soulmate (5)


Atsushi:

Miesiąc mijał mu spokojnie, na pracy i... ćwiczeniu zamieniania się w tygrysa pod opieką Dazaia. W końcu jednak udało mu się zamienić w pełni, chociaż było to ogromnie męczące i nie trwało dłużej niż pół godziny.

 - No, Atsushi, jestem pod wrażeniem. - Dazai podał mu butelkę wody, gdy ten wyczerpany ciężko dysząc klęczał na ziemi. - Jeśli mogę spytać, czemu w ogóle postanowiłeś się tego uczyć? Czyż nie znosiłeś przemiany w tygrysa?

Chłopak łapczywie wziął kilka łyków, przy okazji zastanawiając się nad odpowiedzią. Przecież nie powie, że to przez Akutagawę.

 - Uznałem, że wypadałoby się tego nauczyć. Może się kiedyś przydać... - odpowiedział w końcu.

 - Uhum... A to nie z powodu pewnego dość porywczego, kaszlącego mafiozy? - uśmiechnął się cwanie, widząc zdziwione spojrzenie swojego młodszego kolegi z pracy. - Naprawdę sądziłeś, że nie wiem co się dzieje? Przestaliście demolować miasto, więc wszystko jest oczywiste. No i miesiąc temu spędziliście całą noc razem, prawda?- poklepał chłopaka po ramieniu. - Ah, młodzieńcza miłość, coś wspaniałego~ Człowiek robi wiele głupstw~ Powodzenia, Atsushi~

I sobie poszedł zostawiając go wrytego w ziemię. M-miłość? O co mu chodziło, jakie głupstwa? I co się stało oczywiste? Ale... musiał przyznać, że nie mógł się doczekać pełni. Pierwszy raz w życiu.

Akutagawa:

Niemalże cały miesiąc spędził na szkoleniu swoich umiejętności walki. W końcu musiał się jakoś bronić, skoro niedługo znowu spędzi pełnie z niebezpiecznym tygrysem, który może jednak zignorować ból Znaku i rzucić się na niego z pazurami. Chuuya był naprawdę dobrym korepetytorem, a jako że uważano go za mistrza sztuk walki, to można łatwo się domyślić, że porywczy Akutagawa nigdy z nim nie wygrał. Za każdym podejściem lądował na deskach parkietu, co kwitował tylko krótkim "jeszcze raz".

 - Nie masz już dość? - spytał któregoś razu starszy mężczyzna, gdy właściciel Rashomona był na tyle zmęczony, że aż nie mógł ustać na nogach.

 - Jeszcze raz - rzucił zwyczajowo i splunął na bok krwią, zaraz zanosząc się kaszlem. Zapomniał wziąć wieczornej porcji leku, dlatego teraz męczyła go choroba.

 - Wiesz co, Akutagawa? Nie musisz się aż tak starać. Dasz radę powstrzymać tygrysołaka ze swoją obecną siłą - usiadł obok niego, wycierając frotką pot z czoła. - Wiem, że nie chcesz, aby w szale wyleciał nocą z tego waszego hangaru (tak, wiem, że tam byleś miesiąc temu) i zranił innych. Bo wtedy będzie smutny, a ty tego nie wytrzymasz. Nie patrz tak na mnie, ok? Znaki się nie mylą. Zależy ci na tamtym chłopaku i tego nie ukryjesz. Tak samo było ze mną i Dazaiem.

 - Ale wciąż ze sobą walczycie. Czasami wracasz z głębokimi ranami, strasznie krwawisz, jesteś jedną nogą w grobie. Ja Nakajimy nie mogłem nawet uderzyć.

 - Kocham Dazaia - stwierdził po prostu mężczyzna. - A on kocha mnie. I dobrze znamy nasze limity, wiemy, na ile możemy sobie pozwolić. Najważniejsze jest jednak to, że sobie ufamy i tak naprawdę nie chcemy się zabić.

Akutagawa nie miał najmniejszej ochoty przyznawać ani przed Chuuya, ani przed samym sobą, że odrobinę otworzył serce na tego głupiego detektywa z głupią fryzurą i głupimi dołeczkami w policzkach. Dlatego właśnie teraz, w kilka godzin poprzedzających wieczorną pełnię, przyszedł do "ich" hangaru, gdzie usiadł pod jedną ze ścian i zabrał się za czytanie kolejnego dzieła swojego ulubionego pisarza. Wiedział, że za jakiś czas Nakajima się pojawi. Spojrzał na leżący obok plecak, gdzie schował ogromny kawał mięsa dla tygrysa, teraz uważając to za lekką przesadę. Kim on niby był, żeby dokarmiać dzikie zwierzęta? Leśniczym? Chociaż w tropikach to się jakoś inaczej nazywa, o ile w ogóle istnieje taka profesja...

Atsushi:

Poszedł do hangaru gdy zaczynało się ściemniać. Czuł się niepewnie, tygrys wewnątrz niego chciał się już wydostać. Czy to przez próby zamiany bez pełni? Bał się, że dziś coś się stanie. Starał się jednak odegnać te myśli.

 - Hm? Ty już tutaj? - zdziwił go widok Akutagawy siedzącego pod ścianą. - Od dawna tu jesteś?

Z torby, którą przyniósł ze sobą, wyjął koc i rozłożył go. Położy się na nim, gdy będzie tygrysem, by rano nie obudzić się na ziemi. Dla odmiany się przygotował. Usiadł w pewnym oddaleniu od mafiozo i wyjął z torby książkę, by zabić sobie jakoś czas przez te parę godzin, aż pojawi się księżyc.

 - Nauczyłem się tego - mruknął w końcu. - Przemiany bez księżyca.

W końcu jednak nadeszła noc i Nakajima zmienił się w tygrysa. Od razu wyczuł zapach mięsa z torby, którą chwycił kłami i próbował otworzyć. Ale jak bez rąk? Zaczął nią podrzucać i rzucać po ziemi, mając nadzieję, że to co tak ładnie pachniało samo wypadnie. Zachowywał się nieco mniej ludzko niż miesiąc wcześniej.

Akutagawa:

Powoli już zaczynał przysypiać, ale ożywił się, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do hangaru. Na szczęście był to tylko Nakajima, na widok którego odłożył lekturę na bok. Nieuprzejme by było, jakby przywitał się z nim, mając utkwiony wzrok w książce.

 - Niedawno przyszedłem - skłamał gładko, chociaż nawet nie wiedział, czemu to zrobił. Trochę wydawało mu się głupie to, że nie mogąc się powstrzymać, przyszedł na miejsce spotkania tak wcześnie.

 - Nie spodziewałem się tego - przyznał zaskoczony. - Czy to znaczy, że mogę cię wyprowadzać na smyczy w inne dni, niż tylko w pełnie? - zażartował, ale po chwili zrobił coś, czego sam się po sobie by nigdy nie spodziewał. Pochwalił go. - Brawo, dobra robota.

Przełknął ślinę. Coś w Nakajimie było nie tak, był jakby inny, o wiele bardziej dziki niż miesiąc temu. Przywołał Rashomona i gładko posłał go w stronę plecaka, którego zamek rozwalił szybkim szarpnięciem. Na ziemię poleciało mięso, a obok zestaw pierwszej pomocy i cały worek bandaży, który Chuuya wepchnął mu wczoraj, gdy wracał do mieszkania.

 - Nakajima, jesteś tam?

Atsushi:

Zaśmiał się cicho.

 - Niestety, nie trwa to dłużej niż pół godziny, więc co najwyżej na szybki spacer. Cały miesiąc się tego uczyłem - spojrzał na niego zaskoczony. Czy on właśnie go pochwalił...? - Dzięki...

Ryknął na widok węża i odgonił go łapą, zaraz zajmując się mięsem. Spojrzał na Akutagawę, jego oczy były dziksze niż ostatnio. Mimo wszystko wiedział, że nie może go zaatakować, bo będzie boleć. Wszystko przez to, że już wcześniej budził tygrysa, trudniej mu było przejąć kontrolę. Kawałek mięsa nie był szczególnie duży, więc szybko się go pozbył, oblizał pysk i skierował się do drzwi, jednak wyjście zablokował mu Rashomon. Ryknął i go zaatakował. Chciał wyjść, a to coś mu przeszkadzało.

Akutagawa:

Przez cały miesiąc? Czyli nie tylko on starał się wzrosnąć w siłę. Popatrzył z uznaniem na chłopaka, gratulując mu po raz kolejny, ale tym razem w myślach. Jeszcze by dostał w głowę przez te pochwały.

Myślał, że mięso zajmie na jakiś czas żądną krwi bestię, ale się przeliczył. Widać było, że tygrys tym razem nie miał ochoty się bawić albo spać, tylko wyjść do ludzi. Wcześniej nawet nie kiwnąłby palcem i pozwolił, aby Nakajima po dokonanej zbrodni pogrążył się w rozpaczy, ale teraz się zmienił. Stal się miękkim, współczującym swojemu soulmate'owi człowiekiem, któremu zależało na tym, aby raz jeszcze zobaczyć ten pełen radości uśmiech na twarzy Nakajimy.

 - Walcz z tym! - rozkazał mu, atakując łapy bestii. Tym razem Znak nie przeszkadzał mu w tym, najwidoczniej uznając, że Akutagawa chciał pomóc przeznaczonej sobie osobie. Zacisnął zęby, mieląc w ustach przekleństwo. Nie może panować nad tygrysem, bo przez cały miesiąc starał się go uwolnić? Wcześniej tego nie robił, dlatego wniosek nasuwał się sam - chciał spełnić prośbę mafioza.

 - Beznadziejny idiota, żałosny kretyn, karygodny głupek! - po każdym słowie próbował obwiązać dzikiego zwierza Rashomonem. W końcu mu się udało, ale bał się, że za chwilę się uwolni.

 - Atsushi - powiedział miękko, podchodząc do tygrysa. - To nie tygrys nad tobą włada, tylko ty nim.

Atsushi:

Walczył. Jednak nie z tygrysem, a z Rashomonem. Mógł z nim walczyć ponieważ nie atakował bezpośrednio Akutagawy. Chciał wyjść teraz, natychmiast, poczuć krew, biegać po ulicach i dachach. Poznać swój teren, pokazać, że to jego miasto. Jednak wewnątrz siebie walczył z tygrysem o świadomość, dlatego dał się obezwładnić, mimo iż dalej się szarpał. Słysząc swoje imię znieruchomiał i skupił się na Akutagawie. No tak, miał rację. Zamknął oczy uspokajając się i przejmując kontrolę. Gdy po chwili je otworzył, był tym samym tygrysem co miesiąc wcześniej, co zaanonsował głośnym mruczeniem. Uwolniony podszedł do mafiozy i w podzięce za pomoc, polizał go po twarzy. Zaraz też otarł się o niego głośno mrucząc i niemal go przy tym nie przewracając. Żądza krwi ustąpiła chęci na głaskanie i zabawę .

Zauważył rozwalony plecak na ziemi i miauknął przepraszająco. Gdyby umiał się powstrzymać, plecak byłby cały. Zaraz też zainteresował go zestaw pierwszej pomocy, do którego podszedł dokładnie go wąchając. Czemu to cuchnęło alkoholem? Aż się cofnął kręcąc łbem. Dla ludzi ten zapach był słaby, pewnie nawet go nie czuli, jednak dla niego był strasznie mocny.

Akutagawa:

Nie spodziewał się, że jego słowa przyniosą jakikolwiek skutek, ale na szczęście zadziałały. Nakajima był tym samym tygrysem, którego pamiętał z zeszłego miesiąca. Jak dobrze. Schował Rashomona i chciał rzucić jakimś ironicznym komentarzem, kiedy poczuł na twarzy mokry i ciepły język bestii.

 - Co ty...? - i jeszcze chciał go przewrócić, bezczelny pchlarz! Zmarszczył brwi i pociągnął go za ucho. Niech się nieco hamuje.

 - Nie przejmuj się tym - uspokoił go. Plecak to tylko zwykły przedmiot, kupi sobie inny. Bardziej odporny na kły tygrysa. Nie zdołał powstrzymać się od rozbawionego uśmiechu, kiedy zobaczył reakcje Nakajimy na medykamenty. Faktycznie, teraz węch detektywa był o wiele bardziej wyczulony, tak więc smród środków leczniczych musiał być nie do zniesienia. Posprzątał je i odłożył do jednej ze skrzyń. Na szczęście nie musiał ich używać, ale był ciekaw, czy rano drugi mężczyzna nie będzie potrzebował opieki. W końcu nieźle poranił mu łapy, a przez to dziwne zachowanie tygrysa zastanawiał się, czy jego regeneracja zadziała jak należy.

 - Chodź - powiedział, siadając na rogu koca. Chciał już teraz, zaraz przytulić się do ogromnego kota. W końcu tylko po to tutaj przyszedł... prawda?

Atsushi:

Wydał z siebie przeciągnięte miauknięcie na to pociągnięcie, które miało imitować śmiech. Był mu wdzięczny za schowanie tych smrodów, okropnie bolał go od nich nos.

Gdyby mógł, przewróciłby oczami. Już chce się tulić? Co on, wielki pluszowy miś? Mimo wszystko podszedł do niego i położył się obok jak ostatnio. Akutagawie będzie tak wygodniej, niż gdyby siedział czy położył na nim łeb. W czasie gdy chłopak go tulił, tygrys zaczął lizać poranione łapy. Nie bolało go to jakoś specjalnie, mimo iż ran było sporo to nie były dla niego ani trochę groźne czy bolesne. W sumie... teraz zaczęło go zastanawiać, skąd Dazai wiedział, że spędzili tu poprzednią pełnię.

Akutagawa:

Wtulił się w miękką sierść, wzdychając głośno. Tego mu właśnie było trzeba, po całym miesiącu intensywnego treningu chciał dokładnie tak wypocząć.

 - To przeze mnie - powiedział, nagle dotknięty wyrzutami sumienia. - Gdybyś nie starał się zamienić bez pełni, to pewnie nie straciłbyś kontroli. Nie rób już tego więcej - podrapał go pod masywną brodą. Nigdy nikogo nie przepraszał, pomijając tych kilka razy jako dziecko, tak więc nie miał zielonego pojęcia, jak okazać skruchę. Miał nadzieję, że takie mizianie wystarczyło.

 - Wiesz... - zaczął nieśmiało, rumieniąc się na całej twarzy. - Chuuya powiedział, że zależny mi na tobie. Ale chyba nie wiem, co to znaczy. Niby wciąż chcę z tobą walczyć, ale nieprzyjemnie mi się robi, kiedy widzę twoją krew. A do tego te twoje cholerne dołeczki, kiedy się uśmiechasz, uhhh - oparł się o niego plecami i zasłonił twarz dłońmi. - Czemu ja ci o tym w ogóle mówię?

Atsushi:

Zdziwiły go te przeprosiny. To nie była jego wina, skąd mogli wiedzieć, że trudniej będzie mu zapanować nad tygrysem? Kiedy był świadom tego problemu, nie da już nad sobą zapanować. No i sam zdecydował się na ćwiczenie tego, więc Akutagawa nie musiał czuć się winny.

Zamruczał głośno na to drapanie, przymykając oczy. W sumie jeśli tak mają wyglądać przeprosiny, to jemu to pasuje. Zaraz jednak widząc jak chłopak się zarumienił przekrzywił łeb. On i rumieniec? To aż do siebie nie pasowało... Jednak w jakiś dziwny sposób współgrało. Wysłuchał go po czym wydał z siebie parę cichych miauknięć, które miały udawać śmiech. No tak, ładniej coś takiego mówić, gdy Atsushi nie mógł w żaden sposób odpowiedzieć. I w sumie dobrze, bo wewnętrznie był wręcz cały czerwony ze wstydu. Poruszył plecami zaczepiając chłopaka, by zwrócił na niego uwagę. Zaraz poruszył śmiesznie uszami i uniósł łapę, na której w swojej normalnej formie miał Znak. Nie miał pojęcia jak próbować przeprowadzić jakiś dialog w tej formie.

Akutagawa:

Uderzył go, jednak nie za mocno, kiedy usłyszał tę parodię śmiechu. Co to miało niby znaczyć? On się tu uzewnętrznia, a ten robi coś takiego? Skaranie boskie z tym zwierzakiem. Skrzyżował ramiona na piersi i prychnął.

 - Jesteś najgorszy - syknął zdenerwowany. Przez dłuższą chwilę nie zwracał uwagi na zaczepki Nakajimy, ale w końcu na niego spojrzał. Złagodniał mu wzrok, gdy zobaczył te ruszające się uszy. Urocze. W sumie... Ciekawe, czy Nakajima w formie człowieka mógł mieć takie uszy. I ogon najlepiej tez. Bo skoro potrafił zmieniać swoje kończyny w kończyny bestii, to dlaczego by nie spróbować z czymś innym?

 - Myślisz, że to przez Znak? - położył dłoń na jego łapie i wyglądała ona na komicznie wręcz malutką w porównaniu do tej tygrysa. - Możliwe, ale... Myślę, że on po prostu nas tak jakby "popchnął" do siebie. Cholera jasna, nie gap się tak na mnie.

Zażenowany do granic możliwości, odwrócił się od jego mordki. Nie mógł uwierzyć w to, że z jego ust, z ust mordercy i mafioza, wypłynęły takie zawstydzające słowa. Podkulił kolana, układając się wygodniej.

 - Zapomnij - rozkazał.

Atsushi:

Na to uderzenie tylko zaśmiał się ponownie. Mimo wszystko bawiła go ta sytuacja, mimo iż sam był zawstydzony tą rozmową. Kiwnął głową patrząc na jego rękę. Wydawała się malutka, chociaż dobrze wiedział, że to po prostu on ma taką wielką łapę, którą z łatwością mógł zrobić krzywdę. Zabawne, to mafiozo był mordercą, jednak teraz wydawało się jakby było na odwrót.

Cóż, czyli Akutagawa dopiął swojego planu, czyż nie? Zakochał się w nim, to było oczywiste, tak się zachowywał. Niezadowolony z faktu, że chłopak go ani nie przytula, ani nie głaszcze, zamachał ogonem i położył łeb zamykając oczy. Nie zapomni. Czasy gdy zapominał co się działo w czasie przemiany minęły.

Akutagawa:

Jednak leżąc tak na boku nie było mu zbyt wygodnie. Obrócił się na brzuch i wdrapał nieco na plecy tygrysa. Od razu lepiej, miękko i ciepło. Mruknął zadowolony, wyciągając dłoń, aby podrapać go za uchem.

 - Dobranoc, Atsushi - powiedział sennie, odchodząc do krainy snów. Niestety nie dane było mu przeżyć tej nocy na spokojnie. Dręczyły go koszmary, widział sceny, o których nie miał nawet pojęcia, że mogą się zdarzyć. Przewracał się z boku na bok, jęcząc cicho niezrozumiale słowa. Serce biło mu tak szybko, jakby właśnie skończył biegać, a zimny pot oblał mu ciało. We śnie przeskakiwał z pokoju do pokoju w ogromnym, białym budynku. W każdym spotykał innych ludzi, którzy chcieli wyrządzić mu krzywdę. Jeden nawet wyglądał niepokojąco podobnie do jego byłego mentora.

 - Panie Dazai, nie...! - wystękał płaczliwie.

Atsushi:

Zamruczał zadowolony, gdy go podrapał. Tak, tak mogą spać.

No jednak nie. Na początku gdy Akutagawę męczył sen, po prostu patrzył na niego, mrucząc głośno. Miał nadzieję, że mu tym pomoże, jednak na nic się to nie dało. W końcu jednak chłopak sturlał się z niego, tak więc tygrys stał nad nim nie wiedząc co zrobić. Do jego przemiany w człowieka zostało jeszcze jakieś półgodziny. Gdy Akutagawa krzyknął... pacnął go łapą w twarz, by go obudzić. Patrzył na niego zmartwiony. Położył się obok niego, tak by go przytulił i mruczał głośno. Gdy w końcu blask księżyca ustąpił słońcu, sam mógł go przytulić.

 - Już dobrze, już... - głaskał go po głowie - To był tylko sen.

Krzyknął, kiedy poczuł łapę tygrysa na twarzy, ale na szczęście zły sen minął i mógł z powrotem znaleźć się w szarej rzeczywistości. Oddychał ciężko, za świstem wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby. To nie był tylko zwykły koszmar, to były wspomnienia dotychczas zamknięte głęboko gdzieś w zakamarkach jego głowy. Żarliwie przytulił się do tygrysa, nieco się uspokajając dzięki miękkości jego futra. Szeptał gorączkowo jego imię, starając się nie okazywać tego, jak bardzo jest roztrzęsiony. Nie zauważył wschodzącego słońca, dlatego zaskoczyła go zmiana zwierzęcia w człowieka. Chciał się odsunąć od Nakajimy, ale ten tak po prostu go przytulił i mówiąc do niego kojącym głosem, głaskał go po głowie. Akutagawa nieśmiało wczepił się palcami w jego koszulę.

 - To nie był tylko sen - przełknął ślinę. - Pan Dazai, on... On robił straszne rzeczy. Był złym człowiekiem.

Zignorował fakt, że sam był seryjnym mordercą, psychopatą, którego ścigała policja w całym kraju, tak więc jego też nie można określić przymiotnikiem "dobry".

 - Tobie nic nie zrobił, prawda? - spytał odrobinę zazdrośnie zanim zdążył pomyśleć. Odsłaniał przed detektywem zbyt wiele swoich słabości i nie podobało mu się to.

Atsushi:

Jeśli próbował udawać spokojnego, to absolutnie mu to nie wychodziło. Wysłuchał go marszcząc brwi. Wiedział, że Dazai był kiedyś w mafii i zajmował tam jakieś wysokie stanowisko... Ale nie miał pojęcia co dokładnie robił. Przeszłość jego opiekuna była dla niego tajemnicą.

 - Hm? Nie, nic... - nie bardzo wiedział co dokładnie miał mu zrobić Dazai, jednak nie chciał go pytać. Widział, że nie podoba mu się, że mu o tym mówi, że znowu się przed nim otwiera. Głaskał go delikatnie po głowie dalej.

 - Ale to tylko twoja przeszłość, już ci nic nie zrobi. Nie możesz pozwolić demonom przeszłości cię dręczyć - wypomniał mu jego własne słowa. - Pewnie wolałbyś się przytulać do tygrysa niż do mnie, co?

Skupił się i wywołał zmianę. Tylko na półgodziny tak jak mówił wcześniej, jednak uznał, że to wystarczy, by chłopak się opanował. Był okropnie śpiący, nie zmrużył oka przez prawie całą noc. Zarówno on jak i tygrys byli zmęczeni, tak więc nie obawiał się o to, że straci kontrolę.

Akutagawa:

Tak jak myślał, Dazai naprawdę bawił się nim i wyciągał z niego cały spokój czy stabilność psychiczną, a Atsushi pozostał nienaruszony. I mimo że sam mówił soulmate'owi takie rzeczy, to gdy napadają na niego takie sny, dość długo nie był w stanie się uspokoić. W uszach nawet szumiał mu jego własny krzyk ze szczenięcych lat – "Panie Dazai!"

 - Za chwilę będzie lepiej, za chwilę zapomnę - powiedział to bardziej do siebie niż Nakajimy. Spojrzał zdziwiony na tygrysa, zaraz zrywając się na równe nogi.

 - Dobrze wiesz, co się stało przez to, że się zmieniłeś! Masz natychmiast zmienić się w człowieka! Nie mam ani sił, ani ochoty, żeby znowu męczyć się z dziką bestią! - usiadł przed nim i wyciągnął dłoń, aby położyć ją na policzku tygrysa. - Poza tym, nie przeszkadza mi przytulanie się do ciebie. Chyba, że ciebie to obrzydza - uśmiechnął się krzywo, sztucznie, jakby wcale go taka reakcja by nie dziwiła. W końcu to nie mogło być przyjemne, takie przytulanie się do mordercy śmierdzącego krwią setek ofiar.

Atsushi:

Zdziwił go ten nagły zryw. Zrobił coś nie tak...? Puścił uszy ku sobie, wyraźnie smutny. Przecież to dla niego męczył się cały miesiąc... I miał teraz kontrolę... Tak, musiał przyznać, że przeżył ten wyczerpujący trening, gdzie w czasie wymuszania zmiany miał wrażenie, że coś go rozerwie od środka, by zadowolić Akutagawę. A widząc ten "uśmiech" a raczej jego karykaturę, poczuł się jeszcze bardziej winny, że zamiast poprawić mu humor, tylko go bardziej popsuł. Zgodnie z rozkazem cofnął przemianę... No prawie. Nie zniknęły mu uszy i ogon, jednak nie zwrócił na to uwagi.

 - Przepraszam... - powiedział cicho patrząc w ziemię. - Myślałem, że ci się to spodoba... Nie przeszkadza mi. Powinno, przecież prawie zabiłeś moich przyjaciół, ale... Ale lubię jak mnie przytulasz - przyznał, zerkając na niego zawstydzony tym wyznaniem. - A co do tego co mówiłeś w nocy... To co opisałeś, to właśnie zakochanie. I ja... ja chyba czuje to samo... - miał ochotę schować się pod ziemię ze wstydu.

Akutagawa:

Zrobiło mu się głupio za to, że tak na niego nakrzyczał. Wiedział, że Nakajima zrobił to wszystko dlatego, bo go o to poprosił, że jest teraz o wiele potężniejszy, ale gdy pomyślał, że akurat w tym momencie miałby raz jeszcze z nim walczyć, gdyby jednak zupełnie przypadkowo stracił kontrolę, to... Aż go skręcało w środku. Kochał walkę, to oczywiste, dla niej żyje, ale w tym momencie wolał po prostu być z Nakajimą. Choć zupełnie nie rozumiał, dlaczego aż tak bardzo mu na tym zależało.

Krzyknął wewnętrznie na widok pozostawionych uszek i ogona, ale na twarzy nie drgnął mu nawet jeden mięsień. Jako że trzymał dłoń na policzku mężczyzny, to teraz przesunął ją na jego głowę i pociągnął lekko za puchate ucho.

 - Nie przepraszaj, to ja nie powinienem tak wybuchnąć - na wszystkich bogów, jakich tylko znał, rumieniący się Nakajima do tego z cechami wyglądu tygrysa, czy może być bardziej uroczy widok? Opanuj się, Akutagawa, jesteście w środku niesamowicie poważnej rozmowy.

Zaraz go przytulił, chcąc samemu ukryć swoje zawstydzenie. Po wyznaniu soulmate'a w pierwszym odruchu chciał spytać o walkę, ale na szczęście się powstrzymał. To by było raczej nie na miejscu.

 - Nie byłem nigdy zakochany... Nigdy też nie czułem tego wszystkiego, co odczuwam przy tobie. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić, co robić, jak się zachowywać - wyznał, wsuwając palce w miękkie włosy Nak... Atsushiego. Teraz nie chciał już nigdy więcej mówić do niego po nazwisku. Podrapał go delikatnie po karku. - Pomożesz mi?

Atsushi:

 - Nie, rozumiem, że nie chciałeś znów się ze mną męczyć... Z tą bestią. Więcej się nie zamienię... Hm? - przymknął oko gdy pociągnął go za ucho. Teraz też dopiero zauważył, że nie zniknęły i poczuł się głupio. Nawet w człowieka nie umie się poprawnie przemienić, super.

Zdziwiło go to nagłe przytulenie, jednak również go objął. Gdyby ktoś mu parę miesięcy wcześniej powiedział, że będzie się tulić do swojego kata, chyba by odesłał tę osobę do lekarza. A tu proszę, cuda się zdarzają.

 - Ja też nigdy... Ale sądzę, że trzeba po prostu być sobą - przymknął oczy podrapany. - No bo co innego możemy zrobić? Musimy przywyknąć najpierw do tego.

Odsunął się lekko od niego i spojrzał mu w oczy. Skoro już przyznał, że też się tak czuje w stosunku do niego, to została mu jedna rzecz do zrobienia.

 - Dziękuję za pomoc w nocy R-Ryu... Ryunosuke - na jego policzki wpłynęła żywa czerwień, a ogon majtał się w zdenerwowaniu. Czy w ogóle może mówić do niego imieniem? Może Akutagawa tego nie chce? Ale skoro on używał jego imienia, to chyba Atsushi też powinien się tak do niego zwracać, czyż nie? Zerknął na swoje ręce. Żadnych śladów po nocnej walce, regeneracja tygrysa działała tak jak powinna. Całe szczęście, bo miał przeczucie, że gdyby było inaczej to mafiozo czułby się nieco winny.

Gdy minęło półgodziny uszy i ogon same zniknęły ku jego uldze.

Akutagawa:

Naprawdę trudno było mu się powstrzymywać przed zadowolonym piskiem. Atsushi miał tygrysie uszy. I puszysty ogon. One były prawdziwe, sprawdził to przecież pociągnięciem. Zaraz też drugą dłoń zacisnął na jego uchu. Takie milusie w dotyku były te uszka, ah~ W oczach Akutagawy widać było szczęśliwe iskierki i gdyby nie one, za nic nie można było stwierdzić, że mężczyzna był podekscytowany.

 - Gdy jestem sobą, to ranię innych - stwierdził gorzko. - A ciebie nie chce ranić. Już nigdy - oczywiście chodziło mu o jego ostre słowa, nieprzyjemne dogryzki, a nie o walkę. Bo przecież nawet sam Atsushi lubił walczyć, prawda?

Nie wiedział nawet, że jego serce może zacząć tak mocno i szybko bić tylko przez to, że osoba, którą najwyraźniej kochał, powiedziała jego imię. Nie nazwisko, imię. A Akutagawa, jako typowy Japończyk dobrze wiedział, że oznacza to przekroczenie tej niewidzialnej granicy jaka oddzielała zwykłych znajomych od bliższych sobie ludzi. Czuł, jak rumieńce na policzkach robią mu się coraz większe, a usta wyginają w ciepłym uśmiechu.

 - Nie ma za co, Atsushi, mogę to robić przy każdej pełni - wymamrotał nieco nieśmiało.
Prychnął niezadowolony, kiedy ogon, który akurat ściskał w dłoniach, tak po prostu zniknął. - Nie mowie, że wyglądałeś uroczo z cechami tygrysa, ale jednak podobałeś mi się wtedy - brzmiał jak dziecko, któremu zabrało się zabawkę.

Atsushi:

Był jak dziecko które mogło pogłaskać koteczka. Może i lubił jak go głaskał ale ściskanie ucha nie było fajne.

 - Jestem pewien że umiesz nie tylko ranić. Nauczysz się tego. Będę twoim tygrysem doświadczalnym - pogłaskał go po głowie.

Lubił chociaż mógł spokojnie żyć bez walki leniąc się. Chociaż tęsknił za jakimś sparingiem... Zauważył te rumieńce i ah, nie został skrzyczany. Czyli może tak mówić?

 - Podoba mi się ta wizja. I tobie pewnie też, co miesiąc możesz przytulać się do puchatego tygrysa - zaśmiał się cicho.

 - Wiesz, masz strasznie długie imię. Czy mogę ci mówić po prostu Ryu? Czy lepiej aż tak się nie spoufalać?

Nie mógł powstrzymać śmiechu na ta reakcje. Jakby zabrał dziecku cukierka.

 - Milo mi to słyszeć - uśmiechnął się szeroko z czerwonymi policzkami. Był strasznie szczęśliwy. - Wiesz, ogon i uszy to nie cały tygrys... Wiec może uda mi się czasem tylko je stworzyć.

W końcu jednak wstał z koca i ziewnął. Był strasznie śpiący, ale praca czekała.

 - Pora wrócić do szarej rzeczywistości prawda? - spojrzał na plecak solumate'a i skrzywił się. - Przepraszam za to. I w ogóle za to jak się zachowałem... Dobrze, że cie nie zaatakowałem.

Strasznie zastanawiały go koszmary Ryu. Co takiego robił mu Dazai? Liczył, że chłopak kiedyś się przed nim otworzy.

Akutagawa:

Westchnął uspokojony. Czyli Atsushi pozwalał mu na sobie eksperymentować? To dobrze, bo pewnie wiele rzeczy będzie robił źle. Pora chyba zasięgnąć po radę do Chuuyi, ale na sama myśl o tym czuł zawstydzenie. Herszt na pewno go nie wyśmieje ani nic z tych rzeczy, był w końcu dorosłym, rozsądnym mężczyzną, ale samo to, ze będzie wiedział, że Akutagawa nie wie kompletnie nic o miłosnych rzeczach, było niewygodne.

 - Nie tylko po to tutaj przychodziłem - zmarszczył brwi. - Chciałem po prostu cię spotkać - dla niego był to tak bardzo logiczny powód, że nie pomyślał o tym, iż może to zabrzmieć dość zawstydzająco.

...ale nie tak bardzo jak wizja Atsushiego mówiącego mu "Ryu". Spłonął o wiele większym rumieńcem - o ile to było w ogóle możliwe - i zasłonił usta dłonią, starając się patrzeć gdziekolwiek, byle nie na mężczyznę.

 - P-poczekajmy z tym jeszcze trochę - wymamrotał prosząco.

I po raz kolejny widok tych cudownych dołeczków sprawił, że zaniemówił. Przełknął ślinę i przezwyciężając wewnętrzne hamulce, chwycił twarz soulmate'a w dłonie, a kciukami przejechał po nich. Przypatrywał się uważnie detektywowi ciekaw, jak ten zareaguje na to nagle naruszenie przestrzeni osobistej.

 - Mówiłem ci już, żebyś się tym nie przejmował - westchnął, stajać obok niego. Faktycznie, powinni wrócić do codziennego życia, ale czul się taki uspokojony, gdy przebywał z Atsushim, że nie miał nawet odrobiny ochoty powracać do świata poza hangarem. Jak Dazai i Chuuya poradzili sobie z tym te lata temu, gdy jego były mentor zostawił rudzielca na jakieś cztery lata? Niby nie ma porównania do tego, że Akutagawa i Atsushi pewnie oddzielą się od siebie jedynie na jakiś tydzień, ale... Mafijny zabójca czuł, że każda cząstka jego ciała będzie się wyrywać do tygrysa.

Atsushi:

Przecież oboje nie mieli pojęcia co robić ani jak się zachowywać, to nie było nic dziwnego. On będzie musiał popytać Dazaia... Jednak po tym co słyszał do Akutagawy, miał pewne obawy czy powinien. Ale teraz Dazai był innym człowiekiem, prawda...?

Zarumienił się na te słowa. By się spotkać?

 - Do tego nie potrzebowałeś pełni... Można się spotkać normalnie...

Kiwnął lekko głową. Tak myślał, że to za wcześnie, by tak mówić. Ale warto było, by zobaczyć taką reakcję. Podobała mu się ta strona Akutagawy, zawstydzona, uczuciowa.

Zarumienił się po uszy, gdy złapał go za policzki. Chciał uciec wzrokiem, ale chłopak był za blisko, by mimo wszystko go nie widział.

 - Mówiłeś. Ale i tak przepraszam.

Zabrał koc, mimo iż wstał pierwszy, to nie miał ochoty wychodzić z hangaru. Tu było spokojnie, mógłby się położyć i przespać... Telefon w torbie zabrzęczał informując o smsie. Odczytał go i się skrzywił, zaraz jednak uśmiechnął się, gdy do głowy wpadł mu pomysł.*

 - Wymieńmy się numerami - rzucił. - Można by się umówić i spotkać gdzieś w ciągu miesiąca, a nie czekać na pełnie. O-oczywiście jeśli chcesz... - zaraz zawstydził się na swoją śmiałość. Może Ryunosuke woli zostawić to tak jak jest teraz...?

Akutagawa:

Spojrzał na niego z politowaniem. Czy Atsushi naprawdę myślał, że Akutagawa sam z siebie, bez żadnego powodu, pójdzie do Agencji, żeby się z nim spotkać i zaproponować na przykład spacer? Nie ma takiej opcji.

 - Zdajesz sobie sprawę z tego, jak na mnie działasz, gdy widzę twoje dołeczki, kiedy się uśmiechasz? - spytał całkowicie poważnie, nieco zły, ze sam nie potrafi się tak uroczo, promiennie szczerzyc. Potrafił tylko delikatnie wyginać kąciki ust do góry, nic więcej.

Kiwnął tylko głową na propozycję wymiany numerami i przesłał mu swój. A kiedy otrzymał dane Atsushiego, zapatrzył się na znak jego imienia. Łagodność, dobroć. Idealnie dopasowane imię do charakteru mężczyzny.

 - Kiedy będziesz miał wolne? - zapytał, chowając ukryte w skrzyni medykamenty do kieszeni płaszcza i później wychodząc w końcu z hangaru. Zmrużył oczy przez promienie słoneczne, które uznały za wspaniały pomysł to, aby świecić prosto w twarz.

Atsushi:

Oczywiście, że tak nie myślał. Nie był głupi. Jednak co stoi na przeszkodzie, by umówić się gdzieś na mieście? Nic właśnie.

 - Nie... Nie wiem - przyznał szczerze. Czy on był na niego zły? Za co? Co tym razem zrobił nie tak?

Uśmiechnął się, gdy mężczyzna wyraził zgodę. Teraz mają jak się spotkać naprawdę, a nie tylko przypadkiem.

 - Hm? - zastanowił się. - Najbliższe wolne mam w piątek.

Na dworze wystawił twarz ku słońcu, chcąc zyskać nieco energii na resztę dnia. Niczym jakiś kwiatek.

 - Tak więc do zobaczenia - pożegnał się z uśmiechem i poszedł w swoją stronę.

Akutagawa:

Przesunął raz jeszcze kciukiem po dołeczkach, z zadowoleniem zauważając rumieńce na policzkach Atsushiego.

 - Czuję się wtedy naprawdę szczęśliwy za to, że to właśnie ty jesteś moim soulmatem - zgrabnie zaprzeczył temu, co mówił jeszcze dwa miesiące temu.

Pożegnał go skinieniem głowy i ruszył w stronę mieszkania.


*Ja wiem, że stracili swoje telefony w morzu, ale z Megu pisałyśmy to z przerwami po kilka miesięcy, tak więc niektórych szczegółów nie zapamiętałyśmy >>'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz