszki.
- Czemu tutaj przyszedłeś? - spytał niezbyt miło, ignorując to, że brzmiał jakby był po całonocnej imprezie. Mówił cicho i z chrypka. - To Ryunosuke do ciebie napisał, nie ja. Sorki za to. Możesz już iść.
Zasłonił oczy ramieniem i westchnął. Obecność Dazaia działała kojąco. Wciąż miał wypieki na twarzy, ale gorączka jakby zelżała. I skończyły się te potworne zawroty głowy. Zagryzł wargę, w razie gdyby przypadkiem miałby coś głupiego powiedzieć albo zaproponować szybki numerek. Po pierwsze - nie chciał, a po drugie - i tak nie był w stanie się poruszyć.
Dazai:
...że jakie drzwi? Ale cóż, podszedł do ładnych, białych drzwi ozdobionym dużym plakatem z jakiejś bajki. Nigdy nie był specjalnym fanem, a odkąd zaczął pracować już kompletnie się nie orientował co jest czym więc tytuł nic mu nie mówił. Wzruszając ramionami wszedł do środka i przeżył mały szok. Ta masa poduszek, pluszaków, plakatów i tych wszystkich innych dupereli niemalże zwaliła go z nóg. I kapelusze. Miały specjalnie miejsce na ścianie, a jeden był brzydszy od drugiego.
- Ryunosuke? A więc tak się nazywa ten amant Atsushiego? Dobrze wiedzieć. A przyszedłem... Nie wiem. - usiadł na krześle przy biurku i przyjrzał się rudemu. - Jesteś chory? Głos ci drży.
Wstał i podszedł do niego, zaraz kładąc mu rękę na czoło. Było cieplejsze niż normalnie.
- Trzeba się było nie szlajać po panienkach nocami to byś nie był chory. Nie jestem opiekunką do wynajęcia, jeśli o to chodziło twojemu koledze, jak się domyślam również inkubowi.
Otworzył butelkę z wodą i nalał jej do szklanki. Irytowało go to, że demon nic nie mówił. Był zły na niego czy coś?
- Napij się i spróbuj zasnąć czy coś. Brałeś jakieś leki? - czemu on się w ogóle pytał o takie coś? Czemu on tu jeszcze był? Powinien wyjść jak tylko usłyszał, że to nie Chuuya do niego pisał. Chociaż jakoś w głębi serca czuł zawód, że to nie rudy zabiegał o spotkanie. - Powinieneś być bardziej odpowiedzialny, a nie zachowywać się jak gówniarz... Chociaż patrząc po twoim pokoju się nie dziwię. Ale skoro to wszystko to będę już szedł, nic tu po mnie.
Wyprostował się, chcąc sobie iść jednak Chuuya go zatrzymał.
- Wiesz, niezbyt cię rozumiem. Mówisz mi, że mam sobie iść, a teraz mnie zatrzymujesz. I czemu w ogóle zacząłeś do mnie pisać. Powinniśmy o sobie zapomnieć w momencie gdy zamknąłeś drzwi od mojego mieszkania - spojrzał w te jego niebieskie oczy i usiadł na łóżku, mierzwiąc dłonią swoje włosy - Jeśli uważasz to za zabawne, to przestań.
Chuuya:
W pierwszym odruchu chciał się od niego odsunąć, ale nie zdążył, dzięki czemu ze zdziwieniem zauważył, że dotyk mężczyzny przyniósł mu ukojenie. Głowa przestała mu pulsować ostrym bólem. Co to za cholerne ręce które leczą!? A poza tym... czy on się martwił o demona? Poczuł w sercu kiełkująca wdzięczność, co było dość przyjemne.
Już otwierał usta, żeby go poprawić, bo w końcu za kobietami nie przepadał, kiedy poczuł znajomy zapach dobiegający z Dazaia. Uprawiał seks niedawno, jako inkub mógł to pewnie stwierdzić. Zagryzł wargę o wiele mocniej, czując zalewającą go zazdrość. Szlag, przecież wiedział, że Dazai lubił znajdować sobie towarzystwo na jedna noc, wiec czemu to aż tak bolało? Nawet nie słuchał tego, co on mówił, zajęty mordowaniem go w myślach na najróżniejsze sposoby, ale kiedy ten wstał, instynktownie przysunął się do niego i chwycił za nogawkę spodni. Zamrugał zdziwiony. Zaraz, przecież nawet nie chciał tego zrobić... Spojrzał na niego przepraszająco i wrócił do bycia zwinięta, żałosną kulką na środku łóżka.
- To nie jest zabawne - powiedział cicho, przymykając oczy. - Ani trochę. To cholernie poważne.
Zatrząsł się. Nawet jeśli Dazai siedział tak blisko, to wciąż czuł nieznośny ból w mięśniach, uniemożliwiający mu nawet i logiczne myślenie. Jęknął głośno i objął się ramionami. Nie chciał, żeby mężczyzna widział go w takim stanie, ale nie wiedział jak powstrzymać te katusze.
- Nie mogłem wtedy z tobą zostać, nie wiedziałem co robić. Pobiegłem do Ryunosuke po pomoc, ale to nic nie dało. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym był normalnym człowiekiem.
Jakimś cudem był w stanie wypluwać z siebie te słowa, choć szło mu to z pewnym oporem. Zacisnął powieki, starając się powstrzymać łzy przed wypłynięciem. Używając całej siły, jaka mu tylko została, podniósł się do siadu i spojrzał na Dazaia. Uśmiechnął się krzywo.
- Gdybym ci powiedział, że chciałbym się z tobą umawiać, odmówiłbyś, prawda? Nie chcesz się z nikim związywać, prawda? To przecież nie w twoim stylu - jego głos drżał niekontrolowanie, ale nie mógł nic na to poradzić. Poza tym, skoro i tak pozostało mu niewiele czasu, mógł sobie pozwolić na mówienie co tylko ślina na język przyniesie.
- Naprawdę, że też musiałem akurat na ciebie trafić, jesteś najgorszą osobą, w jakiej można się zakochać - zgiął nogi w kolanach i oparł o nie skrzyżowane ramiona.
- Wyjdź stad.
Nie zostawiaj mnie!
- Nie chce cię już więcej widzieć.
Nie odchodź!
- Zapomnij, że kiedykolwiek się spotkaliśmy.
Błagam, odpowiedz na moje uczucia!
Nie miał nawet dość sił, aby wytrzeć policzki mokre od łez.
Dazai:
Patrzył na tą kulkę nieszczęścia czekając, aż się odezwie. Poważne? Więc czemu do cholery nic nie powie? Gdy demon się w końcu odezwał... bredził bez sensu. Nie wiedział co robić? Pobiegł po pomoc? O cholerę tu chodziło?
- Chuuya, nic nie rozumiem co do mnie mówisz. Czy gorączka rozgotowała ci mózg?
Zaraz jednak zamarł, gdy usłyszał jego następne słowa. Umawiać? Zakochał się? Mężczyzna miał mętlik w głowie, dla niego świat się na moment zatrzymał. Zaraz jednak znów przyspieszył przy kolejnych słowach demona.
- Pieprzenie. - warknął popychając go na poduszki i zawisł nad nim, mocno ściskając jego ręce, chociaż i tak wątpił, by demon miał siły by go odepchnąć.
- Nie wiem, który z nas jest większym kretynem... Ale patrz na mnie! - uniósł głos, gdy rudy odwrócił wzrok. - Jeśli chcesz kogoś wygonić, powinieneś to mówić z większym przekonaniem. Nie w moim stylu? A co ty w ogóle o mnie wiesz, co? Od czasu naszego spotkania tylko raz się z kimś przespałem. Ciągle siedzisz mi w głowie ty ruda cholero. Wyjdź z niej! Po czym nagle przychodzisz do tej cholernej kawiarni, z tym swoim cholernym uśmiechem i zalotnym spojrzeniem, flirtujesz i teraz co? Każesz mi o sobie zapomnieć? Czy ty słyszysz samego siebie? Tak, nie związuje się z nikim. Nie wierzę w miłość, czym to w ogóle jest? Tylko niepotrzebne ranienie się nawzajem w głupi sposób, dążenie do nieuniknionego rozstania. - oparł czoło o jego i westchnął ciężko. - Ale nigdy nie powiedziałem, żebym nie spróbował się z kimś umawiać.
Pocałował go w czoło delikatnie. Dziwił się sam sobie, że mówił takie rzeczy. Normalnie nigdy nie uzewnętrzniał swoich uczuć. Wszystko wyśmiewał lub zakładał jedną z tysiąca masek, więc czemu tym razem tego nie zrobił? Czemu po prostu nie wyszedł? Ale czuł gdzieś w środku, że gdyby wyszedł to nigdy by więcej go nie zobaczył. Usiadł obok niego na łóżku i sam napił się wody.
- A teraz łaskawie wyjaśnij mi o co w tym wszystkim chodzi i błagam przestań ryczeć. Wyglądasz jak narkoman na głodzie tak swoją drogą. Wiesz, jeśli nie wyrzuciłem cię z domu po tym jak okazałeś się demonem, to raczej już niczym mnie nie odstraszysz.
Chuuya:
Wciągnął ze świstem powietrze, gdy znowu wylądował na poduszkach. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, więc nieco zdezorientowany odwrócił wzrok, ale zaraz ponownie zogniskował go na wiszącym nad nim mężczyźnie. Miał wrażenie, że jego ciemne oczy potrafiły spojrzeć w głąb demona i poznać wszystkie najciemniejsze sekrety.
Przełknął ślinę, drżąc przez tę niekomfortową sytuację. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Dazai mógłby zmagać się z podobnymi niemu, sprzecznymi emocjami. Nie wyglądał na osobę, która przejmuje się innymi, która mogłaby po jednej, nic nie znaczącej nocy, zapamiętać zwykłego inkuba, ale jednak coś go przyciągnęło do Chuuyi. Chciał mu odpowiedzieć, że miłość to nie tylko rany, że to też szczęśliwe i ciepłe wspomnienia i wiele innych przyjemnych rzeczy, ale w momencie, w którym otworzył usta, Dazai pocałował go w czoło. Otworzył szeroko oczy, kiedy całe napięcie i ból, jakie nękało ostatnio jego ciało, odeszło w zapomnienie, a zastąpiło je delikatne ciepło.
Usiadł, wytarł łzy i pociągnął smętnie nosem.
- Już wszystko w porządku - skłamał gładko. - Dla demonów seksu miłość jest czymś przerażającym, co nie powinno się zdarzyć, dlatego na widok nici zareagowałem tak, a nie inaczej.
Na pytający wzrok Dazaia uniósł lewa dłoń i skupiając się nieco bardziej niż zwykle, pozwolił mu również dojrzeć czerwona nić przeznaczenia, jaka łączyła ich małe palce. Niestety, miał siły tylko na to, aby widoczna ona była jedynie przez kilka sekund. Odetchnął zmęczony i oparł się o jego ramię. Gdyby miał rogi, byłby o wiele potężniejszym demonem, ale one wyrastają tylko u tych inkubów czy sukkubów, które przespały się z osobą, która ich kocha. Konieczna jest tu dwustronna miłość.
- Wiem, że to zabrzmi jak w gównianym filmie dla nastolatek, ale jesteśmy sobie przeznaczeni - prychnął nieco ironicznym śmiechem. Wciąż kręciło mu się w głowie i lekki ból w mięśniach powrócił, ale wciąż było lepiej, niż przed kilkoma godzinami. Jednak wciąż nie miał zamiaru powiedzieć Dazaiowi prawdy o niciach przeznaczenia. Nawet jeśli go to zabijało, to chciał, aby ten drugi również go pokochał i dopiero wtedy skonsumował z nim związek. Był uparty jak osioł.
Dazai:
Nie wyglądał jakby było w porządku, więc Osamu pogłaskał go po głowie, chcąc dodać nieco otuchy.
- Nie powiem, że tego nie rozumiem... Znaczy nie rozumiem czemu aż tak bardzo was to przeraża, ale też pewnie bym się dziwnie poczuł.... Czekaj nić? - spojrzał na niego pytająco. Jaka znowu nić do cholery. Czy świat nie może być chociaż w małym stopniu normalny? Widząc mały czerwony sznurek łączący ich małe palce miał ochotę uderzyć głową o ścianę. Czerwona nić przeznaczenia. A on myślał, że to durne stare bajeczki dla romantyków. I co jeszcze, może rzeczywiście wyrzucone rzeczy zmieniały się w demony? Jakoś dziwnie mu teraz było myśleć o tych wszystkich opowieściach, które tak bardzo były lubiane w ich kraju.
- Przesrane. Naprawdę, nie mogłeś sobie znaleźć kogoś lepszego? Jestem najgorszym człowiekiem, którego sobie można wybrać, jak już sam mówiłeś - westchnął ciężko i zerknął na swój mały palec. A więc nie miał wyboru co? Dobrze wiedział, że los jeśli już coś zdecydował, to zdania nie zmieniał. Okrutne, ale prawdziwe.
- Skoro najwidoczniej będziemy teraz spędzać ze sobą więcej czasu... Porozmawiajmy - złapał go za rękę, odwracając wzrok. Nie umiał być romantyczny, nie miał pojęcia jak to wszystko działa. Tak, ten wyrywacz, który zmienia partnerów niemalże co noc był bezradny jeśli chodziło o uczucia i demon mógł to teraz z łatwością zobaczyć. - Po pierwsze... Dlaczego jesteś w takim stanie? Znowu się głodzisz? Jeśli chcesz, a wiem że chcesz, to mogę ci z tym pomóc - uśmiechnął się
I tak też zaczęli rozmowę. Dazai dość niechętnie opowiadał o sobie, chociaż mówił o wszystkim dość spokojnie. Bez mrugnięcia okiem opowiedział o masie prób samobójczych z czasów liceum, o wyrzuceniu z domu i wpadnięciu w złe towarzystwo, przez które to zasmakował w seksie. Pokrótce wspomniał o swoim przyjacielu, który pomógł mu stanąć na nogi i na którego cześć została nazwana przybłęda, którą znalazł w dniu dostania pracy w kawiarni.
- Niezbyt to wszystko ciekawe, nie? - zakończył opowieść i ziewnął. Z chęcią by się przespał.
Chuuya:
Zmarszczył brwi.
- To nie tak, że ja sobie ciebie wybrałem. Każdy rodzi się z tą nicią, jest z nami od zawsze. A jeśli ktoś urodził się bez niej, znaczy to, że jego przeznaczona osoba jeszcze się nie narodziła. Poza tym - zarumienił się mocno - to nie moja wina, że jesteś taki pociągający, a ja mam posrany gust. No i nie mówię przecież, że musisz odpowiadać na moje uczucia, do niczego cię nie zmuszam. Nić nie jest wyrokiem - w myślach dopowiedział "dla ciebie". Bo w końcu dla inkuba to był wyznacznik losu, co dodatkowo potwierdziła lekka fala bólu. Zagryzł wargę i na moment przymknął oczy, starając się skopić całą uwagę na siedzącym obok Dazaiu.
Zdziwił się, słysząc tę niepewność w głosie mężczyzny. Przecież był taki wygadany, pewny siebie i charyzmatyczny. Wiec nawet on miał delikatniejszą stronę, tak? Chuuya w myślach uznał to za naprawdę rozkoszne i ścisnął lekko jego dłoń, chcąc dodać mu odwagi.
- Nie głodzę się. Znaczy... skoro zakochałem się w tobie, to byłoby to nie w porządku, gdybym chodził do łózka z jakimiś randomowymi osobami, prawda? - wzruszył ramionami. Cóż, akurat w tym nie skłamał, chociaż całej prawdy też nie powiedział.
Z uwagą wysłuchiwał jego historii, układając się razem z Dazaiem tak, by wyższy z nich opierał się o poduszki, a rudzielec usiadł pomiędzy jego nogami i plecami oparł się o jego klatkę piersiową. Cały czas trzymali się za dłonie, ale wolną rękę Chuuya wygiął tak, by mógł wpleść palce w ciemne kosmyki ukochanego i bawić się nimi. Zrobiło mu się przykro, gdy usłyszał o Odzie Sakunosuke. Dazai mówił o nim z nostalgią i ciepłem, a za każdym razem, gdy wspominał to imię, niekontrolowanie zaciskał dłoń. Naprawdę musiał cenić tamtego mężczyznę.
- Nie mów tak - spojrzał na niego z naganą. - Ciekawi mnie twoje życie, a nie spodziewałem się usłyszeć czegoś takiego.
Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie, że on też w sumie został wypędzony z domu rodzinnego.
Widząc, że mężczyźnie zamykają się oczy, zaproponował mu, aby został na noc. W końcu im więcej razem przebywają, tym lepiej dla inkuba, a ten już prawie nie czuł bólu, jednak drżenie jak w delirium nie ostało. A swoją historię opowie mu jutro.
Dazai:
Uśmiechnął się na ten komplement.
- A więc jestem pociągający co? Dobrze wiedzieć - zaraz jednak westchnął cicho. - Jeśli los nas połączył - na to słowo prychnął cicho - to raczej nie ma od tego ucieczki.
- Czyli, że od naszego spotkania i momentu jak sobie uświadomiłeś to i owo to z nikim się nie spotkałeś? Jak długo możesz pociągnąć bez seksu? Nie sądziłem, że jesteś romantykiem. Nie ma co się męczyć, bo znowu skończysz jak wtedy, gdy się spotkaliśmy - jakoś nie wierzył mu, że wszystko jest dobrze. Gdyby było dobrze, to nie wyglądałby jak trup jeszcze kilka minut temu. Bruneta zastanawiało co takiego się stało, że rudy poczuł się nagle lepiej.
Pierwszy raz siedział z kimś w taki sposób, było to... dziwne. Ale też przyjemne, to czucie delikatnego ciężaru drugiej osoby, jej ciepła... O nie, bo jeszcze mu się to spodoba.
- Historia jakich wiele. Nic ciekawego - wzruszył ramionami. Odzie zawdzięczał to kim był teraz. To on znalazł mu mieszkanie, pomógł mu zerwać większość kontaktów ze starymi znajomymi. Okropnie za nim tęsknił. - A czego się spodziewałeś?
Przystał na spędzenie nocy wraz z rudym. Nie miał ochoty wracać do domu, chociaż wiedział, że gdy to zrobi, przywitają go zjebki od Ody. Zawsze tak było, gdy nie wracał na noc. Całe szczęście, że następnego dnia miał dopiero popołudniową zmianę.
Chuuya:
Mocno przyciągnął go do siebie za przód koszuli.
- Powiedziałem już, że masz prawo wyboru, więc nie pierdol mi tutaj o tym, że "nie ma ucieczki". Jak chcesz, to możesz mieć mnie w dupie i odejść nawet teraz, skoro tak bardzo nie podoba ci się to połączenie.
Odwrócił się od niego tak, że teraz Dazai widział tylko jego profil. Zastanowił się, czy może znowu go tak wykorzystać. W końcu ostatni raz uprawiali seks z miesiąc temu, a normalnie inkuby i sukkuby wytrzymują bez energii życiowej nieco ponad trzy tygodnie.
- Jakoś daję radę - uśmiechnął się sztucznie.
- Spodziewałem się, że jesteś bogatym bachorem i rodzice postanowili wykopać cie z domu, żebyś nauczył się odpowiedzialności - wzruszył ramionami.
Dazai:
Zaskoczyła go taka reakcja rudego, nie miał pojęcia co go tak zdenerwowało. Przecież jedynie stwierdził fakt.
- Nie powiedziałem, że mi się to nie podoba. No i wolę, żebyś to ty mnie miał w dupie - uśmiechnął się.
Prychnął cicho i na to jego "daje radę". Jakoś na to nie wyglądało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz