soulmate (3)


Atsushi:
Następne dni mijały spokojnie, nikt nie zwrócił uwagi na brak bandany na jego nadgarstku, co przyjął z ulgą. Mieli kilka mniejszych zleceń, kilka morderstw. Norma. Jednak normę tę zachwiała sprawa śmierci jego starego kata - dyrektora sierocińca, który zmarł w okolicach mafijnych, potrącony przez tira. Po śledztwie okazało się, że mężczyzna szukał go... bo chciał go przeprosić. Teraz nie wiedział jak się czuć, bo z jednej strony cieszył się, że ten potwór, który zgotował mu tyle cierpienia nie żyje, a z drugiej... czuł ogromny smutek, siedział na ławce na wybrzeżu i zwyczajnie płakał. Czy w końcu było mu wolno to robić? Czy dalej był śmieciem, który nie powinien tego robić? Nie miał pojęcia.

Akutagawa:

Gdyby w kolejnych dniach nie musiał zająć się kilkoma grupami napadającymi na mafijne magazyny, to uznałby ten czas za w miarę cichy i spokojny. Akurat znalazł pisarza, którego styl niesamowicie przypadł mu do gustu, dlatego wieczory i część nocy spędzał na czytaniu jego dzieł. Nawet kilka razy musiał odmówić Chuuyi i Tachiharze, którzy zapraszali go do baru, bo za bardzo wciągnął go świat książki, a bohaterowie i fabula nie pozwalali się od niej oderwać. Ale przecież nie można cały czas siedzieć w jednym miejscu. Znudziło mu się czytanie przy świetle nocnej lampki, dlatego jednego dnia postanowił zawędrować na nie-mafijne wybrzeże z książką i laptopem schowanym w torbie. Miał jeszcze do wypełnienia kilka dokumentów, a taka zmiana otoczenia dobrze mu zrobi i może nawet uwinie się z pracą szybciej dzięki nadmorskiej bryzie. Czy coś. Ubrany jak zwykły cywil (chociaż wciąż w czarno-białych kolorach), mógł uchodzić nawet za zwykłego studenta pobliskiej uczelni, który w przerwie miedzy zajęciami poszedł zając się swoimi notatkami lub pracą domową. Nikt nie mógłby podejrzewać, że to bezwzględny morderca, jeden z najwyżej postawionych członków Portowej Mafii.

 - To już przestaje być zabawne - stwierdził, gdy zauważył Nakajimę. Czy oni naprawdę muszą spotykać się akurat wtedy, gdy Akutagawa chciał odetchnąć, zrelaksować się? W pierwszej chwili postanowił po prostu odwrócić się i odejść, ale zaraz przystanął, gdy usłyszał płacz.

Robię się miękki - wyklinając na siebie w myślach, podszedł do soulmate'a. Domyślał się, dlaczego płacze, słyszał o śmierci tamtego mężczyzny, który wychował detektywa.

 - Cieknie ci z nosa - usiadł obok niego na ławce i rzucił mu na kolana paczkę chusteczek.

Atsushi:

Podskoczył wystraszony gdy nagle coś wylądowało na jego kolanach. Szklanymi oczami spojrzał na Akutagawę. Co on tu robił? I to wyglądając normalnie? Jednak cicho podziękował za chusteczki i się wysmarkał, zaraz wycierając łzy. Było mu teraz głupio, że ktoś kogo znał "przyłapał" go na płaczu.

 - To głupie, nie powinienem płakać za tym potworem... - zacisnął pięści patrząc w ziemię. Sam nie wiedział czy mówi to bardziej do siebie czy do niego. Był rozdarty, nie wiedział jak się ma czuć, nie wiedział co czuje. Z jednej strony chciał się śmiać i uśmiechać, że dyrektor nie żyje, z drugiej czuł się nagle samotny. Odetchnął głęboko kilka razy i spojrzał na mafiozo. Chciał zmienić temat, zapomnieć znowu o dyrektorze. Może teraz przestaną dręczyć go koszmary skoro odszedł?

 - Co ty tu robisz? I to bez płaszcza? - naprawdę, czy ten człowiek posiada same czarne ubrania? I znowu się spotkali bez rozpoczęcia walki. Czyżby Akutagawie się to znudziło?

Akutagawa:

Wpatrywał się w niego naprawdę długo, zanim cokolwiek odpowiedział.

 - Nawet jeśli go nienawidziłeś, to skoro cię wychował, możesz nazywać go ojcem. To oczywiste, że dziecko będzie płakać za rodzicem.

Skrzyżował ręce na piersi, żeby powstrzymać głupią ochotę, aby poklepać tygrysa po ramieniu. Nie był zbyt dobry w pocieszaniu i w ogóle nie miał pojęcia co robić, gdy ktoś płacze, ale czuł się naprawdę źle, kiedy widział swojego solumate'a zalanego łzami. To przez Znak, nie widział innego logicznego wyjaśnienia. Rzucił spojrzenie na torbę z laptopem i książką.

 - Chciałem popracować i poczytać. Nie spodziewałem się, że spotkam tu ciebie. Chociaż - przymknął oczy - nawet ja mam na tyle przyzwoitości, aby nie walczyć z kimś, komu akurat umarł ktoś z rodziny. Następnym razem ci się tak nie poszczęści.

Przerzucił jedną rękę przez oparcie ławki, a drugą zanurkował w torbie i wyciągnął książkę, której połowę już przeczytał. Otworzył ją na stronie zaznaczona złoto-fioletową zakładką (kolejny prezent od Higuchi) i zagłębił się w lekturze. Nie dane mu było jednak zbyt długo nacieszyć się wspaniałą historią, bo ciszę rozdarł ostry dźwięk przychodzącego smsa. Z westchnieniem sięgnął do kieszeni, wydobył telefon i po odczytaniu wiadomości, nie szczędząc przekleństw, wyrzucił go przed siebie tak daleko, że zniknął gdzieś w falach. Dlaczego akurat teraz Dazai przesłał mu jego zdjęcie w sukience, jeszcze z czasów, kiedy tamten był w Mafii!?

Usiadł z powrotem na ławce, czerwony na twarzy, udając, że nic się nie stało.

Atsushi:

 - Wychował? Rodzicem? - pokręcił jedynie głową. Raczej zniżanie do poziomu nic niewartego śmiecia, torturowanie i karanie za samo istnienie nie było szczytem umiejętności wychowawczych. Jednak nie chciał mu się zwierzać. Ani Akutagawa o tym nie chce słyszeć, ani on nie czułby się z tym komfortowo. Uśmiechnął się niemrawo.

 - Czyli głupi ma zawsze szczęście co? - odetchnął opierając się o ławkę i wzrok skupiając na wodzie. Akutagawa nie musiał podchodzić do niego gdy go zauważył. Nie musiał siedzieć obok niego i zajmować się swoimi sprawami. Jeszcze dwa miesiące temu taka sytuacja nigdy nie miałaby miejsca. Od razu by się na siebie rzucili nie patrząc na uczucia drugiego.

Zamrugał zaskoczony widząc jego dziwną reakcję na wiadomość, a gdy wyrzucił telefon wydał z siebie ciche "Eeee?". Spojrzał na jego czerwoną twarz i zaśmiał się cicho.

 - Co się takiego stało? Twoja twarz ma kolor wnętrza pyska twojego węża - uśmiechnął się, przestając się w końcu smucić. - Czyli jednak umiesz zachowywać się jak normalny człowiek, zadziwiające.

Akutagawa:

 - Wychował - potwierdził. - Nie wiem, co cię z jego strony spotkało, ale wciąż żyjesz, jesteś obrzydliwie wręcz uprzejmy i masz ohydny nawyk ratowania innych. To nie jest coś, czego uczysz się od tak. Musiał to w tobie jakoś zaszczepić. Nawet terrorem. Tylko nie myśl sobie, że mówię, abyś był mu wdzięczny. Po prostu ja tak to widzę...

Te powiedzonka są głupie, chciał zauważyć Akutagawa, jednak się powstrzymał. Bo przecież ludzie mówią też, że idioci nie łapią przeziębień. Wniosek jest jeden - przysłowia kłamią.

Spiorunował go wzrokiem i zamiast zwyczajnie odpowiedzieć, kopnął go w goleń.

 - Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz - syknął i powrócił do lektury. Czytał już chyba siódmy raz ten sam akapit. Ale los postanowił zakpić sobie z niego jeszcze jeden raz, bo kiedy usłyszał dzwonek telefonu Nakajimy, domyślił się, kto to może dzwonić. - Nie odbieraj - rozkazał chłodno.

Atsushi:

Zastanowił się nad tym. Czy dyrektor go tego uczył? Uczył go z pewnością nienawiści do niego. Ratował innych, bo wiedział jak to jest, gdy nikt nie chce pomóc... Zaraz, zaraz.

 - Ty tak właściwie powiedziałeś mi komplement... Dziękuję?

Syknął głośno, gdy został kopnięty.

 - Za co to?! - może i nic mu nie zrobił tym kopniakiem, jednak ciągle bolało. Zaraz usłyszał jak jego telefon dzwoni, więc wyciągnął go z kieszeni.

 - Hm? A niby dlaczego mam się ciebie słuchać? - mruknął buntowniczo, chociaż po karku przebiegł mu zimny dreszcz. Ton Akutagawy był tak zimny, że mógłby schładzać pingwiny w zoo. Zerknął na wyświetlacz. Dazai. Powinien odebrać to może być coś ważnego z pracy... Jednak miał pewne obawy, że jego telefon poleci w ślad za telefonem mafioza. Nim się namyślił telefon przestał dzwonić.

 - Jeśli to ważne, to zadzwoni zno... Oh. - i rzeczywiście Dazai zadzwonił drugi raz, tak więc tygrys posłusznie nacisnął zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. - Tak, słucham?


Akutagawa:


Spojrzał na niego jak na kompletnego idiotę - którym był - i raz jeszcze przeanalizował to, co przed chwila powiedział. Faktycznie, dla Nakajimy mogło to brzmieć jak komplement.

 - To nie miał być... A z reszta, nieważne - pokręcił głową, poprawiając okulary. Naprawdę nie lubił ich nosić.

Prychnął jedynie na jego jęk bólu. Skoro dla tygrysa bolesne jest takie lekkie kopnięcie, to nie wróży mu długiego życia. Bo oczywiście on je zakończy tak szybko, jak się da.

 - Przysięgam, że wyrwę ci wszystkie kończyny, jeśli odbierzesz - zagroził. Co za beznadziejny kretyn, jeśli tak samo słucha poleceń swoich przełożonych, to dziwił się, jakim cudem wciąż był w Agencji.

 - Atsushi~ Powiedz małemu Akutagawie, że to bardzo niegrzeczne, kiedy nie odpisuje się na wiadomości swojego mentora. Aż mi się smutno zrobiło - usłyszał nadzwyczaj radosny głos Dazaia dochodzący ze słuchawki telefonu. Jeny, jaki on jest głośny. - Ale to nic, poradzie się więc ciebie, Atsushi. Prześlę ci pewne zdjęcie, a ty mi powiesz, czy byłbym dobrym fotografem, dobrze~?

Wystarczył ułamek sekundy, aby Akutagawa rzucił się na Nakajimę, starając się mu zabrać telefon.

Atsushi:

 - Nie zrobisz tego - powiedział z pewnością. Jeśli to zrobi to one odrosną. Ale nie będzie to przyjemne... I raczej nie obyłoby się bez odrobiny pomocy Yosano a tego nie chciał.

Przełożonych słuchał. Ale czemu miał słuchać Akutagawy? Bez sensu. Słuchał Dazaia nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi i co tak przeżywa. Przecież normalnie miał gdzieś właściciela Rashomona.

 - Zdjęc... - nie dokończył, gdyż został zaatakowany. Nie rozumiejąc o co chodzi, szarpał się z Akutagawą, gdy przypadkowo telefon wyleciał mu z ręki i odbijając się od ziemi, wpadł do wody.

 - O co ci chodzi, Akutagawa?! - spojrzał za utraconym sprzętem i westchnął cicho. - O jakim zdjęciu mówił Dazai, że tak zareagowałeś?

Akutagawa:

 - Chcesz się przekonać? - warknął nieprzyjemnie, już wyobrażając sobie, jak powoli wbija w niego ostre szczęki Rashomona, jak rozrywa jego skórę i mięśnie, miażdży kości. Tyle że... Nieco nieprzyjemne uczucie jednak go przeszło, gdy zobaczył to oczami wyobraźni. Czemu?

Przewalił go na ziemie, gdzie starał się przyszpilić mu ręce, ale niestety nie udawało mu się to. Nakajima wił się i wyrywał, co sprawiło, że w końcu telefon wypadł mu i szczęśliwym zrządzeniem losu wpadł do wody. Odetchnął uspokojony, siadając na biodrach tygrysa. Nieco zmachał się tą przepychanką, dlatego jego policzki były trochę zarumienione.

 - O zdjęciu, które powinno zniknąć z tego świata - odwrócił wzrok, zagryzając wargę. Naprawdę, nie miał pojęcia, co mu siedziało wtedy w głowie, gdy zgadzał się na przebieranki. Dazai ma niesamowity dar przekonywania.

 - Będę musiał ukraść Dazaiowi jego telefon i usunąć to zdjęcie...

Atsushi:

Starał się wyrównać oddech po tej szarpaninie. No i po co ona była?

 - Jakie zdjęcie? - powtórzył, leżąc pod nim. Chwila, co? Wbrew sobie zarumienił się nieco bardziej, już nie ze zmęczenia a z zażenowania tą sytuacją.

 - Czy możesz zejść ze mnie łaskawie? To trochę krepujące, wiesz? - mruknął odwracając wzrok. Gdy mafiozo się podniósł również wstał z ziemi.

 - Czy mogę w końcu wiedzieć o co tu chodzi? - otrzepał spodnie i spojrzał na niego - Jakie zdjęcie, Akutagawa? To niepodobne do ciebie, by tak dziwnie się zachowywać. Nawet jeśli to przez Dazaia - skrzywił się lekko. - Pewnie się zdziwił, gdy zaczęliśmy się szarpać... Moment - rozejrzał się uważnie, jednak nic nie dojrzał. Dazai MUSIAŁ wiedzieć, że są ze sobą... znaczy obok siebie. Czyli gdzieś tu był. Pokręcił lekko głową, czasem nie rozumiał swojego przełożonego...

Akutagawa:

Spojrzał na niego z góry, dopiero teraz zauważając to, jak Nakajama szybko oddychał, jakie miał zarumienione policzki i włosy w nieładzie. Do tego ten buńczuczny wyraz twarzy i roziskrzone oczy. Nie rozumiejąc czemu poczuł się nagle niesamowicie wręcz zawstydzony, podniósł się z niego.

 - Zdjęcie, gdzie widać stanowczo za dużo mojego ciała - wysyczał takim tonem głosu, którym mógł mordować małe pieski i urocze kotki. Tygrysy też.

Spojrzał na niego pytająco, delikatnie przekrzywiając głowę. Czemu on się tak rozglądał, naprawdę się go przestraszył i szukał pomocy?

 - Mówiłem, że cię dzisiaj nie skrzywdzę, spokojnie - niecodzienne było to, że odzywał się do innych tak czuło. A już w ogóle dziwne było to, że mówił tak do Nakajimy.

 - Tak w ogóle, co się stało z twoją bandaną? - chwycił go za nadgarstek, na którym widniał Znak. - Już nie wstydzisz się moich słów?

Atsushi:

 - Czyli co, kostki? - to nawet nie było złośliwe. Po prostu Akutagawa chodził ubrany od stóp do szyi, tak że nie było widać jego skóry. Mimo wszystko przeszedł go dreszcz na ten okropny ton.

 - Hm? Ah, wiem. Ale skąd niby Dazai wiedział, że jestem obok ciebie? - westchnął ciężko. - To pewnie jego kolejna dziwna zabawa... Ah, to... Z-zgubiłem ją w czasie jakiegoś śledztwa... - mruknął zawstydzony. - A ty już nie rozdrapujesz swojego?

Zabrał rękę. Musiał przyznać, że dzięki czarnowłosemu zapomniał o smutkach sprzed kilkunastu minut. Był mu za to wdzięczny, ale oczywiście mu tego nie powie.

 - Chyba przeszkadzam ci w pracy, co? Wybacz.

Dlaczego był dla niego taki uprzejmy?!

Akutagawa:

Prychnął niczym rozjuszony kot. Co to miało niby znaczyć? Jego strój może i zakrywa go niemalże całego, ale to po prostu taki styl, wygodnie mu w tym.

 - Jeśli tak bardzo cię interesuje moje półnagie ciało, to myślę, że Dazai z chęcią pokaże ci moje zdjęcie w sukie-khem, zdjęcie, jeśli tylko go o to poprosisz - może i nie przejmował się zbytnio swoją aparycją, to jednak samo mówienie o czymś tak żenującym, sprawiało, że się rumienił.

Wzruszył ramionami, bo przecież Dazai wie wszystko o wszystkich, to nie jest dla niego zaskoczeniem.

 - I nie kupiłeś sobie od razu nowej? Myślałem, że nienawidzisz tego, że seryjny morderca został ci przeznaczony - przejechał palcem po ciemnych znakach kanji układających się w przerażające zdanie. - Nie będę się już przejmował Znakiem, bo i tak nie mam zamiaru wiązać się ani z tobą, ani z nikim innym. Nie potrzebuję takiego dodatkowego balastu. A poza tym, ranienie samego siebie jest czystym idiotyzmem.

Znowu poprawił okulary, choć miał ochotę wyrzucić je w ślad za komórką.

 - Tak, przeszkadzasz. Teraz. Ale jak siedziałeś cicho, to mogłem cię przeboleć - wrócił na ławkę i chwycił za książkę. Nie czuł się skrępowany obecnością Nakajimy, tak więc jeśli tamten chciał tutaj zostać, to nie będzie go przeganiał. Ale tylko pod warunkiem, że nie będzie mu przeszkadzać.

Atsushi:

To on był tu kotem czy jednak mafiozo? Bo po tym prychnięciu stracił pewność co do tego.

 - P-półnagie? - nie wiedział czy się zarumienić, czy zblednąć. Co też Dazai musiał mu zrobić, żeby Akutagawa dał sobie zrobić coś takiego? Nawet jeśli nie wiedział dokładnie o co chodzi, to w jego głowie już zaczęły się tworzyć najróżniejsze dziwne rzeczy.

 - Wypadło mi z głowy - tak naprawdę wiele razy myślał czy jednak nie kupić nowej bandany, jednak skoro zdecydował się na zmianę, to nie mógł się cofnąć. Zdanie było straszne, jednak napisane ładnym pismem. Nieco ostrym, jednak czytelnym i dokładnym.

 - I takie podejście powinieneś mieć od początku skoro i tak planujesz zabicie mnie. Czemu miałbyś się takim czymś przejmować?

Te okulary naprawdę dobrze na nim leżały.

Oh, a więc mógł wybrać? Jedna jego część rwała się, byle by odejść od niego jak najdalej, druga zaś chciała leniwie wystawić twarz do promieni słońca i skorzystać z tego pięknego letniego dnia. Uległ więc swojej leniwej, kociej naturze i usiadł na ławce - zachowując oczywiście odpowiedni odstęp między nimi - i robił to co umiał najlepiej. Obserwował spacerujących ludzi, bawiące się rodziny, puszyste chmury na niebie. Cicho, nie przeszkadzając przy tym Akutagawie, chociaż czasem od niechcenia zerkał na niego. Cholercia, w tym swetrze jego szyja wydawała się strasznie chuda i do tego te widoczne obojczyki... Zaraz na co on uwagę zwraca?! Karcąc się za to, odwrócił wzrok i zauważył dziwny widok. Bawiących się razem kota i psa.

Akutagawa:

Westchnął cierpiętniczo. Ten cholerny tygrys zadawał zbyt dużo pytań o jedno, głupie zdjęcie. Głupie i żenujące.

 - Chyba jednak nie powinienem wyrzucać tego telefonu, to może widok mnie w sukience zamknąłby ci jadaczkę - warknął ostro, wciąż jednak czując się zakłopotany.

Otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale... nie miał pojęcia co. Faktycznie, powinien od razu to zignorować, a nie przejmować tak, że aż wbijał sobie nóż w nadgarstek. Wtedy na pewno nie martwiłby ani swojej siostry, ani Higuchi, która zalała się łzami, gdy zobaczyła, co sobie zrobił z ręką.

 - Bo wiem, jakie głupie rzeczy potrafią zrobić z ludźmi te Znaki.

Szczerze mówiąc myślał, że Nakajima jak najszybciej ucieknie od niego, dlatego spojrzał na niego ze szczerym zdziwieniem, gdy usiadł obok. Jednak szybko odzyskał rezon i zabrał się za czytanie. A raczej szybko dokończył rozdział, bo chciał w końcu zabrać się za wypełnianie dokumentów, które odkładał od kilku dni. Westchnął i niechętnie wyciągnął swój czarny, służbowy laptop, który pewnie byłby niezłym źródłem informacji dla wszystkich grup przestępczych, które planują zniszczyć Portową Mafię.

Po dłuższym czasie wypełniania tabelek, musiał zrobić sobie przerwę, bo przed oczami zaczynał widzieć czarne prostokąciki. Odetchnął głęboko i odchylił się do tyłu, obserwując okolice, kiedy nagle usłyszał szczekniecie. Naprawdę nie lubił psów, dlatego rozejrzał się dookoła, aby odnaleźć to zwierze i zdecydować, czy to już czas na ucieczkę, czy jednak znajduje się w bezpiecznej odległości. Na szczęście pies był dość daleko, ale zastanowiło go to, że wesoło spędzał czas z przepięknym kotem. Inaczej - zdziwiło go to, że elegancki kot zniżył się do takiego poziomu, żeby bawić się z brudnym kundlem.

 - Dziwne... - mruknął pod nosem i zerknął na swoja torbę, gdzie w bocznej kieszonce trzymał smakołyki dla wspaniałych czworonożnych stworzeń. Chciałby go nakarmić, ale z drugiej strony nie chciał, aby Nakajima zobaczył, że jest taki miękki. Przełknął ślinę, starając się zachować zimną krew, choć cały się wręcz rwał.

Atsushi:

Sama informacja, że chodzi o sukienkę zamknęło mu jadaczkę. Zaczął się bać, że skoro Dazai namówił do tego Akutagawę, to i jego spróbuje...? Oby nie.

 - I bałeś się, że z tobą też? To głupie. Znak wskazuje osobę, ale raczej nie wpływa na nasze zachowanie, prawda? - w sumie sam do końca nie był pewien. Naomi i Junichiro mieli Znaki, które ich łączyły (czy kogoś to dziwiło?) jednak ich zachowanie nawet i bez Znaku było takie, z tego co mu opowiadali.

Przyglądał się tej dziwnej zabawie. Dwóch wrogów, którzy się dogadują i bawią ze sobą? Rzadko kiedy można coś takiego zobaczyć. Po chwili jednak pies został zawołany przez właściciela, kociak został więc sam. Kociak spojrzał w ich kierunku i zaczął do nich dreptać, jednak gdy był już parę metrów od ławki, stanął i syknął na tygrysa, który jedynie mógł ciężko westchnąć. Kot przypomniał mu swoim zachowaniem co się będzie działo dzisiejszej nocy.

 - Dziś jest pełnia, prawda? - spytał cicho, odwracając wzrok od ciągle nastroszonego kota. No tak, żadne zwierze nie zbliżało się do ławki, nawet durne gołębie. Może i dzięki szefowi umiał panować nad tygrysem, jednak ciągle w czasie pełni zmieniał się całkowicie. Tyle dobrego, że już nie szalał. Ale zwierzęta wyczuwały od niego drapieżnika i uciekały.

Akutagawa:

 - Od razu lepiej - wygiął usta w zadowolonym uśmieszku, rozkoszując się ciszą.

Wszyscy zapewniają, że Znak nie wpływa na zachowanie, ale on sam zauważył, jak bardzo się zmienił. O wiele rzadziej atakuje tygrysa, gdy tylko go zauważy i vice versa, widzi też to, że jest atrakcyjnym mężczyzną, a jakikolwiek smutek na jego twarzy chciałby zamienić w uśmiech. Tak nie zachowywał się przed zdobyciem Znaku. To idiotyczne, chore, pozbawione sensu.

 - Jesteś pewien? Wcześniej rzucaliśmy się sobie do gardeł, a teraz jakimś cudem rozmawiamy jak równy z równym. Znaki to przekleństwo tego świata, które niemal wszyscy uważają za coś zbawiennego.

Odetchnął głęboko, gdy kundel sobie poszedł i już w duchu się cieszył, że drugie majestatyczne stworzenie przyjdzie się do nich połasić, kiedy nagle stanęło i zaczęło syczeć. Najpierw myślał, że przestraszyło się jego, ale zmienił zdanie, gdy spojrzał na Nakajimę. No tak - w końcu jest tygrysem.

 - Prawdopodobnie. Nie wiem, nie interesuje mnie to.

Dał jednak za wygraną. Odłożył laptopa do torby i wyciągnął kocie przekąski. Wysypał odrobinę na dłoń i pochylił się do zwierzaka, szepcząc pełne nadziei "kici kici". Kot, po dość długiej chwili niezdecydowania, postanowił obejść szerokim łukiem Nakajimę i podszedł do Akutagawy. Mrucząc, zajadał się przysmakiem. Tygrys musiał być naprawdę nieszczęśliwym człowiekiem, skoro koty go nie lubiły.

 - Żal mi cię - przyznał szczerze, z delikatnym uśmiechem drapiąc kotka za uchem. - Twoja moc naprawdę jest beznadziejna.

Wyklinając na siebie w duchu, wysypał trochę przekąsek na kolana mężczyzny siedzącego obok. Kot, nieufnie na niego spojrzał, ale jednak głód zwyciężył. Wskoczył na ławkę i wciąż mając nieco nastroszony ogon, zabrał się za pałaszowanie kawałków o smaku łososia. Akutagawa chwycił dłoń tygrysa i powoli nakierował na łebek futrzaka. Po prostu nie chciał, aby kot uciekł, a chciał, aby Nakajima też go pogłaskał, a skoro zwierzak nie bał się właściciela Rashomona, to nie powinien narzekać, gdy gdy ten będzie go dotykał wraz z kimś, kogo się maluszek bał.

 - Nie odbieraj tego źle, przy kotach po prostu robię się dziwnie miękki - mruknął nieco zawstydzony.

Atsushi:

Mimo iż nie chciał przyznawać mu racji, to kiwnął lekko głową. Rzeczywiście, od pewnego czasu ich stosunki są... Nieco mniej mordercze.

No tak, nikt normalnie nie zwraca na to uwagi. Atsushi odkąd wiedział, że zamienia się w tygrysa, gdy ujrzy księżyc w pełni - niczym jakiś wilkołak - pilnował się, by nawet ten dzień nie za specjalnie wychodzić z domu. Mimo iż kiedy słońce świeciło na niebie nic mu nie groziło, to bał się, że co go zatrzyma na mieście i będzie wracał nocą. A tego chciał uniknąć za wszelką cenę.

Uniósł brwi zdziwiony, że Akutagawa woła kota. Ba, on nosił ze sobą przysmaki dla kotów! Nigdy by nie uwierzył w coś takiego, gdyby tego nie zobaczył na własne oczy. Nie tylko koty go nie lubiły, w dzień pełni każde zwierze przed nim uciekało lub przeciwnie - atakowało.

 - Nie spodziewałem się, że kiedyś mnie pożałujesz... Niepotrzebnie, beznadziejny człowiek z beznadzieją mocą to nawet pasuje - musiał przyznać, że czuł jakieś takie ciepło, gdy widział ten jego delikatny uśmiech. Cholera, głupi Znak.

Czy ten dzień może być dziwniejszy? Z pomocą Akutagawy pogłaskał delikatnie kociaka. To było miłe móc pogłaskać zwierzę, które przed tobą nie ucieka. Nawet jeśli zostało tylko na moment przekupione jedzeniem.

 - Nie miałem pojęcia, że lubisz koty - uśmiechnął się ciepło. Ktoś, kto lubi koty, nie powinien być złym człowiekiem... Chociaż jak widać są wyjątki. Chciał powiedzieć, że sam ma bardzo puszyste futro, jednak się powstrzymał. Bo i po co miał to mówić? Po chwili kociak skończył jeść i po prostu uciekł.

Akutagawa:

Członkowie Mafii już dawno przestali zwracać uwagę na dziwną miłość Akutagawy do tych wąsatych stworzeń. Chociaż, kiedy pierwszy raz zaczął takiego na misji głaskać, wywołał tym niemałe zamieszanie, a Higuchi wręcz błagała go, aby pozwolił jej zrobić zdjęcie. Wciąż nie rozumie, czemu to aż takie niezwykłe, że lubi jakieś zwierzę. Poza tym, pomysł na to, aby nosił ze sobą smakołyki dla kotów, zaczerpnął od szefa Agencji Detektywistycznej, kiedy raz w parku zobaczył, jak tamten próbował dokarmić jakieś bezdomne czworonogi, ale te od niego uciekały. Bardzo przykry był to widok.

 - Koty to najwspanialsze stworzenia na świecie, zawsze są szczere, dlatego to żałośnie tragiczne, gdy kogoś nie lubią - wytłumaczył ze spokojem.

Znowu. Te. D o ł e c z k i. Zagapił się na nie, przez chwilę tracąc rezon i zapominając o tym, że nie powinien wpatrywać się tak intensywnie w swojego wroga. Do tego z niechęcią zauważył, że Nakajima miał ciepłą i bardzo miłą w dotyku dłoń. To na pewno wina Znaku.

 - To, że jestem mordercą, wcale nie znaczy, że nie mogę mieć w sobie jakiś ludzkich cech -stwierdził nieco urażony. - Chuuya na przykład lubi psy, choć nie mam pojęcia, jak można lubić te okropne stworzenia. I uwielbia śpiewać. Pewnie gdyby nie trafił do Mafii, zostałby piosenkarzem.

A on? Co takiego by robił, gdyby Dazai nie znalazł go przed płonącym sierocińcem? Nie mógł wymyślić nic, w głowie miał pustkę. Mafia była jego całym życiem, nie wiedział nawet w czym innym jest dobry, niż w zabijaniu.

Atsushi:
 - Zawsze zwierzęta podchodziły do mnie z rezerwą. Czasem atakują, bo się boją, zwłaszcza w przeddzień pełni. Po prostu czują drapieżnika, więc się bronią - wzruszył lekko ramionami, jakby to było nic jednak... Zawsze go to smuciło, a jako dziecko nie miał pojęcia czemu tak się dzieje. Dopiero, gdy poznał Dazaia zrozumiał reakcje zwierząt, na ich miejscu sam by uciekał.

 - Jak można lubić psy? - skrzywił się. Głośne, ujadające a jak dziabną, to boli jak diabli, dobrze o tym wiedział.

 - A ty w czym jesteś dobry prócz mordowania i torturowania mnie? - naprawdę był tego ciekawy. On sam nie był w dobry w niczym, umiał tylko pisać i czytać, w sierocińcu nie miał możliwości nauczyć się czegokolwiek co pomogłoby mu w dalszym życiu.

Siedział tak z nim jeszcze chwilę w końcu jednak wstał. Słońce zaczynało zachodzić pomału co sprawiało, że był lekko podenerwowany.

 - Dzięki za spokojne popołudnie Akutagawa - uśmiechnął się lekko. - Ale już czas na mnie, muszę się zabarykadować w domu.

Nie cierpiał spędzać przemiany samemu w tym małym domu. Miał wrażenie, że się tam dusi i oszaleje od ciszy.

Akutagawa:

Coraz bardziej interesowało go to, co się działo w czasie pełni. Nie panował nad sobą? Wydzielał jakieś hormony? Ale trochę głupio mu było o to zapytać, tak więc siedział cicho. Z tęsknym uśmiechem patrzył za odchodzącym kotem. Ten wdzięk, ta uroda i elegancja. Ah, czemu ludzie nie mogą tacy być? Wszędzie widział tylko pozbawionych uroku, beznadziejnych głupców, którzy równie dobrze mogli po prostu zostawać w domach i nie skazywać innych na oglądanie ich parszywych gęb.

Nakajima też nie lubił psów, no proszę. Mógłby dzięki temu pałać do niego sympatią, nazywać "znajomym", ale wszystko to psuł fakt, że byli śmiertelnymi wrogami. Soulmate'ami niby też, ale to oczywiście nie miało znaczenia.

 - Nie wiem - powiedział po prostu. - Nigdy nie robiłem niczego innego. Chociaż umiem dobrze kraść. Kiedyś tylko tak mogłem zdobyć jedzenie dla siebie i Gin.

Popatrzył na niego nieco zdziwiony. Zabarykadować? Niby czemu?

 - Ok, powiesz mi w końcu, co się z tobą dzieje w czasie pełni? - to nie brzmiało jak pytanie, tylko rzucony ostrym tonem rozkaz.

Atsushi:

- Naprawdę nic a nic? - naprawdę go to zdziwiło. Przecież Akutagawa nie spędził całego życia w sierocińcu musiał coś umieć... Na myśl o kradzieży skrzywił się wewnętrznie. Okropne.

 - Muszę przyznać, że mnie to nieco dziwi.

Zamrugał zaskoczony na to pytanie. Czy powinien mu odpowiadać? Mimo wszystko to ciągle był jego wróg, informacja, co się dzieje w czasie pełni, mógłby kiedyś wykorzystać, by go zaatakować, jednak jakaś jego część mimo to darzyła go zaufaniem.

 - Zmieniam się w tygrysa. Takiego pełnego tygrysa, a nie tylko fragmentami. Wiesz "księżycowa bestia" nie wzięło się znikąd - w sumie dla niego ta odpowiedź była oczywista. - Kiedyś nie umiałem się przy tym kontrolować nawet nie wiedziałem, że się zmieniam, teraz już jestem świadom przemiany ale... Dalej się boję, że coś zrobię - spojrzał na niebo i westchnął. - Dlatego się zamykam, chociaż naprawdę tego nie znoszę.

Akutagawa:

Wzruszył ramionami. Co innego miał mu niby odpowiedzieć. Od najmłodszych lat włóczył się z Gin po ulicach, następnie zajęto się nim trochę w sierocińcu, a gdy znalazła się rodzina dla jego siostry i został całkiem sam, to nie miał nawet ochoty czegokolwiek się uczyć. Dopiero później w Mafii nauczył się czegoś o świecie. A odnalezienie po latach siostry i wcielenie jej w szeregi gangsterów to już inna historia.

- Szef nie oczekuje ode mnie niczego innego. Mam być dobrym członkiem Mafii, nic więcej, nic mniej. Nie zamierzam go zawieść ani zostać wyrzuconym - oczywiście, nie można zostać "wyrzuconym z Mafii Portowej". Tak się tylko mówi, tak naprawdę zdrajcy albo członkowie nienadający się do służby zostają zamordowani. Chyba że mogą do czegoś posłużyć poza szeregami famiglii.

 - Rozumiem. To dlatego wciąż ścigają cię demony przeszłości? Jakie to idiotyczne - prychnął, wyciągnął z torby płaszcz, który zaraz zarzucił na ramiona i schował laptop. - Chodź, idziemy się zmierzyć. Skoro podczas pełni wyzwalasz całą swoją moc, to chcę z tobą walczyć. Niedaleko stąd jest opuszczony hangar. No już - ruszył przed siebie, zaciskając pięść na pasku torby. Mimo że jego twarz tego nie zdradzała, to w oczach można było zobaczyć iskierki podniecenia spowodowane myślą o nadchodzącej walce.

Atsushi:
 - Mimo wszystko to smutne. Życie to coś więcej niż sama praca, trzeba mieć jakieś hobby. Spójrz chociażby na Dazaia, jego hobby to samobójstwo.

Demony przeszłości goniły go cały czas, chociaż może teraz przestaną, skoro dyrektor nie żyje. Miał taką nadzieję...

 - Zaraz, co? - podbiegł do niego. - Ale to jeszcze kilka godzin aż zrobi się ciemno... Nie ma sensu tam teraz siedzieć.

No i nigdy nie walczył jeszcze jako świadomy tygrys. Nie miał pojęcia co robić, czy nie straci kontroli i nie odgryzie mu nagle głowy...

 - Proponuję najpierw coś zjeść - wskazał na stoisko z naleśnikami i nie czekając na pozwolenie od Akutagawy po prostu tam podszedł i złożył zamówienie. Był strasznie głody, a nie ma nic lepszego od naleśnika z lodami truskawkowymi, sosem truskawkowym i truskawkami. Po prostu uwielbiał ten smak.

Akutagawa:

 - Hobby...? - powtórzył za nim, zastanawiając się, co takiego lubił robić albo w czym był dobry, oprócz wiadomych rzeczy. - Kaligrafia, herbata... Nie, nie ma nic, w czym byłbym dobry na tyle, aby prowadzić życie poza Mafią - uśmiechnął się nieco smutno, jakby pogodził się z rzeczywistością i swoim marnym losem.

Spojrzał tylko na niego tak zimno, że mógłby tym zamrozić Morze Japońskie. Faktycznie, jeszcze trochę czasu zostało do zmierzchu, ale on już chciał walczyć. Nakajima nie chciał zająć czasu małym sparingiem nawet? Co za nudny, beznadziejny i głupi kretyn.

 - Zjeść? - dopiero teraz zauważył tę budkę, na widok której zaburczało mu w brzuchu. Przez cały czas nie myślał nawet o jedzeniu, co zwalił na to, że za bardzo się zaczytał i zagłębił w dokumenty, a nie na to, że przyjemnie minęło mu popołudnie w towarzystwie tygrysa. Podszedł do mężczyzny i u sprzedawczyni również zamówił sobie porcję, ale o smaku fig. Tak właściwie, nie wiedzieć czemu, teraz zauważył, jaki ostatnio zrobił się chudy, wręcz kościsty. A przecież siła to nie tylko umiejętności walki, powinien mieć też odpowiednio umięśnione ciało. Przeklinając w myślach na pracę, która zjada cały jego wolny czas, obiecał sobie, że zacznie przyrządzać sobie nieco bogatsze posiłki.

 - Nie chcę czekać kilka godzin na dobrą walkę - powiedział naburmuszony, ze smakiem zajadając się lodami. Uwielbiał figi w każdej postaci, ale jednak lody zawsze były najlepsze. Choć ciekawiło go, czy truskawkowe łakocie też będą dobre. Nie pytając Nakajimy o pozwolenie, łyżeczką nabrał trochę jego porcji i posmakował jej.

 - Moje są lepsze - stwierdził z wyższością, ale zaraz stracił rezon, kiedy przechodząca obok nich grupka dziewczyn rozemocjonowała się i piskliwymi głosikami stwierdziła, że są uroczą parką. Z trudem powstrzymał Rashomona od rozszarpania ich na strzępy.

Atsushi:

Nie mogąc się powstrzymać, pogłaskał go po głowie. Ten smutny uśmiech był okropny.

 - Możemy urządzić sparing, ale na tygrysa poczekasz aż pojawi się księżyc - mruknął, zajadając się lodami. Raj na ziemi. Nie rozumiał jak mafiozo mógł wziąć figi. Fuj. Kto normalny je figi? Są obrzydliwe.

 - Ej! - zaoponował gdy został zabrany fragment jego małego raju. Zaraz jednak zarumienił się mocno. Para? O co tym dziewczynom chodziło?

 - Ch-chodźmy już do tego hangaru - zaproponował.

Akutagawa:

Skamieniał. Nie miał pojęcia, jak się zachować. Po prawdzie, nie miał też pojęcia, co tygrys zrobił. Czemu go dotknął i to po głowie? Ściągał mu z włosów jakiś liść czy paproch? Próbował odwrócić jego uwagę i go zaatakować? Akutagawa musiał jednak przyznać, że czucie ciepłej dłoni Nakajimy na głowie było dość przyjemne, dlatego odrzucił opcję z atakiem. Może chciał go pocieszyć? To już bardziej prawdopodobna opcja.

 - Co to miało być? - spytał w końcu cicho. I po raz kolejny tygrys go zdziwił. Jego jeszcze przed chwilą zadowolona twarz stała się cała czerwona, aż właściciel Rashomona myślał, że z jego uszu zaraz zacznie wylatywać para. Zaintrygowany, wierzchem dłoni dotknął jego policzka.

 - Gorący - stwierdził po prostu, a grupka dziewczyn wydała z siebie niemożebnie głośny pisk. Odwrócił się do nich, tracąc już powoli cierpliwość, ale Nakajima postanowił w końcu iść do hangaru, tak więc podążył za nim.

Atsushi:

 - Hm? Sam nie wiem, po prostu chciałem to zrobić - wzruszył lekko ramionami. I tyle, nie było wytłumaczenia.

No i po co on go dotykał, co to miało być? Te durne licealistki tylko zaczęły bardziej piszczeć, aż go uszy bolały. Za głośno, stanowczo za głośno.

Akutagawa:

 - Zrób to jesz... Nie, nieważne - dopiero jak zaczął mówić to zdanie, uświadomił sobie, jak głupio by to zabrzmiało. Wyklinając na siebie w najróżniejszych językach, jakie znał, zagryzł wargę, aby już więcej nie próbować powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz